Przyszłość naszej energetyki to: węgiel przez 15-20 lat, w ciepłownictwie gaz (który emituje o 2/3 CO2 mniej), na dłuższą metę atom. Węgiel może być zresztą używany dłużej, jeśli zastosujemy technologie wychwytywania CO2 – mówi Opoce Wojciech Dąbrowski, były prezes PGE. Dodaje, że w 2024 r. Polacy zapłacili w rachunkach 45 mld zł z tytułu opłat za emisję CO2.
Jakub Jałowiczor: Donald Trump głosi hasło „drill, babe, drill” i opowiada się za korzystaniem z paliw kopalnych. Tymczasem Unia Europejska utrzymuje swoją politykę tzw. zielonego ładu. W którą stronę pójdzie Polska? W tę, którą nakazuje nam UE?
Wojciech Dąbrowski: Na pewno polska energetyka musi się transformować. Znaczna część naszej infrastruktury jest już zdekapiatlizowana, pracuje 50 lat i więcej. W tym sieci elektroenergetyczne, o czym wiele osób zapomina, bo w transformacji mówimy często tylko o źródłach energii, a tymczasem sieci nie wytrzymują ogromnego wzrostu odnawialnych źródeł energii. Poza tym byliśmy przyzwyczajeni, że prąd płynie w jedną stronę – do nas, a teraz płynie i od nas. Dlatego Polska potrzebuje planu inwestycji. Jesteśmy już w procesie transformacji, który był przez 8 lat dynamicznie prowadzony. Jednak transformacja musi być sprawiedliwa, czyli uwzględniać naszą specyfikę i nie przerzucać wszystkich kosztów na odbiorców. Gospodarstwa, samorządy, przedsiębiorcy potrzebują taniej energii, a
w 2024 r. za CO2 zapłaciliśmy 45 mld zł z tytułu opłat za emisję CO2.
W rachunkach?
Tak, to koszty CO2 zapłacone w rachunkach. Było trochę bezpłatnych uprawnień, ale
netto zapłaciliśmy 17 mld zł. W tym roku zapłacimy znacznie więcej, bezpłatnych uprawnień praktycznie już nie ma.
W Polsce dzisiaj coraz głośniej wybrzmiewa pytanie: co jest ważniejsze: bezpieczeństwo energetyczne, interes polskich przedsiębiorców, interes gospodarki unijnej i miejsca pracy – czy ograniczenie emisji. Na świecie poza Europą nikt już nie ma co do tego wątpliwości.
Może Amerykanie zmienili tylko retorykę?
Jeszcze przed zaprzysiężeniem Trumpa
wszystkie banki USA na czele z Citi Group, Morgan Stanley, JP Morgan, Goldman Sachs czy wreszcie Fed, czyli bankiem wszystkich banków opuściły koalicję antywęglową.
Oświadczyły, że zmieniają swoją politykę nieinwestowania w wydobycie węglowodorów. Hasło „drill” oznacza powrót USA do wydobywania i eksploatacji węgla, ropy i gazu oraz wycofanie się z porozumienia paryskiego. Mamy w Europie nadzieję, że spowoduje to otrzeźwienie polityków europejskich. Zielony ład UE musi ulec redefinicji, a polska gospodarka nie może tracić konkurencyjności.
A traci?
W UE w ciągu 10 lat emisja CO2 spadła o 30 proc. Tylko że jednocześnie o 30 proc. spadł udział UE w globalnej produkcji przemysłowej.
Polityka klimatyczna miała zwiększać konkurencyjność unijnej gospodarki, a działa odwrotnie. Gospodarka UE wytwarza tylko ok. 10 proc. światowej emisji CO2, a radykalne ograniczenia prowadzą do przeniesienia przemysłu poza Europę. Co dla nas jest szczególnie groźne.
Jednak sam pan mówi, że Polska prowadzi transformację energetyki.
Nie można mówić, że transformacja jest zła. Dokonaliśmy ogromnego postępu. Moc ze źródeł odnawialnych wzrosła z 7 GW do 28 GW. Pamiętajmy tylko, że odnawialne źródła nie zapewnią nam bezpieczeństwa energetycznego, bo są zależne od pogody. Już dziś 40 proc. energii w Polsce pochodzi z OZE, podczas gdy 8 lat temu było to 25 proc. Ale to nie zastąpi nam stabilnych źródeł, takich jak węgiel.
To węgiel przez 15-20 lat będzie nam zapewniał bezpieczeństwo energetyczne. To paliwo dostępne w Polsce, niezależne od pogody, stabilne. A w przyszłości bezpieczeństwo mogą nam dać tylko elektrownie jądrowe.
To wielkie wyzwanie dla całej polskiej gospodarki, w tym dla rządu pana Tuska, który wziął odpowiedzialność m.in. za bezpieczeństwo, którego częścią jest to energetyczne.
W którą stronę teraz idzie cały proces?
Mamy dysonans jeśli chodzi o komunikaty dotyczące transformacji. Za plany rozwoju energetyki odpowiada Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Wydało ono Krajowy Plan w dziedzinie Energii i Klimatu, który ma obowiązywać do 2030 i jest teraz konsultowany przez organizacje branżowe. Zakłada on, że do 2030 r. moc zainstalowana w sieci wzrośnie do 96 GW. Teraz to 67 GW, czyli mowa o wzroście 1/3. A na inwestycje mamy przeznaczyć 800 mld zł w ciągu 5 lat, a 70 proc. energii będzie pochodziło z OZE.
Całkiem ambitny plan.
Uważam, że całkowicie nierealny. Po pierwsze, skąd polska pozyska tak ogromne środki? Już teraz opóźnione są inwestycje.
O co najmniej 2 lata opóźniona jest budowa elektrowni jądrowej na Pomorzu, a o tej w Wielkopolsce w ogóle się nie mówi. Rzucono temat Bełchatowa, ale to jest w powijakach.
Jednocześnie Polskie Sieci Elektroenergetyczne, spółka odpowiadająca za dostarczenie energii do domów i przedsiębiorstw podaje, że w przyszłym roku może zabraknąć już 1,4 GW mocy w systemie, a za 10 lat 6,8 GW. A zaniechano inwestycji, wstrzymano zaczęte przez nas wydzielenie aktywów węglowych do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, przez co spółki energetyczne mogłyby łatwiej pozyskiwać środki na inwestycje. Teraz jeśli mają w portfolio węgiel, to trudniej im pozyskać środki na rozwój, a jeśli je dostają, to koszt pieniądza jest wysoki. Tymczasem konkurencja zagraniczna ma nieograniczony dostęp do środków i agresywnie inwestuje w polską energetyk. A naszym celem powinno być utrzymanie tego sektora strategicznego pod kontrolą państwa, zwłaszcza przy zagrożeniu ze wschodu.
Ceny prądu rosną.
To szalenie ważna kwestia. Ceny to konsekwencja unijnego zielonego ładu. Nasza energetyka obłożona jest podatkiem CO2, o którym mówiłem ale także ceny prądu w Polsce dla przedsiębiorstw sa obłożone najwyższymi podatkami w UE.Ta polityka musi ulec zmianie, bo inaczej gospodarka unijna, ale i polska utraci konkurencyjność. Przyszłość naszej energetyki to: węgiel przez 15-20 lat, w ciepłownictwie gaz (który emituje o 2/3 CO2 mniej), na dłuższą metę atom. Węgiel może być zresztą używany dłużej, jeśli zastosujemy technologie wychwytywania CO2. Chyba że polityka obłożenia podatkiem dwutlenku węgla upadnie, ale na razie pomimo deklaracji niektórych unijnych polityków pedał gazu jest wciśnięty.
Jednocześnie na świecie rośnie wydobycie węgla. W 2024 r. wydobyto go 9 mld ton, a w Polsce tylko 45 mln ton. Wydobycie będzie rosło, co pokazują badania, a jego 50 proc. przypada na Chiny. Natomiast najszybciej rozwijająca się gospodarka – Indie – nie jest obłożona podatkiem ETS.
Co w praktyce oznaczałby brak 1,4 GW w systemie, o którym mówią PSE?
1,4 GW to duża elektrownia, a mówimy tylko o przyszłym roku. Dzisiaj Bełchatów, największa elektrownia w Europie, daje 5,4 GW, czyli 20 proc. energii dla Polski. Za 10 lat będzie brakowało ok. 25 proc. energii elektrycznej, jeśli inwestycje będą tak wolne, jak teraz. I mówi o tym nie opozycja, a spółka będąca pod kontrolą rządu. Jeśli energii zabraknie, mogą się pojawić wyłączenia. Wydaliśmy ogromne pieniądze na OZE, a w całej Europie od kilku dni nie wieje wiatr i nie ma słońca. Energia na rynku spot, czyli „dnia następnego” jest bardzo droga .
OZE mogą być tylko uzupełnieniem. Opowieści, że inne źródła trzeba zamknąć, nawet gaz, to totalna bzdura, albo sabotaż w celu rozmontowania gospodarki europejskiej. Już teraz Unia jest słaba, a docelowo będziemy odbiorcą produktów z Azji. A w USA widzimy odwrót od polityki Bidena, zbliżonej do tej europejskiej. Gospodarka USA bardzo osłabła na rzecz chińskiej, choć i ta dostała zadyszki, na pierwsze miejsce wspinają się Indie.
Wojciech Dąbrowski – samorządowiec, menadżer i polityk, w latach 2020-2024 był prezesem PGE Polskiej Grupy Energetycznej, a wcześniej m.in. wiceprezesem Zakładu Energetyki Cieplnej w Wołominie, prezesem PGNiG Termika S.A. i prezesem PGE Energia Cieplna; pełnił też funkcje radnego dzielnicy i wojewody mazowieckiego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.