Co ma na myśli Jan Paweł II mówiąc o jedności europejskiej?
Ostatnio wiele się mówi o poparciu, jakiego Jan Paweł II miał udzielić polskiemu wejściu do Unii Europejskiej. Ojciec Święty nie jest jednak politykiem i należy jego słowa odczytywać w znacznie szerszym kontekście, niż czynią to zazwyczaj komentatorzy.
Po pierwsze, Papież z Polski o jedności Europy mówił wówczas, gdy nie śniło się to żadnemu politykowi na naszym kontynencie. Kiedy w 1979 roku padły w Gnieźnie znamienne słowa o „duchowej jedności chrześcijańskiej Europy”, wówczas podzielonej Żelazną Kurtyną na dwa wrogie sobie obozy, wielu publicystów uważało, że są to mesjanistyczne rojenia słowiańskiego Papieża. Kenneth Woodward, komentując wówczas w „Newsweeku” papieską wizję zjednoczonej Europy napisał: „tylko papież-Polak mógł wyśnić sobie takie marzenie”.
Osiemnaście lat później w tym samym Gnieźnie, ale w odmienionej już Europie, Jan Paweł II znów powrócił do tego tematu: „Nie będzie jedności Europy, dopóki nie będzie ona wspólnotą ducha. Ten najgłębszy fundament jedności przyniosło Europie i przez wieki go umacniało chrześcijaństwo ze swoją Ewangelią, ze swoim rozumieniem człowieka i wkładem w rozwój dziejów ludów i narodów. Nie jest to zawłaszczanie historii. Jest bowiem historia Europy jakby wielką rzeką, do której wpadają rozliczne dopływy i strumienie, a różnorodność tworzących ją tradycji i kultur jest wielkim bogactwem. Zrąb tożsamości europejskiej jest zbudowany na chrześcijaństwie.”
Ten fragment przemówienia z roku 1997 przypomniał Jan Paweł II podczas homilii wygłoszonej 19 maja br. do uczestników Polskiej Pielgrzymki Narodowej w Rzymie, mówiąc o misji, jaką mają Polacy i inne narody naszej części kontynentu w zjednoczonej Europie. Wejście tych państw w struktury Unii Europejskiej „może stanowić ubogacenie Europy. Europa potrzebuje Polski. Kościół w Europie potrzebuje świadectwa wiary Polaków.”
O integracji Polski z Europą Zachodnią mówi się zazwyczaj w kategoriach ekonomicznych, zaś główne pytanie, jakie pada w tym kontekście, brzmi: „co na tym zyskamy”? W tym tonie utrzymana jest większość dyskusji publicznych na ten temat. Jednym z nielicznych wyjątków jest głos Jana Pawła II, który jako pierwszy ponad ekonomię i politykę postawił sprawy duchowe i kulturę, a pytał nie o zysk, lecz o to, co możemy dać z siebie, czym możemy ubogacić innych.
W 1997 roku w Poznaniu, kiedy Ojciec Święty zapraszał młodych ludzi do udziału w Światowych Dniach Młodzieży w Paryżu, mówił im: „jak pojedziecie do tego Paryża, to wszystkim mówcie: my jesteśmy z Poznania, my jesteśmy stąd, skąd się Polska zaczęła, od Mieszka I i Bolesława Chrobrego”.
W zdaniu tym zawarte są dwa bardzo ważne przesłania: pierwsze - żeby się nie bać Europy, wychodzić jej naprzeciw; drugie - żeby nie wstydzić się swojej tożsamości, nie odrzucać swych chrześcijańskich korzeni. To wezwanie do świadectwa.
Papież stara się zrozumieć przeciwników integracji Polski ze strukturami Europy Zachodniej. Tak mówił o nich 19 maja w Rzymie: „Doceniam ich troskę o zachowanie kulturalnej i religijnej tożsamości naszego narodu. Podzielam ich niepokoje związane z gospodarczym układem sił...”. Biorąc to wszystko pod uwagę, Ojciec Święty dochodzi jednak do wniosku, że „Polska zawsze stanowiła ważną część Europy i dziś nie może wyłączać się z tej wspólnoty, która wprawdzie na różnych płaszczyznach przeżywa kryzysy, ale która stanowi jedną rodzinę narodów, opartą na wspólnej chrześcijańskiej tradycji.”
