Wybrane myśli św. Teresy z Lisieux, Doktora Kościoła ("Małej Tereski"), tom 3.
Choć marzymy o darze z siebie, choć staramy się, by nic nie umknęło naszej miłości, to przecież szybko doświadczamy słabości, a droga zaczyna się dłużyć. I zaczynamy rozumieć, że świętość jest tak naprawdę darem Boga.
Masz cichą nadzieję, że doszłaś do celu, a kiedy upadasz, bardzo się dziwisz. Zawsze jednak trzeba mieć świadomość, że można upaść! (RiW 30)
Żyć miłością to skarbu w sobie strzec, W sobie, czyli w kruchym naczyniu. Moja słabość, Ukochany, jest skrajna! (P 17)
Ile kosztuje dać Jezusowi to, o co prosi... Lecz jakie szczęście, że to kosztuje! Niewysłowiona to radość nieść z trudem swój krzyż (LT 82).
Potrzebuję bardzo pożyczyć od ciebie nieco siły i dzielności, tej dzielności, której nic nie zniechęca (LT 75).
W czasie swojej choroby, pomimo że była bardzo blisko Boga:
Dlaczego strach przed śmiercią miałby ominąć akurat mnie? Nie mówię, jak mówił święty Piotr: „Ja się Ciebie nie zaprę” (OR, 9 lipca, 6).
Módlcie się, siostrzyczki, za chorych, którzy bliscy są śmierci. Gdybyście wiedziały, co się w nich dzieje! Jak niewiele trzeba, by stracili cierpliwość. A tu trzeba się zdobyć na miłość wobec każdego!
Kiedyś nie mogłabym w to uwierzyć! (OR, 2 sierpnia, 4)
Jak łatwo się załamać w chorobie! Czuję mocno, że popadłabym w depresję, gdybym nie miała wiary! Lub raczej gdybym nie kochała dobrego Boga (OR, 4 sierpnia, 4).
* * *
Słabość jest skądinąd wpisana w nasz los.
Żadne ludzkie życie nie jest wolne od przewin (LT 226).
Nawet najświętsze dusze pozbędą się swych ułomności dopiero w Niebie (Rkp C 28r°).
Jakże pouczenia Jezusa są przeciwne odruchom natury! Bez wsparcia Jego łaski nie bylibyśmy w stanie ich pojąć, nie mówiąc o wprowadzeniu ich w czyn. (Rkp C 18v°).
Muszę ci się przyznać, bracie, że całkiem inaczej rozumiem Niebo. Ty uważasz, że [po śmierci] nie będę już mogła wybaczyć ci twoich przewin, jak na ziemi, ponieważ będę mieć udział w sprawiedliwości, w świętości Boga. Czyżbyś jednak zapomniał, że będę także uczestniczyć w nieskończonym Jego miłosierdziu?
Myślę, że Błogosławieni [w Niebie] mają wiele współczucia dla naszej nędzy. Wszak pamiętają, że — podobnie jak my — byli ludźmi kruchymi i śmiertelnymi, że popełniali te same przewinienia, że przeszli przez te same zmagania. Dlatego teraz żywią do nas jeszcze więcej braterskiej serdeczności, aniżeli żywili na ziemi. Również dlatego nie przestają nas chronić i za nas się modlić (LT 263, do księdza Bellière"a).
Wiem, że nasza sprawiedliwość Nic u Ciebie nie jest warta. By więc przydać wartości mym ofiarom, Chcę je wrzucić do Twego Serca. (P 23)
* * *
Teresa często mówi wprost o swoich ułomnościach i przewinach.
Jak widać, jestem bardzo małą duszą, która dobremu Bogu może ofiarować tylko bardzo małe rzeczy. A i to mi się zdarza, że przepuszczam te małe wyrzeczenia, które przynoszą tyle pokoju. Nie zniechęcam się jednak, przystając na to, że jestem mniej spokojna, i staram się uważać więcej przy następnej okazji (Rkp C 31r°).
Wkrótce minie dziewięć lat, odkąd jestem w domu Pańskim. Powinnam więc zajść już daleko na drodze do doskonałości. Wciąż jednak stoję u dołu drabiny. Lecz nie załamuję się tym i jestem pogodna jak polny konik (LT 202).
Jedno mi sprawia przykrość: to, że nie znasz mnie takiej, jaką jestem (...). Wierz mi, dobry Bóg nie dał ci za siostrę nikogo wielkiego, lecz kogoś maleńkiego i bardzo ułomnego (LT 224, do księdza Bellière"a).
Mylisz się, jeśli sądzisz, że twoja mała Teresa zdąża zawsze żarliwie ku doskonałości. Ona jest słaba, bardzo słaba. I co dzień doświadcza tego na nowy sposób. Lecz Jezus chętnie ją uczy, jak uczył świętego Pawła, umiejętności szczycenia się swą ułomnością. To wielka łaska! Proszę Jezusa, aby i ciebie tego uczył, gdyż w tym tylko jest pokój i odpocznienie serca. Kiedy widzimy w sobie taką nędzę, przestajemy wpatrywać się w siebie i spojrzenie zwracamy ku jedynemu Ukochanemu! (LT 109).
* * *
Co zrobisz ze swoją słabością? Czy pozostanie dla ciebie uwierającym ciężarem? Czy też, przeciwnie, wykorzystasz ją do kochania?
Dlaczego przeraża cię to, że — dźwigając swój krzyż — odkrywasz na każdym kroku swą słabość? W drodze na Kalwarię Jezus upadł trzy razy, a ty, będąc kruchym dzieckiem, miałabyś nie być w tym podobna do swego Oblubieńca? Chciałabyś uniknąć setek upadków, jeśli i tyle trzeba ci upaść? Przecież powstając, okażesz Mu miłość jeszcze mocniejszą niż przed upadkiem! (LT 81)
Jak wdzięczna jest droga miłości. Co prawda, można na niej upaść, można dopuścić się niewierności, lecz miłość, umiejąc obrócić w pożytek wszystko, w krótkim czasie wypaliła to, co Jezusowi mogło się nie podobać, pozostawiając jedynie pokój na dnie serca, pokój pokorny i głęboki (Rkp A 83r°).
Doświadczyłam, że miłość — O, jakaż w niej moc — Potrafi skorzystać I z dobra we mnie, i ze zła. Przemienia mnie w siebie Trawiącym płomieniem I idę, w tym wdzięcznym ogniu, Spalana miłością. (P 30)
Chcielibyśmy cierpieć ochoczo, po bohatersku... Co za złudzenie! Chcielibyśmy nie upaść ani razu? — Lecz cóż to zmienia, Jezu, jeśli upadam co chwilę; odkrywam dzięki temu swoją słabość i wiele na tym korzystam. Ty bowiem widzisz wtedy, na co mnie stać, i odtąd prędzej będziesz skłonny wziąć mnie na ręce. Jeśli tego nie czynisz, to znaczy, że wolisz, bym chodziła po ziemi. Więc nie będę się niepokoić i nie przestanę wyciągać ku Tobie błagalnych i pełnych miłości rąk! Nie mogę uwierzyć, że mógłbyś mnie opuścić! (LT 89)
Lecz, choć upadam w każdej godzinie, Podnosisz mnie, przychodząc na pomoc. W każdej chwili obdarzasz swą łaską. (P 17)
Teresa przeczuwała zresztą, że patrząc na niektóre słabości, Bóg się jedynie uśmiecha.
Wydaje mi się, że Jezus może obdarzyć nas taką łaską, iż przestaniemy Go znieważać lub też będziemy popełniać tylko takie przewinienia, które Go nie dotykają, a jedynie upokarzają nas i umacniają naszą miłość (LT 114).
Ksiądz Alexis Prou utwierdził Teresę w tym przekonaniu:
Rzucił mnie na fale zaufania i miłości. Przyciągały mnie one mocno, lecz nie śmiałam na nie wypłynąć... Powiedział mi, że moje przewinienia nie sprawiają Bogu przykrości i że on, zajmując Jego miejsce, przekazuje mi od Niego zapewnienie, że bardzo się ze mnie cieszy...
Och, jakiegoż doznałam szczęścia na te pocieszające słowa! Nigdy wcześniej nie słyszałam, że przewinienia mogą nie sprawiać Bogu przykrości (...). W głębi serca jednak przeczuwałam, że tak jest, gdyż serdeczność dobrego Boga przerasta serdeczność Matki (Rkp A 80v°).
* * *
Jak przemienić ułomność w miłość? Przede wszystkim, szczerze ją uznając.
Doznaję żywej radości nie tylko wtedy, kiedy uważają mnie za niedoskonałą, lecz zwłaszcza wtedy, kiedy sama tego doświadczam. Taka radość przewyższa wszystkie pochwały, które mnie tylko nudzą (OR, 2 sierpnia, 6).
Jakże jestem szczęśliwa, kiedy widzę swoją ułomność i to, że tak bardzo potrzebuję miłosierdzia Boga w chwili śmierci! (OR, 29 lipca, 3)
Do czternastego roku życia starałam się bardzo, lecz nie znajdowałam w tym żadnego pokrzepienia. Nie zbierałam owoców. Moja dusza przypominała mi drzewo, którego kwiaty po zakwitnięciu opadają. Otóż zgódź się złożyć Bogu ofiarę z tego, że nigdy nie skosztujesz owoców, to znaczy że przez całe życie będziesz czuła odrazę do cierpienia, do upokorzenia, że będziesz patrzeć, jak wszystkie kwiaty twoich pragnień i dobrej woli opadają bez skutku. W chwili [twej] śmierci Bóg potrafi sprawić w mgnieniu oka, że dojrzeją piękne owoce na drzewie twojej duszy (RiW 33).
Jestem o wiele szczęśliwsza, kiedy doświadczam ułomności, niż gdybym — podtrzymywana przez łaskę — była wzorem łagodności. Kiedy widzę, jak dobry jest ze mną Jezus, jak serdeczny, podnosi mnie to bardzo na duchu! Ach, już teraz przeczuwam, że spełnią się wszystkie moje nadzieje... Tak, Pan uczyni dla nas cuda, które nieskończenie przewyższą nasze ogromne pragnienia! Kochana Matko, dobrze Jezus czyni, że się kryje, że mówi do mnie tylko od czasu do czasu, a i to jedynie „poprzez kraty”, gdyż czuję, że więcej nie mogłabym znieść. Moje serce, niezdolne do pomieszczenia takiego szczęścia, pękłoby na kawałki... (LT 230, do matki Agnieszki)
Zdarza mi się wiele słabości, ale cieszę się z nich. Nie stawiam się też ponad ziemskimi błahostkami, na przykład, kiedy żartują z popełnionej lub powiedzianej przeze mnie głupoty. Wówczas mówię sobie w duchu: „No cóż, nie posunęłam się wcale do przodu!” Lecz mówię to sobie łagodnie i bez smutku. Tak dobrze jest czuć się słabą i małą! (OR, 6 lipca, 1)
* * *
Dopuściwszy się niewierności, Teresa odczuwa niepokój. Nie próbuje jednak się go pozbyć:
Doświadczyłam tego, że nawet po drobnej niewierności trzeba znosić przez jakiś czas pewien niesmak. Wtedy mówię do siebie: „Tak się płaci, dziewczyno, za przewinę”. I czekam cierpliwie, aż drobny dług zostanie spłacony (RiW 54).
Kiedy popełniłam coś, po czym jestem smutna, wiem, że ten smutek jest skutkiem mojej niewierności. Lecz czy myślisz, że na tym poprzestaję? O nie, nie jestem taka głupia. Mówię spiesznie do Boga: „Wiem, mój Boże, że na ten smutek zasłużyłam, pozwól jednak, bym Ci go ofiarowała jako próbę, którą zsyłasz mi z miłości. Żałuję mojego grzechu, lecz cieszę się, że mogę ci ofiarować wywołane nim cierpienie” (OR, 3 lipca, 2).
Kiedy nas dręczy wyrzut, że poniosła nas złość, lecz tę udrękę przyjmujemy, Bóg powraca od razu (OR, 2 września, 6).
Pamiętając, że Miłość zakrywa wiele grzechów, czerpię z bogatych zasobów, które Jezus przede mną otworzył (Rkp C 15r° i v°).
* * *
Ponieważ miłość mocniejsza jest od bojaźni, nasze przewiny nie powinny trzymać nas z daleka od Boga.
Żyć miłością to nie znać, co to strach, Nie powracać ciągle do przewinień przeszłości. (P 17)
Czy poprosić dziecko, by zamknęło oczy, by nie walczyło z nocnymi koszmarami, to poprosić je o zbyt wiele? Bynajmniej. I dziecko posłucha, uwierzy, że niesie je Jezus, zgodzi się Go nie widzieć i porzucić z dala od siebie bezowocną obawę, że nie dochowuje wierności. Taka obawa dziecku nie przystoi! (LT 205)
Jedna z sióstr mówiła Teresie, że niewykluczone, iż przy śmierci dozna bojaźni, aby zadośćuczynić swym grzechom.
Bać się śmierci, by zadośćuczynić w ten sposób swoim grzechom? To jakby myć się w błotnistej wodzie! Jeśli takiej bojaźni doznam, to ofiaruję ją dobremu Bogu za grzeszników i uczynię to z miłości. Wówczas to cierpienie będzie dla drugich skuteczniejsze od wody. Dla mnie samej jedyne, co mnie oczyszcza, to ogień boskiej Miłości (OR, lipiec).
Wiem, że ogień Miłości uświęca bardziej niż ogień czyśćcowy (Rkp A 84v°).
Jaką wyrządzasz mi przykrość! Znieważasz Boga bardzo, myśląc że pójdziesz do czyśćca. Dla tego, kto kocha, nie może być czyśćca (OR, lipiec; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).
