Chrzest: jeden z trzech tematów Wielkiego Postu. To nie dawna ceremonia, której nawet nie pamiętasz, ale siła Twojego życia! Czy korzystasz z niej, czy raczej traktujesz swoje życie jak "śmieciową umowę"?
Przez pierwsze wieki Wielki Post był czasem przygotowania kandydatów do chrztu. Były to osoby dorosłe, które wcześniej już czasem przez kilka lat formowały się w środowisku chrześcijan — zwane katechumenami. Ten okres, zwany katechumenatem miał przygotować kandydatów do chrztu, a jednocześnie był czasem próby. Katechumenat nie był tylko uczeniem się na pamięć jakichś katechizmowych prawd wiary, ale przede wszystkim miał uczyć stosowania wiary w codziennym życiu. Pamięciowe uczenie się prawd wiary było oczywiście istotne — zwłaszcza w czasie, gdy Kościół był prześladowany i nie można było liczyć na dostęp do materiałów pisanych. Inicjację chrześcijańską rozumiano wtedy dosłownie jako „wtajemniczenie” — prawdy wiary to nie jakieś regułki, które można zapamiętać, ale istotne treści, wprowadzające w nowe życie, związane z Chrystusem i wspólnotą Kościoła. Katechumeni traktowani byli już jako członkowie wspólnoty. Nieraz zdarzało się, że byli aresztowani przez władze rzymskie razem z ochrzczonymi chrześcijanami i razem z nimi stawali się męczennikami. Wejście we wspólnotę chrześcijan nie było łatwym wyborem. Oznaczało wykluczenie z „dobrego towarzystwa” i narażenie się na gniew władz, aż do śmierci męczeńskiej włącznie. Co ciekawe, ówczesne religie pogańskie nie stawiały swoim adeptom wysokich wymagań moralnych, ani nie przewidywały jakiegoś okresu „wtajemniczenia”. Dużo łatwiej było pozostać przy starej religii Rzymian, czy którejś z religii misteryjnych, niż stać się chrześcijaninem. Pierwotna chrześcijańska katecheza (np. jeden z najstarszych chrześcijańskich tekstów: Didache) wyraźnie mówiła o dwóch drogach: jednej, wiodącej ku Chrystusowi, drodze wąskiej i trudnej oraz szerokiej i łatwej drodze płynięcia z prądem tego świata. Wielki Post był ukoronowaniem tego okresu przygotowania — był to czas szczególnie intensywnego nauczania oraz skrutiniów. Były to uroczyste obrzędy, w których uczestniczyła cała chrześcijańska gmina, modląc się za katechumenów oraz przeprowadzając swego rodzaju „egzaminy wiary”. Sam termin „scrutinium” oznacza „próbę”, „egzamin”. Te pokutne nabożeństwa odbywały się w III, IV i V niedzielę Wielkiego Postu. Do dzisiaj tematyka tej części Wielkiego Postu nawiązuje do tych pierwotnych obrzędów i zwraca naszą uwagę na chrzest oraz naszą relację z Jezusem. Oczywiście dla zdecydowanej większości współczesnych chrześcijan nie jest to przygotowanie do chrztu mającego dopiero nastąpić, ale podjęcie na nowo swego „wtajemniczenia” w chrześcijaństwo, odnowienie swej więzi z Chrystusem.
Tematy trzech wielkopostnych niedziel zmuszają nas do porzucenia minimalistycznego przekonania „jestem chrześcijaninem, więc jakoś to będzie, jakoś się zbawię”. Wskazują na pełną perspektywę wzrostu ucznia Chrystusa, wiązaną w tradycji chrześcijańskiej duchowości z trzema etapami: oczyszczenie (III niedziela), oświecenie (IV) oraz zjednoczenie z Bogiem (V). Dla chrześcijanina — ucznia Chrystusa, kroczenie za Chrystusem w taki sposób, aby coraz bardziej oddawać Mu swoje życie, nie jest jakąś opcją, ale koniecznością. W życiu duchowym nie ma innej alternatywy: albo wzrastam, aktywnie idąc do przodu, albo zamieram. Stagnacja, bierność nie jest żadną alternatywą. Stagnacja oznacza duchową śmierć. Jezus mówi o tym bardzo wyraźnie: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10,38-39). Nie pozostawia też złudzeń co do tego, jak na nasze chodzenie za Nim zareaguje świat: „Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony.” (Mt 10, 22). Słowa te brzmią dramatycznie. Może więc lepiej wyluzować i iść szeroką drogą, płynąć razem z prądem? To kwestia jasnego wyboru: „Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują” (Mt 7,13-14). Być może to pierwsze, kluczowe wielkopostne spostrzeżenie: w życiu muszę dokonywać wyborów. Jeśli nie dokonuję wyborów, życie wybiera samo za mnie — płynę wtedy z prądem, przestaję być odpowiedzialny za swoje życie. Ale słowa Jezusa są jasne: ta droga prowadzi do zguby. Płynięcie z prądem to nie życie, to wegetacja. Nawet, jeśli życiowy prąd pozwoli mi chwilowo „ustawić się” w trochę lepszej pozycji niż inni, co z tego? Trochę więcej wygody? Trochę więcej środków materialnych dla hołdowania zachciankom?
