Urodził się w 1182 roku w średniowiecznym Asyżu, który jeszcze dzisiaj ukazuje swoje potężne mury i łagodne gaje oliwne na stokach góry Subasio...
PROMIC - Wydawnictwo Księży Marianów MIC
Warszawa
czerwiec 2009
ISBN 978-83-7502-157-8
Spis treści |
---|
Życie |
Niezwykła przygoda |
Franciszek, poeta Boży |
Święty |
Obrazki z życia |
Kult |
Patronat |
Kościoły i sanktuaria poświęcone św. Franciszkowi. Miejsca szczególne |
Niezwykła przygoda
Pod koniec życia Franciszek z Asyżu podyktował krótki testament duchowy, w którym swoje osobiste dzieje rozpoczął od wzruszających wspomnień: „Pan dał mi, bratu Franciszkowi, następującą sposobność nawrócenia: gdy żyłem w grzechu, widok trędowatych wydawał mi się bardzo przykry, ale Pan sam zaprowadził mnie do nich, a ja zwróciłem się ku nim z miłością. To, co początkowo wydawało mi się przykre, zamieniło się w słodycz duszy i ciała”.
Słowa te, wypowiedziane przez umierającego Franciszka, przytaczamy na wstępie nadzwyczajnej przygody, która rozpoczęła się ponad trzydzieści lat wcześniej, gdy był dwudziestotrzyletnim młodzieńcem, błyskotliwym i pełnym woli życia.
Asyż
Urodził się w 1182 roku w średniowiecznym Asyżu, który jeszcze dzisiaj ukazuje swoje potężne mury i łagodne gaje oliwne na stokach góry Subasio. W historii Włoch były to czasy sporów o wolność miast i ożywionego handlu, ideałów rycerskich i krucjat, lecz także konkretnych interesów gospodarczych. Głównymi uczestnikami tych przeobrażeń byli kupcy, którzy bogacąc się szybciej niż dawna szlachta, nabierali znaczenia.
Do warstwy kupieckiej należała także rodzina Franciszka. Jego ojciec, Piotr Bernardone, był bogatym kupcem handlującym tkaninami, który dzięki uzdolnieniom zawodowym dorobił się dużego majątku, stając się jednym z najbardziej szanowanych mieszkańców miasta.
Sympatyczny kupiec
Trzeba dodać, że jego syn Franciszek skutecznie pomagał mu w pracy. W średniowiecznym świecie, w którym dwudziestolatek był już uważany za człowieka dorosłego, Franciszek wykazywał w pracy większe zdolności od swego ojca. Obok uzdolnień handlowych miał cechy, które zyskiwały mu sympatię klientów, był bowiem wesoły, uśmiechnięty i miał dobry gust. Także jego sposób ubierania się był zawsze wykwintny, nigdy banalny, niejednokrotnie z odrobiną oryginalności, która nie razi, jeżeli szyjąc strój, nie zestawi się cennej tkaniny z materiałem zgrzebnym.
Niepokojące doświadczenia
Jednak od pewnego już czasu Franciszek zaczął odczuwać wewnętrzny niepokój. Z zapałem dwudziestolatka, biorąc udział w wojnie między swoim miastem a sąsiednią potężną Perugią, został wzięty do niewoli i osadzony w więzieniu. W tych okolicznościach Franciszek wykazał odwagę nie tylko na polu walki, lecz także w niewoli, podtrzymując nadzieję i wolę życia także u swoich więziennych towarzyszy. Niewątpliwie to doświadczenie oraz późniejsza choroba wycisnęły głębokie piętno na młodym Franciszku, zasiewając w jego sercu ziarna tajemniczego pragnienia i nowych poszukiwań.
W poszukiwaniu sławy
Franciszek poszukiwał czegoś, choć nie znał dokładnie obiektu swoich pragnień. W owym czasie skierował zainteresowanie ku ideałom rycerskiej sławy, którą w swych pieśniach wychwalali wędrowni śpiewacy, pobudzając wyobraźnię młodzieńców z jego pokolenia.
Franciszek postanowił „zostać rycerzem”, cały swój entuzjazm kierując na urzeczywistnienie tego celu. Uzbrojony i dokładnie wyekwipowany, wyruszył z miasta, aby przyłączyć się do znanego szlachcica, który gromadził żołnierzy na wojnę w Puglii. Być może marzył, że jego wojenna przygoda znajdzie dalszy ciąg na Wschodzie, w krucjatach, które tak entuzjazmowały ludzi średniowiecza.
