Fragmenty pisma procesowego prof. zw. dr. hab. med. Andrzeja Gregosiewicza złożonego w sądzie
Wysoki Sądzie!
Jedynym motywem mojej publicystyki demaskującej oszustwa lecznicze była i jest głęboka troska o najwyższe dobro: o życie i zdrowie człowieka. Jestem pewien, że żadna z osób znających moją pracę kliniczną, osiągnięcia naukowe i mój stosunek do pacjentów, nie byłaby nawet w stanie wyobrazić sobie innej motywacji. W mojej wielopokoleniowej rodzinie lekarskiej, uczciwość wobec pacjenta zawsze stawiana była i jest na pierwszym miejscu.
Dlatego mam, genetycznie zakodowaną, postawę kategorycznego sprzeciwu wobec działalności szarlatanów-uzdrowicieli, wykorzystujących rozpaczliwą (często) sytuację chorego w celu wyciągnięcia od niego pieniędzy za (na przykład): "harmonizowanie meridiany potrójnego ogrzewacza". Ten koszmarny casus terminologiczny, określający jakiś sposób "leczenia", jest dobrze znany oszustom stosującym tzw. homeopatię elektroniczną (?) (http://www.gazetalekarska.pl/xml/nil/gazeta/numery/n2004/n200405).
Ludzie okłamujący swoich pacjentów są godni najwyższej pogardy. Posiadają bowiem dyplom lekarza medycyny (czyli dysponują odpowiednią wiedzą), stosują zaś metody leczenia urągające zdrowemu rozsądkowi i mogące być zagrożeniem dla zdrowia i życia pacjenta. Łatwo ich poznać, bowiem posługują się pseudonaukowym żargonem typu: "energetyczne wzmacnianie odporności organizmu", "duchowa postać leku", "lecznicze biopromieniowanie", "pamięć wody", "dynamizacja", "elektromagnetyczne odwzorowanie", "wirtualna informacja lecznicza" itp. A podkreślić trzeba, że wymienione przeze mnie przykłady to typowa terminologia homeopatyczna.
Godzimy się na to, że "terapia" homeopatyczna może powodować (jak udowodnił to prof. M. Pawlicki) takie opóźnienia lub zaniechania właściwego leczenia pacjentów z chorobą nowotworową, które doprowadzają ich do śmierci.
Bezpośrednią winę za taką sytuację ponoszą "lekarze" homeopaci, ale uwzględnić też trzeba, że mają oni do dyspozycji, z założenia nieskuteczne, "leki" homeopatyczne. Bardzo przy tym ważny jest fakt, że producent takich "leków" (np. firma Boiron) świadomie ignoruje uniwersalne prawa naukowe, bez uwzględnienia których nie mogłaby istnieć współczesna farmakologia i farmakoterapia.
Robiłem (i robię) wszystko, co możliwe, by z jednej strony - doprowadzić do nowelizacji wadliwej ustawy Prawo farmaceutyczne, z drugiej zaś - by przestrzec społeczeństwo, że "leki" homeopatyczne, z punktu widzenia współczesnej wiedzy medycznej, chemicznej, fizycznej i matematycznej, są fałszywe (nieskuteczne). Zrozumiałe jest tedy, że postuluję, by po przeprowadzeniu śledztwa wskazać grupy nacisku, które spowodowały, że parlament przegłosował korupcjogenne zapisy (artykuł 21 Prawa farmaceutycznego), które zezwalają na import i dopuszczenie do obrotu w Polsce nieskutecznych "leków" homeopatycznych.
Ustawowy zapis, iż "produkty homeopatyczne nie muszą wykazywać dowodów skuteczności terapeutycznej" jest czymś niewiarygodnym w historii medycyny.
Oburzające jest, że polskie władze publiczne lekceważą informacje na ten temat, powołując się przy tym na dyrektywy Unii Europejskiej, tak jakby zadrukowany przez urzędników (pod dyktando homeopatów) papier miał większą wartość niż ludzkie życie.