Przeciw takiemu myśleniu III niedziela Wielkiego Postu pokazuje nam perspektywę oczyszczenia, czyli uwolnienia od bycia niewolnikiem zachcianek, od bycia przytłoczonym troskami materialnymi, od bycia zależnym od opinii otoczenia i tego wszystkiego, co nie pozwala nam odkryć głębi naszego własnego serca. Zabieganie, troski, złe nawyki czy też po prostu codzienność — sprawiają, że nie mamy czasu ani siły szukać tego, co naprawdę przyniesie nam szczęście i zaspokojenie najgłębszych, duchowych pragnień. Nie mamy już nawet siły wierzyć w miłość, która dodaje skrzydeł, która przemienia i daje doświadczenie szczęścia, którego nigdy nie da bogactwo ani chwilowe przyjemności. Nie mamy czasu, aby dostrzec piękno, które porywa duszę — zamiast tego zagłuszamy nasze pragnienie piękna mnóstwem obrazów i dźwięków, zalewających nas codziennie z wszechobecnych ekranów i głośników.
W Roku A ewangelia tej niedzieli ukazuje nam rozmowę Jezusa z Samarytanką. To osoba, która zaskakująco pasuje do naszej epoki: kobieta pracująca, przekonana o swojej wartości, patrząca z góry na wędrownego „obcego”, wielokrotna rozwódka, mająca stosunkowo dobrą orientację w tematach religijnych. Żaden ciemnogród, postępowe poglądy! Co sprawia, że nagle dokonuje się w jej życiu zmiana? Dlaczego nagle decyduje się iść i opowiadać innym: „spotkałam Mesjasza!” To fakt spotkania z żywą osobą Jezusa, który przemawia wprost do Samarytanki. Mówi on nie językiem „wysokiej teologii”, ale mówi wprost do jej życia. Mówi, jak jest: że jej życie jest pełne sprzeczności, że choć ciągle się stara zaspokoić swe pragnienia, ciągle nie może tego zrobić. Choć miała już pięciu mężów, ciągle nie znajduje spełnienia w tej dziedzinie — ten, którego ma obecnie nie jest nawet jej mężem (jakże przypomina to współczesną postawę „po co nam papierek? Nam ślub niepotrzebny”). Tymczasem Jezus widzi całe jej życie, jej wewnętrzny niepokój, poczucie braku bezpieczeństwa, poczucie pustki życiowej. I dlatego słowa, które mówi jej o życiu wiecznym, życiu spełnionym, tak mocno trafiają do jej serca.
Spotkanie z Jezusem, który interesuje się moim życiem, który mówi wprost do mojego serca to podstawa, pierwszy punkt w życiu wiary. Bez tego spotkania chrzest będzie tylko formalnym znakiem wiary, której w istocie nie mam. Nie ma sensu wierzyć w katechizmowe formuły, jeśli wiara ta nie dotyczy osoby Jezusa, któremu ufam. To zaufanie oznacza, że mam odwagę porzucić swoje życiowe schematy i przyzwyczajenia i zacząć szukać tego, co jest wolą Boga dla mnie. Abym mógł w końcu, jak Jezus powiedzieć: „mam w swoim życiu pokarm. Moje serce nie jest wiecznie głodne. Nie muszę tego głodu zabijać ciągle nowymi namiastkami, nowymi wrażeniami. Odkryłem, że tym, co naprawdę syci duszę, jest odkrywanie i realizowanie woli Ojca. To on wie lepiej ode mnie, czego mi potrzeba w życiu. Nie muszę już szukać po omacku. Mogę przyjmować dobro z ręki Boga, który zna moje życie i troszczy się o mnie”. Ci, którzy tak zdecydowali się zaufać Bogu, odkrywają, że w posłuszeństwie woli Bożej jest prawdziwa wolność. Jest w tym pewien paradoks: spełnianie własnych zachcianek, poszukiwanie bogactwa czy wrażeń zniewala i zaślepia — bo zamyka w egocentrycznej postawie. Otwarcie się na obiektywne, prawdziwe dobro — płynące od Dawcy wszelkiego dobra — wyzwala i przynosi trwałe poczucie spełnienia.
Zobacz cały cykl wprowadzenia do Wielkiego Postu:
opr. mg/mg