Ale tym razem coś się we Franciszku zmieniło. Gdy znalazł się w Spoleto, ogarnęły go dziwne uczucia, a przede wszystkim poruszył go dziwny sen, w czasie którego jakiś głos spytał: „Franciszku, wolisz służyć Panu, czy niewolnikowi?”. Gdy odpowiedział: „Oczywiście Panu”, głos skierował do niego przenikliwe pytanie: „Dlaczego więc porzuciłeś Pana, aby służyć niewolnikowi?”.
Franciszek stracił chęć do udziału w wyprawie, w której poczuł się jak „niewolnik”, i powrócił do domu, budząc zdumienie mieszkańców miasta, którzy nie szczędzili mu uszczypliwości z powodu tak nagłego powrotu.
(…)
Odpowiedź Ukrzyżowanego
Franciszek modlił się, aby poznać „święte i prawdziwe przykazanie” Pana, toteż jeszcze raz Bóg odpowiada na jego wołanie, objawiając mu swoją wolę.
Pewnego dnia przebywał na polu w okolicy Asyżu i wstąpił do zrujnowanej kaplicy poświęconej świętemu Damianowi, aby się pomodlić. Franciszek lubił ten mały kościółek, w którym znajdował się piękny wizerunek Ukrzyżowanego. Twarz łagodna i poważna, a zwłaszcza wielkie oczy niewinne i szeroko otwarte, jakby szukające człowieka, robiły wielkie wrażenie na Franciszku, który chętnie modlił się w tym odludnym miejscu.
Również tym razem odmawiał swoją modlitwę żarliwie i w skupieniu. I oto Pan daje mu odpowiedź: „Idź Franciszku i napraw mój dom, który popada w ruinę!”. Młodzieńcowi, który prosi o oświecenie i siłę, ukrzyżowany Chrystus odpowiada, powierzając mu misję: naprawienie Jego domu.
Uradowany z odpowiedzi Pana, Franciszek poświęca temu zadaniu całego siebie: swoje ręce, serce i swoje pieniądze. A nawet, aby zapewnić środki finansowe na realizację przedsięwzięcia, wraca do domu, zabiera kilka belek drogiej tkaniny, siada na konia i jedzie do Foligno, aby je sprzedać. Udaje mu się sprzedać także konia, aby całą okrągłą sumkę przeznaczyć na odnowienie „swojego” kościółka. Czym prędzej udaje się do starego księdza, który mieszkał w pobliżu Świętego Damiana, ofiarowując mu wszystkie pieniądze na odnowienie. Jest nieco zdziwiony, gdy ksiądz odmawia przyjęcia pieniędzy, mówiąc, że takie nawrócenie wydaje mu się zbyt nagłe oraz, że mimo wszystko należy się obawiać, iż jego rodzice nie zaakceptują tej decyzji. Jednak Franciszek nie dał za wygraną i usilnie prosząc, przekonał księdza, aby go przyjął do swego domu. Postanowił sam własnym wysiłkiem odnowić kościółek, spełniając w ten sposób polecenie Pana.
(…)
Bądź pochwalony, Panie mój
Źródłem miłości i szacunku Franciszka dla tego, co stworzone, była nieustanna myśl o Stwórcy wszechrzeczy. Wszystko, co spotykał na drodze swojego życia, było dla niego głosem, który wzywał go do wielbienia Boga. Właśnie wsłuchując się w ów śpiew wszechświata, Franciszek ułoży pod koniec życia swoją słynną „Pieśń słoneczną”, w której słońce, księżyc, woda, ziemia i ogień głoszą chwałę Najwyższego, wszechmocnego i dobrego Pana: „Chwalcie i błogosławcie Pana, dziękujcie i służcie Mu w pokorze”.
Jedna była wszakże pasja, która rozpalała życie Franciszka, mianowicie miłość Boga Najwyższego, który nie tylko stworzył wszechświat, ale zstąpił z nieba i stał się ubogi, aby dzielić los człowieka we wszystkim, łącznie ze śmiercią. Dlatego dwa wydarzenia w życiu Syna Bożego wywierały szczególne wrażenie na Franciszku: pokora narodzenia w Betlejem i śmierć na krzyżu z miłości bez granic.
