O. Dariusz Kowalczyk: Kościół sprzeciwia się relatywizmowi i dobrze robi, bo tego rodzaju przekonania są absurdalne

W najnowszym wydaniu tygodnika „Idziemy” O. Kowalczyk tłumaczy, że Kościół ma wskazywać stałe prawdy i wartości i bronić ich.

Publicysta w felietonie zatytułowanym „Relatywizm neomarksistowski” przywołując encyklikę Jana Pawła II Veritatis Splendor oraz inne dokumenty zarówno papieża Polaka jak i papieża Benedykta XVI, zauważa, że w ich kontekście mówi się często o tym, że czasy współczesne zarażone są relatywizmem. 

Zaznacza jednak, że istnieją stałe prawdy i wartości, a Kościół ma na owe stałe punkty odniesienia wskazywać i bronić ich.  

„Z takiego postawienia sprawy niektórzy, szczególnie młodzi, wyciągają wniosek, że świat jest otwarty na różnorodność, a Kościół jest zamknięty i czepia się inaczej myślących. Tymczasem sprawy mają się zgoła inaczej. Tak! Kościół sprzeciwia się relatywizmowi, czyli poglądowi, że wszystko jest względne, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i każdy ma swoją prawdę. I dobrze robi, bo tego rodzaju przekonania są absurdalne”. 

Jezuita  zauważa, że nawet modne dziś ideologie lewicowo-liberalne są przeciwieństwem relatywizmu. „Są coraz bardziej zdogmatyzowane i narzucają się w sposób coraz bardziej bezwzględny poprzez politykę, biznes, media i edukację”. 

Uważa, że gdyby  świat uczciwie głosił relatywizm, to na przykład we wszystkich telewizjach w Europie możliwe byłyby programy na temat aborcji z udziałem jej zdecydowanych zwolenników, ale i przeciwników. „Tu nie ma żadnego relatywizmu. Jest walka w imię jedynie słusznej ideologii” stwierdza i dodaje, że podobnie wygląda sytuacja z dyskusją nad karą śmierci. 

Uczciwym relatywizmem o. Kowalczyk nazywa relatywizm konsekwentny, który ma mniej więcej taki sam dystans do różnych idei i opinii. 

„Tymczasem to, z czym mamy dzisiaj do czynienia, to relatywizm neomarksistowski, wywodzący się m.in. ze szkoły frankfurckiej, który relatywizuje, a właściwie przekreśla moralność opartą na dziedzictwie judeo-chrześcijańskim i filozofii Greków, ale w to miejsce wprowadza nową moralność z jej dogmatami”.

Jezuita przywołuje  wypowiedź Benedykta XVI, który twierdził w jednym z wywiadów nie tylko Kościołowi, ale ludziom w ogóle zagraża przede wszystkim „światowa dyktatura ideologii pozornie humanistycznych, których zanegowanie grozi wykluczeniem z podstawowego społecznego konsensusu. […] Współczesne społeczeństwo jest bliskie sformułowaniu antychrześcijańskiego credo, a jeśli ktoś będzie przeciwny, to zostanie uderzony ekskomuniką”

Publicysta stwierdza, że te pozornie humanistyczne ideologie jedynie udają, że cenią wolność, albo rozumieją ją po marksistowsku jako „uświadomioną konieczność”. 

Przywołując słowa Jana Pawła II z encykliki Veritatis Splendor o sprzymierzeniu się demokracji z relatywizmem etycznym, cytuje papieża:  „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” i zauważa,  że „w tym przymierzu demokracji z relatywizmem ani demokracja nie jest tak naprawdę demokracją, ani relatywizm relatywizmem".

„Mamy tu dużo fikcji, pustosłowia, służących przepychaniu takich lewicowych ideologii, jak: gender/LGBT, klimatyzm, migracjonizm, aborcjonizm-eutanazizm. To rzeczywiście – jak celnie wyraził się Jan Paweł II – „zakamuflowany totalitaryzm”. Tym bardziej niebezpieczny, że trudny do rozpoznania” - stwierdza.  

Kończąc felieton, autor zachęca do czytania tekstów Wojtyły i Ratzingera, po to, by nie dać się zmanipulować. 

Źródło: „Idziemy"

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama