Wybrane myśli św. Teresy z Lisieux, Doktora Kościoła ("Małej Tereski"), tom 1.
Teresa nigdy nie wychodzi od teoretycznych rozważań o Bogu. Ona z Bogiem żyje, „zna” Go z doświadczenia. A ponieważ widzi jasno swoje ubóstwo, wszystko staje się dla niej darem. Prolog z „Rękopisu A” jest wielkim hymnem jej wdzięczności wobec Boga.
Zajmę się tu tylko jednym: zacznę śpiewać to, co winnam śpiewać wiecznie — „Miłosierdzie Pana!” (Rkp A 2r°)
„Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał; i ci do Niego przyszli”. Oto tajemnica mojego powołania, całego mojego życia, a nade wszystko tajemnica upodobania, jakie Jezus ma dla mojej duszy... Nie wzywa tych, którzy są tego godni, lecz tych, których sam chce, lub, jak mówi święty Paweł: „Bóg lituje się nad tym, nad kim zechce, i miłosierdzie okazuje temu, nad kim chce się zmiłować” (Rkp A 2r°).
Kwiat, który tu przedstawi swoje dzieje, cieszy się, że może głośno opowiedzieć o względach, jakie Jezus z góry mu okazał, i to za darmo; przyznaje, że nie ma w nim nic takiego, co mogłoby przyciągnąć boskie spojrzenie, i że jedynie miłosierdziu Jezusa zawdzięcza wszystko, co ma w sobie dobrego (Rkp A 3v°).
* * *
Sam fakt istnienia jest już dla niej dobrodziejstwem.
Dla mnie niebo to wyczuwać w sobie podobieństwo Do Boga, który mnie stworzył potężnym swym tchnieniem. (P 32)
Ja, biedna, mała istota, która obróciłaby się w nicość, gdyby Twe boskie spojrzenie nie obdarowywało mnie w każdej chwili życiem... (Rkp B 5v°)
Dziecięcą swą ręką, która pieściła Marię, Podtrzymywałeś świat obdarowując go życiem. I myślałeś o mnie! (P 24)
W każdej chwili jesteś przy mnie, strzeżesz mnie. Gdy Cię wzywam, och, nigdy nie zwlekasz! (P 36)
Wszystko z Twojej otrzymujemy ręki. (P 34)
...I mogę nazwać siebie dziełem Twojej miłości. (P 53)
* * *
Teresa nie ceniłaby tak Miłosierdzia, gdyby kiedyś nie była spętana, na długie lata i wbrew sobie, przez chorobliwą nadwrażliwość. Jednak odnawiająca moc Boga uwolniła ją od tego zniewolenia, dzięki czemu Teresa stała się kimś zupełnie nowym. Tej przemiany nie zapomni Bogu nigdy.
Jest prawdą, że noc Bożego Narodzenia 1886 roku zdecydowała o moim powołaniu, lecz — by określić ją jaśniej — muszę ją nazwać nade wszystko nocą mojego nawrócenia. Tej błogosławionej nocy, o której napisano, że dodaje blasku szczęściu Boga samego, Jezus, który stał się dzieckiem z miłości do mnie, raczył wyzwolić mnie z powijaków i ułomności dzieciństwa. Przemienił mnie tak bardzo, że odtąd nie rozpoznawałam samej siebie (LT 201).
Dobry Bóg musiał użyć małego cudu, abym mogła w jednej chwili dojrzeć. I cud ten uczynił w niezapomnianą noc Bożego Narodzenia. Tej promiennej nocy, jaśniejącej szczęściem Przenajświętszej Trójcy, Jezus, wdzięczne małe Dziecię, ledwie od godziny na świecie, przemienił noc mojej duszy w potoki światła... Tej nocy, w której stał się słabym i cierpiącym z miłości dla mnie, uczynił mnie silną i dzielną, przyodział mnie w zbroję. I począwszy od tej błogosławionej nocy nie przegrałam żadnego starcia, przeciwnie, kroczyłam od zwycięstwa do zwycięstwa, rozpoczynając — rzec można — „bieg olbrzyma!” Wyschło źródło moich łez, odtąd rzadko i z trudem się otwierało. (...)
W tę noc pełną światła rozpoczął się trzeci okres w moim życiu, najpiękniejszy ze wszystkich, najobfitszy w łaski Nieba... Dzieło, z którym zmagałam się nadaremnie przez dziesięć lat, Jezus wykonał w jednej chwili, zadowalając się moją dobrą wolą, której nigdy mi nie zabrakło. Podobnie jak Apostołowie, mogłam powiedzieć do Niego: „Panie, łowiłam całą noc, ale bez skutku”. Wtedy Jezus, okazując mi jeszcze więcej miłosierdzia niż swoim uczniom, osobiście wziął sieć, zarzucił ją i wyciągnął pełną ryb. (...)
W krótkim czasie dobry Bóg umiał wyprowadzić mnie z ciasnego kręgu, w którym się obracałam nie wiedząc, jak się z niego wydostać. Gdy patrzę na drogę, którą mnie poprowadził, ogarnia mnie wielka wdzięczność (Rkp A 44v°—46v°).
* * *
Inna łaska: w poszukiwaniu Boga Teresie nigdy nie przeszkodził grzech.
Więc żadna w tym moja zasługa, że nie oddałam serca stworzeniom, gdyż tylko wielkie Miłosierdzie dobrego Boga uchroniło mnie przed tym!... Przyznaję, że bez Niego mogłabym upaść tak nisko jak święta Magdalena. Dlatego głębokie słowa, które Pan nasz wypowiedział do Szymona, wdzięcznie rozbrzmiewają w mym uchu... Wiem, że „ten, któremu darują mniej, miłuje mniej”, lecz wiem również, że Jezus odpuścił mi więcej niż Magdalenie, gdyż mnie przebaczył z góry, nie pozwalając mi upaść. (...)
Zostałam otoczona przewidującą miłością Ojca, który posłał swe Słowo nie po to, aby ocalić sprawiedliwych, ale grzesznych. On chce, bym kochała Go nie dlatego, że mi odpuścił dużo, lecz dlatego, że odpuścił mi wszystko. Nie czekał, bym pokochała Go bardzo, jak święta Magdalena, lecz chciał, bym wiedziała, jak bardzo mnie ukochał miłością niewypowiedzianie przewidującą, tak bym teraz pokochała Go do szaleństwa! Słyszałam, że nie spotkano duszy czystej, która kochałaby więcej od tej, która kocha sercem skruszonym z żalu. Ach, jakże chciałabym dowieść, że to nieprawda! (Rkp A 38v°—39v°)
* * *
Łaska jeszcze głębsza: Teresa zrozumiała, iż Bóg jest nieskończenie miłosierny dlatego, że jest... sprawiedliwy!
On, który w czasie ziemskiego życia zawołał w uniesieniu: „Błogosławię Cię, Ojcze, że ukryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je maluczkim”, chciał, by zajaśniało we mnie Jego miłosierdzie. A ponieważ byłam mała i słaba, pochylał się nade mną i w ukryciu pouczał o sprawach miłości (Rkp A 49r°).
Lecz rozumiem, że wszyscy nie mogą być tacy sami, trzeba, by ludzie pochodzili z różnych rodzin, aby móc wielbić w sposób szczególny jeden z przymiotów dobrego Boga!... Mnie On obdarzył nieskończonym Miłosierdziem i poprzez nie właśnie widzę i wielbię boskie przymioty!... Wówczas wszystkie wydają mi się promieniejące miłością, nawet Sprawiedliwość (a być może nawet przede wszystkim ona) wydaje mi się przyodziana w miłość...
Jak dobrze jest pomyśleć, że dobry Bóg jest Sprawiedliwy, to znaczy, że ma wzgląd na naszą słabość, że doskonale zna kruchość naszej natury. Czego więc mogłabym się lękać? (Rkp A 83v°)
Wiem, że trzeba być czystym, by pojawić się przed Bogiem wszelkiej świętości, lecz wiem i to, że Pan jest nieskończenie sprawiedliwy. Na tej właśnie sprawiedliwości, która tylu przeraża, opiera się moja radość i zaufanie. Bo być sprawiedliwym, to nie tylko okazać surowość winnemu, ale również uznać prawe intencje i wynagrodzić dobro. Tyle samo nadziei pokładam w sprawiedliwości, co w miłosierdziu Boga. Gdyż właśnie sprawiedliwość skłania Go do tego, by nam „współczuć i okazywać łagodność. Wszak zna On naszą kruchość, pamięta, że prochem jesteśmy. Jak ojciec pochyla się z czułością nad dziećmi, tak i Pan pochyla się ze współczuciem nad nami” (LT 226).
Pewnego dnia [opowiada siostra Genowefa] weszłam do celi drogiej Siostry i uderzyło mnie jej wielkie skupienie. Szyła coś energicznie, a jednocześnie wyglądała na pogrążoną w głębokiej kontemplacji.
— O czym myślisz? — zapytałam.
— Myślę o „Ojcze nasz” — odpowiedziała. — Jak dobrze jest móc nazwać dobrego Boga Ojcem!
I w jej oczach pojawiły się łzy (RiW 81).
Innym razem zauważono, jak Teresa — w ogrodzie — wpatruje się ze wzruszeniem w kwokę i pisklęta. Później wyznała:
Zapłakałam, kiedy przyszło mi na myśl, że dobry Bóg posłużył się tym właśnie porównaniem, by pokazać nam, ile ma dla nas czułości. Wobec mnie dokładnie tak postępował, przez całe moje życie! Krył mnie całą pod swoimi skrzydłami (OR, 7 lipca, 1).
* * *
Dlatego też — zupełnie logicznie (choć jest to logika świętych) — Teresa oddaje się całkowicie Miłości Miłosiernej.
Boże mój, wykrzyknęłam w głębi serca, czy tylko Twoja Sprawiedliwość przyjmuje dusze na całopalną ofiarę?... Czy nie potrzebuje ich także Twoja Miłość Miłosierna?... Zewsząd jest odtrącana, nieznana; serca, które chciałbyś nią obdarować, zwracają się ku stworzeniom, oczekując od nich szczęścia i ich kruchego przywiązania, miast rzucić się w Twoje ramiona i przyjąć Twą nieskończoną Miłość... Boże mój, czy Twoja wzgardzona Miłość musi pozostać w Twym Sercu? Wydaje mi się, że gdybyś znalazł dusze gotowe oddać się na Całopalną Ofiarę Twojej Miłości, to prędko byś je strawił swym ogniem, wydaje mi się, że byłbyś szczęśliwy, gdybyś nie musiał już powściągać w sobie fal Twej nieskończonej czułości... (Rkp A 84r°)
Tak długo, jak zechcesz, Umiłowany mój, Twój ptaszek pozostanie bez sił i bez skrzydeł, będzie trwać ze wzrokiem utkwionym w Tobie, chce zauroczyć się Twym boskim spojrzeniem, chce stać się ofiarą Twojej Miłości! (Rkp B 5v°)
Bóg przyjął tę całopalną ofiarę; Teresa wyznała to matce Agnieszce:
Kochana Matko, ty, która pozwoliłaś, bym ofiarowała się Bogu w ten sposób, wiesz, jakie potoki, a raczej oceany łask zalały później moją duszę... Ach! Począwszy od tego szczęśliwego dnia Miłość jakby przenika mnie i otacza, wydaje mi się, że w każdej chwili ta Darmowa Miłość mnie odnawia, oczyszcza, nie pozostawia w duszy żadnego śladu grzechu (Rkp A 84r°).
* * *
Tym samym Teresa staje przed tajemnicą wybraństwa:
Tak, Jezus ma swoje upodobania, w Jego ogrodzie są owoce, które pod promieniami Jego miłości dojrzewają prawie w okamgnieniu. Dlaczego i my do nich należymy? To tajemnica. Bo jakiż powód Jezus może nam podać? Tylko ten, że nie ma żadnego powodu... Korzystajmy więc z upodobania Jezusa, który nauczył nas tylu rzeczy w niewiele lat, nie zaniedbujmy niczego, co mogłoby Mu sprawić radość! Ach, pozwólmy, żeby złociło nas słońce Jego miłości. Słońce pełne żaru... Spalajmy się, trawione miłością! (LT 89)
Jezu, być może się łudzę, lecz mi się zdaje, że nikogo nie możesz napełnić miłością większą od tej, którą mnie napełniłeś (...). Dopóki jestem na ziemi, trudno mi wyobrazić sobie miłość większą od tej, którą spodobało Ci się mnie obdarować, bez miary i za darmo, bez żadnej zasługi z mojej strony (Rkp C 35r°).
Kiedy Teresa rozchorowała się na dobre, mówiono do niej: „Bardzo się o ciebie troszczą...”
Tak, dobrze to widzę... To dla mnie obraz miłości, jaką obdarza mnie Bóg. Ja Jemu ofiarowywałam jedynie miłość, więc i On obdarza mnie [samą] miłością. I na tym nie koniec, bo wkrótce napełni mnie miłością jeszcze większą! (OR, 22 lipca, 1)
— Ależ Bóg sobie ciebie upodobał! Co myślisz o tym wybraństwie?
— Myślę, że Duch Boży wieje, gdzie chce (OR, 11 lipca, 9).
Nie, nie uważam się za wielką świętą! Jestem świętą bardzo małą; myślę tylko, że spodobało się dobremu Bogu złożyć we mnie dary, które czynią dobrze i mnie samej, i innym (OR, 4 sierpnia, 2).
* * *
Teresa wie, że tej Miłości może doświadczyć każdy, byle wydał się Jej bez granic.
