Wojna przeciw nienarodzonym dzieciom ciągle trwa...
Piątego listopada prezydent USA George W. Bush podpisał ustawę zabraniającą wykonywania aborcji partial birth, czyli „przez częściowe urodzenie”. Wcześniej taką samą decyzję podjął Kongres, a następnie Senat Stanów Zjednoczonych.
„Debata na temat liberalizacji aborcji to nie polemika, lecz wojna. Wojna jednostronna, w której tchórzliwy agresor nie musi mierzyć się ze swoją ofiarą. Wojna, w której zamaskowani silniejsi żądają od państwa poparcia, by móc bezkarnie ścigać niewinnych. Bo aborcja to przecież prawdziwa wojna, gdzie płynie krew i łzy, gdzie są ranni i zabici.”
Aborcja partial birth to zabieg, którego celem jest zabicie dziecka w późnej fazie ciąży. Ponieważ dziecko często jest już w tym okresie zdolne do przeżycia poza organizmem matki, uśmiercenia dokonuje się, wywołując przedwczesny poród i zabijając dziecko, kiedy jest już częściowo na zewnątrz.
Przebieg takiego zabiegu opisała w liście do Kongresu pielęgniarka Brenta Shafer, która pracowała w klinice aborcyjnej doktora Martina Haskella w Dayton:
„Haskell przyniósł urządzenie ultradźwiękowe i umieścił je u góry, tak aby widzieć dziecko. Na ekranie ultrasonografu widać było bijące serce. Obserwując ekran, wprowadził kleszcze i pochwycił nogi dziecka i wyciągnął je przez kanał porodowy. Następnie wyciągnął ramionka, aż po szyję. W tym momencie wewnątrz pozostawała jedynie główka dziecka. Ciało dziecka poruszało się. Jego maleńkie paluszki plątały się. Machało nóżkami. Doktor Haskell wziął nożyce i wprowadził je z tyłu głowy dziecka. Użył ich, a potem włożył rurkę aspiratora w otwór, wysysając mózg dziecka na zewnątrz. Widząc, jak to robi, prawie wymiotowałam. Potem Haskell wyciągnął główkę dziecka, obciął pępowinę i usunął łożysko. Wyrzucił dziecko do wiadra, razem z łożyskiem i narzędziami, których dopiero co użył. Widziałam konwulsje dziecka w wiadrze.”
Według oficjalnych danych, każdego roku w USA dokonywano kilkanaście tysięcy tego typu „zabiegów”. Kiedy w 1995 roku republikanie, którzy zdobyli większość w Kongresie i Senacie, uchwalili ustawę zakazującą aborcji partial birth - natychmiast zawetował ją ówczesny prezydent Bill Clinton. Jeszcze w 2000 roku stan Nebraska próbował zabronić tego typu procederu, ale Sąd Najwyższy USA - stosunkiem głosów 5 do 4 - uchylił to prawo i zezwolił na aborcje „przez częściowe urodzenie”. Sąd powołał się przy tym na słynne orzeczenie z 1973 roku w sprawie Roe przeciw Wade, które otworzyło drogę do legalizacji w Stanach Zjednoczonych aborcji na życzenie. Rzecz jednak w tym, że werdykt z 1973 roku dopuszczał możliwość zabicia dziecka w pierwszych dwóch trymestrach ciąży, zaś jeśli chodzi o aborcję w trzecim trymestrze, to zezwalał poszczególnym stanom na wprowadzenie swoich regulacji.
Już teraz zwolennicy aborcji zapowiadają, że zaskarżą podpisaną przez prezydenta Busha ustawę do Sądu Najwyższego. W tym ostatnim gremium zaś dominują sędziowie przychylni lobby proaborcyjnemu.
Już w 1983 roku ówczesny prezydent Ronald Reagan, występując przeciwko legalności aborcji w USA, zauważył, że prawo to „nie zostało ani przegłosowane przez naród, ani też nie uchwalili go nasi prawodawcy”. Według niego, to „brutalny akt władzy sądowniczej” narzucił ową regulację całemu krajowi. Reagan, mimo że ze wszystkich sił walczył o życie nienarodzonych - poświęcił temu nawet wydaną w 1984 roku książkę pt. „Aborcja i sumienie narodu” - był bezradny wobec werdyktu Sądu Najwyższego. Wiele wskazuje na to, że również teraz wola narodu, wyrażona w demokratyczny sposób przez jego przedstawicieli, może zostać zlekceważona przez „nową kastę kapłańską”, jak się coraz częściej w Ameryce nazywa sędziów Sądu Najwyższego.
Żaden Sąd Najwyższy nie zakwestionuje natomiast nowych rozporządzeń w sprawie aborcji, jakie wydało Ministerstwo Zdrowia w Moskwie. Po raz pierwszy od 1955 roku Rosja zaostrzyła bowiem swoje ustawodawstwo aborcyjne. Zdaniem obrońców życia, owo zaostrzenie jest w sumie nieznaczne - tak nieznaczne, że nawet nie protestowały przeciwko niemu organizacje proaborcyjne - pokazuje jednak, że po latach milczenia na ten temat w Rosji powraca świadomość, iż jest to poważny problem. Rzecz jednak w tym, że dla władz jest to problem bardziej natury demograficznej niż moralnej.
