Zaproszenie do dyskusji na temat możliwości sprawowania Sakramentu Pokuty za pośrednictwem internetu: czy możliwa jest zmiana tzw. dyscypliny tego sakramentu?
Uwaga: Tekst ten jest zaproszeniem do dyskusji. Zawiera on pewne hipotezy (nie teologiczno-pastoralne pewniki) dotyczące możliwości otwarcia nowych perspektyw sprawowania sakramentu pokuty. Autor — póki co — jest przekonany, że spowiedź przez internet byłaby pod pewnymi warunkami możliwa i pożyteczna. Ale zarazem jest świadom tego, że przekonanie to może okazać się niesłuszne. Tym bardziej zachęca czytelnika do lektury krytycznej, ale nie emocjonalnie krytykanckiej.
Żaden z sakramentów nie zmieniał swej formy i treści w tak dużym stopniu jak sakrament pokuty. W ciągu 2 tysięcy lat istnienia Kościół przeszedł ewolucję od ideału, zgodnie z którym dojrzały człowiek — raz dostąpiwszy oczyszczenia w chrzcie świętym — powinien tak żyć, aby nie potrzebować sakramentalnego jednania się z Bogiem i bliźnimi, poprzez przyzwolenie na jednorazową pokutę publiczną, aż do postulowania jak najczęstszej, na przykład co 2-tygodniowej, spowiedzi z pobożności. A zatem w pierwszych wiekach dobrym chrześcijaninem był ten, kto nie musiał przystępować do sakramentu pokuty i de facto do niego nie przystępował; dziś natomiast gorliwy wierny to taki, kto przynajmniej raz w miesiącu klęka przy kratkach konfesjonału. Z tego nie wynika, że pierwsi chrześcijanie nie czynili pokuty. Wręcz przeciwnie, byli ludźmi umartwień i wyrzeczeń, ale właśnie po to, aby nie popełnić grzechu, który wymagałby sakramentalnego rozgrzeszenia. Sakrament pokuty w pierwszych sześciu wiekach był publiczny w tym sensie, że grzesznik przez dłuższy okres podejmował nakazane mu czyny pokutne, co było faktem znanym przez innych członków wspólnoty Kościoła. Grzech, który wymagał takiej pokuty pozwalającej pojednać się z Bogiem i Kościołem, też najczęściej był znany, choć nie oznacza to, że obowiązkiem było publiczne jego wyznawanie. Aczkolwiek tu i ówdzie taka praktyka miała miejsce. Dziś sakrament pokuty ma formę krótkiej i najczęściej anonimowej spowiedzi w zaciszu konfesjonału. Patrząc na tę zdumiewającą historię sakramentalnego jednania się człowieka z Bogiem, nasuwa się pytanie, czy jego obecna forma jest formą ostateczną i definitywną? Sądzę, że nic nie wskazuje na to, aby tak właśnie było.
Jeden z możliwych kierunków modyfikacji sprawowania i przeżywania sakramentu pokuty wytycza to, co nazywamy rewolucją informatyczną. Elektroniczne środki przekazu sprawiają, że zmienia się nie tylko nasze rozumienie czasu i przestrzeni, ale także doświadczenie kontaktu z drugim człowiekiem. Czy można zatem wyobrazić sobie spowiedź sakramentalną, w której kontakt penitenta ze spowiednikiem jest zapośredniczony elektronicznie? Czy możliwa jest spowiedź przez internet? Przy czym słowa „internet” używamy tu raczej jako symbolu na określenie zarówno dostępnych obecnie, jak i możliwych do wdrożenia w przyszłości elektronicznych środków komunikacji.
