Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (30/2001)
Przeszło pół wieku temu został podpisany traktat o przyjaźni pomiędzy Związkiem Sowieckim i Chinami Ludowymi. Traktat podobny bliźniaczo do większości tego typu dokumentów podpisywanych w epoce Stalina. A więc w istocie traktat o zależności i gnębieniu własnych obywateli. Podobne dokumenty podpisywała PRL. Chiny lat pięćdziesiątych były bowiem krajem satelickim.
W odróżnieniu od innych państw komunistycznych Chiny nie odnowiły traktatu po 20 latach. Od początku lat sześćdziesiątych narastał bowiem konflikt pomiędzy komunistami chińskimi a Moskwą. Konflikt przybierający chwilami charakter niewypowiedzianej wojny.
Po rozpadzie Związku Sowieckiego i generalnym załamaniu komunizmu, jako modelu ustrojowego, sytuacja uległa zmianie. USA pozostały jedynym światowym supermocarstwem. A potencjalnymi rywalami Ameryki stały się Rosja i właśnie Chiny. Chiny, które nie odeszły od totalitarnego modelu komunistycznego, ale umiejętnie zaczęły wplatać w niego elementy gospodarki rynkowej. Ogromny wzrost gospodarczy i gigantyczny rynek ponad miliarda konsumentów sprawiły, że Chiny Ludowe stały się niezmiernie atrakcyjnym partnerem gospodarczym dla największych potęg ekonomicznych świata.
Od kilku lat jesteśmy świadkami powolnego zbliżenia największych (jednego ludnościowo a drugiego terytorialnie) państw świata. Zbliżeniu, które odbywa się jednak na odmiennych niż kiedyś warunkach. Chiny Ludowe zmierzają ku statusowi drugiego supermocarstwa. I tym razem to Pekin postanowił wobec Stanów Zjednoczonych zagrać kartą rosyjską. Tak wyglądały warunki wyjściowe wizyty Jiang Zemina w Moskwie w ubiegłym tygodniu.
Traktat o przyjaźni i dobrym sąsiedztwie nie zawiera szczególnych klauzul. Ważniejsze jest to, co towarzyszyło podpisaniu tego dokumentu. Jiang i prezydent Putin mówili jednym głosem, że są przeciwni amerykańskiemu programowi obrony przeciwrakietowej, oraz że uważają rozszerzenie NATO za działanie sprzeczne z ich interesami. Krótko mówiąc, wspólnie postanowili konstruować antyamerykański biegun bezpieczeństwa. Kładzie się to cieniem na traktacie, który powinien zwiększać bezpieczeństwo międzynarodowe, likwidując ostatecznie spór od kilku dziesięcioleci zagrażający stabilizacji w Azji.
Dla Polaków nie jest to dobra wiadomość z jeszcze jednego powodu. Oto naszą politykę wschodnią budujemy i budowaliśmy na założeniu, że Rosja wybierze zachodnią, demokratyczną drogę rozwoju. Tymczasem widoczne zbliżenie pomiędzy Moskwą a Pekinem wskazuje, że w polityce rosyjskiej zaczyna przeważać pogląd wyrażany kiedyś przez Lwa Gumilowa, iż podstawą wielkości Rosji jest i będzie pierwiastek azjatycki.
Jak będzie - zobaczymy - po raz pierwszy jednak otrzymaliśmy tak wyraźny sygnał, że Rosja poważnie rozważa odwrócenie się od Europy. A taka decyzja oznaczać może dla Polski rolę rubieży cywilizacyjnej Zachodu na cały XXI wiek.
opr. mg/mg
Copyright © by Gość Niedzielny (30/2001)