Jan Budziaszek, znany muzyk-perkusista mówi o różańcu
Jan Budziaszek: znany w środowisku jazzowo-estradowym perkusista. Od 1965 roku związany z zespołem Skaldowie. Grał między innymi z Tomaszem Stańką, Marylą Rodowicz i grupą Pod Budą. Autor popularnego ”Dziennika perkusisty”.
- Dlaczego Zły tak bardzo boi się Różańca?
- Nie pytaj mnie o mądre rzeczy, bo ja nie jestem żadnym specem ani wykształconym gościem, nie potrafię teoretyzować. Odmawiam Różaniec, bo wiem, jak to działa.
- A jak działa?
- Codziennie doświadczam jego mocy. Odmawiając Różaniec, stajesz się niewidzialny dla demonów. One nie mają do ciebie dostępu. Pierwszego listopada idę przez cmentarz, a tu biegnie do mnie znajomy człowiek i krzyczy: ”Panie Janku, to działa!!!”. O co chodzi? Zaczął opowiadać. Zajmował się emerytami i rencistami. Nie lubił Różańca, stąpał twardo po ziemi. Kilka dni wcześniej zorganizował dla swych podopiecznych wycieczkę. Niestety, późnym wieczorem, pod Ożarowem, urwało się w autobusie koło. Zaczął kląć, ale emeryci powiedzieli: zmówimy Różaniec. ”A mówcie sobie” - pomyślał ze złością. Dotarł do pierwszej stacji benzynowej, a na niej... spotkał swojego kolegę z liceum, którego nie widział 30 lat. Ten zajmował się autobusami. Pielgrzymi pojechali dalej... nowym busem...
- Już jako świeżo upieczony chrześcijanin zachłysnąłeś się Różańcem. Neofici mają z nim spore problemy...
- Jeżeli chodzi o nawrócenie, to - uwaga - wszystko jeszcze przede mną. Nie można nawrócić się raz w życiu, nawracamy się tysiąc razy dziennie: przed każdym krokiem, myślą, słowem. ”Co, Panie, zrobiłbyś na moim miejscu?”. Jako neofita pojechałem do Częstochowy, pierwszy raz w życiu jako zawodowy pielgrzym: z plecaczkiem, kubeczkiem, szczoteczką do zębów. Szedłem na końcu grupy. Od murów aż pod Obraz idzie się czasem kilka godzin, czeka się, aż przejdą inni. Za nami wlokła się grupa polsko-włoska. Szli i odmawiali Różaniec. Polacy zaczynali, Włosi kończyli. Powstało we mnie pragnienie, by po powrocie do domu przez pierwszych piętnaście dni odmawiać codziennie jedną tajemnicę.
- Z piętnastu dni zrobiło się dwadzieścia lat?
- Tak, sam jestem zaskoczony. Wiem jedno: to łaska! Szatan pozwoli nam zbudować piękne kościoły, a nawet założyć wspólnoty modlitewne, ale za wszelką cenę wytrącać będzie z ręki Różaniec. Pamiętam, że po kilku latach organizowania u mnie w domu pierwszosobotnich różańców, wściekłem się i powiedziałem: ”Koniec, mam dość!”. Chodziłem po znajomych, po duszpasterstwach, kościołach i zachęcałem: ”Przyjdźcie do mnie na Różaniec”. Przychodziły trzy, cztery osoby. Miałem dość. Będąc kiedyś w Częstochowie na trasie ze Skaldami, przez tydzień chodziłem na szóstą rano na odsłonięcie Obrazu i błagałem: ”Zwolnij mnie. Nie chcę już niczego organizować!”. I usłyszałem w sercu: ”Jeszcze jeden, jedyny raz...”. Nie ruszyłem palcem, nikogo nie zawiadomiłem, nie wykonałem żadnego telefonu. ”Nie powiem, że jestem w Krakowie, to może nikt nie przyjdzie?” - cieszyłem się w duchu. Nadeszła sobota. Od rana urywały się telefony, żona nie podnosiła już nawet słuchawki. Wieczorem na modlitwę przyszło do mnie aż czterdzieści siedem osób. Przez kilka godzin staliśmy stłoczeni w pokoju i modliliśmy się, a potem zauważyłem, że pod moim oknem marznie dwóch chłopców. Otwieram okno, a oni mówią: ”Czy możemy jeszcze trochę postać?” (śmiech).
- Pan Bóg pokazał Ci, że przesłaniasz swoją osobą Jego plan...
- Tak. Teraz wiem, że to Jego dzieło, a nie moje. Jeśli myślę inaczej, wpadam w zasadzkę... Odtąd zawsze w pierwszą sobotę jestem ”przypadkowo” wysyłany w różne zakątki świata. I zawsze podchodzą ludzie i proszą o rozmowę z Budziaszkiem: ale nie Skaldem, tylko tym drugim... (śmiech).
- A muzycy śmieją się, że z Budziaszkiem źle jeździ się na trasy, bo się spodnie na kolanach przecierają...
opr. mg/mg