"Otoczyć troską życie" jest haslem roku duszpasterskiego 2009
W tym roku duszpasterskim mamy „otoczyć troską życie”, do tego nas zachęca Kościół. Troska jest czymś większym niż opieka. By opieka mogła stać się troską, jej przedmiot musi przedstawiać jakąś wartość. Musi stać się podmiotem — Kimś, kto ma własne imię, godność osoby ludzkiej, kogo mogę otoczyć miłością.
Mamy okazję czynić to w takiej kolejności, jaką wyznaczył nam Bóg: najpierw będziesz miłował Pana Boga swego, potem bliźniego swego. Do tego jest wspólny mianownik „jak siebie samego” — czyli jak? To jedno z najtrudniejszych pytań, na które odpowiadamy sobie i przed Bogiem przez całe życie. Jednak od tego pytania należy zacząć, aby miara miłości Boga i bliźniego była właściwa.
Do refleksji nad naszą postawą wobec życia może nam posłużyć żłóbek, który jeszcze stoi w kościele, który choć jest symbolem, wyzwala w nas ciepło i ... troskę o to Życie, które „przyszło do swojej własności, a swoi go nie przyjęli” (J 1,11).
Spróbujmy poszukać swojego miejsca przy rodzącym się Życiu. Przecież my też należymy do „swoich”. Z którą postacią w żłóbku się utożsamiasz? Gdzie postawiłbyś figurkę swojego „ja”? Przy żłóbku, wśród maluczkich? A może w pałacu Heroda, żyjącego w poczuciu lęku, zagrożenia przed nowym życiem?... Może stoisz na rozdrożu i nie wiesz którędy do Betlejem, nie wiesz gdzie jest prawda, bo wpatrujesz się w gwiazdy, ale te niewłaściwe, które nie mają w sobie życia, które chcą świecić, nawet za cenę życia innych, zwłaszcza tych najbardziej bezbronnych, nienarodzonych?
Życie ludzkie jest darem, który Bóg powierzył człowiekowi. W Instrukcji o szacunku dla rodzącego się życia ludzkiego i o godności jego przekazywania, już na wstępie Kongregacja Nauki Wiary wyjaśnia: „Dar życia, który Bóg stwórca i Ojciec powierzył człowiekowi, domaga się od człowieka, aby miał świadomość nieocenionej jego wartości i przyjmował go z odpowiedzialnością”.
Życie można tylko przyjąć i pielęgnować, troszczyć się o nie. To Bóg jest dawcą życia. Powołanie człowieka, bez żadnej zasługi z jego strony, jest przejawem Miłosierdzia Bożego i opiera się na zmyśle wewnętrznym, ukazującym, kim jest Bóg, jaka jest wartość duszy ludzkiej i jakie są jej prawdziwe potrzeby. Bóg powołał człowieka do miłości. Człowiek żyje, aby kochać. Ty i ja żyjemy, aby kochać Boga i bliźniego, jak siebie samego.
Człowiek nie potrafi kochać sam z siebie. Umiejętność kochania należy także do darów Bożych. Jest to dar i zadanie. Obdarzając innych aktami miłosierdzia, realizujemy wezwanie Boże do miłowania każdego człowieka. W ten sposób wyrażamy też naszą wdzięczność Bogu za wezwanie nas do miłowania. „Gdyby słońce mogło odczuwać, nie byłoby dlań nic przykrzejszego, jak zasłona, uniemożliwiająca działanie jego promieni. Tak przykrą jest dla Boga niewdzięczność, która uniemożliwia działanie Jego Miłosierdzia” — pisał ks. Sopoćko.
Błogosławiony ks. Michał Sopoćko uczył, że czynnikiem bezpośrednio wpływającym na trudności w rozpoznawaniu wezwania do miłości do Boga i bliźnich jest nieuporządkowana miłość własna. Ona buduje w nas negatywne nastawienie do bliźniego. Jest powodem tysięcznych błędów przeciw prawdziwej miłości. Z jej przyczyny człowiek staje się zbyt surowym, podejrzliwym, obraźliwym, złośliwym, cieszy się z krzywdy bliźniego, z jego małych upokorzeń, w osądach jest niesprawiedliwy.
Miłość własna uniemożliwia rozpoznanie Jezusa, który jest utożsamieniem miłości Boga. Stąd też naśladowanie Jezusa wymaga ofiary, zmiany myślenia, podejmowania decyzji wbrew sobie, rezygnowania z wygodnego życia, na korzyść bliźniego. „Trzeba — uważał ks. Michał — wyrzec się rozumu i woli własnej, aby postępować według ducha i miłości Jezusa”. Warunkiem wykształcenia w sobie ducha miłości Jezusa jest także unikanie wad przeciwnych miłości. Do nich Ks. Sopoćko zalicza: lekkomyślne posądzenia, obmowy, zniewagi, niewłaściwe dowcipy, przykre spory, upokarzające dyskusje, fałszywe donosy, wprowadzenie niezgody do wspólnoty. Ksiądz Michał przestrzegał, że nie wystarczy tylko samo unikanie tych wad, ale należy je zastąpić dobrymi uczynkami, wypływającymi z miłości bliźniego, zachowując postawę służebną. Podkreślał, że bardzo ważne jest chętne przebaczania bliźniemu wszelkich zniewag i szybkie jednanie się z nieprzyjaciółmi. „Mam miłować wszystkich, — wyznaje — nawet tych, którzy mi źle czynią i życzą, nie oczekując od nich wzajemności. Mam miłować czynem, by w ten sposób naśladować Pana Jezusa Miłosiernego”.
Jednak człowiek nie jest w stanie osiągnąć tego sam z siebie. Jest on bowiem skażony grzechem pierworodnym i bez łaski Bożej nie jest w stanie rozpoznać woli Boga, który jest miłością. „Siła woli człowieka w dziedzinie moralnej, a zarazem jej bezsilność, niezniszczalność przyrodzonych władz duszy, a zarazem ich niewystarczalność, nieudolność i potrzeba łaski. Jest to bardzo delikatna, prawie niedostrzegalna linia graniczna, której zatarcie bardzo dotkliwie odbija się na podstawowych zasadach religii chrześcijańskiej, zadaje śmiertelne rany w chrześcijańskim wychowaniu”.
Bóg ze swego Miłosierdzia wlewa w człowieka miłość bliźniego wraz z łaską uświęcającą. Zatem na ile człowiek ćwiczy się w zdobywaniu cnoty miłości Boga i bliźniego, na tyle wypełnia swoje chrześcijańskie powołanie, jakim został obdarowany przez Boga Miłosiernego.
Zechciejmy świadomie zaprosić Boga do swego serca, do swego życia, dziękujmy Mu za swoje życie, za powołanie. Przyjmijmy Go takim, jakim chce do nas przyjść w naszych bliźnich, a obdarzy nas łaskami. „Wszystkim tym jednak, którzy je przyjęli, dało moc, aby stali się dziećmi Bożymi” (J 1, 12a).
opr. aw/aw