Czy ludzkość zapomni o Oświęcimiu?
Każdego roku oświęcimskie Muzeum i Miejsce Pamięci odwiedza przeszło pół miliona osób z całego świata. Do tej pory obóz, w którym hitlerowcy dokonali największego masowego mordu w dziejach ludzkości, zwiedziło już ponad 25 mln osób.
Pomimo tej potężnej armii świadków, wiedza na temat Auschwitz-Birkenau pozostaje cały czas na zatrważająco niskim poziomie. Zwłaszcza w krajach tzw. cywilizowanego Zachodu...
Za kilkanaście dni do Oświęcimia przyjadą przywódcy najważniejszych światowych mocarstw, by wziąć udział w obchodach 60. rocznicy wyzwolenia obozu.
To dobra okazja, by przypomnieć światu o męczeństwie i martyrologii ponad 1,1 mln zamordowanych w tym miejscu Żydów, Polaków, Romów, Rosjan i przedstawicieli wielu innych nacji.
Czy jednak po 27 stycznia przeciętny Brytyjczyk, Amerykanin albo Australijczyk dowie się wreszcie o istnieniu Oświęcimia i o tym, co naprawdę stało się w tym miejscu przed kilkudziesięciu laty?
Z różnych powodów wydaje się to dzisiaj niestety mało prawdopodobne...
Na zlecenie telewizji BBC przeprowadzono niedawno sondaż, z którego wynika, że aż 45 proc. z 4 tys. ankietowanych Brytyjczyków nie słyszało nigdy o hitlerowskim obozie zagłady w Oświęcimiu. To prawdziwy szok - miejsce, które powinno stanowić memento dla całej ludzkości, pozostaje nieznane dla dużej jej części.
Nie miejmy bowiem żadnych złudzeń - gdyby podobny sondaż przeprowadzono w jakimkolwiek innym zachodnim państwie, to wyniki byłyby z pewnością przybliżone.
- To dla mnie nic nowego. Ignorancja ludzi Zachodu na temat tego, co działo się w czasie wojny w Europie Wschodniej, jest zatrważająca. Brytyjczycy czy Francuzi interesują się jedynie chwalebnymi kartami swojej historii - mówi Janusz Kotański z Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej.
Jego zdaniem w czasie wojny Zachód nie zrobił nic, by przerwać niemieckie zbrodnie w obozach koncentracyjnych, pomimo tego, że polskie władze kilkakrotnie alarmowały aliantów o okropnościach, do jakich dochodziło w Oświęcimiu i innych obozach. Na próżno też nasz rząd w Londynie prosił o zbombardowanie przynajmniej dróg dojazdowych do Auschwitz.
- Lepiej zatem w ogóle nie mówić, że istniał Oświęcim, niż przyznać się, że nie zrobiono nic w tej kwestii - podsumowuje milczenie Zachodu Kotański.
Nieco inne powody takiego stanu rzeczy podaje dr Piotr Cywiński, sekretarz Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej.
- We współczesnej Europie zaobserwować możemy przesyt dramatami, smutnymi wspomnieniami, przesyt historią w ogóle. Ja nie mam nic przeciwko temu, by ludzie czuli się wolniejsi wobec przeszłości, ale jednocześnie musi się dokonywać postęp moralny. A jak na razie nic takiego nie nastąpiło. Auschwitz nie nauczyło ludzkości niczego - uważa Cywiński.
„Kłamstwo oświęcimskie", czyli negowanie faktu istnienia w czasie II wojny światowej obozów masowej zagłady, jest przestępstwem, które ściga się w wielu państwach, w tym również w Polsce.
Pomimo tej sankcji, cały czas znajdują się tacy, którzy usiłują podważać męczeństwo milionów ofiar zbrodniczego nazistowskiego systemu.
Jeszcze inni nagminnie powtarzają informację o „polskich obozach zagłady", nie zdając sobie sprawy, że popełniają tym samym przestępstwo „kłamstwa oświęcimskiego". Niestety, tego typu określenia nie należą wcale do rzadkości.
30 kwietnia ubiegłego roku największa kanadyjska stacja telewizyjna CTV News Net opublikowała materiał o hitlerowskim obozie zagłady w Treblince, który określono właśnie jako „polski obóz koncentracyjny".
To nie pierwsze tego typu „przejęzyczenie" ze strony stacji CTV - w listopadzie 2003 roku informowała ona o „polskim getcie dla Żydów". W rzeczywistości chodziło o Getto Warszawskie...
Pomimo protestów polskiego MSZ, telewizja CTV odmówiła sprostowania. Według prezesa stacji Roberta Hursta, określenie „polskie obozy koncentracyjne" było uprawnione, gdyż jest ono powszechnie stosowane przez główne kanadyjskie media oraz szkolnictwo w Ameryce Północnej. Hurst stwierdził przy tym, że zwrot ten jest „określeniem geograficznym", które odnosi się jedynie do lokalizacji obozu.
Ciekawe tylko, czy przeciętny Kanadyjczyk zrozumiał tę informację tak samo...
Warto przy tym pamiętać, że znajomość historii II wojny światowej nie jest zbyt rozpowszechniona w kraju Klonowego Liścia. Dowód? Podczas obchodów 60. rocznicy lądowania aliantów w Normandii, kanadyjski premier Paul Martin wspomniał dwukrotnie o... „lądowaniu w Norwegii".
- Próba dokonywania prostych uogólnień narodowych jest bardzo niebezpieczna. W Treblince wśród strażników było 15 esesmanów i 60 Ukraińców. Czy z tego powodu powiemy, że był to ukraiński obóz zagłady? Oczywiście, że nie - przekonuje Piotr Cywiński.
Wydaje się jednak, że informacje podane przez stację CTV, były raczej przejawem ignorancji graniczącej z głupotą niż wyrazem złej woli.
Oto bowiem po kilku miesiącach Robert Hurst napisał w końcu list do polskiej ambasady w Ottawie, w którym uznał, że użyte przez jego stację określenie „polskie obozy koncentracyjne" było „niejasne i obraźliwe".
Jednak niemal w tym samym czasie, gdy kanadyjska telewizja przepraszała za swoją „pomyłkę", identyczne słowa wypowiedział po drugiej stronie Atlantyku przywódca brytyjskiej partii konserwatywnej Michael Howard. W programie radiowym stwierdził on, że jego babka zginęła w „polskim obozie koncentracyjnym"...
Odmienna pamięć
- To są okropne i niesprawiedliwe wypowiedzi, gdy chodzi w nich
o wskazanie winy Polaków, ale najczęściej biorą się one ze stosowania skrótowego określenia przynależności geograficznej. Większość ludzi na Zachodzie raczej zdaje sobie sprawę, że winni są Niemcy - uważa filozof dr Stanisław Krajewski, współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów.
Są jednak i tacy, którzy utrzymują, że hitlerowcy budowali obozy zagłady na terenie Polski, dlatego że w tym kraju „antysemityzm wysysa się z mlekiem matki"...
Przejawy antypolonizmu mają też często inne podłoże.
- Kiedy Francuzi głośno krzyczą o polskim antysemityzmie, to jednocześnie zapominają, że to u nich dochodziło do kolaboracji, a policjanci rządu Vichy organizowali transporty francuskich Żydów do obozów koncentracyjnych - przypomina Janusz Kotański z IPN.
Jak bardzo krzywdząca jest to opinia, niech świadczy fakt, że w świętym żydowskim gaju Yad Vashem aż jedna trzecia (ok. 6 tyś.) drzewek dla „Sprawiedliwych wśród narodów świata" poświęcona jest właśnie Polakom...
Jego zdaniem Polakom pozostaje jedynie cierpliwe i uparte powtarzanie prawdy i ukazywanie polskiego cierpienia i bohaterstwa.
- Zachód będzie musiał tę prawdę w końcu zaakceptować. Nie zapominajmy, że pierwszy transport do Oświęcimia stanowili Polacy i to oni byli pierwszymi ofiarami obozu - dodaje Kotański.
Zdaniem Stanisława Krajewskiego wiele nieporozumień, jakie narosły wokół Oświęcimia, wynika z tego, że miejsce to zajmuje szczególne, a zarazem odmienne miejsce w historii tak wielu narodów.
- Dla Żydów i dla całego świata Auschwitz funkcjonuje jako symbol Holokaustu. Bo faktycznie transporty rodzin mordowanych natychmiast składały się tylko z Żydów. Mało kto na świecie zdaje sobie sprawę, że w Oświęcimiu byli też inni więźniowie. Z kolei dla Polaków Oświęcim stanowi przede wszystkim symbol cierpienia polskiego narodu podczas hitlerowskiej okupacji. Wiele osób nadal nie potrafi zrozumieć, że te symboliki, choć różne, wcale nie są ze sobą sprzeczne - mówi Krajewski.
Piotr Cywiński, który od kilku lat pracuje nad utworzeniem Międzynarodowego Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście, uważa, że jedyną szansą ukazania całej złożoności problemu oświęcimskiego, jest możliwie jak najszersza edukacja.
- Rzeczywistość obozowa jawiła się zupełnie inaczej dla „zwykłych" więźniów i dla ludzi z transportów zagłady. Przykładowo integralną częścią „powitalnego" przemówienia w Auschwitz była informacja, że Żydzi - jeżeli będą mieli szczęście - przeżyją dwa tygodnie, księża miesiąc, a pozostali więźniowie być może kwartał -przypomina Cywiński.
Jego zdaniem wszelkie przekłamania należy niwelować nie w duchu konfrontacji, ale poprzez zrozumienie różnych wspomnień i pamięci. A z tym bywało do tej pory różnie.
Stanisław Krajewski i Piotr Cywiński dostrzegają także jeszcze jedną, niepokojącą prawidłowość:
- Ci, którzy odwiedzają obozy koncentracyjne na całym świecie - a jest to corocznie 8-10 mln osób -płaczą i przysięgają, że nie dopuszczą, by dramat ten powtórzył się jeszcze kiedykolwiek. Potem jednak oglądają w telewizji wydarzenia w Ruandzie czy w Czeczenii i nie robią nic, by im przeciwdziałać. Coś zatem nie działa w warstwie edukacyjnej - mówi Piotr Cywiński.
To jest rzeczywiście powód do niepokoju. Auschwitz ze swoim kolosalnym ładunkiem symbolicznym powinno być przecież unikalnym miejscem refleksji i edukacji. Dziś wykorzystywane jest to w zbyt małym stopniu. Ale nie będzie inaczej, dopóki nad Oświęcimiem unosić się będzie duch kłamstw, półprawd i żenującej ludzkiej niewiedzy.
opr. mg/mg