Boże Narodzenie w Greccio
Właśnie nabożeństwo Franciszka do Narodzenia Pana tłumaczy to, co wydarzyło się w noc Bożego Narodzenia w 1223 roku, gdy znajdował się w pobliżu pustelni Greccio w dolinie Rieti. Chciał poznać w miarę możliwości dokładnie, warunki, w jakich urodził się Syn Boży w betlejemskiej grocie. Ustawił więc w grocie żłób, włożył do niego siano i przyprowadził wołu i osła. Okoliczni mieszkańcy uprzedzeni wcześniej, przybyli z pochodniami i światłem, a ich śpiewy mieszały się z głosami braci. Tej nocy przy żłobie odprawiono Mszę świętą, zaś sam Franciszek śpiewał Ewangelię oraz wygłosił kazanie pełen wzruszenia i radości wobec tajemnicy Boga, który dla nas stał się dzieckiem i przyjął ubóstwo. Tej nocy, z wiary i duchowości Franciszka z Asyżu, zrodziła się tradycja organizowania szopki.
Tajemnicze spotkanie w Verna
Jednak Dzieciątko Jezus, nad którym Franciszek rozmyślał w grocie pod Greccio, chciało jeszcze mocniej przywiązać do siebie swego przyjaciela miłością wszechobejmującą.
We wrześniu 1224 roku Franciszek udał się na górę Verna ze swoim wiernym towarzyszem, bratem Leonem, aby spędzić pewien czas na modlitwie. Zagubiony w leśnej samotności, miał przeczucie, że stanie się coś wielkiego.
Podczas nocy spędzanych na modlitwie Franciszek czuł rodzące się w jego sercu gorące pragnienie. Chciał dzielić wszystko ze swoim umiłowanym Panem. Chciał w swoim życiu doświadczać miłości, jaka była udziałem Jezusa. Pragnął dzielić z Nim ból, jakiego doznawał za nas.
Kolejny raz w decydującej chwili swego życia posłużył się Ewangelią. Tak jak wiele lat wcześniej ukazała mu ona wolę Pana, tak teraz jeszcze raz objawiła mu Jego odpowiedź. Po długiej modlitwie poprosił brata Leona, aby trzykrotnie otworzył księgę Ewangelii i za każdym razem była to męka Chrystusa. Pan dał mu odpowiedź, jego modlitwa została wysłuchana. Franciszek naprawdę podzielił miłość i cierpienia swego Umiłowanego.
Około 14 września, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, rano przed świtem, gdy cisza spowijała całą przyrodę, Franciszek modlił się w leśnej gęstwinie. Nagle jasność rozświetliła mrok nocy i jego oczom ukazał się anioł z dużymi skrzydłami, szybujący ku niemu. Przyglądając się tej wspaniałej jasności, Franciszek poczuł, że w rzeczywistości nosi w sobie postać człowieka ukrzyżowanego, który spogląda na niego z miłością. W czasie tego widzenia Ukrzyżowany skierował do Franciszka tajemnicze słowa, których nikt nigdy nie poznał. Gdy widzenie skończyło się, ciało Franciszka nosiło znaki na dłoniach, stopach i na boku. Rany Jezusa, znaki Jego cierpienia i miłości ku nam, od tej chwili dzielił całkowicie Franciszek, który na swoim ciele nosił obraz Umiłowanego.
"Zacznijmy bracia"
Franciszek przeżył dwa ostatnie lata życia, nosząc na swoim ciele stygmaty. Choć starał się je ukryć przed ludźmi, jednak nie mogły pozostać niezauważone. Co więcej, stały się przyczyną czci, jaką otaczano jego osobę.
Bardzo chory i prawie niewidomy, gdyż nabawił się choroby oczu będąc na Wschodzie, Franciszek uważał, że powinien jeszcze coś uczynić dla królestwa Bożego. Mawiał do swoich współbraci: „Zacznijmy bracia coś robić, gdyż dotychczas zrobiliśmy niewiele”. Chciał znów opiekować się trędowatymi, jak na początku swego powołania. Nie mógł już jednak wędrować pieszo, toteż jeździł na osiołku, głosząc słowo Boże. Nie zwlekając zaczął pisać listy w celu rozpowszechniania ich wśród chrześcijan, a chociaż uważał się za niewykształconego i prostaka, nie wahał się zostać „pisarzem”, aby dotrzeć ze swoimi tekstami tam, gdzie nie mógł dotrzeć osobiście.