Jezu, gdybym tak mogła powiedzieć wszystkim małym duszom, jak niewysłowiona jest Twoja przychylność!... Czuję, że gdybyś cudem znalazł duszę słabszą, mniejszą od mojej, to chciałbyś ją obdarzyć jeszcze większymi dobrodziejstwami... jeśliby zdała się na Ciebie, ufając zupełnie Twemu nieskończonemu miłosierdziu. Ale czyż trzeba mi to ogłaszać, Jezu? Czyż nie Ty sam mnie o tym pouczyłeś i czyż nie możesz tego objawić innym?... Możesz, ja to wiem i zaklinam Cię, byś to uczynił, błagam Cię, byś skierował swe boskie spojrzenie na rzeszę małych dusz... Błagam Cię, byś wybrał zastęp małych ofiar godnych Twojej miłości! (Rkp B 5v°)
Zrozumiałam ponadto, że miłość naszego Pana objawia się zarówno w duszy najprostszej, w niczym nie stawiającej oporu Jego łasce, jak i w duszy najsubtelniejszej, bo cechą miłości jest to, że się zniża. Gdyby więc wszyscy mieli być podobni do Świętych Doktorów, którzy oświecili Kościół jasnością swej nauki, to wydaje się, że dobry Bóg, przychodząc do ich serc, nie zstąpiłby wystarczająco nisko. Stworzył więc dziecko, które niczego nie umie i ledwie co mówi; stworzył biednych dzikich ludzi, którzy mogą kierować się jedynie prawem natury. I właśnie: raczy zstąpić aż do ich serc, to oni są tymi polnymi kwiatami, których prostota Go urzeka... Zstępując tak nisko, objawia swą nieskończoną wielkość (Rkp A 2v°—3r°).
Bóg kocha nas wszystkich, bez względu na to, czy jesteśmy wielcy czy mali. Jednakże mali świadczą ze szczególną siłą o tym, jak nisko Bóg się pochyla.
Tak jak słońce oświeca i cedry, i mały kwiat, jakby ten żył na ziemi sam jeden, tak i nasz Pan zajmuje się każdą duszą, jakby ta nie miała sobie podobnych. I jak w przyrodzie wszystko przyczynia się do tego, by stokrotka mogła kiedyś zakwitnąć, tak i wszystko przyczynia się do dobra każdego (Rkp A 3r°).
„Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3, 16).
Ach, znam Tego, który prosił o wodę: Jest „Darem Boga”, źródłem chwały! (P 24)
Ukochałeś mnie tak bardzo, że dałeś mi swego Syna Jednorodzonego, by był mi Zbawicielem i Oblubieńcem (M6).
Bóg dla was przyjął na siebie śmiertelność (RD 5).
Teresa lubiła ten dialog przypisywany świętemu Bernardowi:
— Jezu, kto Cię uczynił tak małym?
— Miłość.
* * *
Kim zatem jest Jezus w jej oczach? Jest „oceanem miłości” (P 54).
To, o czym ci piszę, jest doprawdy szalone; ale nie szkodzi, o miłości Jezusa myślę coś, co jest być może jeszcze mocniejsze... (LT 82)
Od Jego miłości któż nas może odłączyć?
(P 48)
Jedyne, o co Herod oskarżył Jezusa, to szaleństwo. I ja się z nim zgadzam! Tak, gdyż szaleństwem z Jego strony było poszukiwać małych, ubogich serc ludzi śmiertelnych, aby stać się ich królem. Przecież On, Król Chwały, zasiada na cherubinach! I nie mogą pomieścić Go nawet Niebiosa! Był więc nasz Oblubieniec zupełnie szalony, by przyjść na ziemię do grzesznych ludzi, chcąc uczynić ich swoimi przyjaciółmi, swoimi bliskimi, podobnymi sobie, On, który żyje w pełni szczęścia z dwoma innymi, cudownymi Osobami Trójcy Świętej! Nigdy nie będziemy w stanie posunąć się do szaleństw, do których On posunął się dla nas, i nigdy nasze czyny nie zasłużą na to miano, gdyż są bardzo rozumne i daleko im do tego, czego nasza miłość chciałaby dokonać (LT 169).
Trzeba mi serca rozpalonego czułością, Które zawsze by mi było oparciem I kochałoby we mnie wszystko, nawet słabość, I nie opuszczałoby mnie ani na chwilę. Lecz nie mogłam nigdzie znaleźć stworzenia, Co — nieśmiertelne — kochałoby wiecznie... Więc trzeba mi Boga, z moją naturą, Co stałby się mi bratem i poznałby cierpienie! (P 23)
Muszę ci wyznać, że na Serce Jezusa zapatruję się inaczej niż wszyscy. Myślę, że serce mojego Oblubieńca należy jedynie do mnie, tak jak i moje należy jedynie do Niego. Rozmawiam z Nim w samotności, kiedy sercem trwam cicho przy Jego sercu, oczekując na spotkanie z Nim twarzą w twarz, gdy [już bez osłony] będę mogła się w Niego wpatrywać (LT 122).
Tak, ten, kto kocha Jezusa, przynależy do Jego rodziny. W tym sercu, które nie ma sobie podobnych, znajduje wszystko, czego pragnie. Znajduje w Nim swoje Niebo! (LT 130)
Kto ma Jezusa, posiada niezmierzone bogactwa.
Wszystko jest nasze i wszystko dla nas, gdyż w Jezusie mamy wszystko (LT 182).
I wyśpiewuje Teresa Jego „cudowne piękno” (LT 95). Przeczytajmy kilka strof z jej wiersza „Lubiłam...”
Tak, Twoja ręka prowadzi mnie wszędzie, W Tobie mam lasy i wioski, Mam trzciny i łąki, i góry, Deszcze i śnieżne płatki Z wysoka. Mam czarującą lutnię, Pełną pokoju samotność, Rzeki, skały, urocze wodospady... Szemrzący cicho potok, Ptaki. Mam lśniące jezioro, mam dolinę Samotną, porośniętą lasem; A z oceanu mam srebrzystą falę, Połyskujące ryby, mórz skarby Rozmaite. W Tobie mam migocące gwiazdy; A kiedy miłość Twa się odsłania, Dostrzegam, jak przez zasłonę, Przy zapadającym z wolna mroku, Twoją dłoń! Ty, który podtrzymujesz światy, Który sadzisz puszcze głębokie, Który jednym spojrzeniem je zapylasz, Patrzysz na mnie zawsze Miłośnie. Mam Twe Serce, Twe cudowne Oblicze, Wzrok cichy, który mnie zranił... Mam Twych świętych ust pocałunek, Kocham Cię i nadto niczego nie pragnę, Jezu! (P 18)
* * *
Oblicze Jezusa, w które Teresa wpatruje się oczami wiary, ukazuje jej świat olśniewający. Siostra Genowefa tak to wyraziła: „Oblicze Święte było zwierciadłem, w którym odgadywała duszę i serce swojego Umiłowanego... Nowicjuszkom mówiła, że Oblicze Jezusa jest niczym księga, z której czerpie wiedzę miłości” (RiW 82-83).
Wcześniej nie zgłębiłam skarbów ukrytych w Świętym Obliczu (...), tajemnic miłości ukrytych w Twarzy naszego Oblubieńca (Rkp A 71r°).
To Oblicze jest mym królestwem miłości!
(P 20)
Jezus płonie do nas miłością... Spójrz na Jego Cudowne Oblicze! Spójrz na oczy wygasłe, spuszczone! Spójrz na rany! Spójrz na Jezusa, który objawia się w swoim Obliczu... W nim dojrzysz, jak bardzo nas kocha (LT 87).
Chętnie cytuje urywki mówiące o Twarzy Jezusa, promiennej i cierpiącej zarazem.
Mój ukochany jest jak bukiet mirry, co spocznie na moim sercu. W jego twarzy jasność i blask, a włosy jego jak królewska purpura. W nim wszystko jest godne kochania, twarz jego wbudza miłość, a oblicze mnie ponagla, bym na Miłość odpowiedziała miłością (Pnp 1).
Z twarzą nad miłym schyloną Trwałam, zapomniawszy o sobie; I znikło wszystko, i oddałam Mu siebie, Troski me porzuciwszy tam, kędy bielą się lilie (święty Jan od Krzyża).
Któż uwierzył naszemu słowu i komu Pan objawił moc swego ramienia? Chrystus pojawi się przed Nim jak krzew, jak pęd, co wschodzi na ziemi spękanej: w naszych oczach nie miał ni piękna, ni blasku, nie było w Nim nic, co przyciąga. Nie odgadliśmy, kim jest. Był dla nas przedmiotem wzgardy, ostatnim z ludzi, mężem boleści, który poznał, co jest cierpieć!... Twarz Jego zaś — jakby ukryta!... (...) A On nasze utrapienia dźwigał, naszym obarczył się bólem. Mieliśmy Go za trędowatego, za człowieka, którego Bóg doświadczył i upokorzył!... A Jego przybito za nasze niegodziwości, za nasze zmiażdżono grzechy. Kara, przynosząca nam pokój, na Niego spadła. W Jego ranach — nasze uzdrowienie (Iz 53) (LT 108).
Teresa chce pójść śladami Jezusa.
Pojęłam, czym jest prawdziwa chwała. Ten, którego królestwo nie jest z tego świata, ukazał mi, że prawdziwa mądrość polega na tym, by „chcieć być nieznanym i uważanym za nic — by szukać radości w oderwaniu od siebie”... Ach! Chciałam, aby „moja twarz — na podobieństwo twarzy Jezusa — była prawdziwie ukryta, tak by na ziemi nikt mnie nie rozpoznał”. Byłam spragniona cierpienia i zapomnienia (Rkp A 71v°).
* * *
„Jezus uda się daleko, aby cię znaleźć...”
Podziękuj dobremu Bogu za łaski, którymi On cię obdarza. I nie bądź aż tak niewdzięczna, że nie będziesz umiała ich rozpoznać. Sprawiasz na mnie wrażenie wieśniaczki, którą król — pełen mocy — poprosił o rękę, a ta nie śmiała się zgodzić, tłumacząc się swym ubóstwem i nieznajomością życia na dworze. A wystarczyłoby jej pomyśleć, że królewski narzeczony dobrze przecież wie o jej nędzy, a jej słabość zna lepiej niż ona... Mario, chociaż jesteś nikim, to nie zapominaj, że Jezus jest wszystkim, dlatego trzeba, byś zanurzyła twą nicość w Jego wszystkim, nie mającym dla siebie granic, i byś o nim tylko myślała, bo tylko ono jest godne miłości... Nie wyczekuj też widocznych owoców swoich wysiłków, gdyż te nic nie znaczące rzeczy tak bardzo Jezusa pokrzepiają, że lubi je zatrzymywać dla siebie. (...) Jezusowi oddaj całe serce, On jest go spragniony, odczuwa głód... (...) Ach, jak nie kochać przyjaciela, który przystaje na takie ubóstwo, i jak jeszcze tłumaczyć się [przed Nim], że jest się zbyt biednym, kiedy On sam się upodabnia do swej narzeczonej... Był bogaty, a stał się ubogim, by połączyć swoje ubóstwo z ubóstwem Marii od Najświętszego Sakramentu. Cóż za tajemnica! Tajemnica miłości! (LT 109)
Nie lękaj się; im będziesz uboższą, tym mocniej Jezus będzie cię kochał. Uda się daleko, bardzo daleko, aby cię znaleźć, kiedy pobłądzisz (LT 211).
Jezus jest podobny do swego Ojca, gdyż — jak Ten — ma serce matki!
Choć było to jeszcze w czasach, kiedy obowiązywało prawo bojaźni, zanim przyszedł [na ziemię] nasz Pan, prorok Izajasz mówił: „Czy może Matka zapomnieć o swym dziecku? A nawet gdyby ona zapomniała, ja o was nie zapomnę nigdy”. Co za cudowna obietnica! Ach, jakże my, które żyjemy pod prawem miłości, mogłybyśmy nie odpowiedzieć na miłosne zabiegi naszego Oblubieńca? Jakże obawiać się Tego, którego zniewala włos, powiewający na naszej szyi? (Pnp 4, 9) Umiejmy zatem zauroczyć tego Boga, który żebrze naszej miłości. Mówiąc, że jeden włos może dokonać tego cudu, daje nam do zrozumienia, że najmniejszy akt uczyniony z miłości czaruje Jego serce.
Ach! Gdyby wymagał od nas wielkich czynów, to można by nas tylko pożałować! Lecz — co za szczęście! — Jezus pozwala się zniewalać rzeczom tak małym! (LT 191)
W Tobie, któryś umiał stworzyć serce matki, Odkrywam najdelikatniejszego z ojców. Jezu, Słowo przedwieczne, moja jedyna miłości, Dla mnie — Twoje serce kocha mocniej niż matka. (P 36)
Ufajmy Mu zatem bez granic!
Za dni swego życia na ziemi mój Ukochany powiedział: „Wszystko, o co poprosicie Ojca mego w imię moje, otrzymacie!” Jestem więc pewna, że spełnisz to, czego pragnę, gdyż wiem, o mój Boże, że im więcej chcesz dać, tym większe wzbudzasz pragnienia. A mam w sercu pragnienia przeogromne; zatem pełna ufności proszę, byś przyszedł zawładnąć moją duszą (M6).
Tak, czuję, że Jezus chce nas obdarzyć tymi samymi łaskami, że chce dać nam Niebo za darmo (LT 197).
Nieskończone skarby Jego zasług należą do mnie, ofiaruję Ci je [Ojcze] ze szczęściem, błagając, byś patrzył na mnie jedynie poprzez Oblicze Jezusa i dostrzegał mnie jedynie w Jego Sercu, płonącym Miłością (M6).
W Twej dobroci, której nie ma granic, Chcę zanurzyć się i zniknąć, Serce Jezusowe. (P 23)
Na namalowanym przez siebie obrazku, przedstawiającym Dzieciątko Jezus ukryte w Hostii, napisała:
Nie mogę obawiać się Boga, który dla mnie stał się tak mały... Kocham Go!... Gdyż jest wyłącznie miłością i miłosierdziem (LT 266).
Jezus został nam dany, byśmy mogli poznać Darmową Miłość Boga i odpowiedzieć na nią. Jest nas spragniony i marzy, byśmy sami zapragnęli Jego.
Kto może pojąć miłość Jezusa do Celiny? Tylko Jezus!... Wszak dla niej posunął się do szaleństw! Niech i Celina postępuje tak samo wobec Jezusa... Za miłość płaci się tylko miłością, a rany miłości leczy tylko miłość (LT 85).
Wydawało mi się, że słyszę, jak Jezus mówi do mnie to samo, co powiedział do Samarytanki: „Daj mi pić!” Była to prawdziwa wymiana miłości; duszom dawałam krew Jezusa, Jezusowi ofiarowywałam te same dusze, ożywione Jego boską rosą. W ten sposób zdawałam się koić Jego pragnienie, a im więcej dawałam Mu pić, tym bardziej wzrastało pragnienie mej biednej duszy; On z kolei podawał mi to pragnienie jako najrozkoszniejszy napój swej miłości... (Rkp A 46v°)
Oto czego Jezus od nas oczekuje; nie potrzebuje On naszych dzieł, lecz jedynie miłości. Gdyż ten sam Bóg, który oświadcza, że nie musi nam wcale mówić, czy jest głodny, nie wahał się żebrać u Samarytanki o trochę wody. Był spragniony... Lecz mówiąc: „daj mi pić”, Stworzyciel domagał się właśnie miłości od swego biednego stworzenia. Był spragniony miłości... Ach! Czuję to bardziej niż kiedykolwiek: Jezusowi chce się pić. Pośród uczniów tego świata spotyka tylko niewdzięcznych i obojętnych, a pośród swoich, niestety, mało znajduje serc, które oddają Mu się bez reszty, które pojmują, jak czuła jest Jego nieskończona Miłość (Rkp B 1v°).
Jezus jest chory z miłości i daje do zrozumienia, że taką chorobę można uleczyć tylko miłością (LT 109).
Nie kto inny jak „boski Żebrak miłości” prosi cię o gościnność, a mówiąc: „dziękuję”, prosi o jeszcze, w miarę jak otrzymuje coraz więcej (LT 172).
Jezus tak bardzo potrzebuje miłości i odczuwa tak wielkie pragnienie, że oczekuje od nas bodaj kropli wody, by móc je ugasić. Ach, dawajmy Mu pić nie żałując... Kiedyś będzie umiał powiedzieć: „Teraz przyszła kolej na mnie” (LT 107).
Zapomnienie... Wydaje mi się, że to właśnie sprawia Mu najwięcej przykrości! (LT 108)
Życie jest często uciążliwe. Co za gorycz, lecz również — co za szczęście! Tak, życie kosztuje, z udręką rozpoczynamy nowy dzień. (...) Gdyby przynajmniej czuć obecność Jezusa! Ach, bylibyśmy gotowi dla Niego na wszystko... Lecz cóż, wydaje się oddalony o tysiące mil, pozostajemy więc sami ze sobą. Nużące to towarzystwo, kiedy brakuje Jezusa! (...) Gdzież On jest? Dlaczego nie przychodzi z otuchą, wszak w Nim tylko mamy Przyjaciela? A On po prawdzie jest niedaleko, jeśli nie bardzo blisko. Spogląda na nas i żebrze o nasz smutek, o agonię. Potrzebuje ich dla innych, potrzebuje dla nas. Chce nas obdarzyć czymś wielkim, ma wobec nas ogromne ambicje! (LT 57)
Och, ta cisza Jezusa, co za muzyka dla serca... Czyni siebie ubogim, abyśmy mogli okazać Mu miłość. Wyciąga do nas rękę, aby w radosnym dniu sądu, kiedy ukaże się w swojej chwale, mógł powiedzieć do nas te słowa: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego. Gdyż byłem głodny, a daliście mi jeść. Byłem spragniony, a daliście mi pić. Byłem bez domu, a przyjęliście mnie. Byłem chory, w więzieniu, a przyszliście mi z pomocą”. Powiedział tak sam Jezus i to On chce naszej miłości, żebrze o nią... Zdaje się, rzec można, na naszą łaskę i niełaskę. Nie chce niczego brać, nie otrzymawszy tego od nas, a ceni najmniejszą nawet rzecz (LT 145).
Wspomnij, Jezu, Słowo Życia, Że ukochałeś mnie aż po śmierć! Ja także chcę ukochać Cię do szaleństwa, Ja także chcę dla Ciebie żyć i umrzeć. (P 24)
Teresa bardzo lubiła poniższe myśli świętego Jana od Krzyża:
Pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości.
Jest zatem sprawą najwyższej wagi, aby ćwiczyć się dużo w Miłości, aby — spalając się prędko — nie zatrzymywać się wcale na ziemi i wnet spotkać się z Bogiem twarzą w twarz.
* * *
Patrząc na swe życie, Teresa często podkreśla uprzedzającą miłość Boga.
Wydaje mi się, że gdyby wszystkie stworzenia doznały tych łask, co ja, to dobry Bóg w nikim nie wzbudzałby lęku; kochano by Go do szaleństwa i z miłością, a nie z drżeniem, i nikt nigdy by nie chciał wyrządzić Mu przykrości... (Rkp A 83v°)
Pamiętam, że „ten, któremu przebaczono więcej, kocha też więcej”. Więc staram się, by moje życie było aktem miłości, i nie martwię się, że jestem mała, przeciwnie: cieszę się z tego (LT 224).
Pan nasz, pragnąc, by moje pierwsze spojrzenie było wyłącznie dla Niego, raczył poprosić mnie o serce, kiedy byłam jeszcze w kołysce, jeśli można tak powiedzieć (LT 201).
Gdyby moje serce nie było zwrócone ku Bogu od zarania, (...) co by się ze mną stało? (Rkp A 40r°)
Byłam w wieku najbardziej niebezpiecznym dla dziewczyn, lecz dobry Bóg uczynił dla mnie to, o czym mówi Ezechiel: „Przechodząc w pobliżu, Jezus spostrzegł, że nadszedł dla mnie czas miłości. Zawarł więc ze mną przymierze i stałam się Jego... Rozciągnął nade mną swój płaszcz, wykąpał w drogocennych wonnościach, przyodział we wzorzyste szaty, założył mi naszyjnik i kosztowne ozdoby... I nakarmił mnie mąką najczystszą oraz miodem i oliwą w obfitości... Wówczas wypiękniałam w Jego oczach i uczynił mnie potężną królową!...”
Tak, Jezus uczynił dla mnie to wszystko; mogłabym wykazać, że każde z przytoczonych słów całkowicie wobec mnie wypełnił (Rkp A 47r°).
Teraz oddaj się bez reszty Jezusowi. On — bardziej niż kiedykolwiek — jest bez reszty oddany tobie. Już włożył na twój palec tajemniczy zaręczynowy pierścionek. Chce być jedynym mistrzem twojej duszy (LT 53).
Gdy w dziewczęcym moim sercu zajaśniał ów płomień, Co zwie się miłością, przyszedłeś o niego poprosić. (P 53)
Moją miłością jest Chrystus, życie moje. (P 26)
Teraz nie mam już wielkich pragnień poza tym jednym, by kochać, aż z miłości tej umrę (Rkp C 7v°).
* * *
Teresa wpatruje się również w negatyw tego filmu, który mówi jej o dobrodziejstwach Boga. I przyznaje, że rozczarowania, jakich doznała w kilku przyjaźniach, pomogły jej wybrać w sposób bardziej radykalny miłość wyłącznie do Jezusa.
O szczęśliwa nieumiejętności! Ileż zła mnie dzięki niej ominęło!... Jakże dziękuję Jezusowi, że dał mi odczuć jedynie „gorycz ziemskich przyjaźni”. Z takim sercem jak moje można by mnie łatwo oszukać, podciąć mi skrzydła, a jak wtedy mogłabym „ulecieć i spocząć”? (...) Choć nie skosztowałam zatrutego kielicha zbyt gorącej miłości do stworzeń, czuję, że nie mogę się mylić, tak wiele widziałam dusz zwiedzionych przez to fałszywe światło, dusz latających niczym biedne motyle i przypalających sobie skrzydła. Potem wracały do prawdziwego i łagodnego światła miłości, które przywracało im skrzydła, promienniejsze i lżejsze, by mogły wzlecieć do Jezusa, do tego boskiego Ognia, „który płonie, lecz nie wypala”. Ach, czuję, że Jezus wiedział, iż jestem zbyt słaba, by wodzić mnie na pokuszenie; być może złudne światło wypaliłoby mnie całą, gdybym je dojrzała... (Rkp A 38r°—v°)
* * *
„Kochać Jezusa więcej niż ktokolwiek Go kochał!”
Co do mnie, to nie znam innego sposobu na miłość doskonałą... Nasze serce stworzone jest do kochania, i to jak! Czasem szukam innego słowa, by wyrazić miłość, lecz tu, na wygnaniu, słowa nie potrafią oddać wszystkich drgnień duszy. Toteż musimy zostać przy tym jednym jedynym słowie: Kochać!
Lecz kogo nasze serce — spragnione kochania — obdarzy miłością? Ach, któż będzie na tyle wielki, by stać się tego godnym? Czy ludzka istota może to pojąć? Mario, tylko Jezus potrafi zrozumieć głębię słowa „Kochać”! Tylko Jego miłość jest nieskończenie większa od tego, co same możemy Mu dać (LT 109).
Jakże ciasne i niestałe są serca stworzeń! (Rkp A 38r°)
Cóż mi po pięknie stworzonym? Posiadłszy je, byłabym nieszczęśliwa, w sercu miałabym taką pustkę! To nie do uwierzenia, jak moje serce wydaje mi się wielkie, kiedy spoglądam na skarby ziemi, widzę bowiem, że wszystkie razem wzięte nie umiałyby go nasycić. Lecz kiedy spoglądam na Jezusa, jakże to serce wydaje mi się małe! Tak bardzo chciałabym Go kochać!... Kochać więcej niż ktokolwiek Go kochał! (LT 74)
W odpowiedzi na Jego miłość, Teresa chciałaby uczynić dla Niego to, co On uczynił dla niej... (Rkp A 85v°)
Ty wiesz, mój Boże, że nigdy nie pragnęłam niczego ponad to, by Cię kochać. Innej chwały nie pragnę. Twoja miłość uprzedzała mnie od dzieciństwa, wzrastała wraz ze mną, a teraz jest jak przepaść, której głębokości zmierzyć nie potrafię. Miłość przyciąga miłość, toteż moja miłość, Jezu, wyrywa się ku Tobie, chciałaby wypełnić wciągającą ją przepaść, niestety, nie dorównuje wielkością ani kropli rosy pogrążonej w oceanie!... By Cię kochać, jak Ty mnie kochasz, muszę zapożyczyć miłości od Ciebie, wtedy dopiero znajdę ukojenie. Mój Jezu, być może się łudzę, lecz mi się zdaje, że nikogo nie możesz napełnić miłością większą od tej, którą mnie napełniłeś (Rkp C 34v°—35r°).
Moja jedyna Miłości, ach, wysłuchaj tej prośby: Wzbudź we mnie serc tysiące, abym mogła Cię kochać! Ale i to nie wystarcza. Więc użycz mi, Piękno najwyższe — Abym mogła Cię kochać — użycz mi Serca własnego! (P 24)
Odpowiedzieć Miłości „tak”, to pozwolić Jej, by nas podbiła.
Zostań w moim sercu, czyż nie jest ono klombem, Którego każdy kwiat ku Tobie chce się zwrócić? (P 24)
Nade wszystko jednak [w wieku czternastu lat] wzrastałam w miłości do dobrego Boga, czułam w sercu nie znane dotąd porywy, niekiedy przeżywałam prawdziwe uniesienia miłości. Jednego wieczoru, nie wiedząc, jak wyznać Jezusowi, że Go kocham i jak bardzo bym chciała, by był kochany i wielbiony wszędzie, pomyślałam z bólem, że nikt nie wyzna Mu miłości w piekle. Powiedziałam wówczas dobremu Bogu, że dla Jego przyjemności zgadzam się, by mnie tam zanurzono, aby w tym miejscu bluźnierstwa mógł być kochany wiecznie... Wiedziałam, że to nie może Mu przynieść chwały, ponieważ niczego tak nie pragnie, jak naszego szczęścia, lecz z miłości mówi się szalone rzeczy. Powiedziałam to też nie dlatego, że nie pociągało mnie Niebo, lecz dlatego, że moim Niebem była Miłość i czułam, podobnie jak święty Paweł, że nic nie mogłoby mnie oderwać od Tego, który mnie oczarował! (Rkp A 52r°—v°)
Jedynie Ty, Jezu, mogłeś nasycić duszę,
Która kochać chciała nieskończenie!
(P 53)
Osiem dni po obłóczynach Teresy miał miejsce ślub jej kuzynki Joanny.
Trudno wysłowić, ile jej przykład powiedział mi o tym, jak delikatna może być oblubienica wobec swojego oblubieńca. Słuchałam chciwie wszystkiego, czego mogłam się o tym dowiedzieć, gdyż dla ukochanego Jezusa nie chciałam uczynić mniej aniżeli Joanna dla Franciszka, stworzenia niewątpliwie doskonałego, lecz koniec końców tylko stworzenia!... (Rkp A 77r°)
Wiedza Miłości, o tak! Jak wdzięcznie brzmi to słowo w uchu mojej duszy. Tylko takiej wiedzy pragnę! Dla niej oddawszy wszystkie moje bogactwa, uważam — za oblubienicą ze świętych pieśni — że nic jeszcze nie dałam... Tylko miłość może nas uczynić miłymi dobremu Bogu, pojmuję to tak jasno, że tylko o tę miłość zabiegam (Rkp B 1r°).
Twoja miłość jest mym jedynym męczeństwem, Im bardziej mnie rozpala, Tym bardziej Ciebie pragnę. (P 31)
* * *
Cóż jest kochać?
Kochać — to dać wszystko i dać siebie samego. (P 54)
Żyć miłością to dawać się bez miar, Nie chcieć i nie żądać jakiejkolwiek zapłaty. Daję więc i nie liczę, przekonana, Że kochając, niczego się nie odmierza. (P 17)
Zwróciła moją uwagę na to [opowiada siostra Genowefa], że miłość poświęca wszystko, że daje wszystko, słusznie czy niesłusznie, że marnotrawi, że niszczy już u początku nadzieję na korzyść, że postępuje szaleńczo, że jest hojna do skrajności, że nigdy nie odmierza.
— Ach, szczęśliwa beztroska, szczęśliwe miłosne upojenie! — mówiła. — Miłość daje wszystko i ufa! My, niestety, dajemy po namyśle, wahamy się poświęcić korzyści ziemskie i duchowe. A to nie jest miłość! Ta jest ślepa i podobna do potoku, który nic po sobie nie zostawia! (RiW 62)
Dlatego wszystko, co czynisz, niech będzie wolne od choćby cienia osobistej korzyści (RiW 32).
Ziarnko piasku chce przystąpić do dzieła, choć nie znajduje w nim żadnej radości, choć brakuje mu i chęci, i sił. Lecz to właśnie ułatwia mu zadanie, gdyż chce pracować jedynie z miłości (LT 82).
W dzień swoich ślubów wyraża takie życzenie:
Jezu, proszę, bym szukała i znajdowała jedynie Ciebie, by stworzenia były dla mnie niczym, a ja niczym dla nich. Ty, Jezu, bądź mi wszystkim!... Niech rzeczy ziemskie nigdy nie mącą mej duszy, niech nic nie mąci we mnie pokoju. Jezu, proszę Cię tylko o pokój; i proszę także o miłość, miłość bez końca, której granicą będziesz jedynie Ty (z osobistych zapisków, 8 września 1890).
Dla Ciebie wyniszczyć się chcę bez reszty, W każdej chwili. (P 51)
* * *
Innymi słowy, kochać to „sprawiać radość”.
Dla niej istotne jest to, i tego pragnie wyłącznie, by sprawić Jezusowi radość (Rkp C 3v°).
Gdyby dobry Bóg mi powiedział: „Jeśli umrzesz teraz, dostąpisz wielkiej chwały; jeśli umrzesz w wieku dwudziestu czterech lat, ta chwała będzie mniejsza, lecz mnie sprawi to radość”, to nie wahałabym się Mu odpowiedzieć: „Boże mój, chcę umrzeć w wieku dwudziestu czterech lat, gdyż nie szukam chwały swojej, lecz jedynie Twojej radości”.
Wielcy święci trudzili się dla chwały Boga; ja, która jestem bardzo mała, trudzę się jedynie dla Jego radości. Ze szczęściem zniosłabym największe cierpienia, gdyby mogły u Niego wzbudzić choćby jeden uśmiech (OR, 16 lipca, 6).
Chciałabym znosić [dla Niego] największe cierpienia, nawet wtedy, gdyby miał o nich nie wiedzieć (RiW 57).
Nie chcę gromadzić zasług, by dzięki nim otrzymać Niebo, chcę trudzić się jedynie z miłości do Ciebie, jedynie po to, by sprawić Ci radość, by pokrzepić Najświętsze Twoje Serce, ocalając dla Ciebie dusze, które kochać Cię będą na wieczność (M6).
Zawsze pragnęłam jedynie tego, by sprawiać dobremu Bogu radość. Gdybym starała się gromadzić zasługi, to teraz żyłabym w rozpaczy (RiW 57).
* * *
Miłość widzi rzeczy w prawdzie, a zarazem jest ślepa. Nie dostrzega przeszkód.
Miłość może wszystko, rzeczy zupełnie niemożliwe nie wydają się jej trudne (LT 65).
To prawda, że „dla miłości nie ma rzeczy niemożliwych, gdyż sądzi, że możliwe jest dla niej wszystko i że wszystko jej wolno”... Roztropność ludzka, przeciwnie, drży co chwilę i nie śmie, by tak rzec, uczynić kroku (Rkp A 75v°).
Serce, które kocha, trudzi się z miłością, czyli żarliwie: biegnie, leci, dla niego możliwe jest wszystko, nie powstrzyma go nic (RiW 75).
Miłość doda wam skrzydeł (RD 5).
Jak dobrze jest trudzić się wyłącznie dla Jezusa, jedynie dla Niego! Ach, w sercu nie ma wtedy pustki, czujemy się lekko... (LT 95)
Posłuchajmy, jak Teresa podkreśla z naciskiem potrzebę hojności, którą żywi się miłość.
Nie odmawiajmy Jezusowi niczego! (LT 85)
Jakże więc dałby się zwyciężyć w hojności? (LT 226)
Ponieważ Bóg jest tak hojny wobec mnie, chcę być równie hojna wobec Niego (RD 1).
Zapytano ją raz, czy zdarzyło się jej odmówić Bogu. Odpowiedziała:
— Nie, nie pamiętam, bym Mu czegoś odmówiła. Począwszy od trzeciego roku życia, starałam się nie odmawiać Mu niczego, o co mnie prosił (OR, świadectwo Marii od Eucharystii).
Wierz mi, nie czekaj nigdy na jutro, by zacząć stawać się świętą (OR, świadectwo Marii od Eucharystii).
Myślałam dziś o przeszłości, o akcie odwagi, na który zdobyłam się kiedyś w noc Bożego Narodzenia, i przyszła mi na myśl pochwała, jaką usłyszała Judyta: „Wykazałaś się męską odwagą i umocniło się twoje serce”. Wielu mówi: „Nie potrafię się zdobyć na tę ofiarę”. Niech więc podchodzą do tego jak ja — energicznie. Dobry Bóg nigdy nie odmawia tej pierwszej łaski, która dodaje odwagi. Wówczas serce od razu się umacnia i kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa (OR, 8 sierpnia, 3).
To, co przyciąga światło i pomoc Boga, kiedy mamy za zadanie prowadzić lub wspierać innych, to fakt, że nie opowiadamy im o własnych troskach, w nadziei, że to przyniesie nam ulgę. Zresztą wcale nam to nie ulży, gdyż, miast ukoić, coś takiego nas tylko rozpali (OR, 16 września).
Dobremu Bogu, który tak nas kocha, jest już wystarczająco przykro, że na czas próby musi nas zostawić na ziemi, byśmy Go jeszcze zamęczali powtarzaniem, jak bardzo jest nam tu źle. Starajmy się wyglądać na takich, którzy po prostu nie zwracają na to uwagi! (RiW 58)
Nawet wtedy, kiedy nic nie rozumiem z wydarzeń, uśmiecham się i mówię [Mu]: „dziękuję”. Dobremu Bogu okazuję nieustannie promienność. Nie trzeba w Niego wątpić, byłby to brak delikatności. Nie, nigdy nie „przeklinajmy” Opatrzności, przeciwnie, okazujmy Jej zawsze wdzięczność (RiW 72).
Gdyby Bóg dał nam we władanie wszechświat, z wszystkimi jego skarbami, to i tak nie można by tego porównać z najmniejszym cierpieniem [znoszonym z powodu Jezusa]. Bo co za łaska, kiedy rano nie mamy żadnego zapału, żadnej siły do czynienia dobra! Wtedy trzeba przyłożyć siekierę do pnia. Odtąd, miast zbierać liche źdźbła, wydobywamy same diamenty. Jakaż z tego korzyść pod wieczór! Choć bywa i tak, że na te skarby machamy ręką. Przychodzi trudna chwila, opada nas pokusa, aby wszystko porzucić. Lecz wystarczy uczynić akt miłości, choć możemy jej nie odczuwać, i wszystko się naprawia, i więcej! Jezus zaś się uśmiecha... (LT 65)
Jedynie On jest czarujący, w całym tego słowa znaczeniu. Chce pokazać swojej „piłce”, że uległaby złudzeniu, gdyby zaczęła szukać gdzie indziej cienia piękna, myląc je z Pięknem rzeczywistym. (...)
Jakże jest On bosko delikatny, nie pozwalając mi przywiązać się do niczego, co stworzone. Wie dobrze, że gdybym doznała choć odrobiny szczęścia, to przylgnęłabym do niej, wkładając w to wszelką energię, wszystką moc serca. Więc odmawia mi tej odrobiny. Woli zostawić mnie w ciemnościach niż dopuścić do mnie światło złudnego promienia, który nie byłby Nim. Ponieważ nie mogę znaleźć żadnego stworzenia, które by nasyciło me serce, chcę wszystko oddać Jezusowi. Nie chcę obdarzyć stworzeń choćby atomem miłości. Oby Jezus nie przestawał mi przypominać, że On tylko jest pełnią szczęścia, nawet wtedy, gdy wydaje się nieobecny! (...) Chce otrzymać wszystko... Więc oddam Mu wszystko, wszystko! Nawet wówczas, gdy będę czuła, że nie potrafię Mu nic ofiarować. Wówczas, tak jak dzisiejszego wieczoru, ofiaruję Mu owo „nic”! (LT 76)
Prawdziwe męstwo to nie chwilowa żarliwość, która pragnie wyruszyć na podbój dusz, na przekór wszelkim możliwym niebezpieczeństwom, które podsuwa wyobraźnia; one dodają tylko jednego uroku więcej naszemu pięknemu marzeniu. O nie, prawdziwe męstwo polega na tym, że to pragnienie urzeczywistniamy w trwodze, że jednocześnie się przed nim wzdrygamy, podobnie jak Pan nasz w Ogrodzie Oliwnym (RiW 149).
I odgadłam coś jeszcze, to mianowicie, że często Bóg chce tylko naszej woli. Oczekuje od nas wszystkiego, a jeśli odmawiamy Mu najmniejszej rzeczy, to nie ustąpi, bo za bardzo nas kocha; lecz gdy zgadzamy się na Jego wolę, kiedy widzi, że chodzi nam tylko o Niego, wtedy postępuje z nami, jak postąpił niegdyś z Abra- hamem... (LT 167)
We wzruszającym liście do Jezusa (którym podzieliła się później z Marią od Najświętszego Serca i który zwany jest „Rękopisem B”) Teresa pisze o swoich pragnieniach miłości bez granic.
Ach, wybacz mi, Jezu, jeśli będę mówić od rzeczy, próbując powiedzieć Ci raz jeszcze o moich pragnieniach, o nadziejach, które sięgają w nieskończoność. Wybacz mi i uzdrów moją duszę, obdarzając ją tym, czego ufnie od Ciebie wyczekuje!!!...
Być Twą oblubienicą, Jezu, być karmelitanką, być — poprzez moje zjednoczenie z Tobą — matką dusz, to powinno mi wystarczyć... lecz tak nie jest... Te trzy przywileje: Karmelitanka, Oblubienica i Matka, z pewnością są moim powołaniem, a jednak odkrywam w sobie także powołanie Wojownika, Kapłana, Apostoła, Doktora, Męczennika; odczuwam też potrzebę, pragnienie, by dokonać dla Ciebie, Jezu, wszystkich najbardziej bohaterskich czynów... Odkrywam w sobie odwagę Krzyżowca, żołnierza Gwardii Papieskiej, chciałabym umrzeć na polu bitwy broniąc Kościoła...
Czuję w sobie powołanie Kapłana; z jakąż miłością, Jezu, trzymałabym Cię w swych rękach, kiedy na mój głos zstępowałbyś z Nieba... Z jakąż miłością dawałabym Cię duszom!... Niestety, pragnąc być Kapłanem, podziwiam, a jednocześnie zazdroszczę pokory świętemu Franciszkowi z Asyżu i chciałabym pójść w jego ślady, nie przyjmując wzniosłej godności Kapłaństwa.
Jezu, moja miłości, życie moje... Jak pogodzić te przeciwieństwa? Jak spełnić pragnienia mej biednej małej duszy?...
Ach, pomimo swojej małości chciałabym oświecać dusze jak Prorocy, jak Doktorzy; mam powołanie, by być Apostołem... chciałabym przemierzyć świat, głosząc Twoje imię, i postawić na ziemi niewiernych Twój zwycięski Krzyż... lecz, o mój Ukochany, nie wystarczyłaby mi jedna misja, chciałabym głosić Ewangelię w pięciu częściach świata naraz, aż po najdalsze wyspy... Chciałabym być misjonarką nie tylko przez kilka lat, ale począwszy od założenia świata aż po jego kres...
A nade wszystko, Umiłowany mój Zbawicielu, chciałabym dla Ciebie przelać krew do ostatniej kropli... Męczeństwo, oto marzenie mojej młodości, to marzenie wzrastało wraz ze mną w odosobnieniu Karmelu. (...)
Jezu, Jezu, aby opisać moje pragnienia, musiałabym sięgnąć po Twoją księgę życia, tę, gdzie spisane są czyny wszystkich Świętych, i które chciałabym spełnić dla Ciebie (Rkp B 2v°—3r°).
Pierwszy List do Koryntian daje Teresie odpowiedź:
Na modlitwie te pragnienia dręczyły mnie ogromnie. Postanowiłam więc poszukać odpowiedzi w listach świętego Pawła. Gdy je otwarłam, wzrok mój padł na rozdział XII i XIII Pierwszego Listu do Koryntian... I przeczytałam tam najpierw, że wszyscy nie mogą być apostołami, prorokami, doktorami itd., że Kościół składa się z różnych członków i że oko nie może być jednocześnie ręką...
Odpowiedź była jasna, ale nie spełniała mych oczekiwań, nie przyniosła mi pokoju. I jak Magdalena, która, nie przestając pochylać się nad pustym grobem, znalazła w końcu to, czego szukała, tak i ja, uniżając się aż do dna swojej nicości, wzniosłam się tak wysoko, że dosięgłam swego celu... Nie zniechęcając się bowiem, czytałam dalej i znalazłam zdanie, które podniosło mnie na duchu: „Starajcie się o większe dary, a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą”. I tu apostoł tłumaczy, jak wszystkie, największe nawet dary są niczym bez Miłości... że Miłość jest drogą najlepszą, wiodącą do Boga w sposób pewny. Wreszcie odnalazłam spokój... Wpatrując się w mistyczne ciało Kościoła, nie rozpoznałam się w żadnym z jego członków, opisywanych przez świętego Pawła, lub raczej chciałam rozpoznać się we wszystkich... Klucz do mojego powołania dała mi Miłość. Zrozumiałam, że jeśli Kościół ma ciało zbudowane z różnych członków, to nie brakuje w nim z pewnością tego najbardziej koniecznego i szlachetnego... zrozumiałam, że Kościół ma Serce i że to Serce płonie Miłością. Zrozumiałam, że tylko Miłość wprawia w ruch członki Kościoła, że gdyby Miłość wygasła, to Apostołowie nie głosiliby już więcej Ewangelii, Męczennicy odmawialiby przelania krwi... Zrozumiałam, że Miłość zawiera wszystkie powołania, że Miłość jest wszystkim, że ogarnia wszystkie czasy i wszystkie miejsca... Słowem, że jest Wieczna!
Wówczas w porywie szalonej radości zawołałam: Jezu, moja Miłości... znalazłam wreszcie powołanie, powołanie moje to Miłość!...
Tak, znalazłam swoje miejsce w Kościele, i to Ty, mój Boże, mi je dałeś... W Sercu Kościoła, mej Matki, będę Miłością... w ten sposób będę wszystkim... w ten sposób moje marzenie się spełni!!! (Rkp B 3v°)
Jezu mój, kocham Cię, kocham Kościół, moją Matkę, pamiętam, że „najmniejsze poruszenie czystej miłości jest mu bardziej pożyteczne niż wszystkie inne dzieła razem wzięte”. Ale czy rzeczywiście mam w sercu czystą miłość?... Czy moje pragnienia bez granic nie są złudzeniem, szaleństwem?... Ach! Gdyby tak było, to oświeć mnie, Jezu, Ty wiesz, że szukam prawdy... Jeśli me pragnienia są zuchwałe, to spraw, by znikły, gdyż są dla mnie największym męczeństwem... Lecz i to czuję, Jezu, że jeśli nie będzie mi dane kiedyś dotrzeć do wyżyn Miłości, pomimo iż do nich tęsknię, to więcej zasmakuję szczęścia w moim męczeństwie, w moim szaleństwie, niż pośród radości ojczyzny; chyba że cudem odbierzesz mi pamięć o mych ziemskich tęsknotach. Więc pozwól mi na wygnaniu cieszyć się rozkoszami miłości... Pozwól mi smakować słodką gorycz mojego męczeństwa (Rkp B 4v°).
* * *
Teresa nie ma jednak złudzeń i widzi, że wielkich czynów nie może dokonywać codziennie. Dlatego postawi na „małe rzeczy”, którym będzie heroicznie wierna: wychodząc naprzeciw drugim, wykonując swoje obowiązki, wyrzekając się nieustannie siebie. Nazywa je „kwiatami” rzucanymi przez „dziecko”, co zdaje się trącić banałem... Ogarnia nas jednak zdumienie, kiedy odkrywamy, ile w te „małe rzeczy” Teresa włożyła żarliwości, pomysłowości, absolutu!
Lecz w jaki sposób okaże swą miłość, skoro miłości dowodzi się w czynach? Otóż będzie rzucać kwiaty. (...)
Tak, mój Ukochany, oto jak będzie się spalać moje życie... Aby dowieść Ci miłości, nie mam innego sposobu jak rzucać kwiaty, czyli nie przepuścić żadnego małego wyrzeczenia, żadnego spojrzenia, żadnego słowa, skorzystać ze wszystkich najmniejszych rzeczy i czynić je z miłości... Chcę cierpieć z miłości i nawet rozkoszować się z miłości, właśnie tak będę rzucać kwiaty przed Twój tron; każdy, który spotkam, obiorę dla Ciebie z płatków. Rzucając je potem, będę śpiewać (czy można płakać, czyniąc coś tak radosnego?), będę śpiewać nawet wówczas, kiedy przyjdzie mi je zbierać pośród cierni. I im będą one dłuższe i ostrzejsze, tym śpiewniejszą będzie moja pieśń (Rkp B 4r°—v°).
Chcę — odzierając się — okazać, że Cię kocham... (P 51)
[Przed wstąpieniem do Karmelu] umartwiałam się tym, że przełamywałam swą wolę, zawsze gotową postawić na swoim, że powstrzymywałam się od opryskliwych odpowiedzi, że nie chwaliłam się drobnymi przysługami, że — siedząc — nie opierałam się plecami o krzesło itd., itd. I właśnie przez te nic nie znaczące rzeczy przygotowywałam się do zaręczyn z Jezusem (Rkp A 68v°).
Pilnowałam się też bardzo, by się nie tłumaczyć. (...) Ponieważ z trudem praktykowałam cnoty wielkie, przykładałam się przede wszystkim do małych. I tak, na przykład, lubiłam składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im wszelkie drobne przysługi, które były w moim zasięgu.
[W Karmelu] pociągały mnie też umartwienia, a pragnęłam ich tym bardziej, że w tym względzie nie pozwolono mi na nic... Jedyne małe umartwienie, jakie praktykowałam w świecie, polegające na nieopieraniu się plecami, kiedy siedziałam, zostało mi zabronione z powodu mej skłonności do garbienia się. Cóż, pewnie żarliwość moja nie wytrwałaby długo, gdyby zezwolono mi na wiele praktyk... Te, na które mi pozwalano bez mojej prośby, polegały na umartwianiu miłości własnej, co przynosiło mi o wiele więcej pożytku niż umartwienia cielesne (Rkp A 74v°).
W ten sposób, na przykład, staram się umartwiać podczas rozmów z nowicjuszkami; unikam wtedy stawiania pytań, które syciłyby jedynie moją ciekawość. Jeśli siostra zaczyna coś interesującego, lecz nie kończy i przechodzi do czegoś, co mnie nudzi, to pilnuję się, by nie wracać do wcześniejszego wątku, gdyż sądzę, że nie można osiągnąć żadnego dobra, jeśli szuka się w nim własnej satysfakcji (Rkp C 32v°).
Zanim umrzemy od miecza, umierajmy od ukłuć szpilką (LT 86).
Czynię wiele małych wyrzeczeń... (OR, 6 lipca, 8)
Właśnie te małe cierpienia są dla nas największą radością. Przychodzą zwyczajnie i uczą przyjmować te wielkie, kiedy nasz dobry Mistrz nam je zsyła (LT 148).
* * *
Podsuwane i ożywiane przez miłość, „małe rzeczy” nabierają ogromnej wartości.
Jezus patrzy nie tyle na wielkość czynów ani nawet nie na trudność, z jaką przychodzi ich dokonać, ile na miłość, która te czyny ożywia (LT 65).
Zrozumiałam, że bez miłości wszystkie dzieła to nicość, nawet te najwspanialsze, jak wskrzeszanie zmarłych czy nawracanie narodów (Rkp A 81v°).
Widzisz, rozmyślać o pięknych i świętych sprawach, pisać książki, pisać biografie świętych, wszystko to nie jest warte jednego aktu miłości do Boga albo natychmiastowej reakcji, kiedy rozlega się dzwonek z izby chorych, a nam nie chce się ruszyć (RiW 102).
Zasługa nie polega na tym, że wiele czynimy lub dajemy, lecz raczej na tym, że przyjmujemy, że wiele kochamy (LT 142).
Oczy Jezusa patrzą zawsze na serce! (LT 73)
W czasie jednej z naszych rozmów [opowiada siostra Genowefa] przypomniałyśmy sobie pewną znaną zabawę, która nas zajmowała w dzieciństwie. Chodziło o kalejdoskop, o coś w rodzaju lunety, wewnątrz której ukazują się śliczne, kolorowe rysunki. Kiedy kręci się tubą, rysunki te przybierają nieskończoną wręcz gamę barw.
— Ten przedmiot — mówiła Teresa — wbudzał we mnie podziw. Zastanawiałam się, co mogło być źródłem tak uroczego zjawiska. Pewnego dnia, po dokładnych oględzinach, stwierdziłam, że wszystko opierało się na kawałkach papieru i wełny, idowolnie przyciętych i przytwierdzonych. Oglądając rzecz jeszcze dokładniej, zauważyłam wewnątrz tuby trzy lusterka. Znalazłam klucz do zagadki. Był to dla mnie obraz wielkiej tajemnicy. Dopóki nasze czyny — choćby najmniejsze — nie opuszczają ogniska miłości, Trójca Święta, której figurą są przylegające do siebie lusterka, odzwierciedla je i obdarza niezwykłym pięknem. Tak, dopóki w sercu mamy miłość, dopóki o niej nie zapominamy, wszystko jest dobrze. Jak mówi święty Jan od Krzyża, „miłość przemienia w siebie wszystko, wykorzystuje i moje dobro, i zło”. W oczach Boga, patrzącego na nas przez pryzmat lunety, czyli przez pryzmat samego siebie, nasze liche źdźbła, te niewiele znaczące czyny, zawsze są piękne (RiW 70).
Lubiła bardzo to zdanie świętego Jana od Krzyża:
Najmniejsze poruszenie czystej miłości jest Kościołowi bardziej pożyteczne niż wszystkie inne dzieła razem wzięte.
Nie idziemy sami. W drodze wspiera nas Pan, na różne sposoby. Najpierw poprzez obecność w nas Jezusa. Dla Teresy jest On żywym przewodnikiem.
Jestem pewna, że Pan nasz, kiedy przebywał z uczniami i ich nauczał, nie mówił im wcale więcej niż mówi nam, poprzez natchnienia swej łaski (OR, 7 lipca, 4).
Zauważałam często, że Jezus nie chce mi dawać na zapas, że na każdą chwilę ma pożywienie zupełnie nowe; odkrywam je w sobie, nie wiedząc zupełnie, jak się we mnie znalazło... Myślę po prostu, że to sam Jezus, ukryty głęboko w mym biednym sercu, obdarza mnie łaską, że we mnie działa i przywodzi mi na myśl to, co chce, bym uczyniła w danej chwili (Rkp A 76r°).
Jezus poucza mnie w skrytości, nie ukazując się i nic nie mówiąc (Rkp B 1r°).
Rozumiem i wiem z doświadczenia, że „królestwo Boże jest w nas”. Jezus wcale nie potrzebuje ksiąg ani doktorów, aby pouczać dusze. On, Doktor doktorów, poucza w ciszy, bez słów... Nigdy Go nie słyszałam, lecz czuję, że jest we mnie, w każdej chwili; prowadzi mnie i podpowiada, co winnam powiedzieć lub uczynić. Dokładnie wtedy, kiedy tego potrzebuję, odkrywam światło, którego dotąd nie widziałam. Przychodzi ono zwykle nie w czasie modlitwy, lecz raczej pośród codziennych zajęć (Rkp A 83v°).
* * *
Podporą w drodze jest również Ewangelia. Teresa ma ją przy sobie dzień i noc.
Lecz przede wszystkim podtrzymuje mnie w modlitwie Ewangelia, w niej znajduję wszystko, co konieczne dla mojej małej, biednej duszy. W niej odkrywam wciąż nowe światła, ukryte i tajemne znaczenia (Rkp A 83v°).
Jeśli chodzi o mnie, to nie znajduję już w książkach niczego. Wyjątkiem jest Ewangelia. Ta mi zupełnie wystarcza. Z rozkoszą wsłuchuję się w Jezusa, który mi podpowiada, co czynić: „Uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca”. I zstępuje we mnie pokój, tak jak Jezus obiecał: „znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (OR, 9 maja, 3).
Wystarczy, że otworzę Ewangelię, a już wdycham zapachy z życia Jezusa, wiem też, w którą biec stronę... Jednak do biegu ustawiam się nie z pierwszego, lecz z ostatniego miejsca; miast stanąć na przedzie z faryzeuszem, ponawiam, pełna ufności, pokorną modlitwę celnika. Nade wszystko jednak naśladuję postawę Magdaleny, jej zadziwiającą lub raczej miłosną odwagę, która podbiła Jezusa, a mnie zachwyca (Rkp C 36v°).
Starała się poznać Boga [pisze siostra Genowefa], odkryć, rzec można, „Jego charakter”. A jak mogłaby uczynić to lepiej, jeśli nie studiując natchnione Księgi, szczególnie Ewangelię? Toteż smuciły ją różniące się między sobą przekłady.
— Gdybym była księdzem — powiedziała — to studiowałabym do głębi hebrajski i grekę, by móc poznać myśl Boga w tej formie, w jakiej raczył ją wyrazić używając ludzkiego języka (RiW 80).
Gdybym miała na to trochę czasu, to napisałabym chętnie komentarz do Pieśni nad Pieśniami. Jak głębokie treści o zjednoczeniu duszy z Oblubieńcem odkryłam w tej księdze! (DD 210)
Oto jedno z jej biblijnych przemyśleń. Pokazuje, z jaką swobodą Teresa porusza się po Piśmie.
Nie wiem, czy jesteś ciągle w tym samym stanie ducha, co wtedy. Bez względu na to przyczytam ci urywek z Pieśni nad Pieśniami, doskonale wyrażający stan duszy pogrążonej w oschłości i której rozweselić ani pokrzepić nic nie potrafi. „Zeszłam do ogrodu orzechów, by obejrzeć owoce w dolinie, by zobaczyć, czy rozkwita krzew winny, czy pojawiły się już granaty. I [nagle] straciłam głowę, nie wiedząc już, gdzie jestem: zatrwożyły mnie powozy Aminadaba”.
Oto obraz naszych dusz. Często zstępujemy w żyzne doliny, których owocami serce lubi się żywić, wędrujemy po równinach Pisma świętego, co tyle razy otwierało nam swoje skarbce. Lecz te równiny wydają się nam pustynią, ziemią spieczoną, pozbawioną wody. Przydarza się nam nawet stracić zupełnie rozeznanie i nie wiedzieć już, gdzie jesteśmy: miast pokoju i jasności doznajemy trwogi, lub co najmniej ogarnia nas mrok... Lecz podobnie jak oblubienica [z Pieśni nad Pieśniami] znamy przyczynę tej próby: „zatrwożyły nas powozy Aminadaba...” Zanim dotrzemy do Ojczyzny, poddane jesteśmy oczyszczającej próbie, niczym złoto w tyglu. Więc czujemy się niekiedy opuszczone i nie wiemy, czy „powozy”, z ich nieznośnym dudnieniem, hałasują w nas, czy na zewnątrz? Nie wiemy. Lecz wie to Jezus, który widzi nasz smutek. I oto niespodziewanie daje się słyszeć Jego głos, łagodniejszy od wiosennego powiewu: „Wróć, wróć, Sulamitko, wróć, byśmy mogli cię oglądać!”
Jak czarujące jest wołanie Oblubieńca! A przecież — nie śmiałyśmy już na siebie spojrzeć, przekonane, że nie ma w nas blasku, nie ma żadnego powabu... A tu — woła nas Jezus! I chce wpatrywać się w nas do woli. A przy tym nie jest sam, wszak dwie inne Osoby Trójcy Świętej przychodzą wraz z Nim, by zawładnąć naszą duszą... Obiecał to Jezus, kiedy wracał do Ojca swojego i Ojca naszego. Mówił wówczas z niewysłowioną czułością: „Jeśli kto mnie umiłuje, będzie strzegł mojego słowa, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać”.
Strzec słowa Jezusa, oto jedyny warunek naszego szczęścia, dowód na to, że Go kochamy. Lecz cóż jest Jego słowem?... Wydaje mi się, że jest nim On sam. On, Jezus, Słowo Ojca! Mówi nam o tym nieco dalej, w tej samej Ewangelii świętego Jana. Prosząc Ojca za swoimi uczniami, modli się do Niego tak: „Uświęć ich przez Twoje słowo, bowiem słowo Twoje jest prawdą”. W innym miejscu zaś Jezus nam mówi, że jest Drogą, Prawdą, Życiem. Czyli już wiemy, co jest Słowem, którego winniśmy strzec, i nie zapytamy Jezusa jak Piłat: „Cóż to jest prawda?” Bo my ją znamy, wszak strzeżemy Jezusa w naszych sercach!
I, zapożyczając słów oblubienicy, możemy nieraz powiedzieć, że „Ukochany nasz to bukiet mirry”, że jest dla nas Oblubieńcem według krwi. I z jakim szczęściem usłyszymy kiedyś z ust Jezusa: „Wytrwaliście przy mnie we wszystkich moich próbach, dlatego przygotowałem dla was królestwo, tak jak Ojciec przygotował je dla mnie”.
Próby, przez które przechodzi Jezus — jakaż w tym tajemnica! Więc i On ma swoje próby? Tak. I często „sam jeden wygniata winogrona w tłoczni”. Rozgląda się, kto by Mu pomógł, i nie znajduje nikogo... Wielu Mu służy, dopóki On sam ich pokrzepia, lecz niewielu zgadza się dotrzymywać Mu towarzystwa, kiedy śpi [w czasie burzy] na morzu lub cierpi w ogrodzie agonii! Któż więc będzie Mu służył, wyłącznie dla Niego? My!... Celina i Teresa będą jednoczyć się coraz mocniej i spełni się w nich modlitwa Jezusa: „Ojcze, aby byli jedno, tak jak i my jedno jesteśmy”.
Tak, już teraz Jezus przygotowuje dla nas królestwo, podobnie jak Ojciec Mu je przygotował. Przygotowuje je dla nas, nie ujmując cierpienia. Chce, by stworzenia widziały naszą twarz, ale jakby przez zasłonę, tak by nikt nas nie rozpoznał, poza Nim... Lecz co za radość pomyśleć, że dobry Bóg, że cała Trójca na nas patrzy, w nas żyje, ma w nas swoje upodobanie. A cóż innego chce znaleźć w naszych sercach, jeśli nie „orkiestrę w wojennym obozie”?
„Lecz jakże nam śpiewać pieśni Pana na wygnaniu? Od dawna nasze harfy zawisły nad rzekami” i nie umiemy już na nich grać!... Nasz Bóg, Gość naszych dusz, dobrze to jednak wie, dlatego szuka w nas jedynie przybytku, szuka pustego namiotu na polu bitwy, którą toczy na ziemi. Prosi tylko o schronienie, gdyż koncert boski muzyk zapewni już sam. Ach, gdyby usłyszeć te Jego akordy, których wysłowić niepodobna, gdyby choć jeden dźwięk Jego strun mógł dotrzeć do naszych uszu!
Lecz przecież „gdy nie umiemy prosić jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”. Wystarczy więc, że oddamy Mu we władanie duszę, że zdamy się na potężnego Boga. I nic to, że na zewnątrz nie będziemy błyszczeć darami, wszak w nas samych jaśnieje Król królów, jaśnieje w nieskończonej swej chwale!
Jakże wielką musi być dusza, aby pomieścić Boga! A przecież już dusza nowo narodzonego dziecka jest [dla Niego] rajem rozkoszy. Więc co dopiero dusze nasze, które walczyły i cierpiały, by podbić serce Ukochanego? (LT 165)
* * *
Również i cenne książki były dla niej źródłem prawdziwych łask. Na przykład „O naśladowaniu Chrystusa”:
Od dawna żywiłam się „mąką najczystszą”, zawartą w „Naśladowaniu”; to jedyna książka, z której wyniosłam korzyść; wtedy nie dotarłam jeszcze do skarbów ukrytych w Ewangelii. Prawie wszystkie rozdziały drogiego mi „Naśladowania” znałam na pamięć, ta mała książka nie opuszczała mnie nigdy (Rkp A 47r°).
Podobnie było z książką księdza Arminjona, „Koniec obecnego świata i tajemnice przyszłego życia”:
Jej lektura była dla mnie jeszcze jedną wielką łaską, czytałam ją w oknie mojego pokoju, a wrażenie, jakie z niej wyniosłam, jest zbyt osobiste i urzekające, by móc je oddać...
Wszystkie wielkie prawdy wiary, tajemnice wieczności napełniały mnie szczęściem nieziemskim... Odgadywałam już wtedy (nie wzrokiem ludzkim, lecz oczami serca), co Bóg przygotował dla tych, którzy Go kochają, a widząc, że wieczna nagroda jest nieporównywalna z niewielkimi ofiarami życia, chciałam kochać, kochać Jezusa z pasją i okazywać Mu to na tysiące sposobów, dopóki mogę... Przepisałam wiele urywków o miłości doskonałej i o przyjęciu, jakie Bóg zgotuje swoim wybranym, kiedy sam stanie się ich wielką i wieczną nagrodą. I powtarzałam nieustannie słowa miłości, które rozpaliły me serce... (Rkp A 47v°)
* * *
Poprzez sakramenty Chrystusa i Kościoła rozwija się w nas zdolność kochania. O dobrodziejstwach Eucharystii Teresa śpiewa nieustannie:
Chlebie żywy, Chlebie niebiański, boska Eucharystio, Święta tajemnico, którą zrodziła miłość! (P 5)
On sam do mnie przybywa! Jego obecność Czyni mnie żywą mostrancją. (P 25)
Na temat swojej Pierwszej Komunii:
Ach, jak wdzięczny był pocałunek, który Jezus złożył na mojej duszy! Był to pocałunek miłości, czułam się kochana i sama mówiłam: „Kocham Cię, oddaję się Tobie na zawsze”. Nie było próśb, zmagań, ofiar, już dawno Jezus i mała Teresa spojrzeli na siebie i się zrozumieli... Lecz tego dnia już nie tylko na siebie patrzyli, ale zlali się ze sobą zupełnie, przestało ich być dwoje, Teresa zniknęła niczym kropla wody, gubiąca się w oceanie. Był tylko Jezus, Mistrz, Król. (...) Czyż Niebo nie było obecne w mojej duszy? (Rkp A 35r°)
Gdy przyjęła Komunię po raz drugi:
Jakże piękne wspomnienie zachowałam z tej drugiej wizyty Jezusa! Z oczu płynęły mi łzy niewysłowionego szczęścia, powtarzałam bez przerwy te słowa świętego Pawła: „To już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Jezus!...” Od czasu tej komunii pragnęłam coraz częściej przyjmować dobrego Boga (Rkp A 36r°).
Chcesz mnie żywić swą boskością, mnie, biedną, małą istotę, która obróciłaby się w nicość, gdyby Twe boskie spojrzenie nie obdarowywało mnie w każdej chwili życiem... Jezu, pozwól mi powiedzieć w porywie wdzięczności, że Twoja miłość posuwa się do szaleństwa... Jakżeby więc, wobec tego szaleństwa, moje serce miało nie wzbić się ku Tobie? Jakżeby moja ufność mogła mieć jakieś granice? (Rkp B 5v°)
Dla Teresy, niezwykle wrażliwej na miłosierdzie Boga, sakrament pokuty staje się „świętem”:
Niewiele wcześniej byłam u pierwszej spowiedzi. (...) Kiedy odeszłam od konfesjonału, było mi tak radośnie i lekko, że nigdy dotąd nie czułam tyle radości. Odtąd przystępowałam do spowiedzi z okazji wszystkich wielkich świąt, a i dla mnie, za każdym razem, było to prawdziwe święto (Rkp A 16v°—17r°).
Obecność Matki Bożej jest dla Teresy nieustannym źródłem radości, wytrwałości i światła. Panna z Nazaretu jest dla niej jednocześnie zwierciadłem Jezusa i figurą „ubogich duchem”.
Najświętsza Panna nie ma Najświętszej Panny, którą mogłaby kochać. Nie ma tyle szczęścia, co my (OR, 11 sierpnia, 4).
Nie obawiaj się, że pokochasz Ją zbyt mocno. Nigdy nie będziesz kochać Jej dosyć (LT 92).
Najświętsza Panna! Cóż mogę wam o Niej powiedzieć? To moja Matka!... (RD 8)
Chcę przy Tobie żyć, za Tobą co dzień iść. (P 54)
* * *
Teresa wielokrotnie doświadczyła pomocy Matki Bożej. Na przykład wtedy, kiedy miała dziesięć lat i chorowała na poważną nerwicę:
Nie znajdując już żadnego ratunku na ziemi, biedna mała Teresa zwróciła się do swojej Matki w Niebie, prosiła ją z całego serca, by ulitowała się wreszcie nad nią... Naraz Najświętsza Panna ukazała mi się tak piękna, tak piękna, że nigdy nie widziałam nic piękniejszego, z Jej twarzy przebijała dobroć i niewysłowiona serdeczność. Lecz to, co przeniknęło mnie aż do głębi, to „Jej czarujący uśmiech” (Rkp A 30r°).
Cztery lata później Teresa uklękła u stóp Najświętszej Panny w kościele Matki Boskiej Zwycięskiej w Paryżu:
Ach, tego, co poczułam u Jej stóp, nie potrafię zupełnie wysłowić... Łaski, którymi mnie obdarzyła, wzruszyły mnie tak mocno, że tylko łzy świadczyły o mym szczęściu, podobnie jak w dzień pierwszej komunii... Naświętsza Panna dała mi odczuć, że to naprawdę Ona uśmiechnęła się do mnie i Ona mnie uleczyła. Zrozumiałam, że nade mną czuwa, że jestem Jej dzieckiem, dlatego odtąd nie umiałam zwracać się do Niej inaczej, jak mówiąc „Mamo”, gdyż wydawało mi się to zwrotem jeszcze bardziej serdecznym niż „Matko” (Rkp A 56v°—57r°).
Najświętsza Panna chroni mnie zawsze, gdy tylko Ją wezwę. Jeśli nachodzi mnie niepokój czy też mam jakiś kłopot, to od razu zwracam się do Niej — i zawsze, jak najczulsza z Matek, zajmuje się moimi sprawami. Ileż razy, rozmawiając z nowicjuszkami, zdarzyło mi się Ją wezwać i doświadczyć dobrodziejstwa Jej matczynej opieki! (Rkp A 26r°)
* * *
Teresa podkreśla klimat życia Marii z Nazaretu, przepełniony duchem Ewangelii. Ona jest pierwszą spośród wierzących. I choć jest Matką Boga, pozostaje pokorna i Jej przykład jest możliwy do naśladowania.
Żeby kazanie o Najświętszej Pannie mogło mi się spodobać, jak również przynieść mi pożytek, musi ukazać mi Jej życie rzeczywiste, a nie oparte na luźnych domysłach. Gdyż jestem pewna, że żyła bardzo prosto, podczas gdy przedstawia się Ją niedostępną. A tu właśnie trzeba by pokazać, że jest dostępna, powiedzieć, że żyła z wiary tak jak my, wykazać to na podstawie Ewangelii, w której czytamy, że „nie zrozumieli tego, co im powiedział”. Albo inny urywek, nie mniej tajemniczy: „Rodzice Jego zdumiewali się tym, co o Nim mówiono”. To zdumienie zakłada pewne zdziwienie, nieprawdaż?