Wydaje się, że za takim stanowiskiem Papieża tkwią dwie przesłanki. Po pierwsze: żyjemy w czasach globalizacji, w których niemożliwe jest utrzymanie jakiejś duchowej autarkii. W czasach Internetu i telewizji satelitarnej granice państw nie stanowią dla przekazu idei żadnego problemu. Najlepszym przykładem jest Rosja, która znajduje się poza strukturami NATO czy Unii Europejskiej, a zalewana jest przez amerykańską kulturę masową, która coraz częściej kształtuje gusta i upodobania rosyjskiej młodzieży. Odizolowana Polska i tak nie uniknie tego procesu, zaś poza strukturami europejskimi zmniejszy się jej możliwość oddziaływania na partnerów z Zachodu.
Po drugie: postawa taka jest kapitulancka, gdyż raczej o słabości, niż o sile wiary świadczy uciekanie przed problemami zamiast ich podejmowania. Arcybiskup Józef Życiński pisze, że „gdyby wystraszeni Apostołowie zrobili sobie wnikliwe podsumowanie zagrożeń czekających na nich w Koryncie czy w Rzymie, prawdopodobnie nigdy nie opuściliby swej ziemi rodzinnej”. Tymczasem dzieło, które zaczęło się od dwunastu osób, zmieniło z czasem oblicze naszego kontynentu.
Warto znów wrócić do papieskiej pielgrzymki z 1997 roku. Wówczas to w przesłaniu do biskupów polskich Jan Paweł II napisał: „Nie możemy się dziś uchylać od podjęcia wskazanego nam kierunku. Kościół w Polsce może ofiarować jednoczącej się Europie swoje przywiązanie do wiary, swój natchniony religijnością obyczaj, duszpasterski wysiłek biskupów i kapłanów, i zapewne wiele jeszcze innych wartości, dzięki którym Europa mogłaby stanowić organizm pulsujący nie tylko wysokim poziomem ekonomicznym, ale także głębią życia duchowego.”
Na zachodzie naszego kontynentu coraz wyraźniej ujawnia się ostatnio samoświadomość duchowej pustki. Okazuje się, że Europa Zachodnia ma pomysł na zjednoczenie głównie w sferze ekonomii, ale nie w sferze kultury i ducha. Nawet uważany za czołowego przedstawiciela eurobiurokracji Jacques Delors oświadczył, że „Europa potrzebuje duszy”.
Rzecz jednak w tym, że Europa, która ma swoją historię, ma też swoją duszę. Nie trzeba jej wymyślać, trzeba tylko do niej sięgnąć. Mówił o tym Jan Paweł II podczas wspomnianego przemówienia w Gnieźnie: „Zrąb tożsamości Europy jest zbudowany na chrześcijaństwie. A obecny brak jej duchowej jedności wynika głównie z kryzysu tej chrześcijańskiej samoświadomości”.
Jednym z przejawów owego kryzysu jest zaproponowany ostatnio projekt przyszłej Konstytucji Unii Europejskiej, w którym znalazło się odniesienie do dziedzictwa starożytnej Grecji i Rzymu oraz Oświecenia, zabrakło natomiast odwołania się do chrześcijaństwa. Komentując ów projekt kardynał Roberto Tucchi powiedział, że stanowił on triumf ideologii nad prawdą.