(…)
Siostra Śmierć
Mimo trudności związanych z rozwojem zakonu oraz cierpień z powodu choroby, Franciszka ogarniała prawdziwa, doskonała radość. Dlatego mógł spokojnie myśleć o śmierci. Na słowa lekarza, który zapowiedział mu rychły koniec, odpowiedział: „Przyjdź siostro, śmierci!”.
Świadom swojego stanu zdrowia, Franciszek prosi, aby go przewieziono do Asyżu. Chciał umrzeć tam, gdzie Bóg powołał go do nowego życia, w pobliżu kościoła Porcjunkuli, który tak ukochał i który stał się sercem jego zakonu.
Na kilka dni przed śmiercią wzywa swoich współbraci, zdejmuje ubogą tunikę, kładzie się nagi na gołej ziemi i zakrywając dłonią ranę w boku mówi: „Wykonałem swoje zadanie, wasze wyznaczy wam Chrystus”.
Brat gwardian zwraca się wówczas do Franciszka i wręcza mu tunikę mówiąc, że mu ją pożycza. Święty ją przyjmuje i wkłada na siebie, szczęśliwy, że może umrzeć wierny swojemu ubóstwu, nie mając własnego habitu, tak jak to było w odległym dniu młodości, gdy zrzucił z siebie odzież w obecności ojca i biskupa.
Jeszcze raz przed śmiercią wzywa współbraci, zachęca ich usilnie, aby kochali Boga, zalecając szczególnie braterską miłość, posłuszeństwo wobec Kościoła oraz wierność świętemu ubóstwu. Wykonuje potem drogi mu gest: krzyżując wyciągnięte ręce, błogosławi wszystkich obecnych i nieobecnych w imię ukrzyżowanego Pana.
Prosi następnie o przyniesienie księgi Ewangelii, która nauczyła go, jak żyć. Chce, aby przeczytano wyjątek ze świętego Jana, gdzie jest mowa o Ostatniej Wieczerzy, o pożegnalnych słowach Jezusa do uczniów, o Jego męce i śmierci. Jeszcze raz słowa Ewangelii urzeczywistniały się w życiu Franciszka, który umierał jak Jezus, naznaczony takimi samymi ranami, posłuszny Ojcu aż do końca.
Potem Franciszek odmówił Psalm 142, zaczynający się od słów: „Głośno wołam do Pana, głośno błagam Pana”, który dalej zawiera prośbę: „Wyprowadź mnie z więzienia”, a kończy się słowami pełnymi spokoju: „Otoczą mnie sprawiedliwi, gdy okażesz mi dobroć”.
Franciszek zmarł w sobotę wieczorem, 3 października 1226 roku, przy kaplicy Porcjunkuli. W chwili jego śmierci, skowronki, które lubią światło i boją się wieczornego mroku, mimo że było niemal ciemno, krążyły w wielkich stadach nad chatką, w której leżał Franciszek, radośnie śpiewając i oddając w ten sposób hołd temu, który był ich przyjacielem.
(…)
Pieśń pokoju
Franciszek nauczał, aby jednać ludzi i wprowadzać między nimi pokój. Czynił to niejednokrotnie w sposób bardzo oryginalny.
Pod koniec swego życia, będąc poważnie chory, dowiedział się, że między biskupem i burmistrzem istnieje poważny spór, który może spowodować w mieście zamieszanie.
Franciszek zdumiony, że nikt nie stara się pogodzić obu przeciwników, zwrócił się do nich z prośbą, aby udali się na miejski plac i posłuchali, jak jego bracia śpiewają ułożoną przez niego „Słoneczną pieśń”. Przy okazji załączył kolejną zwrotkę, którą właśnie napisał.
Obaj rywale przyjęli zaproszenie. Któż bowiem mógł odmówić Franciszkowi, którego wszyscy uważali za świętego? Gdy na placu usłyszeli braci śpiewających żarliwie pieśń ułożoną przez Franciszka wraz z nową zwrotką: „Panie mój, bądź pochwalony przez tych, którzy przebaczają dla Twojej miłości...”, wznieśli się ponad wzajemne urazy. Padli sobie w ramiona, płacząc i obiecując przezwyciężyć dawne nieporozumienia.