Ja zaś wybieram na czyściec Miłość, Którą płoniesz, o Serce mego Boga! (P 23)
W swoim akcie oddania się Miłości miłosiernej Teresa prosi:
Jeśli z powodu słabości niekiedy upadnę, niech Twe boskie spojrzenie oczyści natychmiast moją duszę, pochłaniając wszelką niedoskonałość niczym ogień, który wszystko przemienia w siebie (M 6).
Dzieci? Nie, one nie idą na potępienie (OR, 10 lipca, 1).
Maluczcy będą sądzeni niezwykle łagodnie... A małym można pozostać nawet na najwyższym stanowisku, nawet żyjąc bardzo długo. Gdybym umarła, mając osiemdziesiąt lat, odbywszy podróże po Chinach i po całym świecie, to umierałabym — czuję — tak samo mała, jak dziś. Powiedziane też jest, że na końcu Pan powstanie, by zbawić wszystkich cichych i pokornych sercem. Powiedziane jest nie „sądzić”, lecz „zbawić” (OR, 25 września, 1).
* * *
Miejmy więc bezgraniczną ufność do Boga!
Tak bym chciała, byś pojął, jak delikatne jest Serce Jezusa, oraz to, czego od ciebie oczekuje. Twój list z czternastego mnie poruszył. Zrozumiałam lepiej niż kiedykolwiek, jak bardzo twoja dusza jest siostrą mojej duszy, skoro powołana jest do tego, by wznieść się do Boga, używając windy miłości, a nie wchodząc po stromych schodach bojaźni.
Nie dziwię się wcale, że zażyłość z Jezusem wydaje ci się nieco trudna do urzeczywistnienia. Nie można do niej dojść w jeden dzień. Lecz jestem pewna, że na tej wdzięcznej drodze wesprę cię o wiele skuteczniej wtedy, kiedy zostanę uwolniona od śmiertelnej powłoki. I wkrótce powiesz za świętym Augustynem: „Miłość to porywający mnie ciężar” (LT 258, do księdza Bellière"a).
Serce Pana jest ogniem, ogniem miłosierdzia, który spala wszystko.
Przyznaję, że odkąd zostało mi dane zrozumieć również miłość Serca Jezusa, uleciała ze mnie wszelka bojaźń. Co prawda, wspomnienie moich win mnie upokarza, skłania do tego, by nie opierać się nigdy na własnych siłach, które są tylko słabością; lecz to wspomnienie więcej jeszcze mówi mi o miłosierdziu i miłości. Kiedy z synowską ufnością wrzucamy swoje winy w pochłaniające wszystko ognisko Miłości, czy to ognisko może nie spalić ich bezpowrotnie? (LT 247)
Począwszy od tego szczęśliwego dnia [ofiarowania się Miłości Miłosiernej], Miłość jakby przenika mnie i otacza, wydaje mi się, że w każdej chwili ta Darmowa Miłość mnie odnawia, oczyszcza, nie pozostawia w duszy żadnego śladu grzechu (Rkp A 84r°).
Tak, czuję, że choćbym na sumieniu miała wszystkie możliwe grzechy, to i tak bym poszła, ze skruszonym z żalu sercem, rzucić się w ramiona Jezusa, gdyż wiem, jak drogi jest Mu syn marnotrawny, który do Niego powraca. To prawda, że w swym uprzedzającym miłosierdziu dobry Bóg uchronił mnie od grzechu śmiertelnego, lecz nie dlatego, wcale nie dlatego, idę ku Niemu z ufności i miłości (Rkp C 36v°).
Choćbym popełniła wszystkie możliwe zbrodnie, to i tak zachowałabym tę samą ufność. Czuję, że ta masa zniewag byłaby ledwie kroplą w żarzącym się ognisku (OR, 11 lipca, 6).
* * *
Prosząc Boga o przebaczenie win, trafiamy prosto do Jego serca.
Zapewniam cię, że dobry Bóg jest lepszy niż myślisz. Zadowala się spojrzeniem, westchnieniem miłości. Osobiście uważam, że tak naprawdę doskonałość nie jest trudna, zrozumiałam bowiem, że wystarczy ująć serce Jezusa. Spójrz na dziecko, które właśnie rozgniewało matkę swym wybrykiem czy nieposłuszeństwem. Jeśli schowa się w kącie pełne dąsów i będzie krzyczeć w strachu przed karą, matka na pewno mu kary nie daruje. Lecz jeśli wyciągnie do niej ręce i, uśmiechając się, powie: „Ucałuj mnie, już nigdy nie zacznę”, to czy matka nie przytuli go do serca i nie puści w niepamięć jego dziecinnych występków? Choć przecież wie, że przy najbliższej okazji jej maleństwo znów narozrabia. Lecz to niczego nie zmieni. Dopóki [dziecko] będzie trafiać do niej przez serce, nigdy nie ściągnie na siebie kary (LT 191).
Taka już jestem, że bojaźń mnie powstrzymuje, a pod wpływem miłości, przeciwnie, nie tylko idę naprzód, lecz wzbijam się i lecę (Rkp A 80v°).
Załóżmy, że pewien ojciec ma dwóch synów. Obydwaj często psocą i są nieposłuszni. Gdy ojciec zaprowadza porządek, pierwszy drży i ucieka, choć czuje, że zasługuje na karę. Jego brat, przeciwnie, rzuca się w ramiona ojca, mówiąc, że żałuje, iż sprawił mu przykrość, że go kocha i aby dać tego dowód, odtąd już będzie grzeczny. Ponadto, jeśli poprosi, by ukarano go pocałunkiem, to nie sądzę, by serce szczęśliwego ojca mogło oprzeć się takiej ufności syna, o którym wie, że mówi szczerze. Co prawda, ojciec się nie łudzi, że nieraz jeszcze syn popełni te same występki, lecz zawsze gotów jest mu wybaczyć, jeśli ten trafiał będzie do niego przez serce... Nie mówię ci nic o drugim synu, sam wiesz, czy ojciec może kochać go tak samo i traktować go z tą samą wyrozumiałością (LT 258, do księdza Bellière"a).
Po tych wszystkich występkach, miast ukryć się w jakimś kącie (...), ptaszek zwraca się w stronę swego ukochanego Słońca, wystawia umoczone małe skrzydła na jego dobroczynne promienie, łka niczym jaskółka i w tym śpiewie zwierza mu się ze swych niewierności, opowiada mu o nich w szczegółach, sądzi bowiem, że swą zuchwałą ufnością zdobędzie więcej wpływu, przyciągnie pełniej miłość Tego, który nie przyszedł wzywać sprawiedliwych, ale grzeszników... (Rkp B 5r°)
Jezus od dawna zapomniał o twoich niewiernościach, On widzi w tobie jedynie pragnienia doskonałości, które radują Mu serce. Błagam, nie „wlecz się już u Jego stóp”. Idź za „pierwszym porywem, który rzuca cię w Jego ramiona”. Tam jest twoje miejsce (...). Zupełnie się z tobą zgadzam, kiedy piszesz: „Boskie serce smuci się bardziej z tego, że przyjaciele Jego mają w sobie tak mało delikatnej uwagi, niż z powodu ciężkich nawet przewin, które popełniają ludzie światowi”. Lecz, mój drogi braciszku, wydaje mi się, że tylko wtedy, kiedy swoi nie spotrzegają ich nieustannego braku delikatności i nie przepraszają za to Jezusa, może On powiedzieć te wzruszające słowa, które Kościół wkłada w Jego usta podczas Wielkiego Tygodnia: „Te rany, które widzicie na moich rękach, odniosłem w domu tych, którzy mnie kochali”. Co do przyjaciół, którzy przychodzą Go przeprosić za każdą niedelikatność, rzucając się w Jego ramiona, Jezus drży z radości. Mówi do aniołów to samo, co ojciec syna marnotrawnego powiedział do swoich sług: „Ubierzcie go w pierwszą suknię, włóżcie mu pierścień na palec. Cieszmy się wszyscy!” Ach, bracie, jakże dobroć Jezusa i Jego darmowa miłość są mało znane! Prawdą jest, że — by cieszyć się tymi skarbami — trzeba się upokorzyć, uznać swoją nicość, i tego właśnie wielu nie chce uczynić. Lecz ty, braciszku, nie tak postępujesz, toteż droga prostej, miłosnej ufności jest stworzona dla ciebie. Chciałabym, abyś z Bogiem był prosty (LT 261, do księdza Bellière"a).
* * *
Dobroć ludzkiego serca mówi jej o dobroci Boga. Jednego wieczoru Teresa, leżąc w gorączce, straciła do kogoś cierpliwość i okazała zdenerwowanie. Upokorzyło ją to bardzo i wieczorem napisała do Agnieszki:
„Ach! Dziś mogłaś zobaczyć moją cnotę, skarby mojej cierpliwości!... Mnie, która tak łatwo pouczam drugich!!! Cieszę się, że to widziałaś... Ach, jak dobrze mi zrobił fakt, że dałam się ponieść złośliwości! Nie nakrzyczałaś na swoją córkę, choć przecież na to zasługiwała. Lecz jest do tego przyzwyczajona; twoja łagodność mówi jej więcej aniżeli surowe słowa. Jesteś dla niej obrazem dobrego Boga (LT 230).
* * *
Jedna z sióstr sprawiła Teresie przykrość i, żałując tego potem, przyszła, by ją przeprosić. Teresa, wzruszona, odpowiedziała:
Gdybyś wiedziała, jak mnie to poruszyło! Nie, nigdy nie odczułam tak mocno, z jaką miłością przyjmuje nas Jezus, kiedy obraziwszy Go, przychodzimy Go za to przeprosić. Jeśli ja, Jego biedne stworzenie, poczułam do ciebie tyle miłości, widząc, że przychodzisz, to cóż dopiero musi się dziać w sercu dobrego Boga, kiedy do Niego wracamy?... Tak, to pewne, szybciej niż ja zapomni On o wszystkich naszych nieprawościach, aby już nigdy o nich nie pamiętać... A nawet uczyni więcej: będzie kochał nas jeszcze bardziej niż wtedy, gdyśmy jeszcze nie zawinili! (DD 225)
To, co znieważa Jezusa, co rani Mu serce, to brak ufności! (LT 92)
Któregoś dnia Teresa doznała decydującego olśnienia. Bóg dał jej poznać, którędy prowadzi droga do świętości, ta mała droga, po której On sam nas niesie. Teresa tak opowiada o swoim odkryciu:
Od zawsze pragnęłam być świętą. Niestety, kiedy porównywałam się ze świętymi, stwierdzałam nieustannie, że między nimi a mną istnieje ta sama różnica, co między górą, której szczyt ginie w niebiosach, a zabłąkanym ziarnkiem piasku, deptanym stopami przechodniów. Nie zniechęcałam się jednak i powiedziałam sobie tak: dobry Bóg nie wzbudzałby pragnień, które nie mogą się spełnić, a zatem, pomimo że jestem tak mała, mogę pragnąć świętości. Co prawda, wzrastać — to dla mnie rzecz niemożliwa, muszę więc znosić siebie taką, jaka jestem, z wszystkimi swoimi wadami. Chcę jednak szukać sposobu, by dotrzeć do Nieba małą drogą, prostą, krótką, małą drogą zupełnie nową. A żyjemy w dobie wynalazków; obecnie, żeby wyjść na piętro, nie trzeba już używać schodów, u ludzi bogatych zastępuje je świetnie winda. Chciałabym więc znaleźć taką windę, która uniosłaby mnie aż do Jezusa, jestem bowiem zbyt mała, aby piąć się do góry po stromych schodach doskonałości. Poszukiwałam więc w świętych księgach czegoś, co wskazałoby mi tę upragnioną windę, i tak wpadłam na te słowa Mądrości Odwiecznej: „Maluczki niech przyjdzie do mnie”. Podeszłam więc, odgadując, że znalazłam to, czego szukałam, i chcąc wiedzieć, o mój Boże, co zrobisz dla maluczkiego, który odpowie na Twoje wezwanie, szukałam dalej, i oto, co znalazłam: — „Jak matka tuli swe dziecko, tak i ja was tulił będę i będę pieścił was na kolanach”. Ach, nigdy nie spotkałam słów bardziej serdecznych, bardziej śpiewnych, które tak by mnie ucieszyły. Windą, która mnie wzniesie aż do nieba, są Twoje ramiona, Jezu! A w tym celu nie potrzebuję wcale wzrastać, przeciwnie, trzeba, bym pozostała mała i stawała się coraz mniejsza. Boże mój! Przerosłeś moje oczekiwania! A ja chcę śpiewać Twoje miłosierdzie! (Rkp C 2r°—3r°)
Jezus z upodobaniem pokazuje mi jedyną drogę, która prowadzi do boskiego ogniska, a tą drogą jest ufność małego dziecka, co bez obawy zasypia w ramionach Ojca... „Maluczki niech do Mnie przyjdzie”, powiedział Duch Święty ustami Salomona i tenże sam Duch Miłości powiedział jeszcze, że „najmniejszy dozna miłosierdzia”. W Jego imieniu zaś prorok Izajasz wyjawia, że w dniu ostatecznym „poprowadzi Pan swoje owce na pastwiska, zgromadzi małe jagnięta i weźmie je na ramiona”. I jakby nie dość było owych obietnic, ten sam prorok, którego natchniony wzrok już wówczas przenikał odwieczne głębokości Boże, wykrzyknął w imieniu Pana: „Jak matka tuli swe dziecko, tak i ja was tulił będę i będę pieścił was na kolanach”. Kochana chrzestna mamo! Po takich słowach pozostaje tylko zamilknąć, zapłakać z wdzięczności i miłości... Ach, gdyby wszystkie słabe i niedoskonałe dusze czuły to, co czuje najmniejsza z nich wszystkich, dusza małej Teresy, ani jedna nie wątpiłaby, że dotrze na szczyt góry miłości, gdyż Jezus nie domaga się wielkich czynów, lecz jedynie tego, by zdać się na Niego i być wdzięcznym. (...) Niestety, mało znajduje serc, które oddają Mu się bez reszty, które pojmują, jak czuła jest Jego nieskończona Miłość (Rkp B 1r°—v°).