Warto więc przypomnieć, że słowo „Europejczycy” pojawiło się po raz pierwszy na określenie chrześcijańskich wojowników, którzy w 732 roku w bitwie pod Poitiers ocalili nasz kontynent przed inwazją Arabów. Chrześcijańskie korzenie jedności europejskiej wyrastają jednak nie tylko z dziedzictwa Średniowiecza, lecz leżą również u podstaw integracji po II wojnie światowej. Mianem „ojców założycieli” współczesnej Europy określa się trzech katolików: Francuza - Roberta Schumana, Włocha - Alcide de Gasperi i Niemca - Konrada Adenauera. Ich działania na płaszczyźnie politycznej znajdowały dopełnienie w wielu inicjatywach kulturowych różnych środowisk katolickich, m.in. Pax Romana czy Pax Christi. Cieszyły się też poparciem Piusa XII, który w swoim wystąpieniu do intelektualistów katolickich w 1952 roku stwierdził, iż troską Stolicy Apostolskiej jest „kształtowanie jedności Europy w sferze ducha poprzez ukazywanie wartości, które będą ożywiać pojętą pozytywnie świadomość ponadnarodową”.
Dziś na procesy te próbuje wpływać Jan Paweł II. Wielu zachodnich chrześcijan, zafascynowanych jego działalnością, rozumuje następująco: Papież nie wziął się znikąd, wychował się w konkretnej tradycji, konkretnej kulturze i to doświadczenie zbiorowe, które go ukształtowało, a które teraz pozwala mu tak silnie oddziaływać na rzeczywistość, musi zawierać w sobie ogromny potencjał. Dlatego właśnie doświadczenie polskie może być Zachodowi tak bardzo przydatne.
Przez większość polskich publicystów myślenie tego typu odbierane jest jako przejaw chorego polskiego mesjanizmu. Tezy takie formułowały jednak osoby bardzo wpływowe dla myśli katolickiej na świecie, np. Rocco Buttiglione, Richard Neuhaus czy George Weigel. Zaś brat Roger, założyciel wspólnoty Taize, powiedział wprost: „Z Polski, tak, z Polski przyjdzie wiosna Kościoła”.
Wszystkie wskaźniki - liczba powołań duchownych, osób regularnie praktykujących czy objętych formacją w katolickich ruchach i wspólnotach - pokazują, że w Polsce istnieje olbrzymi potencjał wiary. Potencjał ten, zdaniem Jana Pawła II, może być wykorzystany do nowej ewangelizacji Europy. Mówił o tym Ojciec Święty już w 1987 roku, gdy na Placu Defilad w Warszawie wręczał krzyże misyjne: „Idźcie - stańcie się sługami Słowa Bożej Prawdy, szafarzami Bożych tajemnic, pionierami ewangelizacji. Idźcie - i niech rośnie na polskiej ziemi zapał misyjny: to tchnienie żywego Boga, zew krzyża i zmartwychwstania. Idźcie - zanosząc innym to, co jest tysiącletnią spuścizną Kościoła na ziemi polskiej. Dzieląc się z innymi.”
Po trzykroć „idźcie!”: pierwsze - to wezwanie do nawracania samych siebie, drugie - do dzielenia się Prawdą w ojczyźnie, trzecie - do misji na całym świecie.
Pewnym atutem, a zarazem wyzwaniem, jest położenie Polski między Wschodem a Zachodem. Dostrzega to Jan Paweł II, gdy mówi: „Naszej wiary, żywej i głębokiej, potrzebuje bardzo Zachód na historycznym etapie budowania nowego systemu wielorakich odniesień. Mocnego znaku zawierzenia Chrystusowi potrzebuje Wschód, duchowo spustoszony przez lata programowej ateizacji. Europa potrzebuje nas wszystkich zebranych solidarnie wokół Krzyża i Ewangelii.”
Nie ma żadnego determinizmu. Polska może wnieść nową dynamikę i własny niepowtarzalny wkład w dzieło nowej ewangelizacji Europy, ale nie musi. Wszystko zależy od naszego wolnego wyboru. „Jaką drogą pójdziemy w trzecie tysiąclecie?” - pytał rodaków Ojciec Święty w 1997 roku w Legnicy. I odpowiadał słowami Starego Testamentu: „Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście.” Wybór należy do nas. „Ten wybór - podkreślał Papież - dokonuje się w sercu, w sumieniu każdego człowieka, ale nie pozostaje on bez wpływu również na życie społeczności - narodu”. A także Europy.
opr. mg/mg