Wydaje się dość dziwny ów sposób zaprowadzania pokoju jedynie za pomocą śpiewu i entuzjazmu, ale oto tam, gdzie poważne przemówienia i zręczne rokowania nie przyniosły nic dobrego, śpiew Franciszka i jego współbraci zdołał poruszyć serca i przynieść pokój.
(…)
Franciszek i cuda
Współcześnie święty Franciszek jest na całym świecie znany i lubiany także wśród niewierzących i chrześcijan innych wyznań. Ale z pewnością jest tak nie ze względu na jego cuda, lecz z powodu jego życia i postępowania zgodnego z Ewangelią. Jeżeli mówimy o świętych „od cudów”, to mamy na myśli choćby naśladowcę Franciszka, świętego Antoniego Padewskiego lub jeszcze innych, ale nie Biedaczynę z Asyżu.
A jednak nie zawsze tak było. W Średniowieczu, w latach następujących bezpośrednio po jego śmierci, Franciszek był świętym znanym i czczonym ze względu na cuda. Przyciągały one tłumy pielgrzymów do jego grobu. Ten aspekt kultu Franciszka znajduje swoje odbicie w najstarszych biografiach Świętego, głównie w rozdziałach poświęconych cudom, jakich dokonał zwłaszcza po śmierci.
Są to cuda znamienne. Taki cud wydarzył się w Arezzo, mieście targanym konfliktami wewnętrznymi i wojnami domowymi, naznaczonymi przelewem krwi. Gdy Franciszek znalazł się w tym miejscu, ujrzał tłumy demonów, które nie posiadały się z radości z powodu walk między mieszkańcami miasta i nakłaniały ich do wzajemnego zwalczania się. Franciszek rozpoczął modły. Skierował brata Sylwestra pod bramę miasta, aby silnym głosem wezwał demony do opuszczenia miasta. Brat wykonał polecenie, a mieszkańcy uwolnieni od mrocznych sił przemocy, zdobyli się na odwagę zerwania z konfliktami wewnętrznymi i rozlewem krwi. Zawarli pokój i przywrócili atmosferę zgodnego współżycia.
(…)
Zakony franciszkańskie
Wielka rola, jaką Franciszek z Asyżu odegrał w historii, niewątpliwie tłumaczy nadzwyczajny rozwój założonego przez niego zakonu braci mniejszych oraz zakonu klarysek założonego przez świętą Klarę, jak również trzeciego zakonu franciszkańskiego, znanego dzisiaj pod nazwą świeckiego zakonu franciszkańskiego.
Dzieje zakonu franciszkańskiego były bardzo skomplikowane i burzliwe. Franciszkanie nie zawsze byli łagodnymi barankami, a zamiłowanie do ubóstwa jako wyraz wierności świętemu Franciszkowi i jego regule zakonnej, doprowadzało nieraz do podziałów i ponownego jednoczenia się.
Dzisiaj bracia franciszkanie tworzą cztery rodziny o zróżnicowanej liczbie członków. Są to bracia mniejsi, bracia mniejsi konwentualni, bracia mniejsi kapucyni i tercjarze regularni. Do dnia dzisiejszego wszystkie cztery rodziny franciszkańskie są w Kościele katolickim najliczniejszym spośród wszystkich męskich instytutów zakonnych. Liczne są także żeńskie zgromadzenia zakonne wywodzące się z duchowości świętego Franciszka.
(…)
Kult
Kanonizacja
Franciszek został kanonizowany zaledwie dwa lata po śmierci, w Asyżu, 16 lipca 1228 roku, przez papieża Grzegorza IX, który znał go osobiście, będąc jego przyjacielem i opiekunem, w czasie gdy był jeszcze kardynałem. Mając na względzie rychłą kanonizację, papież ów przedsięwziął wszelkie środki, aby oddać cześć przyjacielowi. Zlecił bratu Tomaszowi di Celano napisanie pierwszej oficjalnej biografii Franciszka, aby cały Kościół mógł poznać nowego świętego. Rozpoczął także, jeszcze przed kanonizacją, budowę olbrzymiej bazyliki w Asyżu, zakończoną w bardzo krótkim terminie jak na owe czasy (a także jak na obecne czasy).
opr. aś/aś