Usprawiedliwia to moje alarmy medialne, które traktuję jako obronę praw człowieka i ochronę podstawowych wartości demokratycznego społeczeństwa.
"Leczenie" homeopatyczne może powodować śmierć pacjentów. W 1998 r. prof. M. Pawlicki (Instytut Onkologii, Kraków), obliczył, że w Polsce, każdego roku, co najmniej 5 tysięcy chorych na raka umiera z powodu zbyt późnego rozpoczęcia terapii. Powodem jest korzystanie z tzw. alternatywnych metod leczenia, w tym homeopatii.
W wypowiedzi z 2006 r. prof. Pawlicki (tygodnik "OZON") wspomniał, że tylko w ciągu ostatnich 2 tygodni miał do czynienia z czterema chorymi na raka ludźmi, którzy "wpadli" w ręce homeopatów. Dwoje z nich ma już śladowe szanse na przeżycie.
Od czasu pierwszej wypowiedzi prof. M. Pawlickiego minęło 8 lat. Przez ten czas prawdopodobnie zmarło około 40 tysięcy pacjentów oszukanych przez "specjalistów" niekonwencjonalnych terapii. Liczba zgonów spowodowanych przez stosowanie opóźniających właściwe leczenie "terapii" homeopatycznych jest trudna do ustalenia, lecz biorąc pod uwagę, że jest to najpopularniejsza metoda "leczenia" alternatywnego, można się spodziewać, że dość znaczna.
Bezmyślne korzystanie z historycznych (200-letnich), szamańskich metod "uropejskiej" voodoo-medycyny dowartościowuje tych, którzy nie odnieśli sukcesów w żadnej z dziedzin konwencjonalnej medycyny. Odnaleźli się za to w homeopatii, gdyż tej, atrakcyjnej finansowo, "specjalności" można nauczyć się na dwutygodniowych kursach w towarzystwie fryzjerów, kelnerów, dokerów itp.
Nie obrażam ludzi wykonujących te zawody. Wybrałem je wyłącznie po to, by udowodnić, że do otrzymania certyfikatu homeopaty w Cechu Rzemiosł Różnych nie jest potrzebny dyplom lekarza medycyny. Owi "dwutygodniowi" homeopaci mają prawo (na podstawie dyrektywy "europejskiej") zarejestrować działalność gospodarczą i leczyć "granulkami cukru". Pytanie tylko, co? Przecież żeby leczyć jakąś chorobę, trzeba wiedzieć, że takowa w ogóle istnieje, a w ciągu 2 tygodni można nauczyć się jedynie oszukiwania ludzi, że pod wpływem Oscillococcinum katar ustępuje po 7 dniach.
Legalizacja homeopatii to także kpiny z nowoczesnych metod diagnostycznych. Bo przecież nikt, w żadnej placówce medycznej na świecie, nie wykona na zlecenie homeopaty tomografii komputerowej, magnetycznego rezonansu jądrowego, scyntygrafii, czy koronarografii!
Dystrybucja "leków" homeopatycznych poprzez apteki to tyle, co włożenie noża w rękę człowieka psychicznie chorego.
Z Kodeksu Etyki Lekarskiej wynika, że pacjenci muszą być informowani, czym są leczeni. I tak się dzieje. Np. w przypadku Oscillococcinum mówi im się, że preparat zawiera "leczniczy" wyciąg z serca i wątroby dzikiej kaczki, który "wzmacnia odporność organizmu". Więc żaden pacjent, nawet ten, który przeczyta ulotkę i zauważy napis OSCILLOCOCCINUM 200 K, nie zdaje sobie sprawy z tego, co to znaczy. A znaczy tyle, że kacze podroby rozcieńczone są w stosunku jak 1 do 10400.
Dla jasności:
1) przy rozcieńczeniu 1:106 - stężenie naturalnych zanieczyszczeń najczystszej, przefiltrowanej i redestylowanej wody laboratoryjnej jest już zdecydowanie większe od stężenia składników wyciągu z wnętrzności kaczki;
2) w roztworze o rozcieńczeniu 1: 1012 nie ma już ani jednej kaczej molekuły;
3) od początku istnienia Wszechświata do 20 lipca 2006 r. upłynęło ok. 1028 sekund.