Dziś nie można wyspowiadać się przez internet. Sądzę jednak, że sytuacja ta wynika z obowiązującej dyscypliny sprawowania sakramentu pokuty, a nie z istoty tegoż sakramentu. Dyscyplina jest natomiast czymś, co znajduje się w gestii Kościoła i jako taka może zostać zmieniona. Nasze pytanie nie dotyczy zatem tego, czy jakiś ksiądz mógłby obecnie zaproponować spowiedź przez internet, bo nie mógłby..., ale tego, czy Stolica Apostolska mogłaby zezwolić pod pewnymi warunkami na taką spowiedź. W Kodeksie Prawa Kanonicznego czytamy: „W sakramencie pokuty, wierni wyznający uprawnionemu szafarzowi grzechy, wyrażający za nie żal i mający postanowienie poprawy, przez rozgrzeszenie udzielone przez tegoż szafarza, otrzymują od Boga odpuszczenie grzechów po chrzcie popełnionych i jednocześnie dostępują pojednania z Kościołem, któremu grzesząc zadali ranę” (kan. 959). Katechizm Kościoła Katolickiego zaś stwierdza między innymi: „Sakrament pokuty składa się z trzech aktów penitenta oraz z rozgrzeszenia kapłana. Aktami penitenta są: żal za grzechy, spowiedź lub ujawnienie grzechów przed kapłanem oraz postanowienie wypełnienia zadośćuczynienia i czynów pokutnych” (nr 1491). Obecnie spowiedź najczęściej odbywa się w ten sposób, że penitent przychodzi do księdza w konfesjonale, wyznaje grzechy, wyraża żal i prosi o rozgrzeszenia, kapłan natomiast udziela nauki, zadaje pokutę (raczej dość symboliczną) i rozgrzesza. Przez kratki konfesjonału zazwyczaj niewiele albo nic nie widać. Jeśli penitent się nie przedstawi, to bywa, że ksiądz myli się znacznie, co do wieku, a nawet, co do płci penitenta. W każdym razie kontakt penitenta ze spowiednikiem jest kontaktem słuchowym. Obydwie strony po prostu słyszą siebie nawzajem. Kapłan słyszy penitenta, który wyznaje swoje grzechy oraz zapewnia o swym żalu. Penitent natomiast słyszy kapłana, który poucza, zadaje pokutę i udziela rozgrzeszenia. Niekiedy rozgrzeszenie udzielane jest półgłosem, a w dodatku penitent odmawia w tym czasie jakieś swoje modlitwy, tak że potrzebne jest tradycyjne odpukanie w drewno konfesjonału, aby penitent zorientował się, że już otrzymał rozgrzeszenie. Spowiedź jest zazwyczaj anonimowa w tym sensie, że spowiednik nie zna penitenta przed spowiedzią, ani nie poznaje go w trakcie spowiedzi; wie jedynie, że rozmawiał z jakimś człowiekiem, który wyznał określone grzechy. Ma jednak niewielkie możliwości, aby kogoś takiego rozpoznać w przyszłości poza kontekstem spowiedzi. Inaczej przedstawia się sytuacja np. w małych wiejskich parafiach, gdzie proboszcz od lat zna wszystkich. Ale właśnie dlatego wierni z takich parafii chętnie spowiadają się w innej parafii albo u przyjezdnych, nieznanych księży.
Czy pośrednictwo internetu pozwalałoby zachować w odpowiednim stopniu elementy wskazane powyżej jako istotne dla sakramentu pokuty? Moim zdaniem, tak. Stosując elektroniczne środki przekazu penitent mógłby skontaktować się z kapłanem, a następnie wyznać swoje grzechy i wyrazić żal oraz postanowienie poprawy, kapłan natomiast mógłby zadać odpowiednie pytania penitentowi, udzielić nauki, zadać pokutę i rozgrzeszyć. Formuła rozgrzeszenia jest modlitwą, a zarazem stwierdzeniem o sądowniczym charakterze, która ze swej istoty nie musi być ograniczona przestrzenią w tym sensie, że rozgrzeszający kapłan winien mieć penitenta blisko siebie w sensie fizycznym. Zauważmy, że przyjmuje się, iż np. błogosławieństwo Ojca świętego za pośrednictwem telewizji jest ważnym błogosławieństwem dla tego, kto patrząc na ekran telewizora przyjmuje je z wiarą. Nie ma — moim zdaniem — fundamentalnego znaczenia to, czy kapłan rozmawia z penitentem, który znajduje się w odległości 20 cm po drugiej stronie kratek konfesjonału, czy też z penitentem obecnym po drugiej stronie kabla. Komputer daje możliwość komunikowania się poprzez pisanie w tym samym czasie, a także poprzez mówienie (spowiedź przez telefon!), co więcej, można przy pomocy komputerowych kamer doskonale się widzieć patrząc sobie w twarz za pośrednictwem monitora. Jeśli do tego dodamy możliwość tzw. teleimersji, to okaże się że kontakt zapośredniczony elektronicznie nie musi ustępować kontaktom w konfesjonale, a nawet może je przewyższać. By jednak uniemożliwić różnego rodzaju dowcipy fałszywych penitentów, postulowałbym ograniczenie możliwości spowiedzi przez internet do przypadków, w których spowiednik osobiście zna penitenta. Na przykład kiedy ktoś wyjeżdża na dłuższy okres do innego kraju, a ma stałego spowiednika, to mógłby wówczas kontaktować się z nim za pomocą internetu. Oto głos pewnej internautki: „Chcę się dołączyć do dyskusji o spowiedzi przez internet. Do tej pory uważałam, że trochę się przesadza z tą spowiedzią przez internet, chociaż nie miałam dokładniejszych na ten temat przemyśleń. Od 5 tygodni jestem za granicą. Przez dwie ostatnie niedziele nie przystępowałam do Komunii świętej. Czuję się bardzo nieswojo uczestnicząc we Mszach św. — są one dla mnie niepełne. Gdybym znała język kraju, w którym przebywam, może bym się i zmobilizowała. Ale nie znam. A tutaj jest tylko jedna katolicka parafia z jednym księdzem. W Polsce staram się chodzić do spowiedzi do jednego księdza. Zmierzam do tego, że w pełni zaczynam popierać pomysł spowiedzi przez internet. Oczywiście nie dla wszystkich i nie w każdej chwili, bo się np. komuś nie chce wyjść z domu i podjąć trochę trudu”.