Miłość, która nie drży z bojaźni, która zasypia na sercu Swojego Boga, zapominając o sobie, jak dziecko... (P 3)
Sam Bóg będzie jej świętością:
Pragnę doskonale wypełnić Twoją wolę i dojść do stopnia chwały, którą przygotowałeś mi w swoim królestwie, jednym słowem — pragnę być świętą, lecz czuję swoją bezsilność, dlatego Ciebie proszę, mój Boże, byś sam był moją Świętością (M 6).
* * *
Śmiałość jej zaufania opiera się na miłości, którą Bóg nam objawił i w którą Teresa wierzy radykalnie, z zamkniętymi oczami, nie pozwalając sobie na najmniejsze zwątpienie.
Jestem jedynie dzieckiem, bezsilnym i słabym, ale to właśnie moja słabość wzbudza we mnie zuchwałość, by się oddać na „Ofiarę Twojej miłości”, Jezu! Niegdyś Mocny i Potężny Bóg przyjmował jedynie ofiary czyste i bez skazy. By zadośćuczynić sprawiedliwości boskiej, potrzeba było ofiar doskonałych. Lecz w miejsce prawa bojaźni przyszło prawo Miłości i Miłość wybrała mnie na ofiarę całopalną, mnie, słabe i niedoskonałe stworzenie... Czy ten wybór nie jest godny Miłości? Tak, ponieważ Miłość, aby się w pełni nasycić, musi się uniżyć aż do nicości i przemienić tę nicość w ogień... (Rkp B 3v°)
Jak możesz pytać, czy jesteś w stanie kochać dobrego Boga tak jak ja? Gdybyś pojęła historię mojego ptaszka [przytoczoną w „Rękopisie B”], to nie miałabyś podobnych wątpliwości. Moje pragnienia męczeństwa są niczym, to nie na nich opiera się nieograniczona ufność, jaką odczuwam w sercu. Prawdę mówiąc, to właśnie bogactwa duchowe czynią nas niesprawiedliwymi, kiedy spoczywamy na nich z upodobaniem i myślimy, że są czymś wielkim. (...)
Jak więc możesz powiedzieć, że moje pragnienia są dowodem miłości?... Ach, czuję mocno, że nie to podoba się Bogu we mnie. Jemu podoba się to, że kocham moją małość i ubóstwo, że pokładam ślepą nadzieję w Jego miłosierdziu... Oto mój jedyny skarb. Dlaczego miałby nie być i twoim? (...)
Zrozum, proszę, że aby kochać Jezusa, aby stać się ofiarą Jego miłości, im jesteśmy słabsi, bez pragnień, bez cnót, tym bardziej jesteśmy gotowi na działanie tej Miłości, co pochłania i przemienia... Wystarczy pragnąć stać się Jego ofiarą, lecz trzeba przy tym zgodzić się pozostać ubogim i bez sił, i to właśnie jest trudne, gdyż: „Prawdziwie ubogiego duchem gdzie znajdziesz? Trzeba by go daleko szukać” — powiada Psalmista... Nie mówi, że należy go szukać pośród dusz wielkich, ale „daleko...”, to znaczy nisko, w nicości... Trzymajmy się więc z dala od tego, co błyszczy, kochajmy naszą małość, pozbawioną odczuć, wówczas będziemy ubogie w duchu i Jezus sam po nas przyjdzie. Jakkolwiek daleko [od Niego] byśmy były, przemieni nas w płomień miłości... Och, gdybym mogła ci wytłumaczyć, co czuję!... To właśnie ufność — i tylko ufność — winna prowadzić nas do Miłości... (LT 197, do Marii od Najświętszego Serca)
* * *
Musimy wypracować w sobie nowe, ewangeliczne odruchy. Nauczyć się postępować często inaczej, niż podpowiada nam to odruch natury.
Chcesz wejść na górę, a Bóg chce, byś zeszła w głąb urodzajnej doliny, gdzie nauczysz się dystansu do samej siebie (RiW 26).
„Kiedy myślę o wszystkim, co muszę osiągnąć...” — westchnęła przy niej kiedyś siostra Genowefa. W odpowiedzi usłyszała:
Powiedz sobie raczej: „czego muszę się wyzbyć”! To Jezus napełni twoją duszę wspaniałościami, w miarę jak będziesz pozbywać się wad (RiW 26).
Na pamiątkę moich ślubów [opowiada siostra Genowefa] moja droga siostra namalowała dla mnie herb, który sobie obrałam, z dewizą: „Kto traci, zyskuje”. Wyjaśniała mi często, że na ziemi trzeba wszystko stracić, pozwolić sobie zabrać wszystko, aby stać się ubogim duchem (RiW 28).
Była zauroczona ewangelią o robotnikach z ostatniej godziny, którym zapłacono tyle samo, co pracującym przez cały dzień. Mówiła:
Widzisz? Jeśli złożymy naszą ufność w Bogu, czyniąc wszystko, co w naszej mocy, lecz i oczekując wszystkiego od Jego miłosierdzia, otrzymamy tyle samo, co wielcy święci (RiW 167).
Wiesz, że nie mam nic, lecz zawsze od Boga otrzymuję wszystko, gdy tylko tego potrzebuję (RiW 63).
* * *
„Mała droga”, której Teresa naucza, nie polega więc na wyczynach, lecz na wierności łaskom, które otrzymujemy, będąc dziećmi Boga. Przykładem tego jest życie Teresy.
[Mówiąc o swoich zeszytach:] Znajdzie się tam coś dla każdego, z wyjątkiem tych, którzy podążają drogami nadzwyczajnymi (OR, 9 sierpnia, 2).
Wiem, że są święci, którzy, by zadośćuczynić swoim grzechom, spędzili życie na zadziwiających umartwieniach. Lecz „w domu Ojca mieszkań jest wiele”, Jezus sam to powiedział. Dlatego ja idę drogą, którą On sam mi wytycza. Staram się oderwać od siebie we wszystkim, a to, co Jezus raczy zdziałać w mojej duszy, oddaję Jemu, gdyż nie wybrałam surowego życia, by zadośćuczynić swoim winom, ale winom drugich (LT 247).
Nasz Pan tak odpowiedział matce Zebedeusza: „Miejsce po mojej prawej lub lewej stronie należy do tych, którym przeznaczył je Ojciec”. Myślę sobie, że te znamienite miejsca, których odmówiono wielkim świętym, odmówiono [nawet] męczennikom, będą udziałem dzieci (RiW 47).
Jedna z nowicjuszek, Maria od Trójcy Świętej, załamywała się na widok swojego ubóstwa. Teresa powiedziała raz do niej:
Przypominasz mi dziecko, które nie umie jeszcze chodzić i które, chcąc dotrzeć do matki znajdującej się na piętrze, próbuje dostać się do niej po schodach. Na próżno! Stopa ześlizguje mu się ciągle z pierwszego stopnia i nie potrafi wyjść wyżej. Otóż, zgódź się, że będziesz jak to dziecko. Ciągle stawiaj stopę wyżej, to znaczy podejmuj wysiłek, aby wszystko czynić jak najlepiej i wspinać się po schodach świętości. Nie uda ci się wejść nawet na pierwszy; lecz Bóg wymaga jedynie dobrej woli. Wkrótce, ujęty tym bezskutecznym wysiłkiem, sam zejdzie i, biorąc cię w ramiona, zabierze na zawsze do swojego królestwa (DD 205).
„Czy myślisz, że mogę jeszcze żywić nadzieję na to, że będę z tobą w Niebie?” — zapytała ją siostra Genowefa. „Wydaje mi się to niemożliwe, bo to tak, jakby zachęcano pingwina, by sięgnął tego, co znajduje się u samej góry masztu szczęścia!” Teresa odpowiedziała:
To prawda, lecz jeśli znajdzie się olbrzym, który weźmie pingwina na ramiona, uniesie go wysoko i sam mu poda to, czego pragnie? Bóg tak właśnie z nami uczyni. Lecz nie trzeba zaprzątać sobie tym głowy, trzeba powiedzieć dobremu Bogu: „Wiem, że nigdy nie będę godna tego, czego oczekuję, lecz wyciągam do Ciebie ręce, jak mały żebrak, i jestem pewna, że mnie we wszystkim wysłuchasz. Bo jesteś dobry” (OR, 5 sierpnia, 3; z notatek siostry Genowefy).
Na pytanie, czy musiała wiele walczyć, by być tak oddaną Bogu, odpowiedziała:
Ach, to nie o to chodzi! (OR, 3 sierpnia, 2)
Powiem ci, jak powinieneś żeglować po wzburzonym morzu świata: z zawierzeniem i miłością dziecka, które wie, że jest drogie Ojcu i że ten nie umiałby pozostawić go samego, gdy nadchodzi niebezpieczeństwo (LT 258, do księdza Bellière"a).
* * *
A zatem żadnej obawy w chwili śmierci, że się przegrało! Któregoś dnia matka Agnieszka powiedziała do niej: „Niestety, przy śmierci nic nie będę miała Bogu do ofiarowania, mam puste ręce! Bardzo mnie to smuci”. Teresa na to:
No cóż, nie postępujesz tak jak „maleństwo” [tak siebie niekiedy nazywała], które skądinąd znajduje się w tej samej sytuacji. Gdybym nawet dokonała wszystkich dzieł świętego Pawła, to i tak bym się uważała za „sługę nieużytecznego”. Ale to właśnie jest dla mnie powodem do radości, gdyż nie mając nic, otrzymam od Boga wszystko (OR, 23 czerwca, 1).
Kiedy pojawię się przed Oblubieńcem, będę mogła Mu okazać jedynie swoje pragnienia... (LT 218)
Ryzykuję wszystko i stawiam na miłość... Ryzykuję bardzo dużo... Jeśli przegram, to sprawa będzie jasna. Póki co nie wiem, czy jestem biedna, czy bogata. Okaże się to później (RiW 71).
Cieszę się, że wkrótce pójdę do Nieba. Lecz kiedy myślę o tym, co powiedział Bóg: „Przynoszę z sobą nagrodę, by oddać każdemu według dzieł”, mówię sobie, że w moim przypadku będzie bardzo zakłopotany. Bo ja niczego nie dokonałam! Zatem nie będzie mi mógł oddać „według moich dzieł”... No więc odda mi „według własnych dzieł”! (OR, 15 maja, 1)
W swoim Akcie ofiarowania się Teresa wyrzekła się wszelkiego pragnienia posiadania, aby powierzyć się całkowicie Miłości Miłosiernej.
Pod wieczór tego życia stanę przed Tobą z pustymi rękami, gdyż nie oczekuję, Panie, byś liczył moje dzieła. W Twoich oczach wszelka nasza sprawiedliwość jest ułomna. Chcę więc przyodziać się w Twoją własną Sprawiedliwość i otrzymać od Twojej Miłości w wieczne posiadanie samego Ciebie. Innego tronu, Umiłowany, i innej korony nie pragnę! (...)
Aby żyć w doskonałym akcie miłości, ofiaruję się Twojej miłości miłosiernej na całopalną ofiarę, błagając Cię, byś spalał mnie nieustannie, pozwalając, by fale nieskończonej czułości, które są w Tobie stłumione, przelały się w moją duszę i bym stała się w ten sposób męczennikiem Twojej Miłości! (M 6)
Kto chce powierzyć się Bogu, winien uznać swoją małość. Przy każdym spotkaniu Teresa wpajała nowicjuszkom, że pokora jest zasadniczym warunkiem małej drogi. Mówiła:
By podążać tą drogą, trzeba być pokornym, ubogim duchem i prostym (RiW 35).
Kto na ziemi chce być — z miłości do Jezusa — najuboższym, najbardziej zapomnianym, ten [w Niebie] będzie pierwszym, prawdziwie szlachetnym i bogatym!... (Rkp A 56r°)
Jakie to szczęście być upokorzonym! Tylko ta droga rodzi świętych!... (LT 82)
Przyznaję, że nigdy nie szukałam chwały. W sercu miałam raczej upodobanie do wzgardy. Lecz kiedy poznałam, że i ona jest zbyt chwalebna, szukałam zapomnienia (RiW 165).
Poproś, by twoja córka nie przestawała być ziarnkiem piasku, ciemnym, ukrytym przed spojrzeniem drugich, widocznym tylko dla Jezusa. Niech staje się coraz mniejszym, niech obróci się w nicość... (LT 49, do siostry Marii od Najświętszego Serca)
* * *
Pokora, podobnie jak Jezus, szuka ostatniego miejsca. Nie chce „błyszczeć”.
Jedyną rzeczą, której się nie zazdrości, jest ostatnie miejsce. I tylko ono nie wzbudza próżności, nie jest utrapieniem dla ducha.