Spisy ludności pokazują, że populacja Rosjan z roku na rok coraz gwałtowniej się kurczy. Wzrost demograficzny odnotowywany jest zaś głównie wśród ludności nierosyjskiej. Nic w tym dziwnego, skoro na jedną ciążę donoszoną przypadają trzy przerwane, zaś ponad 70 procent Rosjanek dokonało aborcji, niektóre zaś nawet po 20-30 razy.
Liczba aborcji spada jednak z roku na rok. Według oficjalnych danych, o ile w 1988 roku było ich 4,6 mln, to w 2002 roku - już tylko 1,7 mln. Zdaniem lekarzy, wynika to jednak w dużej mierze z tego, że coraz więcej kobiet jest bezpłodnych - główną przyczyną tego jest zaś olbrzymia liczba aborcji, które rujnują zdrowie kobiet.
Obecne zaostrzenia prawne w tej dziedzinie są minimalne. Nadal dostępna bez żadnych ograniczeń jest aborcja w pierwszych 12 tygodniach, natomiast jeśli chodzi o aborcję między 12. a 22. tygodniem ciąży, to wprowadzono pewne zmiany. Do tej pory można było usunąć dziecko, powołując się na jedną z 13 „przyczyn społecznych”, obecnie zaś ich liczbę zredukowano do czterech punktów (gwałt, osadzenie w więzieniu, śmierć lub poważne kalectwo męża oraz pozbawienie kobiety praw rodzicielskich).
Rosyjscy komentatorzy podkreślają, że w warunkach powszechnego w tym kraju nieprzestrzegania prawa będzie to martwy przepis i nie wpłynie z pewnością na zmniejszenie liczby aborcji. Także dla przedstawicieli Cerkwi prawosławnej jest to tylko świadectwo pewnego trendu, który - ich zdaniem - wkrótce się w Rosji ujawni.
Wynalezienie ultrasonografu spowodowało, że stało się możliwe zobaczenie żyjącego dziecka w łonie matki. W Stanach Zjednoczonych ponad połowa kobiet, które planowały dokonanie aborcji, zmieniła zdanie po obejrzeniu na ekranie swojego dziecka i usłyszeniu bicia jego serca.
Są jednak kraje, w których wynalazek USG wykorzystywany jest w zupełnie przeciwnym celu. W Albanii powszechne jest rozpoznawanie za pomocą ultrasonografu płci dziecka, by, jeśli okaże się, że urodzi się chłopiec - zachować go przy życiu, jeśli zaś dziewczynka - zabić ją. W kraju tym preferowani są bowiem męscy potomkowie jako spadkobiercy rodu oraz pomoc fizyczna w domu i gospodarstwie. Ponieważ rozpoznać płeć na USG można dopiero w czwartym-piątym miesiącu ciąży, aborcja zaś jest dopuszczalna prawnie w Albanii tylko w pierwszych trzech miesiącach - wszystkie tego typu zabiegi są nielegalne. Są one jednak bez problemu omijane za pomocą fałszywych zaświadczeń.
O tym, że zabijanie w ten sposób dziewczynek jest zjawiskiem masowym, przekonują oficjalne dane statystyczne. Otóż w kraju o prawidłowej strukturze demograficznej żyje zawsze więcej kobiet niż mężczyzn, tymczasem w Albanii mieszka o 6 proc. więcej mężczyzn niż kobiet (i to pomimo olbrzymiej emigracji do innych krajów, w której przodują mężczyźni).
Z podobnym problemem borykają się też Indie, gdzie w XX wieku - według tamtejszego komisarza ds. ludnościowych - zabito co najmniej 25 milionów dzieci - przed urodzeniem, w trakcie narodzin lub tuż po nich - tylko dlatego, że były płci żeńskiej. Doszło do tego, że rząd indyjski w 1996 roku wydał zakaz używania USG do określania płci dzieci nienarodzonych. Nie zahamowało to jednak procederu likwidowania dziewczynek. Dane statystyczne są alarmujące: w kraju na 1000 chłopców poniżej szóstego roku życia przypada 927 dziewczynek, zaś w niektórych regionach, zwłaszcza rolniczych, współczynnik ten jest jeszcze gorszy - 1000 chłopców na 754 dziewczynki. Demografowie ostrzegają, że będzie to w przyszłości poważny problem, gdyż dla wielu mężczyzn zabraknie kobiet, które mogłyby zostać ich żonami.
Tak więc aktualne pozostają słowa Jana Pawła II z Encykliki „Evangelium vitae”, że trwa dziś na świecie „wojna silnych przeciw bezsilnym” i powstają całe „struktury grzechu” zaangażowane w „spisek przeciwko życiu”. Słowa Papieża o „cywilizacji śmierci” to nie poetycka metafora, to konkretna rzeczywistość.
opr. mg/mg