Z jednej strony Najświętsza Panna ma coś więcej, gdyż nie potrafiłaby zgrzeszyć, była wolna od zmazy pierworodnej. Lecz z drugiej strony miała mniej szczęścia niż my, gdyż nie miała Najświętszej Panny, którą mogłaby pokochać. Dla nas to jedno szczęście więcej, dla Niej — jedno mniej! (OR, 21 sierpnia, 3)
Niechże więc księża wskazują na cnoty, których można się od Niej uczyć i które można wprowadzać we własne życie. Oni zaś głoszą Jej „przywileje”. I dobrze. Lecz nade wszystko trzeba móc Ją naśladować; Ona woli, by Ją naśladowano, a nie podziwiano, Jej życie było takie proste! (OR, 23 sierpnia, 9)
Rozważając Twe życie w świętej Ewangelii Śmiem na Ciebie patrzeć i do Ciebie się zbliżyć. Że jestem Twym dzieckiem — uwierzyć mi nietrudno, Gdyż widzę Cię śmiertelną i cierpiącą jak ja. (...) Wąską ścieżkę do Nieba uczyniłaś widoczną, Praktykując zawsze cnoty najprostsze. Przy Tobie, Mario, z radością pozostaję małą. (...) Twoje słowa miłości — to mistyczne róże. (...) Ach, lubię, Mario, Twoją ciszę wymowną! (...) Odgaduję w niej wielkość i wszechmoc Kogoś, kto ratunku wyczekuje jedynie z Niebios. (...) Wiem, że w Nazarecie, Matko pełna łaski, Żyjesz ubogo nie pragnąc nadto niczego: Żadnych cudów, uniesień, ekstaz, Co upiększyłyby Twe życie, Królowo wybrańców! Na ziemi zastęp małych jest wielki I bez drżenia mogą ku Tobie wznieść oczy, Gdyż drogą zwyczajną, Matko niezrównana, Podoba Ci się wieść ich do Nieba. (P 54)
Matka Zbawiciela jest Tą, która ocala pokornych:
To prawda, że żadne ludzkie życie nie jest wolne od przewin; tylko Niepokalana staje bez skazy przed Majestatem Boga. Jakąż więc radość wzbudza myśl, że owa Dziewica jest naszą Matką! Ponieważ nas kocha i zna naszą słabość, to czegóż mielibyśmy się lękać? (LT 226)
Kochasz nas, Mario, tak jak kocha nas Jezus. (P 54)
* * *
Drżącą ręką Teresa zdołała napisać jeszcze tę modlitwę, swój ostatni autograf:
Mario, gdybym to ja była Królową Nieba, a Ty byś była Teresą, to chciałabym stać się Teresą, abyś Ty była Królową Nieba!
Zaś pewnego dnia (na kilka tygodni przed śmiercią), po tym jak wpatrywała się długo w figurę Matki Boskiej, powiedziała:
Któż byłby w stanie wymyślić Najświętszą Pannę? (OR, 31 sierpnia, 10)
W przypadku Teresy zaproszenie do miłości przybrało kształt powołania do Karmelu, do życia kontemplacyjnego w zakonie. Jednak, by móc je podjąć w wieku lat piętnastu, Teresa musiała sporo się natrudzić.
Poczułam, że Karmel jest tą pustynią, gdzie i mnie dobry Bóg woła, abym poszła się ukryć... Poczułam to z taką siłą, że w sercu nie miałam najmniejszej wątpliwości. Nie było to marzenie dziecka, które daje się czemuś porwać, lecz pewność tego, że wzywa Bóg (Rkp A 26r°).
Jak mówi święty Jan od Krzyża w swojej pieśni: „Przewodnika ani światła nie miałem, poza jednym, co jaśniało w mym sercu; swym blaskiem wiodło mnie pewniej niż wiedzie słońce południowe, a prowadziło mnie do miejsca, gdzie oczekiwał mnie Ten, który zna mnie całego doskonale”. Tym miejscem był Karmel, lecz zanim „spoczęłam w cieniu Tego, którego pragnęłam”, musiałam przejść przez wiele doświadczeń. Bóg wołał jednak tak usilnie, że nawet gdyby mi przyszło przedzierać się przez ogień, tobym się przezeń przedarła, z wierności dla Jezusa... (...) Gdybym naprawdę nie miała powołania, to od razu bym się zniechęciła, ledwie bowiem zaczęłam odpowiadać na wezwanie Jezusa, z miejsca wyrosły przeszkody (Rkp A 49r°).
Na krótko przed wstąpieniem:
Zanim Jezus wysadzi mnie na błogosławiony brzeg Karmelu, chcę oddać Mu siebie zupełnie, już teraz chcę żyć tylko dla Niego (LT 43).
* * *
Kiedy wreszcie wstąpiła do Karmelu, była „najszczęśliwszym ze stworzeń, gdyż wszystkie [jej] pragnienia zostały spełnione” (Rkp A 73v°).
Dziś, kiedy cieszę się samotnością Karmelu (odpoczywając w cieniu Tego, którego tak żarliwie pragnęłam), uważam, że okupiłam swoje szczęście tanim kosztem, i gdybym wciąż go jeszcze nie dostąpiła, to gotowa bym była znieść utrapienia o wiele większe! (Rkp A 53v°)
W sprawach najmniejszych, jak i w sprawach wielkich, dobry Bóg już teraz oddaje po stokroć tym, którzy z miłości do Niego opuścili wszystko (Rkp A 81v°).
Kiedy zwiedzała po raz pierwszy swój nowy dom:
Wszystko wydawało mi się czarujące, czułam się jak na pustyni; podobała mi się zwłaszcza nasza mała cela. Moja radość była jednak wyciszona; spokojnych fal, po których płynęła moja łódka, nie marszczył najmniejszy nawet powiew; błękitu mojego nieba nie mąciła najlżejsza chmurka... Ach, otrzymałam w pełni nagrodę za wszystkie utrapienia... Z jaką radością powtarzałam sobie w głębi: „Jestem tu na zawsze, na zawsze!...”
Szczęście to nie było przelotne i nie mogło zniknąć ze złudzeniami pierwszych dni, gdyż złudzeń, z łaski Boga, nie miałam żadnych: życie zakonne znalazłem takie, jakie sobie wybrażałam, nie zdziwiła mnie żadna ofiara. A przecież, kochana Matko, moje pierwsze kroki napotkały więcej cierni niż róż, ty to wiesz!... O tak, cierpienie wyciągnęło do mnie ramiona, a ja rzuciłam się w nie z miłością... (Rkp A 69v°)
Tobie, Panie, oddałam me życie. (P 23) Jezu, z miłości do Ciebie roztrwoniłam życie, Przyszłość. (P 51)
Przejeżdżając przez Szwajcarię (w czasie pielgrzymki do Rzymu), Teresa przeczuła, że jej szczęście wykrystalizuje się pośród cierpienia.
Życie w zakonie jawiło mi się takim, jakim jest, z wyrzeczeniami i ukrytymi ofiarami, jakich wymaga. Wiedziałam [też], jak łatwo można tam zamknąć się w sobie, zapomnieć o wzniosłym celu swojego powołania. I mówiłam sobie tak: Później, w chwili próby, w odosobnieniu Karmelu, gdy zostanie mi tylko skrawek gwieździstego Nieba, przypomnę sobie dzisiejsze widoki. To doda mi otuchy, łatwiej zapomnę o drobnych sprawach, uświadamiając sobie wielkość i potęgę Boga, którego chcę kochać wyłącznie. I uniknę nieszczęścia przywiązania się do puchu, bo już teraz „moje serce przeczuło, co Jezus szykuje tym, którzy Go kochają!...” (Rkp A 58r°)
Dlatego w ten właśnie nieoczekiwany sposób zachęca Celinę do wstąpienia:
Nie lękaj się, raczej tu niż gdzie indziej znajdziesz krzyż i męczeństwo. Będziemy cierpieć razem, podobnie jak niegdyś chrześcijanie, którzy jednoczyli się, aby — w godzinie próby — dodać sobie wzajem odwagi... (LT 167)
* * *
Swoim zobowiązaniom Teresa była radykalnie wierna. Posłuchajmy, co mówi o ślubach zakonnych:
Matko, od jakich niepokojów uwalnia ślub posłuszeństwa! Szczęśliwe proste zakonnice, których busolą jest jedynie wola przełożonych. Zawsze mogą być pewne, że idą właściwą drogą. Nie muszą się obawiać, że błądzą, nawet wtedy, kiedy nie mają cienia wątpliwości, że przełożeni się mylą. Lecz kiedy przestajemy się wpatrywać w nieomylną busolę, kiedy zbaczamy z drogi, którą ta wskazuje — pod pretekstem czynienia woli Boga, który jakoby źle oświeca tych, co wszakże zajmują Jego miejsce — wówczas zaczynamy błąkać się od razu po drogach wyschniętych, na których rychło wyczerpuje się woda łaski (Rkp C 11r°).
Nie potrzebowałby wydawać rozkazu, wystarczyłoby Mu spojrzeć, zwyczajnie skinąć głową (Rkp C 9r°).
Na temat swych zeszytów autobiograficznych:
Nie sądź, Matko, że staram się pojąć, jaki pożytek może wyniknąć z mojego biednego zajęcia; zupełnie mi wystarcza, że wykonuję je z posłuszeństwa, i gdybyś spaliła te strony na moich oczach, w ogóle ich wcześniej nie przeczytawszy, to nie doznałabym najmniejszej przykrości (Rkp C 33r°).
Mówiąc o ubóstwie:
Ubóstwo pozbawia rzeczy nie tylko przyjemnych, ale i niezbędnych (Rkp A 74r°).
Nic nie jest moje. Z dóbr ziemskich zrezygnowałam przez ślub ubóstwa, nie mam więc prawa się skarżyć, gdy zabierają mi coś, czym nie dysponuję na własność; przeciwnie, powinnam się wtedy cieszyć, że mam okazję odczuć swoje ubóstwo. Wydawało mi się niegdyś, że na niczym mi nie zależy. Odkąd jednak zrozumiałam słowa Jezusa, zaczęłam spostrzegać, że gdy przyjdzie co do czego, to jakże daleko mi do doskonałości w ubóstwie (Rkp C 16r°).
Oto dlaczego marzę o klasztorze, w którym żyłabym zapomniana, w którym musiałabym cierpieć ubóstwo, obojętność drugich, słowem — wygnanie serca (Rkp C 10r°).
O czystości serca i modlitewnym poszukiwaniu Boga:
Byśmy mogli nacieszyć oczy, a zarazem się czegoś nauczyć, Jezus stworzył mnóstwo stokrotek. Kiedy przyglądam się im rano, to stwierdzam ze zdumieniem, że ich bladoróżowe korony są zwrócone ku wschodowi, ku zorzy, w oczekiwaniu na słońce. A gdy tylko pogodna ta gwiazda ześle im ciepły swój promyk, nieśmiałe stokrotki natychmiast otwierają kielichy, a śliczne płatki tworzą jakby diadem, odsłaniając żółtawe wnętrze. Wtedy kwiate te stają się podobne do słońca, które okrywa je [złocistym] swym światłem. I wpatrują się w nie bez końca, idąc za jego obrotem. Tak aż do wieczora. Potem, gdy słońce niknie, prędko zamykają swój kielich i — z białych — stają się na powrót bladoróżowe...
Otóż — tym boskim Słońcem jest Jezus, a stokrotkami — Jego dziewicze oblubienice. Kiedy Jezus spojrzy na duszę, natychmiast upodabnia ją do siebie, trzeba jednak, by ta wciąż wpatrywała się w Niego. I tylko w Niego (LT 134).
Oddaję Ci moją radość i moje osiemnaście wiosen (RD 1).
Kochając i dotykając Chrystusa, Moje serce staje się czystsze, jeszcze bardziej dziewicze. (P 26)
* * *
Życie zakonne nie zrywa jednak więzów ze światem:
Jestem, Jezu, dziewicą. A przecież — o tajemnico! — Jednocząc się z Tobą, staję się matką dusz... (P 24)
Czuję, że w samotności będę wam bardziej użyteczną, niż gdybym przebywała wśród was. Kraty Karmelu nie mają na celu rozdzielać tych, co miłują się tylko w Jezusie. Przeciwnie — służą temu, by ich więzy stawały się jeszcze mocniejsze (LT 159).
Wiesz, że kiedy karmelitanka „myśli” o kimś, kogo kocha, to znaczy, że za niego się modli (LT 225).
Nie jesteśmy nierobami, nie marnotrawimy czasu. Jezus bronił nas w osobie Magdaleny*. Siedział wtedy przy stole wraz z Łazarzem i uczniami, a Marta usługiwała. Maria jednak nie myślała o posiłku, lecz o sprawieniu radości Temu, którego kochała, toteż, rozbiwszy naczynie z drogocennym olejkiem, wylała go na głowę Jezusa, dom zaś wypełnił się wdzięczną wonią. A jednak apostołowie szemrali przeciw niej...
Z nami jest całkiem podobnie: wielu — najgorliwsi chrześcijanie, księża — uważa, że przesadzamy, że powinniśmy usługiwać wraz z Martą, miast poświęcać dla Jezusa naczynie, którym jest nasze życie, wypełnione drogocennym olejkiem... Lecz czy to ważne, że te naczynia zostały rozbite, skoro Jezusa to pociesza, a świat wbrew sobie wdycha woń, która oczyszcza zatrute powietrze, jakie bez przerwy w siebie wciąga? (LT 169)
* * *
Piękne świadectwo wierności swojemu powołaniu daje ta odpowiedź Teresy, dana niedługo przed śmiercią:
— Gdybyś miała rozpocząć życie na nowo, to co byś z nim uczyniła?
— To samo, co uczyniłam (OR, 12 lipca).
W wieku dziewięciu lat Teresa słyszy wezwanie do świętości. Jednocześnie uświadamia sobie, że pomimo iż świętość jest czymś wielkim, droga ku niej jest drogą zwyczajną.
Prawdą jest, że czytając niektóre powieści rycerskie, nie zawsze umiałam rozpoznać od razu prawdę życia, lecz wkrótce dobry Bóg dał mi odczuć, że prawdziwą chwałą jest ta, która trwa wiecznie, i że aby ją osiągnąć, nie trzeba koniecznie dokonywać wspaniałych rzeczy, lecz wystarczy się ukryć i czynić dobro tak, aby lewica nie wiedziała, co czyni prawica... Toteż, czytając opowieści o patriotycznych czynach bohaterek Francji, zwłaszcza o czynach Czcigodnej Joanny d"Arc, pragnęłam bardzo je naśladować. Zdawało mi się, że mam w sobie tę samą żarliwość, co one, to samo Niebiańskie natchnienie. Wówczas otrzymałam łaskę, którą uważam za jedną z największych w moim życiu, gdyż wtedy nie miałam tyle światła co teraz, kiedy spływa ono na mnie potokami. Pomyślałam, że urodziłam się dla chwały, i kiedy szukałam sposobu, jak do niej dojść, dobry Bóg wzbudził we mnie uczucia, o których przed chwilą napisałam. Dał mi też do zrozumienia, że mojej chwały nie dojrzą oczy śmiertelnych, że polegać będzie na tym, iż stanę się wielką Świętą (Rkp A 31v°—32r°).
Świętość wymaga absolutu:
Później, kiedy zetknęłam się z pojęciem doskonałości, zrozumiałam, że aby zostać świętą, trzeba dużo wycierpieć, szukać zawsze tego, co doskonalsze, i zapomnieć o sobie. Zrozumiałam, że doskonałość ma wiele stopni i że każdy człowiek decyduje w sposób wolny, na ile odpowie na zaproszenia naszego Pana. Może dla Niego uczynić mało lub dużo, mówiąc krótko: może przebierać pośród wyrzeczeń, których On od nas wymaga. Wówczas, podobnie jak w dzieciństwie, wykrzyknęłam: „Boże mój, wybieram wszystko. Nie chcę być świętą na pół, nie boję się dla Ciebie cierpieć, jedyne czego się boję, to że zachowam swoją wolę. Więc mi ją zabierz, ponieważ »wybieram wszystko«, czego Ty chcesz!” (Rkp A 10r°—v°)
Nie możesz być świętym przez pół, musisz albo stać się nim zupełnie, albo nie być nim wcale (LT 247).
To, o czym [Celina] może nie wie, to miłość, którą Jezus do niej żywi, miłość wymagająca wszystkiego. Dla Niego nic nie jest niemożliwe i nie chce On niczym ograniczać świętości swojej lilii. Dla Niego po prostu nie ma granic! (LT 83)
Ach, gdyby uczeni, którym życie schodzi na zdobywaniu wiedzy, przyszli mi stawiać pytania, to zdumieliby się zapewne na widok czternastoletniej dziewczynki, która zna tajniki doskonałości. Bo przy całej ich wiedzy nie są w stanie ich odkryć; aby je posiąść, potrzeba duchowego ubóstwa! (Rkp A 49r°)
* * *
Do świętości wiodą różne drogi, każda jednak wymaga daru z siebie.
Jakże odmiennymi ścieżkami prowadzi Pan dusze! (...) Jaki rodzaj świętych podoba się dobremu Bogu bardziej? Wydaje mi się, że wszyscy są Mu tak samo mili, wszyscy poszli za natchnieniem Ducha Świętego. A ponadto Pan rzekł: „Powiedzcie Sprawiedliwemu, że Wszystko jest dobre”. Tak, wszystko jest dobre, gdy się szuka jedynie woli Jezusa (Rkp C 2r°—v°).
Rozmawiając z nowicjuszkami na osobności [pisze siostra Genowefa], Święta dawała im rady doskonale dostosowane. Dręczące je niepokoje oraz przeżywane trudności wyjaśniała na tle ich osobistych tendencji. Zdarzało się, że to, co radziła jednej, nie nadawało się wcale dla drugiej. Podkreślała to zresztą sama (RiW 6).
Do przyjaciółki, która dopiero co wyszła za mąż:
Błogosławione dni dzieciństwa już za nami! Teraz weszłyśmy w życie poważne. Drogi, którymi idziemy, są bardzo różne, jednak dążą do tego samego. Trzeba, byśmy miały jeden jedyny cel: uświęcić się, podążając ścieżką, którą wyznaczył nam Bóg. (...) Och, jakże nasza wiara jest piękna! Miast zawężać serce, jak to się w świecie sądzi, wznosi je i czyni zdolnym do kochania, do miłości prawie nieskończonej, skoro będziemy kochać i po śmierci (LT 166).
Do świeckiej osoby:
I ty, podobnie jak my, możesz zająć się „jedyną rzeczą konieczną”, to znaczy czynić wszystko, by — w pełni oddając się dziełom zewnętrznym — sprawiać Jezusowi radość i coraz mocniej z Nim się jednoczyć (LT 275).
Ucząc innych, sama dużo się nauczyłam. Odkryłam, po pierwsze, że wszystkie dusze zmagają się mniej więcej z tym samym, a jednocześnie są tak bardzo odmienne, iż nietrudno mi zrozumieć słowa Ojca Pichon: „Dusze różnią się od siebie bardziej niż twarze” (Rkp C 23v°).
* * *
Choć Teresa podkreśla, że różne są ścieżki do Boga, to jednak powraca nieustannie do swojej „małej drogi” (na temat której przytoczymy również i gdzie indziej wiele tekstów): drogi pokornej, możliwej do naśladowania, cierpliwej, którą podąża się żyjąc z wiary.
Tak samo jest w świecie dusz, który jest ogrodem Jezusa. Chciał stworzyć wielkich świętych, których można porównać do lilii i do róż, lecz stworzył również i mniejszych, ci zaś winni zadowolić się tym, że są stokrotkami czy też fiołkami, istniejącymi po to, by radować oczy dobrego Boga, kiedy popatrzy pod stopy. Doskonałość polega na czynieniu Jego woli, na stawaniu się tym, kim On chce, byśmy byli (Rkp A 2v°).
Nie mamy żadnej pewności, że święci kanonizowani to święci najwięksi. Bóg ukazuje ich bardziej dla własnej chwały i aby nas podbudować aniżeli z powodu ich samych (RiW 162).
Bóg chciał, abym żyła obok Świętej [matki Genowefy]. Nie takiej, której nie można naśladować, ale Świętej, która się uświęciła, praktykując cnoty ukryte i zwyczajne. (...) Mój podziw dla niej był wielki, gdyż widziałam, do jakiego stopnia Jezus w niej żył, przez nią działał i mówił. Ach! Taka świętość wydaje mi się najprawdziwsza, najświętsza, i takiej świętości pragnę, gdyż nie ma w niej miejsca na żadne złudzenia (Rkp A 78r°).
Bóg wzywa cię, byś była wielką świętą, pozostając zarazem małą i stając się coraz mniejszą (LT 242).
Myślisz, Celino, że święta Teresa otrzymała więcej łask niż ty? Nie mówię, że winnaś dążyć ku świętości anielskiej, lecz byś była doskonała, jak doskonały jest twój Ojciec w niebie. A skoro sam Jezus nam to przykazał, to nasze nieskończone pragnienia nie są wcale mrzonkami (LT 107).
Nie lekceważę myśli głębokich, które umacniają duszę i łączą ją z Bogiem. Lecz dawno już zrozumiałam, że nie na nich trzeba się opierać, jakby doskonałość polegała na otrzymywaniu wielu świateł. Najpiękniejsze choćby myśli nic nie są warte bez dzieł. (...) Doprawdy! Bóg jeden wie, co kryją serca... Co się zaś tyczy myśli istot stworzonych, to jakże są krótkowzroczne!... Kiedy widzą, że Jezus kogoś oświeca bardziej, to wnioskują od razu, że innych kocha mniej i że nie wzywa ich do tej samej doskonałości (Rkp C 19v°—20r°).
Tylko Jezus czyta głęboko w duszy (LT 75).
Nie, myśli Jezusa nie są naszymi myślami... Jego drogi nie są naszymi drogami... (LT 87)
Do rzadkości należą ci, którzy nie oceniają boskiej potęgi według swych krótkowzrocznych myśli. Większość zwykle domaga się wszędzie wyjątków, a tylko Bóg nie ma prawa ich czynić! (Rkp C 4r°)
Jest wolny i nikt nie ma prawa Go pytać, dlaczego obdarza swoją łaską raczej tego, a nie tamtego (LT 57).
* * *
Jak roztropny pedagog, Bóg nie skraca etapów. Przystosowuje się do naszych możliwości przyjmowania w miarę jak się zwiększają.
Nie lubi wskazywać na wszystko jednocześnie. Zwykle udziela swego światła stopniowo (Rkp A 74r°).
Są dusze, na które Bóg w swym miłosierdziu potrafi długo czekać, którym udziela swego światła stopniowo. Toteż starałam się nie przyspieszać Jego godziny (Rkp C 21r°).
Skądinąd do pełni świętości wciąż jest daleko. Nigdy nie jest tak, że daliśmy już wszystko i że nic już nie możemy przyjąć. Im bardziej się do Boga zbliżamy, tym jaśniej widzimy własne ubóstwo.
Na początku życia duchowego, mniej więcej w wieku trzynastu—czternastu lat, zastanawiałam się, jakiego postępu będę mogła jeszcze dokonać, gdyż sądziłam, że nie można lepiej pojmować doskonałości; szybko jednak przyznałam, że im dalej postępujemy, tym bardziej cel zdaje się oddalać; dlatego teraz już się nie dziwię, że jestem wciąż niedoskonała, i znajduję w tym radość... (Rkp A 74r°)
Niestety, kiedy wspominam nowicjat, widzę jasno, jak bardzo byłam niedoskonała... Zamartwiałam się takimi błahostkami, że teraz się z tego śmieję. Ach! Jakąż dobroć okazał mi Pan, że mojej duszy pozwolił wzrosnąć, że dał jej skrzydła... Nie boję się [teraz] żadnych sideł, choćby i zastawiono je wszystkie naraz, gdyż „na próżno próbują schwycić tych, którzy posiadają skrzydła”. Kiedyś zapewne i okres obecny ukaże mi się pełen wad, ale teraz nie dziwię się już niczemu, nie zamartwiam się, widząc, że jestem samą słabością. Przeciwnie, to nią właśnie się chlubię i co dzień spodziewam się odkryć u siebie nowe wady (Rkp C 15r°).
Lecz dla Boga czas jest względny, wszak jest On Panem czasu.
Myślę, że dobry Bóg nie potrzebuje wielu lat, by dokonać w kimś dzieła swej miłości. Jeden promyk boskiego serca mocen jest sprawić, by w okamgnieniu Jego kwiat rozkwitł na wieczność (LT 124).
Dla Ciebie czas jest niczym, dzień jeden to lat tysiąc. Możesz więc w jednej chwili przygotować mnie do tego, abym przed Tobą stanęła (M6).
Dwa tysiące lat nie stanowi w oczach Pana więcej niż lat dwadzieścia, niż jeden dzień... (Rkp C 3r°)
Myślę, że miłość może zastąpić długie życie. Jezus nie patrzy na czas, wszak w Niebie czasu już nie ma. Dla Niego musi się liczyć jedynie miłość. Poproś Go, by i mnie dał jej dużo. Nie proszę o miłość, którą się czuje, lecz o taką, którą odczułby Jezus. Ach, kochać Go i sprawiać, by Go kochano, jakie to szczęście! (LT 114)
* * *
Świętość jest darem Boga, więc nie można jej nabyć; ten dar się przyjmuje.
Nie należy trudzić się po to, by zostać świętym, lecz by sprawiać dobremu Bogu radość (RiW 46).
Nie przestaję żywić śmiałej ufności, że stanę się wielką Świętą, gdyż nie liczę na swoje zasługi, nie mając żadnych, lecz nadzieję pokładam w Tym, który jest samą Świętością. To On sam, zadowalając się moimi nieudolnymi wysiłkami, podniesie mnie aż do siebie i — obsypując mnie swoimi nieskończonymi zasługami — uczyni mnie Świętą (Rkp A 32r°).
Moja droga składa się jedynie z zaufania i miłości, więc nie rozumiem tych, którzy się obawiają tak serdecznego Przyjaciela. Bywa, że kiedy czytam niektóre traktaty duchowe, ukazujące świętość pełną przeszkód i otoczoną ogromem złudzeń, mój biedny umysł szybko się męczy. Zamykam wtedy uczoną książkę, od której boli mnie głowa, a serce wysycha, i otwieram Pismo święte. Wówczas wszystko napełnia się dla mnie blaskiem, jedno słowo odkrywa przede mną niezmierzone horyzonty, doskonałość wydaje mi się łatwą. Widzę, że wystarczy uznać swoją nicość i wtulić się jak dziecko w ramiona dobrego Boga. Pozostawiając wielkim duszom, wielkim umysłom piękne książki, których nie umiem pojąć — a jeszcze mniej wprowadzić ich treść w życie — cieszę się ze swojej małości, gdyż tylko dzieci i ci, którzy są im podobni, zostaną przyjęci na ucztę niebieską. Cieszę się bardzo, że w królestwie Bożym mieszkań jest wiele, gdyby bowiem istniało jedynie to, którego opis i droga są dla mnie niezrozumiałe, nigdy nie mogłabym do niego wejść (LT 226).