Jednakże „człowiek nie ma władzy nad swoją drogą” i niekiedy łapiemy się na tym, że pragniemy tego, co błyszczy. Ustawmy się więc pokornie pośród ułomnych, uznajmy się za tych, których Bóg musi podtrzymywać w każdej chwili. Kiedy tylko zobaczy, że jesteśmy przekonani o swojej nicości, poda nam rękę. Później, jeśli znów próbujemy dokonać czegoś wielkiego, nawet pod pozorem żarliwości, Jezus zostawia nas samych. „Lecz gdy tylko powiedziałem: zachwiał się mój krok, umocniło mnie zaraz twe miłosierdzie, Panie”. Tak, wystarczy się upokorzyć, znosić spokojnie swe ułomności: oto prawdziwa świętość! Weźmy się więc za ręce i biegnijmy na końcu. Nikt nie będzie się o to miejsce wykłócał... (LT 243, do siostry Genowefy)
Któż nie pragnie móc nad sobą panować! To droga powszechna! Jak niewielu jest takich, którzy nie dziwią się temu, że upadli, że są słabi, którzy leżąc na ziemi, potrafią cieszyć się, kiedy inni ich w tym stanie odkryją! (RiW 22)
Do pewnej siostry, która zniechęcała się własnym ubóstwem:
A jeśli dobry Bóg chce, byś była słaba i bezsilna, jak dziecko...? Myślisz, że twoje zasługi będą wtedy mniejsze?...
Zgódź się więc na to, że będziesz chwiać się co krok, że będziesz niosła z trudem swój krzyż, pokochaj swoją niemoc. Wówczas wyciągniesz z tego więcej pożytku niż wtedy, gdybyś — niesiona przez łaskę — dokonywała ochoczo bohaterskich czynów. One napełniłyby cię zadowoleniem i pychą (DD 208).
Pozostać dzieckiem to uznać swoją nicość, oczekiwać wszystkiego od Boga, bowiem dziecko wszystkiego oczekuje od swego ojca. To również porzucić niepokój, nie zabiegać o bogactwa. (...)
To także nie przypisywać sobie dobra, które się czyni, jakby się było do czegoś zdolnym, lecz uznać, że Bóg daje ten skarb dziecku do rąk, by posłużyło się nim, kiedy zajdzie potrzeba. Lecz skarb ten pozostaje skarbem Boga.
To wreszcie nie zniechęcać się swoimi przewinami, ponieważ dzieci upadają często, lecz są zbyt małe, by uczynić sobie dużo złego (OR, 6 sierpnia, 8).
Gdybym sobie, na przykład, mówiła: „Dopracowałam się tej czy innej cnoty i jestem pewna, że mogę ją praktykować”, to znaczyłoby, że opieram się na własnych siłach. A kiedy doszło się do takiego mniemania, to niedaleko już do przepaści. Lecz jeśli pozostanę pokorna, mała, wciąż będę miała prawo — nie znieważając Boga — do małych głupstw, i to do śmierci. Popatrz na małe dzieci: nie przestają rozbijać, rozdzierać, upadać, kochając jednocześnie bardzo, bardzo swoich rodziców. Kiedy tak upadam, to widzę dzięki temu jeszcze lepiej swoją nicość i mówię sobie w duchu: „Co bym zrobiła, cóż by się ze mną stało, gdybym opierała się na własnych siłach?...” (OR, 7 sierpnia, 4)
* * *
Wie, że pokora przyciąga Pana.
Chcę zawsze pozostać małą, pokorną, by upodobnić się do Jezusa oraz zasłużyć na to, by uczynił we mnie swe mieszkanie (RD 1).
By móc do Niego należeć, trzeba być małym, małym jak kropla rosy. Lecz niewielu pragnie takiej małości (LT 141).
Jest szczęśliwy, że czujesz swoją słabość. To On wycisnął w tobie poczucie dystansu do siebie. Podziękuj za to Jezusowi. Napełnia cię bowiem swoimi najlepszymi łaskami. Jeśli pozostaniesz Mu wierna, sprawiając Mu radość w małych rzeczach, będzie zmuszony pomóc ci w wielkich... Apostołowie pracowali bez Niego całą noc i nic nie złowili, lecz ich praca była Jezusowi miła. Chciał im dowieść, że On tylko może im coś dać. Chciał, by apostołowie się upokorzyli... „Dzieci, powiedział do nich, czy macie coś do jedzenia?” — „Panie, odpowiedział Piotr, całą noc żeśmy łowili, ale na darmo”. Być może, gdyby złowili kilka ryb, Jezus nie uczyniłby cudu. Lecz w sieciach nie mieli nic, toteż Jezus wkrótce je napełnił, tak że niemal zaczęły się rwać. Oto, jaki On jest: Jego dary są na miarę Boga, lecz pragnie pokory serca. „Świat cały przy Nim jak ziarnko piasku na szali, kropla rosy porannej, co spadła na ziemię” (Mdr 11) (LT 161, do siostry Genowefy).
Pokora Marii Przyciągnęła boskiego Króla. Pokora twego życia Przyciąga Go ku tobie. (RD 1)
Jezus zadowolił się moimi pragnieniami, całkowitym zawierzeniem Jemu (...). Pamiętasz być może, że kiedyś lubiłam nazywać się „Jego zabawką”. I ciągle się cieszę, że nią jestem. Pomyślałam sobie jednak, że jest wiele wzniosłych dusz, które też mienią się „Jego zabawkami”, i uznałam, że dla Niego są to zabawki piękne, podczas gdy biedna moja dusza to zabawka bez wartości. Na pocieszenie powiedziałam sobie jednak, że dzieci wolą często te prostsze zabawki, gdyż mogą je rzucić lub podnieść, połamać lub ucałować, jak im tam w duszy zagra, od zabawek cennych, których nie śmią prawie dotykać. Ucieszyło mnie więc moje ubóstwo i zapragnęłam stawać się coraz uboższą, tak by Jezusowi było coraz milej bawić się mną (LT 176, do Leonii).
Pan lubi obdarzać mądrością małych. Pewnego dnia, w radosnym uniesieniu, błogosławił On swego Ojca, iż ukrył te tajemnice przed roztropnymi, a objawił je maluczkim (Rkp C 4r°).
* * *
Według Teresy pokora to prawda. Oto, co wyznaje w dniu śmierci:
Wydaje mi się, że zawsze szukałam tylko prawdy... Tak, pojęłam, co to jest pokora serca... (OR, 30 września)
Myślę, że pokora to prawda. Nie wiem, czy jestem pokorna, lecz czuję, że widzę prawdę we wszystkim (RiW 19).
Oświeć mnie, Jezu, Ty wiesz, że szukam prawdy... (Rkp B 4v°)
Kocham tylko prostotę. Do „udawania” czuję wstręt (OR, 7 lipca, 4).
Ja mówię całą prawdę. Jeśli nie chce się jej poznać, to nie ma co do mnie przychodzić (OR, 18 kwietnia, 3).
* * *
Człowiek pokorny — czyli prawdziwy — jest świadom swych ograniczeń.
Choćby pochylały się nad nią wszystkie stworzenia, by ją podziwiać i zamęczać zachwytami, nie dodałoby to wcale — nie wiem dlaczego — ani kropelki fałszywej radości do radości prawdziwej, którą smakuje w sercu, świadoma tego, czym jest naprawdę w oczach dobrego Boga: małą, biedną nicością. I niczym więcej... (Rkp C 2r°)
Nigdy nie zapominam, kim jestem (Rkp C 26v°).
Tak naprawdę jestem tylko tym, co myśli o mnie dobry Bóg (RiW 159).
* * *
Człowiek pokorny — czyli prawdziwy — umie rozpoznać również dary, które otrzymał, oraz to, kto go nimi obdarzył.
Nie myśl, że to pokora przeszkadza mi rozpoznać dary od Boga. Wiem, że uczynił we mnie wielkie rzeczy, i wyśpiewuję to co dzień, ze szczęściem (LT 224).
Matko, jestem zbyt mała, aby popaść teraz w próżność, zbyt mała również, by układać piękne zdania, dowodząc, że mam dużo pokory. Wolę przyznać po prostu, że Wszechmocny uczynił wielkie rzeczy w duszy dziecka swej boskiej Matki, a największą jest to, że dał mu poznać jego małość, jego bezsilność (Rkp C 4r°).
Tak, wydaje mi się, że jestem pokorna... Dobry Bóg pokazuje mi prawdę; czuję dobrze, że wszystko pochodzi od Niego (OR, 4 sierpnia, 3).
Wszelkie dobro we mnie pochodzi od dobrego Boga, który zechciał je we mnie złożyć. Jeśli podoba Mu się ukazywać mnie lepszą niż jestem, to nie moja już sprawa, wolno Mu postępować, jak chce... (Rkp C 2r°)
Bóg jest prawdą.
Jak dobrze pojmuję słowo Jezusa wypowiedziane do naszej Matki, świętej Teresy: „Czy wiesz, córko, którzy kochają Mnie prawdziwie? To ci, którzy uznają, że wszystko, co nie odnosi się do Mnie, jest tylko kłamstwem”.
Ach, czuję, że to prawda!
Tak, wszystko, co poza Bogiem, to próżność (OR, 22 czerwca).
Pokora, czyli prawda, nie sprzeciwia się wielkim pragnieniom.
Nie jestem orłem, mam tylko oczy i serce orła, gdyż mimo skrajnej małości śmiem wpatrywać się w boskie Słońce, Słońce Miłości, i moje serce odczuwa w sobie wszystkie pragnienia Orła... (...) Ja, Jezu, jestem zbyt mała, by dokonywać rzeczy wielkich... moim szaleństwem jest mieć nadzieję, że Twoja Miłość przyjmie mnie na ofiarę... Moim szaleństwem jest błagać moich braci Orłów, by wyjednali mi przywilej wzbicia się ku Słońcu Miłości na skrzydłach samego Boskiego Orła... (Rkp B 4v°—5v°)
Bezinteresowny dar i niezłomna nadzieja są ze sobą nierozłączne:
Trzeba podjąć każdy wysiłek, dawać nie przeliczając, wyrzekać się siebie nieustannie, słowem — dowieść miłości, czyniąc wszelkie dobro leżące w naszej mocy. Lecz po prawdzie jest to ciągle niewiele, dlatego kiedy uczyniliśmy wszystko, co naszym zdaniem było do zrobienia, trzeba się uznać za „sługi nieużyteczne”, żywiąc nadzieję, że dobry Bóg spełni za darmo nasze pragnienia (RiW 50).
* * *
Nadzieja nie jest złudzeniem, gdyż Bóg jest dobry i wszechmocny.
Bóg, dokonując swoich dzieł, posłuży się moją słabością, ponieważ On, Bóg mocny, lubi okazać swą potęgę, posługując się tym, co jest „niczym” (LT 220).
By dokonać rzeczy cudownych, posługuje się najlichszymi narzędziami (LT 201).
Teresa dawno już zrozumiała, że dobry Bóg nie potrzebuje nikogo (a jej jeszcze mniej od innych), aby móc czynić dobro na ziemi (Rkp C 3v°).
„Jeśli Pan domu nie zbuduje, na próżno trudzą się budowniczowie”. Wszystkie najpiękniejsze kazania świętych byłyby niezdolne wzbudzić w czyimś sercu choćby jednego aktu miłości, gdyby Jezus nie miał tego serca w posiadaniu. On jeden umie posługiwać się swoją lirą, nikt inny nie potrafi na niej zagrać, wydobywając cudowne jej brzmienie. Jezus jednak umie posłużyć się wszystkim (LT 147).
Jest bogaty. I kocha.
Moje długi niech spłaci mój boski Oblubieniec, wszak jestem uboga z Jego powodu; jest więc sprawiedliwe, by nie odmawiał mi tego, o co Go proszę dla tych, którym kocham (LT 131).
Nie mogę na niczym się oprzeć, żaden z moich czynów nie daje mi podstaw do ufności. Na przykład, chciałabym móc powiedzieć: Odmówiłam wszystkie oficja za zmarłych i wszystkie długi spłaciłam. Lecz nie mogę. I to ubóstwo było dla mnie światłem, prawdziwą łaską. Pomyślałam, że w życiu nigdy nie byłam w stanie spłacić choćby jednego długu wobec Boga, lecz że może stać się to dla mnie bogactwem i siłą, jeśli tylko zechcę to wykorzystać; wówczas zaniosłam taką modlitwę: „Boże mój, błagam Cię, spłać długi, które zaciągnęłam wobec dusz w czyśćcu cierpiących, lecz uczyń to tak, jak Ty potrafisz, czyli nieskończenie lepiej, niż gdybym sama odmówiła oficjum za zmarłych”. I przypomniałam sobie ze wzruszeniem słowa z pieśni świętego Jana od Krzyża: „Spłać wszystkie moje długi”. Te słowa odnosiłam zawsze do Miłości... Czuję, że tej łaski nie można wysłowić... Zbyt wiele w niej wdzięku! Kiedy jest się całkowicie ubogim, kiedy liczy się wyłącznie na Boga, jakże wielkiego doznaje się wówczas pokoju! (OR, 6 sierpnia, 4)
On jeden potrafi spełnić me przeogromne pragnienia (Rkp A 81v°).
Dlaczego więc nadzieja miałaby nie być odważna?
Być może jestem zbyt śmiała... Choć nie, przecież pozwoliłeś mi na śmiałość wobec Ciebie, wszak powiedziałeś do mnie to samo, co powiedział ojciec syna marnotrawnego, zwracając się do starszego syna: „Wszystko, co moje, jest twoje” (Rkp C 34v°).
Lubisz świętego Augustyna, świętą Magdalenę, tych, którym „wiele grzechów odpuszczono, ponieważ bardzo ukochali”. Ja też ich lubię, lubię ich skruchę i zwłaszcza... ich miłosną odwagę! Kiedy widzę, jak Magdalena podchodzi do Jezusa, pomimo tylu biesiadników, i łzami obmywa stopy swego cudownego Mistrza, dotykając Go po raz pierwszy, czuję, że jej serce pojęło otchłań miłości i miłosierdzia Serca Jezusa; czuję również, że — pomimo iż jest wielką grzesznicą — to Serce miłości jest gotowe nie tylko jej przebaczyć, lecz jeszcze obsypać ją dobrodziejstwami szczególnej więzi, gotowe wznieść ją na najwyższe szczyty kontemplacji (LT 247, do księdza Bellière"a).