No cóż! Internautce można by zaproponować spowiedź z tłumaczem. W Kodeksie Prawa Kanonicznego wszak czytamy: „Nikomu nie zabrania się spowiadać za pośrednictwem tłumacza, z wykluczeniem wszakże nadużyć i zgorszenia...” (kan. 990). Natomiast kan. 983 par. 2 precyzuje: „Obowiązek zachowania tajemnicy ma także tłumacz, jeśli występuje...”. Widzimy zatem, że obecna dyscyplina sprawowania sakramentu pokuty dopuszcza pośrednictwo. Sądzę jednak, że w przypadku naszej internautki o wiele lepszym byłoby pośrednictwo komputera niż jakiegoś przygodnego tłumacza. A skoro już mówimy o pośrednictwie w sprawowaniu sakramentów, to zauważmy także, iż sakrament małżeństwa można ważnie zawrzeć przez pełnomocnika (per procuratorem), a zatem w taki sposób, że nupturienci nie muszą być równocześnie osobiście obecni podczas zawierania związku małżeńskiego (KPK, kan. 1104 i 1105). Możliwość pośredniczenia przez pełnomocnika nasuwa myśl o możliwości pośredniczenia elektronicznego.
Wielu duchownych, w tym teologów, zapytanych o możliwość spowiedzi przez internet odpowiadało negatywnie. Jednak nie spotkałem się do tej pory z silną, merytoryczną argumentacją. No bo trudno za taką argumentację uważać patetyczne okrzyki: Ależ to jest niemożliwe! Z niektórych wypowiedzi trudno zresztą wywnioskować, czy ich autorzy mieli na myśli to, że obecnie nie można spowiadać się przez internet (czemu nikt nie przeczy), czy też to, że nigdy elektroniczna spowiedź nie będzie możliwa z powodów doktrynalnie zasadniczych. Nie brak też opinii, których autorzy zdają się nie do końca rozumieć, o czym mowa. Na przykład ks. Marek Dziewiecki (patrz: www.szkoly.edu.pl/szydlowiec/mardzie/text/spowiedz.html) po stanowczym stwierdzeniu, iż „nie jest możliwa spowiedź za pośrednictwem internetu ani w jakiejkolwiek innej formie poza osobistym spotkaniem ze spowiednikiem”, podaje zasadnicze powody takiego stanowiska. Pisze: „Nikt z ludzi nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie. [...] Potrzebna jest osobista rozmowa ze spowiednikiem, który ma wtedy szansę postawić penitentowi dodatkowe pytania. [...] Spowiedź samotna, uznanie własnej winy bez kontaktu ze spowiednikiem, nie wystarczy, by odzyskać więzi miłości”. Starając się zrozumieć, o czym właściwie rozprawia ks. Dziewiecki, dochodzę do wniosku, że uważa on, iż spowiedź przez internet, to coś w rodzaju komputerowo-taryfowego rozrachunku z samym sobą. Wchodzimy w jakiś program, wystukujemy na klawiaturze grzechy, a komputer zadaje nam pokutę i udziela rozgrzeszenia. Taki pomysł rzeczywiście byłby godny jedynie natychmiastowego odrzucenia. Tymczasem spowiedź przez internet, to rzeczywisty, choć zapośredniczony elektronicznie, kontakt penitenta ze spowiednikiem. Nie ma tutaj mowy o byciu sędzią we własnej sprawie, ani o jakiejś samotnej spowiedzi bez kontaktu ze spowiednikiem. Wręcz przeciwnie, elektroniczna spowiedź u spowiednika, który uprzednio zna penitenta, zakłada rozmowę i pomoc w formowaniu prawego sumienia i dobrych pragnień. Tyle tylko, że ta rozmowa dokonuje się przez internet, a nie przez kratki konfesjonału. Nie widzę powodu, aby twierdzić, iż Bóg nie mógłby albo nie chciałby udzielić sakramentalnej łaski przebaczenia skruszonemu grzesznikowi wyznającemu swoje grzechy przez komputer kapłanowi (a nie komputerowi!).