4) nasz Wszechświat zbudowany jest z ok. 1080 cząsteczek.
Fizyczne wyobrażenie liczby 10400 (jedynka i czterysta zer) jest oczywiście możliwe, ale tylko wtedy, jeśli będzie traktowane jako dowód na istnienie Boga. Albo dowód na prawdziwość teorii strun, czyli istnienia nieskończonej ilości Wszechświatów równoległych. Albo na to, że firma Boiron produkuje cukier zamiast lekarstw.
Już Pitagoras mówił, że tylko liczby pozwalają uchwycić prawdziwą naturę Wszechświata. W przypadku homeopatii liczby mówią, że Oscillococcinum jest lekiem fałszywym. Tak, matematyki nie da się rozcieńczyć ani "zdynamizować".
Dla ostatecznego rozwiania wątpliwości, że homeopatia jest wyjątkowo prostackim oszustwem wykażę, że wszystkie najważniejsze zasady homeopatii są do tego stopnia wewnętrznie sprzeczne, że sprawiają wrażenie majaczeń. Dlatego nie będę ich komentował.
Przyczyny chorób wg S. Hahnemanna ("ojca" homeopatii):
Wszystkie (sic!) choroby są spowodowane przez 3 "miazmaty" (po homeopatycznemu: "wyziewy gnilno-chorobotwórcze"). Są to: 1) świerzb (sic!), 2) kiła (sic!), 3) rzeżączka (sic!).
W celu znalezienia "lekarstw" na te "miazmaty" przeprowadza się tzw. próby lekowe. Wyglądają one następująco: zdrowym ludziom podaje się różne mieszanki związków roślinnych lub zwierzęcych i obserwuje objawy. Efekty tych prób opisuje lekarz homeopata Ewa Zygadlewicz: "One [przypadkowo dobrane substancje - przyp. aut.] po pewnym czasie zaczynają wytwarzać objawy. Są to różne objawy psychiczne, typu niepokój, pewne myśli, sny, które mogą się pojawiać. O czym te sny są, trzeba dokładnie spisać. Plus objawy narządowe: bolała mnie prawa noga, swędziało prawe ucho, coś tam zaczynało szumieć, jakieś zmiany się pokazywały, kolka, czy temu podobne objawy".
Przytoczony tekst jest cytatem z Jej wystąpienia w filmie "Tajemnica homeopatii" (TV Polsat). Z tego samego źródła pochodzą zamieszczone poniżej zdjęcia (które prezentuję za zgodą reżysera L. Dokowicza).
Produkcja "leków" i "leczenie" ("technologia" niezmienna od 200 lat)
Jeżeli chory cierpi na podobne objawy (np. "niepokój, szumienie czegoś, kolkę i ból prawego ucha"), homeopata przepisuje mu substancję, która te objawy "wywołała". Przedtem jednak substancję tę rozcieńcza.
W przypadku Oscillococcinum odbywa się to następująco: do jednej kropli wyciągu z kaczych podrobów dodaje się 99 kropli wody i, trzymając fiolkę w ręce, 10 razy uderza nią w skórzaną poduszkę lub książkę oprawioną w skórę (ręka jest przekaźnikiem "energii kosmicznej"). Z powstałego roztworu pobiera się jedną kroplę, dodaje 99 kropli wody i 10 razy uderza się w skórzaną poduszkę.
Z powstałego roztworu pobiera się jedną kroplę itd., itd.
W czasie uderzania zachodzi proces "dynamizacji" (określenie nieznane nauce), podczas której woda "zapamiętuje wzór pola magnetycznego leczniczej" substancji. W miarę ubywania tej substancji z roztworu, wzrasta skuteczność wody jako "leku". Największa jest wtedy, gdy w roztworze nie ma już ani jednej molekuły wyjściowej substancji.
Operację taką powtarza się 200 razy, co, jak wiemy, daje rozcieńczenie wyjściowej substancji z wodą w stosunku 1:10400 (200 x 102). W efekcie otrzymujemy wodę o identycznym składzie chemicznym jak ta, użyta do "produkcji leku".
Teraz wystarczy nasączyć tą wodą cukier, poczekać aż odparuje, by otrzymać granulki cukrowe zawierające "informację leczniczą". Oto "tajemnica" homeopatii.
Według U.S. News & Word Report, 17.02.97 do wyprodukowania Oscillococcinum wartego 20 milionów dolarów potrzeba jednej kaczki i kilku kilogramów cukru. Oto wyjaśnienie pochodzenia gigantycznych zysków koncernów homeopatycznych.
1. PODOBNE NALEŻY LECZYĆ PODOBNYM (similia similibus curantur). Głębia intelektualna tego stwierdzenia da się przełożyć na stwierdzenie: WODĘ NALEŻY SUSZYĆ WODĄ. Tylko tyle da się na ten temat powiedzieć, gdyż nauka nie dyskutuje z oczywistymi absurdami.
2. TYLKO LEKARSTWO ZNA CHOREGO. ZNA GO LEPIEJ NIŻ LEKARZ, LEPIEJ NIŻ SAM PACJENT ZNA SIEBIE. WIE ONO, GDZIE ZNAJDUJE SIĘ ŹRÓDŁO ZAKŁÓCONEGO PORZĄDKU, ZNA SPOSÓB DOTARCIA DO NIEGO. ANI LEKARZ, ANI CHORY NIE POSIADAJĄ TAKIEJ MĄDROŚCI I WIEDZY... (dr Baur, Journal suisse d'homéopatie nr 2/1962).
Być może, już niedługo będzie możliwe podjęcie odpowiednich kroków zmierzających do oficjalnego (administracyjnego) rozdzielenia homeopatii i medycyny. Okazało się, że moje działania tak przygotowały grunt społeczny, że potrzebne było tylko odpowiednie nagłośnienie problemu, by zwrócić uwagę władz na patologiczną koegzystencję medycyny i oszustwa. W rezultacie, być może, homeopatia wypadnie poza nawias medycyny. Byłoby to ukoronowaniem mojej wieloletniej, pełnej różnych przeciwności pracy i wielkim sukcesem MEDYCYNY OPARTEJ NA DOWODACH (Evidence Based Medicine - EBM).
Postawa polskich władz publicznych wobec homeopatii jest kompletnie niezrozumiała. W USA np. lekarz z tytułem medical doctor (lek. med.) nie może stosować homeopatii, pod rygorem odebrania licencji. Gdy nie stosuje się do tych zasad, może zostać skazany na więzienie.
Homeopatia nie jest w USA prawnie zabroniona, ale każdy pacjent homeopaty musi być obowiązkowo poinformowany, że "terapeuta" ten nie ma licencji medycznej, a "leczenie" odbywa się na ryzyko pacjenta. Amerykańska Krajowa Rada ds. Zwalczania Oszustw Medycznych ostrzegła, że "sekciarska istota homeopatii budzi poważne pytania dotyczące wiarygodności badaczy - zwolenników homeopatii" (NCAHF Position Paper on Homeopathy. Loma Linda, CA.: National Council Against Health Fraud, 1994).
Różnice wynikające z europejskich i amerykańskich sposobów traktowania homeopatii są "śmiertelnie" niebezpieczne dla polskich pacjentów. Ja nie widzę powodu, dla którego w Polsce musi być stosowany model "europejski".
Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem braku oficjalnego rozdzielenia w Polsce homeopatii od medycyny mogłaby być obawa (czyja?) przed ewentualnymi stratami finansowymi producentów "leków" homeopatycznych.
Ten tekst ukazał się w czasopiśmie Służba Zdrowia nr 55-58 (3556-3559) - 24 lipca 2006. Publikacja za zgodą autora.
opr. aw/aw