Przy tym Sercu uczymy się być dzielni i zwłaszcza ufni (LT 200).
Wzniesiona wyżej siebie, Na Bogu tylko wspieram się. (P 30)
Nie ustawaj w ufności. Jest niemożliwe, by Bóg na nią nie odpowiedział, zawsze bowiem obdarza nas w takiej mierze, w jakiej Mu ufamy (DD 225).
Nie ustawajmy w modlitwie. Okazywanie Bogu zaufania czyni cuda... (LT 129)
* * *
Czyż Jezus nie może w okamgnieniu uczynić tego, czego nigdy dotąd nie uczynił? I gdyby sam tego nie pragnął, to czy wzbudzałby w nas pragnienie, którego nie mógłby spełnić? (LT 129)
Jak zaświadcza siostra Genowefa, Teresa przejęła od świętego Jana od Krzyża te słowa:
Im więcej Bóg pragnie nam dać, tym większe wzbudza pragnienie (RiW 51).
Pan jest dla mnie tak dobry, że nie potrafię się Go obawiać. Zawsze spełniał moje pragnienia, a raczej sprawiał, bym pragnęła tego, czym chciał mnie obdarzyć (Rkp C 31r°).
Nie wzbudzałby we mnie pragnień, których nie zamierzałby spełnić (Rkp A 84v°).
Bóg nigdy nie wzbudza pragnień, których nie mógłby urzeczywistnić... (LT 197)
Mam już tylko jedno pragnienie: Jesteś nim Ty, mój Boże! (RD 3)
Oderwana od siebie, przywiązana do nadziei, Teresa oddaje się zupełnie w ręce swego Stworzyciela. Przejawy tego oddania są w jej pismach obfite.
Zawierzenie bez reszty to moje jedyne prawo. (P 32)
Jakiś czas temu oddałam się Dzieciątku Jezus na zabawkę. Powiedziałam Mu, by nie traktował mnie jak rzeczy cennej, którą dzieci jedynie oglądają, nie śmiąc nawet jej dotknąć, lecz jak piłkę, która nie ma żadnej wartości, którą może rzucić, kopnąć, przekłuć, zostawić w kącie lub przycisnąć do serca, jeśliby Go to cieszyło. Jednym słowem, chciałam bawić małego Jezusa, sprawiać Mu radość, chciałam się wydać Jego dziecięcym kaprysom... I wysłuchał tej prośby... (Rkp A 64r°)
Ofiarowałam się Jezusowi, by mógł spełnić we mnie swą wolę doskonale, by stworzenia nigdy temu nie przeszkodziły (Rkp A 76v°).
Od dawna już nie należę do siebie, wydana jestem cała Jezusowi, może więc uczynić ze mną, co zechce (Rkp C 10v°).
Ponieważ oddałam się Jezusowi, aby Mu sprawiać radość i być Mu pokrzepieniem, nie powinnam Go przymuszać do czynienia mojej woli (Rkp A 73v°—74r°).
Bogu ufam do tego stopnia, że nie będzie już mógł mnie opuścić. Wszystko powierzam w Jego ręce (LT 32).
Wszystkie me pragnienia powierzam Tobie. (P 36)
Wspomnij, że wola Twa święta Jest mi odpocznieniem i szczęściem. Na Ciebie zdana, zasypiam bez obaw. (P 24)
Pan rzekł: „Powiedzcie Sprawiedliwemu, że wszyst- ko jest dobre”. Tak, wszystko jest dobre, gdy się szuka jedynie woli Jezusa (Rkp C 2v°).
„Niech spełni się wola Boga”. W tym tylko jest odpocznienie. Odcięci od tej miłosnej woli nic nie moglibyśmy uczynić, ani dla Jezusa, ani dla drugich (LT 201).
Jeśli On zmieni zdanie, to my też. Kropka! (LT 207)
Teraz nie pragnę już niczego, jak tylko kochać Go do szaleństwa. (...) Teraz wiedzie mnie tylko ufność, nie potrzeba mi innej busoli! Nie potrafię już prosić gorliwie o cokolwiek, z wyjątkiem doskonałego spełnienia się we mnie woli dobrego Boga, bez żadnych przeszkód ze strony stworzeń. I mogę powiedzieć za Pieśnią duchową Ojca naszego, świętego Jana od Krzyża: „W piwnicy Ukochanego napiłam się, i kiedy wyszłam na równinę, nie znałam już niczego, i zgubiłam stado, za którym podążałam wcześniej... Ma dusza i ja cała — pochłonięte, by Mu służyć. Nie strzegę już stada i nie zajmuje mnie nic prócz kochania!...” (Rkp A 82v°—83r°)
Te słowa Hioba: „Choćby Bóg mnie zabił, to i tak Mu ufać będę” czarowały mnie od dzieciństwa. Lecz długo mi zeszło, nim nabrałam takiej ufności. Teraz ją mam; Bóg mnie do niej natchnął, wziął mnie w ramiona i mnie jej nauczył... (OR, 7 lipca, 3)
Jak wdzięczna jest droga Miłości! Jak mi zależy, by zawsze spełniać wolę Boga, zdając się bez reszty na Niego! (Rkp A 84v°)
Wszystkie moje dary to za mało. Duszę Chcę Ci ofiarować, mój Panie! (RD 4)
* * *
W swoich listach do Celiny, z lipca 1893 roku, Teresa wyjaśnia, w jaki sposób powierza Bogu swoje poszukiwania i ubóstwo.
Pozwólmy Mu zabrać wszystko i dać wszystko, co zechce; doskonałość polega na czynieniu Jego woli. Tego zaś, kto wydaje Mu się bez reszty, Jezus nazywa „Matką, siostrą, bratem”. (...)
Nietrudno uradować Jezusa, nietrudno oczarować Jego Serce. Wystarczy Go kochać, nie patrząc na siebie, nie roztrząsając zbytnio swych wad. Twoja Teresa nie przebywa na wysokościach w tej chwili, lecz Jezus uczy ją „wyciągnąć pożytek ze wszystkiego: i z dobra w niej, i ze zła”. Uczy ją stawiać na miłość, lub raczej to On stawia za nią, nie mówiąc, jak się do tego zabiera; to Jego sprawa, a nie Teresy.
Jej przypada to, by Mu zawierzyć, by wydać Mu się bez reszty. Nie wie nawet, co na tym wygra, pozbawiona jest tej radości. Lecz w końcu nie jest synem marnotrawnym, więc Jezus nie ma co urządzać dla niej przyjęcia, skoro ona „jest przy Nim zawsze”. (...)
Kierownicy duchowi każą dążyć do doskonałości poprzez mnogość dobrych czynów. I mają rację. Lecz ten, który mnie prowadzi, Jezus, nie uczy mnie tego, by spisywać. Uczy mnie czynić wszystko z miłości, niczego Mu nie odmawiać, pokazuje, że winnam się cieszyć, kiedy mi daje sposobność okazania, że Go kocham. A dzieje się to wszystko w pokoju ducha, w zawierzeniu. To Jezus czyni wszystko, ja nie czynię nic (LT 142).
Dobry Bóg już niczego ode mnie nie wymaga. Na początku wymagał tysiąca rzeczy. Pomyślałam niedawno, że teraz, skoro mnie o nic nie prosi, winnam podążać powoli w pokoju ducha i w miłości, czyniąc tylko to, czego wymagał ode mnie niegdyś. Lecz otrzymałam światło.
Święta Teresa mówi, że trzeba podtrzymywać miłość. Kiedy przeżywamy ciemność, oschłość, nie mamy pod ręką drewien, by wrzucić je do ogniska. Lecz czy nie winniśmy wrzucić choćby kilku źdźbeł? Jezus jest wystarczająco potężny, by samemu podtrzymać ogień, niemniej jednak cieszy się, kiedy i my coś dołożymy. Delikatność ta sprawia Mu radość i wówczas wrzuca do ognia duże polana: nie widzimy tego, lecz czujemy siłę i żar Miłości. Doświadczyłam tego. Kiedy nie czuję nic, kiedy nie potrafię się modlić, czynić dobra, wtedy właśnie przychodzi chwila na szukanie małych sposobności, czegoś niewielkiego, co jednak Jezusowi sprawia więcej radości niż władanie całym światem czy nawet ochoczo znoszone męczeństwo. Na przykład, uśmiech lub miłe słowo, podczas gdy wolałoby się milczeć lub też okazać, że rozmowa nas nudzi itd...
Kochana Celino, czy rozumiesz? Nie czynię tego, by zyskać koronę, by zdobyć zasługi, lecz by sprawić Jezusowi radość. Kiedy nie mam ku temu sposobności, chcę przynajmniej powiedzieć Mu, że Go kocham. To nie jest trudne, a podtrzymuje ogień. A gdyby nawet ten ogień miłości wydawał się zgasnąć, to i tak chcę coś do niego dorzucić, gdyż Jezus umie go na nowo rozpalić. (...)
Być może sądzisz, że czynię zawsze to, co mówię. O nie, nie zawsze jestem wierna, lecz nie zniechęcam się nigdy, wtulam się w ramiona Jezusa. Wówczas „mała kropla rosy” kryje się głębiej w kielichu Kwiatu pól i tam odnajduje to, co straciła, i więcej jeszcze (LT 143, do siostry Genowefy).
Dziecko straciło zupełnie rozeznanie, nie wie już, dokąd płynie jego łódka. A ponieważ nie wie też, jak trzymać ster, pozostaje mu jedynie zawierzyć, pozwolić, by żagiel trzepotał na wietrze. (...) Jezus zaś ciągle śpi. A przecież, gdyby obudził się choć na chwilę, wystarczyłoby, aby „przemówił do wiatru i morza, i nastałaby wielka cisza”. Noc stałaby się jaśniejsza od dnia (LT 144).
* * *
Powiedziano Teresie: „Trudno jest cierpieć bez żadnego wsparcia na duchu”. Odpowiedziała:
Tak, lecz nie jest to cierpienie niespokojne. Skoro Bóg tego chce, to cieszę się, że cierpię (OR, 29 sierpnia, 2).
Pan nasz nie wymaga nigdy wyrzeczeń ponad siły. Co prawda, niekiedy boski Zbawiciel daje nam odczuć pełną gorycz kielicha, który nam podaje. Kiedy oczekuje wyrzeczenia się wszystkiego, co jest nam na tym świecie najdroższe, niemożliwe jest — chyba że ma się szczególną łaskę — nie wykrzyknąć jak On, w Ogrodzie Oliwnym: „Ojcze, oddal ode mnie ten kielich... Ale nie moja, lecz twoja wola niech się stanie”.
Bardzo pokrzepia myśl, że Jezus, Bóg mocny, poznał nasze słabości, że drżał na widok gorzkiego kielicha, tego kielicha, który wcześniej tak gorąco pragnął wypić... (LT 213)
Boże mój, łagodny jesteś dla kruchej ofiary Twojej Miłości miłosiernej! Nawet teraz, kiedy do cierpień zewnętrznych dodałeś próbę ducha, nie mogę powiedzieć: „Ogarnęła mnie trwoga śmierci”, lecz wykrzykuję pełna wdzięczności: „Zeszłam do ciemnej doliny śmierci, lecz zła się nie lękam, bo Ty, Panie, jesteś ze mną!” (LT 262)
Na stwierdzenie: „To okropne, ile cierpisz”, odpowiedziała:
Nie, to nie jest okropne. Kto się wydał na ofiarę miłości, nie może uważać za okropne tego, co z miłości zsyła mu Oblubieniec (OR, 25 września, 3).
* * *
Na pytanie, jakie usłyszała w czasie ostatniej choroby: „Wolałabyś umrzeć czy żyć?”, Teresa odpowiedziała:
To nie jest tak, że wolałabym bardziej to niż tamto. Nie potrafiłabym powiedzieć jak nasza Matka, święta Teresa: „Umieram, bo nie umieram”. Najbardziej lubię to, co woli Bóg i co On dla mnie wybiera (OR, 4 sierpnia, 7).
Nie pragnę raczej umrzeć niż żyć. To znaczy, gdybym miała sama wybierać, to wolałabym umrzeć. Lecz ponieważ Bóg za mnie wybiera, wolę to, co woli On. Kocham to właśnie, co czyni On (OR, 27 maja, 3).
Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła długo pracować i cierpieć dla Niego, lecz proszę Go, by zadowolił się mną samą, to znaczy by nie zwracał żadnej uwagi na moje pragnienia. Słowem, nie jest ważne, czy chcę Go kochać cierpiąc, czy też cieszyć się Nim w Niebie (LT 221).
Jakim szczęściem jest dla mnie umrzeć! Tak, jestem szczęśliwa, nie dlatego, że będę wybawiona od ziemskich cierpień (wszak cierpienie z miłości jest jedyną sprawą, której — w tej dolinie łez — warto pragnąć, tak sądzę). Bliska śmierć napełnia mnie szczęściem dlatego, że czuję, iż taka jest wola dobrego Boga i że [tam] będę ludziom o wiele bardziej użyteczna niż tu (LT 253).
Myśl o niebiańskim szczęściu nie tylko nie wzbudza we mnie żadnej radości, lecz nawet każe mi się czasem zastanawiać, jak będę mogła być szczęśliwa nie cierpiąc. Jezus zapewne odmieni moją naturę, w przeciwnym bowiem razie będę żałować cierpień w dolinie łez. Nigdy nie prosiłam Boga, by umrzeć młodo, uznałabym to za tchórzostwo. Lecz On od dzieciństwa raczył wzbudzić we mnie ciche przekonanie, że mój ziemski bieg będzie krótki. Tak więc jedynie myśl o tym, że spełniam wolę Pana, jest źródłem wszystkiej mojej radości (LT 258).