Powtarzanym często argumentem przeciwko spowiedzi internetowej jest stwierdzenie, iż spowiedź wymaga bezpośredniego spotkania penitenta ze spowiednikiem. „Spotkanie” to filozoficznie ważkie i egzystencjalnie cenne słowo, ale myślę, że w powyższym kontekście jest po prostu nadużywane. No bo jakim to spotkaniem jest anonimowa spowiedź w zaciszu konfesjonału. Spowiadałem się kiedyś po włosku w Bazylice Watykańskiej. Było to duże przeżycie, ale bynajmniej nie z tego powodu, że spotkałem się ze spowiednikiem. Tam nie było żadnego spotkania „ja-ty” w odniesieniu do mnie i do osoby spowiednika. Spowiednik pozostał dla mnie kimś anonimowym, jak i ja dla niego. Nie widziałem jego twarzy, nie wiem nawet, jakiej był narodowości. Natomiast spowiedź przez internet, o jakiej tutaj mówimy, zakłada uprzednią, osobistą znajomość. Bardziej niż ze spowiednikiem w Bazylice Watykańskiej mógłbym się wówczas spotkać z moim starym spowiednikiem w Polsce, z którym wszedłbym w kontakt za pośrednictwem komputera. Inna sprawa, że nawet gdyby istniała taka możliwość, to prawdopodobnie bym tego nie zrobił; wolałbym wyspowiadać się w Bazylice.
Przez powyższą argumentację nie chcę powiedzieć, że nie cenię sobie spowiedzi, w których dochodzi do osobowego i bezpośredniego spotkania penitenta ze spowiednikiem. Wręcz przeciwnie, za najlepszą formę sprawowania sakramentu pokuty uważam spowiedź „twarzą w twarz” (bez kratek konfesjonału) u stałego spowiednika w kontekście wspólnotowo przeżywanej liturgii pokutnej. Takie liturgie są owocem odnowy Soboru Watykańskiego II i jako takie są polecane przez „Obrzędy pokuty”, ale w naszych parafiach dość trudno je spotkać. Sądzę zatem, że czymś niepoważnym jest rozprawianie o istotnym znaczeniu bezpośredniego spotkania spowiednika z penitentem, jeśli większość tradycyjnych i przecież jak najbardziej ważnych i godziwych spowiedzi odbywa się bez takiego spotkania. W spowiedziach tych mamy do czynienia jedynie ze słuchowym kontaktem (spowiedź uszna), o którym trudno mówić, że konstytuuje spotkanie. Mówienie „na ucho” to mówienie o czymś w sekrecie, co wcale nie musi zakładać spotkania. A jeśli tak jest, to zwalczając postulowanie możliwości spowiedzi przez internet, nie można z egzaltacją twierdzić, że bezpośrednie spotkanie spowiednika i penitenta należy do istoty spowiedzi. Fakt, że penitent znajduje się po drugiej stronie kratki, nie stanowi przecież spotkania. Z drugiej strony, kontakt internetowy, choć nie jest kontaktem bezpośrednim, wcale nie musi oznaczać niemożliwości spotkania się w ogóle. Czyż katolicy w Moskwie nie mogą twierdzić, że rzeczywiście spotkali się z Janem Pawłem II za pośrednictwem telebimu? Znaczące jest też tutaj to, że cokolwiek byśmy nie myśleli o reakcji patriarchy Aleksieja II, to uznał on elektroniczną obecność Papieża za realne wtargnięcie na jego kanoniczne terytorium.
Innym argumentem podnoszonym przez przeciwników możliwości internetowej spowiedzi jest powoływanie się na tajemnicę spowiedzi. Elektroniczne pośrednictwo miałoby narażać nienaruszalność tajemnicy spowiedzi. Jestem jednak przekonany, że temu, kto miałby nikczemny zamiar podsłuchiwania spowiedzi, łatwiej byłoby zamontować mikrofon w jakimś konfesjonale niż szukać spowiedzi na internetowych łączach. Poza tym, tajemnica spowiedzi dotyczy spowiednika, a nie penitenta. Jeśli penitent chce publicznie wyjawić swoje grzechy, to może to zrobić, po warunkiem, że nie będzie tego robił w celu wywołania zgorszenia. A ewentualne ryzyko podsłuchania, czy też podejrzenia spowiedzi w internecie penitent bierze na siebie. Przecież jeśli ktoś podsłucha spowiedź w konfesjonale, to nikt nie oskarża kapłana, że złamał tajemnicę spowiedzi, bo nie zabezpieczył konfesjonału.
Niedawno ukazały się dwa dokumenty Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu na temat internetu: „Kościół a Internet” oraz „Etyka w Internecie”. Niektórzy oczekiwali, że dokumenty te przyniosą jakieś rozstrzygnięcie w sprawie możliwości spowiedzi przez internet. Tak się jednak nie stało. Nie jest bowiem żadnym ostatecznym rozstrzygnięciem stwierdzenie: „Rzeczywistość wirtualna nie jest zamiennikiem Realnej Obecności Chrystusa w Eucharystii, sakramentalnej rzeczywistości innych sakramentów i współudziału w kulcie sprawowanym w żywej wspólnocie. W Internecie nie ma sakramentów; a nawet doświadczenia religijne, możliwe w nim dzięki łasce Boga nie są wystarczające w oderwaniu od współdziałania z innymi wiernymi w świecie rzeczywistym. To kolejny aspekt Internetu, który wymaga studium i refleksji” (Kościół a internet, 9). Po pierwsze, dokument Papieskiej Rady, choć jest głosem ważnym, nie stanowi ze swej natury jakiegoś nieomylnego i ostatecznego rozstrzygnięcia nasuwających się problemów. Po drugie, ewentualna możliwość spowiedzi przez internet nie byłaby żadnym zamiennikiem dotychczasowych form sakramentu pokuty, a jedynie ich uzupełnieniem i w pewnym sensie przedłużeniem (bezpośrednie kontakty penitenta ze swoim spowiednikiem znajdowałyby w pewnych szczególnych sytuacjach i pod jasno określonymi warunkami przedłużenie za pośrednictwem internetu). Po trzecie, stwierdzenie „w Internecie nie ma sakramentów” wcale nie musi i de facto nie oznacza stwierdzenia, że nie ma i nigdy być nie może sprawowania sakramentów za pośrednictwem internetu. Zauważmy, że co innego oznacza wyrażenie „w internecie” niż „za pośrednictwem internetu”, czy też „przez internet”. Pierwsze wyrażenie sugeruje jakieś zamknięcie się w rzeczywistości wirtualnej bez kontaktu z realną wspólnotą. Pozostałe wyrażenia zakładają realny kontekst wspólnotowy, tyle że zapośredniczony elektronicznie (można słuchać homilii stojąc przy głośniku i nie widząc kaznodziei). Dlatego też — po czwarte — doświadczenie religijne, jakie postulujemy, czyli spowiedź przez internet, nie byłoby czymś dziejącym się „w oderwaniu od współdziałania z innymi wiernymi w świecie rzeczywistym”. I po piąte, dokument nie rozstrzyga niczego definitywnie, ale wyraźnie otwiera pewne obszary zachęcając do „studium i refleksji”.
Skoro Duch Święty prowadzi nas do całej prawdy (zob. J 16,13), to nie ma co się bać pytań i dyskusji o możliwości spowiedzi przez internet. Tym bardziej, że 12 maja br. sam Jan Paweł II wyraził życzenie, aby internet stał się przedmiotem pastoralno-teologicznej refleksji Kościoła. Ufam, że starczy nam mądrości i odwagi, aby tę zachętę ze spokojem przyjąć. Na pewno nie będą temu służyć histeryczne wypowiedzi, jakie swego czasu można było w sprawie możliwości spowiedzi przez internet znaleźć na e.kai.pl. Jeden z internautów powołując się na sobie tylko wiadome źródła zawyrokował: „Sprawa dawno zakończona i nie ma do czego wracać. Dobrze, że Episkopat się wypowiedział [...], bo byliśmy zdruzgotani Waszymi pomysłami”. Inny zaś z troską zapytywał: „A co będzie z tymi księżmi, co się opowiadali za spowiedzią przez internet. Przecież należałoby ich jakoś uświadomić”. Pozostaje mi wyrazić nadzieję, że ten artykuł przyczyni się do zwiększenia świadomości w sprawie możliwości spowiedzi przez internet. Bo sprawa wcale nie jest zakończona... Ona się dopiero zaczyna, gdyż elektroniczny kontakt będzie coraz doskonalszy i coraz bardziej powszechny.
opr. mg/mg