Życie lub śmierć, co za różnica? Mą radością, Jezu, jest Ciebie kochać! (P 45)
Miłość, nadzieja, zawierzenie, to wszystko całkowicie nas zmienia. Duch Jezusa sprawia, że dojrzewa w nas pełnia osoby. Doświadczyła tego również Teresa:
Oddałam wszystko! Przeto teraz Biegnę swobodnie i jedynie chcę Żyć Miłością. (P 17)
Jakże jestem teraz szczęśliwa, że od początku życia w zakonie nie dawałam posłuchu samej sobie; już teraz rozkoszuję się nagrodą obiecaną tym, którzy dzielnie prowadzą walkę. Czuję, że już nie muszę odmawiać sobie wszystkich pociech serca, gdyż moją duszę utwierdził Ten, którego chciałam kochać wyłącznie. Odkrywam ze szczęściem, że miłowanie Boga poszerza serce, że wówczas może ono ofiarować nieporównanie więcej serdeczności bliskim niż wtedy, kiedy kocha samolubnie i bezowocnie (Rkp C 22r°).
Teraz mogę powiedzieć głośno o łasce, którą wyświadczył mi Jezus: że nie jestem przywiązana do bogactw ducha i serca bardziej aniżeli do bogactw ziemskich (Rkp C 19r°).
Również i dobra niebieskie do mnie nie należą; dobry Bóg, który mi ich użyczył, może równie dobrze mi je zabrać, a ja nie mam prawa się skarżyć (Rkp C 18v°—19r°).
Nie, żadnych we mnie obaw, Nic nie potrafi mnie zatrwożyć. Duch mój umie latać Wyżej aniżeli lata jaskółka... (P 52)
* * *
Jej serce utwierdzone jest w Bogu.
Moje serce wypełnione jest wolą Bożą. Toteż cokolwiek by się na nie wylało, nie dostaje się do środka, lecz spływa po wierzchu, niczym olej, który nie miesza się z wodą. W głębi siebie żyję zawsze w pokoju ducha, którego nic nie potrafi zmącić (OR, 14 lipca, 9).
Gdyby zawierzenie Bogu nie wypełniło z góry mojej duszy, gdyby miała dać się porwać uczuciom radości lub smutku, które na ziemi następują po sobie tak szybko, drążyłby ją gorzki i rwący potok, którego nie potrafiłaby znieść. Lecz ta zmienność dotyka tylko jej powierzchni... A przecież są to ciężkie próby! (OR, 10 lipca, 13)
Już nic nie rozumiem ze swojej choroby, bo oto teraz czuję się lepiej. Lecz zgadzam się na to, co jest, i jestem mimo wszystko szczęśliwa. Co by się ze mną stało, gdybym żywiła nadzieję, że wnet umrę?! Ileż przeżywałabym zawodów! A tak nie doznaję żadnego, cieszę się ze wszystkiego, co dobry Bóg czyni, pragnę spełnienia tylko Jego woli (OR, 10 lipca).
* * *
Żyjąc wpatrzona w Boga, Teresa nie przejmuje się ludzkimi opiniami.
Kiedy nie jesteśmy rozumiane lub oceniane przychylnie, to czy winnyśmy bronić się lub tłumaczyć? Zostawmy te rzeczy bez słowa, tak dobrze jest milczeć i pozwolić, by inni nas oceniali jak chcą! (...) Błogosławiona cisza, która przynosi tyle pokoju! (OR, 6 kwietnia, 1)
Cóż to zmienia, że myślą i mówią o mnie bzdury. Nie widzę, dlaczego miałabym się tym przejmować (OR, 12 czerwca, 1).
Wznieś się ponad wszystko, co siostry mówią i czynią. Trzeba, byś żyła tak, jakby to nie był twój klasztor, jakbyś miała tu spędzić jedynie dwa dni. Więc strzeż się mówienia o tym, co ci się nie podoba, ponieważ masz to miejsce opuścić (OR, 13 lipca, 4; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).
Do nas należy zjednoczyć się z Bogiem. Choćby więc nawet o naszej wspólnocie pisano, że jest przykładem gnuśności, nie powinno nas to niepokoić (RiW 74).
Za bardzo przejmujesz się sprawami, które nie są tego warte (OR, 10 lipca, 6).
* * *
Wdzięczność Teresy:
Dobry Bóg wyświadcza mi tę łaskę, że żadna przejściowa rzecz nie zbije mnie z nóg. Gdy pomyślę o tym, jak było kiedyś, ogarnia mnie wdzięczność na widok dobrodziejstw, jakimi obdarzyło mnie Niebo; tak bardzo się odmieniłam, że trudno mnie teraz poznać... (Rkp A 43r°)
Doświadczyłam tego na sobie; sama spróbuj, a zobaczysz. Moja wdzięczność za wszystko, co On mi daje, nie ma granic i okazuję Mu to na tysiąc sposobów (RiW 72).
Myśli Boga nie są naszymi myślami. Gdyby były, nasze życie stałoby się hymnem wdzięczności!... (LT 107)
* * *
W Teresie mieszka nieodmiennie pokój.
[Kiedy wstępowałam do zakonu,] czułam w sobie pokój tak łagodny i głęboki, że nie potrafię tego wyrazić. Od siedmiu i pół lat ów pokój ducha jest moim udziałem, nie opuścił mnie pośród największych doświadczeń (Rkp A 69r°—v°).
Obdarza mnie na tym świecie Oceanem pokoju. (P 52)
Daleko mi do wprowadzenia w czyn tego, co sobie uświadamiam, niemniej jednak już samo pragnienie, by tak postępować, przynosi mi pokój (Rkp C 17r°).
* * *
— Jak doszłaś do tego, że żyjesz w tak niewzruszonym pokoju? — pyta matka Agnieszka.
— Starałam się zapomnieć o sobie i w niczym siebie nie szukać (OR, 3 sierpnia, 1).
Gdybyś wiedziała, jak dużo radości przynosi mi to, że nie mam żadnej radości, lecz że sprawiam radość Jezusowi! Ta radość jest bardzo szczególna, lecz zupełnie nieodczuwalna (LT 78).
Kto mówi o pokoju, nie mówi o radości, w każdym razie nie o takiej, którą się odczuwa. By zachować pokój ducha w cierpieniu, wystarczy chcieć tego, czego chce Jezus (LT 87).
Pod koniec życia w zakonie zaczęłam wieść szczęśliwe życie, najszczęśliwsze, jakie można sobie wyobrazić, ponieważ przestałam szukać siebie w czymkolwiek. Kiedy wyrzekamy się siebie, nagrodę przyjmujemy już tu, na ziemi. Pytasz mnie często, jak dojść do czystej miłości. Zapomnij o sobie i w niczym siebie nie szukaj (RiW 105—106).
* * *
Ubóstwo ducha nie wyklucza duchowej radości.
Jarzmo Pana jest słodkie i lekkie, kiedy się na nie zgadzamy; wtedy rychło czujemy jego łagodność (Rkp C 16r°).
Wiem, że siostry mówiły wam o mojej wesołości. To prawda, jestem podobna do szczygła, chyba że mam gorączkę. Na szczęście nawiedza mnie ona zwykle wieczorem, kiedy szczygły, z głową pod skrzydłem, zasypiają. Lecz nie byłabym tak wesoła, gdyby dobry Bóg mi nie pokazywał, że jedyną radością na ziemi jest pełnić Jego wolę (LT 255, do państwa Guérin).
Twarz jest odbiciem duszy. Bądź więc spokojna i pogodna na twarzy (DD 219).
Jest błędem nazywać życiem to, co musi się skończyć. Życiem powinno się nazywać to, co nigdy nie umrze, rzeczy właściwe Niebu. A ponieważ cieszymy się nimi już na ziemi, życie wcale nie jest smutne, lecz pogodne, bardzo pogodne! (DD 246)
Nie, nie ma radości porównywalnej z tą, której doznaje prawdziwie ubogi duchem (Rkp C 16v°).
Mówiąc o swojej podróży do Rzymu, przed wstąpieniem do Karmelu:
W czasie całej podróży mieszkaliśmy we wspaniałych hotelach. Nigdy dotąd nie zetknęłam się z podobnym luksusem. Sprawdza się tu powiedzenie, że bogactwo nie czyni szczęśliwym, gdyż byłoby mi o wiele lepiej pod strzechą, ale z nadzieją, że wstąpię do Karmelu, aniżeli wśród pozłacanych lamperii, schodów z białego marmuru, jedwabnych chodników, za to z sercem przepełnionym goryczą... Ach, czułam mocno, że przedmioty nie dają radości, lecz że radość pochodzi z głębi duszy. Można więc ją posiadać zarówno w więzieniu, jak i w pałacu, najlepszy dowód, że jestem szczęśliwsza w Karmelu — nawet wtedy, kiedy przechodzę próby wewnętrzne i zewnętrzne — niż gdybym żyła w świecie, otoczona wygodami i zwłaszcza ciepłem ojcowskiego ogniska!... (Rkp A 65r°)
Ach, jak jesteś bogata! Nie możesz być szczęśliwą (DD 232).
* * *
Nawet cierpienie nie niszczy radości. Przeciwnie!
Dużo wycierpiałam, odkąd jestem na ziemi, lecz o ile w dzieciństwie cierpiałam ze smutkiem, o tyle teraz cierpię w radości i w pokoju. Jestem prawdziwie szczęśliwa, że cierpię (Rkp C 4v°).
Mam tylko jedną radość — móc cierpieć dla Jezusa. Radość ta, choć jej nie czuję, przewyższa wszelką radość! (LT 85)
W Ogrodzie Oliwnym Pan nasz radował się w pełni życiem, którym żyje Trójca Przenajświętsza. A przecież nie pomniejszyło to okrutności Jego agonii. Jest w tym tajemnica. Lecz zapewniam cię, że coś z niej pojmuję poprzez to, czego sama doświadczam (OR, 6 lipca, 4).
Jeśli któregoś dnia miałabym opuścić mój drogi Karmel, to nie obeszłoby się to bez bólu; Jezus dał mi serce wrażliwe. Lecz właśnie dlatego, iż zdolne jest cierpieć, pragnę, by dało z siebie Jezusowi wszystko, co dać potrafi (Rkp C 10r°).
Ta spokojna radość, jaką daje spełniona ofiara... (Rkp A 50v°)
O świętych, którzy cierpią, wcale się nie martwię. Wiem, że mają siłę, by znieść doświadczenia, i że oddają tym samym chwałę Bogu. Lecz tych, którzy świętymi nie są, którzy nie umieją obrócić w pożytek swych cierpień, tych bardzo mi żal, takim współczuję! Gotowa jestem uczynić wszystko, by ich pokrzepić i im ulżyć (DD 231).
Teresa posiadła doprawdy sztukę życia, sztukę wypracowaną.
Patrzę zawsze na dobrą stronę rzeczy. Niektórzy podchodzą do wszystkiego tak, jakby chcieli mieć z tego jak najwięcej przykrości. Ja przeciwnie. Kiedy w cierpieniu nie mam znikąd wsparcia, kiedy niebo jest ciemne i nie widać przejaśnień, to cóż, swój powód do radości znajduję właśnie w tym... I tym się żywię! (OR, 27 maja, 6)
Kiedy Jezusowi udaje się mnie zmylić, gratuluję Mu tego na różny sposób. I sam już nie wie, jak ma ze mną postępować (OR, 6 lipca, 3).
Jedynym szczęściem na ziemi jest umieć zawsze dostrzec, że to, czym obdarza nas Jezus, jest cudowne (LT 257).
Zawsze cieszę się z tego, o co prosi mnie Bóg, nie zajmuję się tym, o co prosi On innych. I nie myślę, że mam więcej zasług, ponieważ mnie może prosi o więcej. To, czego On oczekuje ode mnie, to właśnie mi się podoba i to bym wybrała, gdybym miała taką możliwość. Swoją część uważam zawsze za piękną... (RiW 60)
Moją sztuczką jest to, by być zawsze pogodną, by zawsze się uśmiechać, zarówno wtedy, kiedy upadam, jak i wtedy, kiedy odnoszę zwycięstwo (RiW 23).
Kiedy dużo cierpię, kiedy zdarzają mi się rzeczy przykre, nieprzyjemne, wówczas miast przybrać smutną minę, odpowiadam na nie uśmiechem. Na początku nie zawsze mi się to udawało, lecz teraz stało się odruchem i jestem szczęśliwa, że go nabyłam (DD 192).
Na temat wizyt sióstr, które nieustannie przeszkadzają jej w pracy, choć odwiedzają ją w dobrej wierze:
To nie jest ani wesołe, ani zabawne, niemniej jednak z miłości do dobrego Boga i do sióstr, tak bardzo o mnie troskliwych, staram się im pokazać, że ich wizyty mnie cieszą, i staram się zwłaszcza, aby rzeczywiście tak było (Rkp C 17v°).
Kiedy powiem: „Cierpię”, odpowiesz: „Tym lepiej!” Gdyż chciałabym móc tak powiedzieć, lecz brak mi sił, więc ty dopowiesz to za mnie (OR, 21 sierpnia; z notatek siostry Genowefy).
Myślałam dziś o przeszłości, o akcie odwagi, na który zdobyłam się kiedyś w noc Bożego Narodzenia, i przyszła mi na myśl pochwała, jaką usłyszała Judyta: „Wykazałaś się męską odwagą i umocniło się twoje serce”. Wielu mówi: „Nie potrafię się zdobyć na tę ofiarę”. Niech więc podchodzą do tego jak ja — energicznie. Dobry Bóg nigdy nie odmawia tej pierwszej łaski, która dodaje odwagi. Wówczas serce od razu się umacnia i kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa (OR, 8 sierpnia, 3).
* * *
Poddajesz się tak łatwo, bo nie nastawiasz się z góry na łagodność. Kiedy ktoś doprowadza cię do szału, wtedy aby odnaleźć pokój, pomódl się za niego i poproś dobrego Boga, by mu wynagrodził za to, że sprawił ci cierpienie (RiW 150).
Jeśli któregoś dnia mam dużo do napisania, to aby mieć serce wolne od napięć, nastawiam się tak, jakbym się spodziewała, że niejedno mi w pracy przeszkodzi. Mówię sobie: „Tę wolną godzinę poświęcam na to, aby mi przeszkadzano, chcę tego, liczę na to i, jeśli zachowam spokój, podziękuję za to Bogu jak za łaskę, na którą doprawdy nie liczyłam”. I tak zawsze jestem szczęśliwa (RiW 104).
Jesteśmy za małe, by wznieść się ponad trudności. No to przechodźmy pod nimi! Przejść pod sprawami to nie przyglądać się im zbyt blisko i nie roztrząsać ich (RiW 44).
Dobry Bóg daje mi wszelkie środki do tego, bym mogła pozostać małą. I o to właśnie chodzi. Dlatego też jestem zawsze pogodna. Zawsze znajduję sposób na to, by nawet w środku burzy zachować w sobie pokój. Kiedy zaś słyszę, ile kosztuje obcowanie z tą czy inną siostrą, uważam bardzo, by sama się przeciw nim nie wzburzyć (OR, 18 kwietnia, 1).
Tak, trzeba siać dobro wokół siebie, nie martwiąc się o to, co się z tym dzieje. Nam przypada praca, Jezusowi — owoce (RiW 8).
* * *
Żyć chwilą obecną. Teresa jest w tym stanowcza:
Nie zamartwiajmy się o przyszłość, to dziecinada (LT 167).
Kiedy pomyślę o dniu jutrzejszym, to niestałości swojej się lękam, i ogarnia mnie zniechęcenie wnet, jakiś smutek... (P 5)
Co do nas, które biegniemy drogą miłości, to nie uważam, byśmy miały myśleć o tym, co bolesnego może przynieść nam przyszłość. To nie mieć ufności i jakby mieszać się do stwarzania (OR, 23 lipca, 3).
Zupełnie nie martwię się o przyszłość, mam pewność, że dobry Bóg spełni swoją wolę: to jedyna łaska, której pragnę. Nie ma co być bardziej królewskim od króla... (LT 221)
Bo cóż mi, Panie, że dzisiaj Będę martwić się o przyszłość! Nie umiem też dzisiaj o jutro Modlić się... (P 5)
Wiem jedno, Miłosierdzie dobrego Boga pójdzie za mną zawsze (Rkp A 84v°).
Pozostań przy mnie aż do ostatniego wieczoru.
(P 23)
* * *
Jeśli żyjemy chwilą obecną, łaski nam nigdy nie braknie. Na dzień przed śmiercią, widząc ból Teresy, powiedziano do niej: „Jak okropnie cierpisz!” Odpowiedziała:
Nie, nie okropnie, ale dużo, dużo... dokładnie tyle, ile mogę znieść (OR, 29 września, 11).
Wcale się nie boję ostatnich zmagań ani cierpień choroby, jakkolwiek wielkie by były. Dobry Bóg zawsze przychodził mi z pomocą, wspierał mnie i prowadził za rękę od samego dzieciństwa... Liczę na Niego. Jestem przekonana, że będzie przychodził mi na ratunek do końca. Możliwe, że nie będę już mogła wytrzymać, ale nigdy nie będę znosić za dużo, tego jestem pewna (OR, 27 maja, 2).
Nie prosiłam, na szczęście, o cierpienie. Gdyby tak było, to bym się bała, że nie starczy mi cierpliwości, aby je znieść. Podczas gdy, skoro cierpię z czystej woli Boga, nie może On odmówić mi cierpliwości i łask koniecznych do tego, by to cierpienie przetrzymać (OR, sierpień; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).
To prawda, że cierpię wciąż dużo i coraz więcej, lecz wcale się nie trwożę; dobry Bóg da mi siłę, nie opuści mnie (OR, 31 lipca, 14).
Nie czekając, powierz się Jezusowi.
Nie cierpię tak, jak ci, którzy cierpią z powodu przeszłości lub przyszłości. Ja cierpię tylko w chwili obecnej. Dzięki temu nie jest to nic wielkiego (OR, 20 sierpnia; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).
Dobry Bóg chce, bym się zdała na Niego niczym maleńkie dziecko, które nie martwi się o to, co z nim zrobią (OR, 15 czerwca, 1).
Ciesz się radością, którą Bóg obdarza cię dziś, i nie martw się o przyszłość (LT 166).
Mówią mi, że będę bała się śmierci. Możliwe. Nikt w tym klasztorze nie ufa mniej swoim odczuciom niż ja. Nigdy nie opieram się na własnych myślach. Wiem, jak bardzo jestem słaba. Lecz chcę cieszyć się uczuciem, które Bóg daje mi dziś. Zawsze znajdzie się czas, by cierpieć z powodu uczucia przeciwnego (OR, 20 maja, 1).
Dlaczego boisz się z góry? Poczekaj przynajmniej, aż to przyjdzie, wtedy będziesz się tym martwić (OR, 16 lipca, 1).
Ty dobrze wiesz, mój Boże, Że kochać Ciebie tutaj ja mogę Tylko przez ten dzień... (P 5)
Teresę uderzała ulotność czasu i kruchość ludzkiego istnienia. Czuła, że na ziemi nic może zaspokoić pragnienia szczęścia.
Tak, na ziemi, nie trzeba przywiązywać się do niczego, nawet do rzeczy najbardziej niewinnych, gdyż brakuje ich w chwili, w której najmniej o nich myślimy. Tylko to, co wieczne, może nas zaspokoić (LT 42).
Uważam, że próby, jakie przychodzi nam znosić, bardzo pomagają oderwać się od ziemi. Każą patrzeć wyżej niż ten świat. Tutaj nic nie może nas zaspokoić (LT 43 B).
Nie mogę ochłonąć po wszystkim, co tu widziałam. Zobaczyliśmy w Paryżu piękne rzeczy. Lecz wszystko to nie jest szczęściem (LT 30).
Dlaczego szukać szczęścia na ziemi? Przyznaję, że moje serce jest go ogromnie spragnione, lecz dobrze widzi, to biedne serce, że żadne stworzenie nie jest w stanie jego pragnienia ugasić. Przeciwnie, im więcej pije w tym czarodziejskim źródle, tym bardziej chce mu się pić (LT 75).
Po najjaśniejszych nawet dniach następują ciemności. Tylko dzień pierwszej, jedynej, wiecznej komunii w Niebie trwa bez zachodu słońca! (Rkp A 35v°—36r°)
Łaską było to, iż nie mogłam pozostać w Alençon. Mieliśmy tam zbyt światowych przyjaciół, którzy nader łatwo umieli godzić ziemskie radości ze służbą Bogu. Nie pamiętali dostatecznie o śmierci, a przecież śmierć przyszła po wielu z tych, których poznałam, po młodych, bogatych i szczęśliwych!!! Lubię powracać myślą do czarodziejskich miejsc, w których żyli, zastanawiać się, gdzie są, co przyszło im z dworów i parków, w których widziałam ich wygodnie żyjących?...
I stwierdzam, że wszystko pod Słońcem to marność i udręka... Że jedyne dobro to kochać Boga z całego serca, będąc na tym świecie ubogimi duchem (Rkp A 32 v°).
Ludzka sława to tak niewiele! Przemija jak dym, co rozpływa się w jednej chwili (RD 3).
* * *
Jaki z tego wysnuwa wniosek?
Tylko Jezus jest, wszystko inne nie jest... Kochajmy Go więc do szaleństwa (LT 96).
Ach, ziemia, to wygnanie!... Żadnego punktu oparcia poza Jezusem, który jeden jest niewzruszony. Co za szczęście pomyśleć, że On zmienić się nie może... (LT 104)
W chwili, kiedy staję przed dobrym Bogiem, pojmuję więcej niż kiedykolwiek, że jedno jest tylko konieczne: to, by pracować wyłącznie dla Niego i nic nie czynić dla siebie ani dla innych stworzeń (LT 244).
Poznałam przez doświadczenie, że jedynym szczęściem jest się ukryć i nie znać rzeczy stworzonych (Rkp A 81v°).
* * *
Często Teresa mówi o ulotności czasu. Chciałoby się go zatrzymać, lecz wymyka się nieubłaganie.
Spójrzmy na życie w jego prawdziwym świetle... To chwila między dwiema wiecznościami (LT 87).
Me życie to jest tylko ta chwila, Godzina, która teraz przemija, Ono jest jak dzień, Co wymyka się I ucieka. (P 5)
Jak czas szybko mija. Widzę, że wymyka mi się on z przerażającą prędkością... (LT 62)
Lubię bardzo te słowa Psalmu: „W Twoich oczach lat tysiąc jest jak wczoraj, które już przeminęło”. Co za prędkość! Ach, chcę pracować, póki trwa dzień tego życia; potem nadejdzie noc, w czasie której już nic nie uczynię (LT 71).
* * *
Z perspektywy Boga każda chwila jest wielka, każda ma wartość wieczności!
Wykorzystajmy nasz jedyny moment cierpienia, patrzmy tylko na chwilę obecną. Chwila to skarb... Jeden akt miłości pozwoli nam lepiej poznać Jezusa, przybliży nas do Niego na całą wieczność! (LT 89)
Każda chwila to wieczność, wieczność radości dla Nieba, wieczność widzenia Boga twarzą w twarz, kiedy będziemy stanowili z Nim jedno... (LT 96)
Wykorzystujmy, wykorzystujmy najkrótsze chwile, postępujmy jak skąpcy, bądźmy zazdrosne o najmniejszą rzecz z powodu Ukochanego! (LT 101)
Życie będzie krótkie, wieczność jest bez końca... Uczyńmy z naszego życia nieustanną ofiarę. (...) Niech wszystkie chwile naszego życia będą wyłącznie dla Niego. Niech stworzenia dotykają nas jedynie przechodząc...
Jedno jest tylko do spełnienia w nocy tego życia, nocy, która trwa tylko raz. To kochać, kochać Jezusa ze wszystkich sił serca i ocalić dla Niego dusze, aby mogły Go kochać... Ach, sprawić, by Jezusa kochano! (LT 96)
Czas jest tylko urojeniem, snem. Bóg już teraz widzi nas w chwale, cieszy się z naszej wiecznej szczęśliwości!... Ach, jak ta myśl podnosi mnie na duchu! Rozumiem wówczas, dlaczego z nami nie handluje... Czuje, że Go rozumiemy, i traktuje nas jak swoich przyjaciół (LT 108).
Życie to tylko sen. Wnet się zbudzimy i co za radość! Im bardziej teraz cierpimy, tym bardziej nasza chwała sięgnie nieskończoności (LT 82).
Maria mówiła mi też o nieśmiertelnych bogactwach, które łatwo można gromadzić co dnia, lecz obok których niestety przechodzimy, nie zadając sobie trudu, by je podnieść (Rkp A 33r°).
* * *
Śmierć zatem to nie mur, lecz drzwi. Drzwi wiodące do życia wiecznego.
Chciałabym ci powiedzieć tysiące rzeczy, które mi się rozjaśniają, kiedy stoję u drzwi do wieczności. Lecz nie umieram, wchodzę w życie (LT 244, do księdza Bellière"a).
Śmierć mnie już nie przeraża, pragnę jej jak jutrzenki mojego wiecznego szczęścia! (RD 3)
Śmierć Taty wywiera na mnie nie wrażenie nicości, lecz wrażenie prawdziwego życia. Odnajduję go po sześciu latach nieobecności, wyczuwam w pobliżu; patrzy na mnie i mnie chroni (LT 170).
Pragnę umrzeć, by zacząć żyć, pragnę umrzeć, by połączyć się z Jezusem. (RD 3)
Ponieważ godzina nie jest jeszcze znana, prosimy, byście czuwali (Rkp A 77v°).
Kiedy się patrzy na śmierć sprawiedliwego, trudno nie pozazdrościć mu losu. Dla niego czas już nie istnieje, jest tylko Bóg. I tylko Bóg (LT 60).
Dusza moja ku Tobie się wzniesie i żyć będę, by już nigdy nie umrzeć... Kiedyś ciało moje powstanie z prochu i połączy się z moją duszą. Wówczas ujrzy ono Ciebie i Tobą samym, Panie, radować się będzie!... (RP 3)
Śmierć również przeminie i wtedy cieszyć się będziemy nie tylko przez wieki, bowiem miliony lat będą dla nas jak dzień... a po nich nastaną inne, pełne odpoczynku i szczęścia... Celino... (LT 122)
* * *
Na pytanie: „Gdybyś miała umrzeć jutro, czy nie zlękłabyś się trochę, że to tak blisko?” Teresa odpowiada:
Ach, to może być i dziś wieczorem! Nie bałabym się wcale, cieszyłabym się tylko (OR, lipiec; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).
Nie obawiam się Złodzieja... Widzę go z daleka, ale nie będę wcale krzyczeć: „Trzymaj złodzieja!” Przeciwnie, wołam go, mówię mu: „Tędy! Tędy!” (OR, 9 czerwca, 4)
To nie śmierć po mnie przyjdzie, lecz przyjdzie dobry Bóg (OR, 1 maja, 1).
Jakie to dziwne, bać się śmierci! Rzecz jasna, kiedy żyje się w małżeństwie, kiedy ma się męża i dzieci, to się rozumie! Lecz ja, która nie mam nic?!... (OR 27 sierpnia, 1)
Nigdy nie prosiłam dobrego Boga, by umrzeć młodo, choć, co prawda, zawsze miałam nadzieję, że taka jest Jego wola (Rkp C 8v°).
Posłuchajmy, jak opowiada o tym, kiedy po raz pierwszy pluła krwią. To wydarzenie było dla niej „niczym łagodny szept z oddali, zwiastujący przybycie Oblubieńca” (Rkp C 5r°).
Po czuwaniu w Ciemnicy do północy udałam się na spoczynek do celi; ledwie jednak położyłam głowę na poduszce, poczułam, jakby wzbierał we mnie strumień, który, gotując się, podchodził mi aż do ust. Nie wiedziałam, co to było, lecz pomyślałam, że być może umrę, i zatopiła mnie radość... Jednakże lampa już była zgaszona, musiałam zatem poczekać do rana, aby upewnić się o moim szczęściu, to jest o tym, czy rzeczywiście plułam krwią... (Rkp C 4v°—5r°)
Chcesz wiedzieć, czy się cieszę, że pójdę do Raju? Wielka by to była radość, gdybym tam poszła, lecz nie liczę na chorobę, to zbyt powolny woźnica. Liczę już tylko na miłość. Poproś Jezusa, aby wszystkie modlitwy, które za mnie zanoszą, przeznaczył do wzmocnienia Ognia, który mnie spala (LT 242, do siostry Marii od Trójcy Świętej).
Ośmielam się żywić nadzieję, że „krótkie będzie me wygnanie”. Lecz wcale nie dlatego, że jestem gotowa. Czuję, że gotowa nie będę nigdy, jeśli Pan nie raczy mnie w siebie przemienić. A to może uczynić w jednej chwili. Po wszystkich łaskach, jakimi mnie napełnił, oczekuję od Jego nieskończonego miłosierdzia jeszcze tej jednej (LT 224, do księdza Bellière"a).
Chcę, o mój Ukochany, za każdym uderzeniem serca ponowić moje oddanie nieskończoną ilość razy, aż — kiedy znikną już cienie — będę mogła wyznać Ci Miłość w trwającym wiecznie twarzą w twarz (M 6).
W ostatnim dniu, pośród wielkiego cierpienia:
Nie żałuję, że wydałam się Miłości. O nie, nie żałuję tego, przeciwnie! (OR, 30 września)
Moja dusza, opuszczając to życie, Chce uczynić akt czystej miłości. A potem, wzlatując do nieba — ojczyzny, Wejść prosto do Twego Serca. (P 23)
Tkaj całe życie z pokory i miłości, abyś wkrótce dotarła tam, gdzie i ja idę: w ramiona Jezusa! (LT 264, do siostry Marii od Trójcy Świętej)
Ostatnie słowa Teresy, gdy umierała:
Boże mój, kocham Cię! (OR, 30 września)
Dla Teresy niebo zawsze było perspektywą rzeczywistą i bliską.
Przed sobą mam wieczność... (LT 102)
Często nam to mówiłeś: „Niebo jest dla dzieci”. (P 24)
Podróżujemy w stronę Ojczyzny (LT 148).
Przygotować się na to, by „poznać Go tak, jak On siebie zna, by stać się bogami”. Ach, co za przeznaczenie! Jakże nasza dusza jest wielka! Wznieśmy się ponad wszystko, co przemija (LT 57).
Kochana Celino, przemija postać tego świata, cienie się rozpływają. Wkrótce będziemy w ziemi rodzinnej. Wkrótce radości dzieciństwa, niedzielne wieczory, nasze rozmowy... wszystko to zostanie nam przywrócone na zawsze i z procentem. Jezus zwróci nam radości, których pozbawił nas na chwilę! (LT 130)
Teraz już mogę wyruszyć. Otrzymałam paszport do Nieba! (LT 263)
To nie przeszkodzi dobremu Bogu zabrać mnie, kiedy zechce. Ponieważ wkładam wszelki wysiłek w to, aby pozostać dzieckiem, nie muszę się głowić żadnymi przygotowaniami. Jezus sam będzie musiał opłacić wszystkie koszta podróży i cenę wejściówki do Nieba! (LT 191)
Widziała przykład rodziców:
Mam nadzieję, że teraz są w posiadaniu nieba, ku któremu zmierzali poprzez wszystkie czyny i pragnienia (LT 226).
Dobry Bóg dał mi ojca i matkę bardziej godnych Nieba niż ziemi (LT 261).
* * *
Obietnica życia wiecznego, główna obietnica Dobrej Nowiny, pomaga dzielnie przejść przez cierpienie. W przypadku Teresy było ono wielkie.
Uważam, droga Ciociu, że w tych chwilach wielkiego smutku potrzebujemy popatrzeć w Niebo... (LT 60)
Jakże jestem spragniona Nieba, gdzie Jezusa kocha się bez reszty! Lecz aby do tego dojść, trzeba wpierw cierpieć i płakać... (LT 79)
Któregoś dnia pójdziemy do Nieba, na zawsze. A wówczas nie będzie już dnia ani nocy, jak na ziemi... Ach, co za radość! Podążajmy w pokoju ducha, patrząc w Niebo, jedyny cel naszych trudów (LT 90).
Cierpię... Lecz nadzieja Ojczyzny dodaje mi otuchy, wkrótce będziemy w Niebie... A tam nie będzie już dnia ani nocy, tam Oblicze Jezusa będzie jaśniało światłem z niczym nieporównywalnym! (LT 95)
Życie jest bardzo tajemnicze... Jest pustynią i wygnaniem... Lecz w głębi duszy czujemy, że nastanie kiedyś odległa jeszcze nieskończoność, nieskończoność, która sprawi, że zapomnimy na zawsze o smutkach pustyni i wygnania (LT 114).
* * *
Teresa jest przekonana, że Niebo nie jest końcem działania, że w Niebie będzie dalej pracować dla świata.
Liczę na to, że w Niebie nie będę bezczynna, gdyż pragnę pracować tam jeszcze dla Kościoła i ludzi. Proszę o to dobrego Boga. I jestem pewna, że mnie wysłucha (LT 254).
To, co mnie przyciąga do Ojczyzny Niebios, to wołanie Pana, to nadzieja, że będę Go kochać wreszcie tak, jak tego pragnę, oraz myśl, że sprawię, iż pokocha Go wielu, którzy błogosławić Go będą przez wieczność (LT 254).
Przyznaję, że gdybym w Niebie nie mogła pracować dla Jego chwały, to nad Ojczyznę przełożyłabym ziemskie wygnanie. Nie znam zatem przyszłości, jednakże gdyby Jezus spełnił moje przeczucia, obiecuję ci, że w górze pozostanę twoją siostrą (LT 220).
Do księdza Bellière"a:
Spróbuj sobie uświadomić, że mnie nie stracisz, ale znajdziesz, i że cię już nie opuszczę (LT 258).
Obiecuję ci, że po moim odejściu w życie wieczne posmakujesz coś ze szczęścia, jakim jest poczuć blisko braterską duszę (LT 261).
Do matki Agnieszki:
Kiedy będę w Niebie, poproszę dla ciebie o tyle łask! I tak bardzo będę się z tym Bogu naprzykrzać, że nawet gdyby chciał mi odmówić, moje natręctwo wymusi na Nim spełnienie mych pragnień. Ta historia jest w Ewangelii! (OR, 21—26 maja, 7)
Do trzech rodzonych sióstr:
Nie sądźcie, że kiedy będę w Niebie, to spuszczę wam do dziobów gotowe kąski... Tego ja nie miałam i nie chciałam mieć. Będziecie być może przechodzić przez ciężkie próby, lecz wyślę wam światło, które sprawi, że te próby docenicie i pokochacie. Będziecie zmuszone powiedzieć za mną: „Panie, wszystko, co czynisz, napełnia nas radością” (OR, 13 lipca, 16).
Nie przychodzi mi do głowy świętować, nic mi to nie mówi. Nie potrafię myśleć dużo o szczęściu, które mnie czeka w Niebie. Na jedno tylko czekam naprawdę i to jedno sprawia, że bije mi żywiej serce: miłość, którą otrzymam i którą będę mogła dawać. I myślę też o wszystkim dobru, które chciałabym wyświadczyć po śmierci: sprawić, by chrzczono dzieci, wspomagać kapłanów, misjonarzy, Kościół cały... (OR, 13 lipca, 17)
Czuję, że wejdę w odpoczynek... Lecz czuję przede wszystkim, że moja misja się rozpocznie, misja tego, by Boga pokochano, jak ja Go kocham, misja otwierania małej drogi przed ludźmi. Jeśli dobry Bóg spełni moje pragnienia, to Niebo spędzę na ziemi aż do końca świata. Tak, chcę spędzić Niebo, czyniąc dobro na ziemi (OR, 17 lipca).
Siostra Genowefa zaświadcza:
Wielekroć i na różny sposób obiecywała, że „sprowadzi z nieba deszcz róż”. Wyrażała pragnienie i przekonanie, że uczyni wiele dobrego po śmierci, modląc się za Kościół. I że tym samym nie przestanie wypełniać swojej szczególnej misji wobec kapłanów. Słyszałam przede wszystkim, jak tłumaczy i opisuje, o jakie dobro jej chodzi, jakimi środkami przyciągnie dusze do Boga, ucząc je swej drogi ufności i zawierzenia bez reszty.
Odpowiadając na jedną z jej myśli, rzekłam:
— A więc sądzisz, że będąc w Niebie, ocalisz więcej dusz?
— Tak sądzę — odpowiedziała — dowodem jest to, że dobry Bóg pozwala mi umrzeć, podczas gdy tak bardzo pragnę ocalać dusze... (RiW 111)
* * *
Czymże więc będzie Niebo? Tu Teresa zdana jest jedynie na przeczucia.
Któregoś dnia Bóg zawoła z wdzięczności: „Teraz kolej na mnie”. Ach, co wówczas zobaczymy? Czym jest to życie, które nie ma końca?... Bóg będzie duszą naszej duszy. Niezgłębiona tajemnica! „Oko ludzkie nie widziało odwiecznego światła, ucho ludzkie nie słyszało nieziemskich harmonii, a ludzkie serce nie może nawet przeczuć tego, co Bóg przygotował dla tych, którzy Go miłują” (LT 94).
Myśmy większe od wszechświata. Któregoś dnia same będziemy wiodły boskie życie... (LT 83)
Życie mija... Wieczność zbliża się wielkimi krokami... Wkrótce będziemy żyć życiem samego Jezusa. Po tym, jak piłyśmy w źródle wszelkich goryczy, zostaniemy ubóstwione w źródle wszelkich radości, wszelkich rozkoszy... (LT 85)
O Niebie mam tak wysokie mniemanie, że czasem się zastanawiam, co przy mojej śmierci Bóg uczyni, aby móc mnie zaskoczyć. Nadzieja moja jest tak wielka, jest dla mnie takim powodem do radości, nie poprzez uczucie, lecz poprzez wiarę, że trzeba mi będzie czegoś ponad wszelką myśl, aby w pełni mnie zaspokoić. Jeśli miałabym się rozczarować, to wolałabym zachować wieczną nadzieję (OR, 15 maja, 2).
Niebo będzie dla wszystkich pełnią.
Jednego razu dziwiłam się, że dobry Bóg nie obdarza w Niebie wszystkich równą chwałą, i obawiałam się, czy każdy jest tam szczęśliwy. Wtedy Paulina kazała mi przynieść dużą szklankę Taty i postawić obok małego naparstka, a później napełnić jedno i drugie. Po czym zapytała, które tych z naczyń jest pełniejsze. Odpowiedziałam, że obydwa są tak samo pełne i że żadne nie jest w stanie przyjąć więcej wody, niż może w sobie pomieścić. Wówczas kochana Matka dała mi do zrozumienia, że w Niebie Bóg da swoim wybranym tyle chwały, ile będą mogli jej przyjąć i że w ten sposób ostatni nie będzie w niczym zazdrościł pierwszemu (Rkp A 19v°).
* * *
Niebo będzie pełnią zjednoczenia. Radość z kochania będzie syta. Na pożegnalnym obrazku Teresa napisała do swoich sióstr:
Widzę to, w co wierzyłam. Posiadam to, czego wyczekiwałam. Zjednoczyłam się z Tym, którego kochałam wszystką mocą kochania (LT 245).
Nasze serce, które na ziemi nigdy nie jest syte, pójdzie ugasić pragnienie w samym źródle miłości. Ach, jak wdzięczna to uczta! Jakaż radość widzieć Boga, „być sądzonym przez Tego, którego kochałyśmy ponad wszystko” (LT 56).
Nie przestając nigdy oglądać boskiego Oblicza, zanurzać się w bezbrzeżnym Oceanie Miłości... (LT 254)
I ogień miłości, co pochłania mą duszę, Nigdy nie zgaśnie. (P 26)
Niebiańskie radości, w których to, co stworzone i co jest nicością, ustępuje niestworzonemu, które jest rzeczywistością... (LT 116)
Bóg mój będzie mą wielką nagrodą. (P 17)
Będę cię kochać bez miary i bez praw I moje szczęście objawiać mi się będzie Wciąż nowe, jak za pierwszym razem... (P 33)
Ach, jakże szczęśliwe będziemy, kiedy pewnego dnia wpatrzymy się w chwale w tajemniczy napój, którym to ugasiłyśmy pragnienie Jezusa, kiedy ujrzymy, jak wypowiada On jedyne i wieczne słowo Miłości! ...owo „Dziękuję”, któremu nie będzie końca (LT 98).