Sekret udanego małżeństwa, czyli jak rozumieć się bez słów

Jakie obawy ma żona? Czy jest w niej lęk przed utratą poczucia bezpieczeństwa, porzuceniem, samotnością we dwoje, milczeniem męża? Co trapi męża?

Sekret udanego małżeństwa, czyli jak rozumieć się bez słów

dr Patricia Love, dr Steven Stosny

Sekret udanego małżeństwa, czyli jak rozumieć się bez słów

ISBN: 978-83-7424-988-1
wyd.: Edycja Świętego Pawła,
www.: www.edycja.pl 2012


Czy zauważyliście, że nawet mając najlepsze intencje, rozmowa o problemach w małżeństwie nie zbliża was do siebie, a oddala? A znaleźć sposób, aby zmierzyć się z trudnościami tak, aby się wzajemnie nie poranić, jest trudno.

Jakie obawy ma żona? Czy jest w niej lęk przed utratą poczucia bezpieczeństwa, porzuceniem, samotnością we dwoje, milczeniem męża?
Co trapi męża? Obawia się, że nie sprawdzi jako obrońca i opiekun swojej rodziny? Czy boi się, że skompromituje się jako mężczyzna i spadnie na niego lawina pretensji?


Tylko od was zależy, czy zafundujecie sobie któreś z powyższych uczuć, czy poznacie sposób, jak zadbać o współmałżonka i siebie, aby wasze małżeństwo stało się bezpiecznym miejscem, gdzie każde z was będzie czuło się ważne, docenione i kochane.



fragment:

Jedyna umiejętność, której potrzebujecie, by osiągnąć bliskość
Wchodzenie do kałuży

Kiedy już określiliście, jakie są wasze fundamentalne wartości i jest w was gotowość, by widzieć perspektywę współmałżonka jako równorzędną ze swoją własną, nadszedł czas, byście poznali ostateczną umiejętność prowadzącą do zbudowania bliskości. Jeśli istnieje lekarstwo na wszystko, to znaczy takie, które zwalczyłoby oddalenie między małżonkami, to jest nim świadome dostosowanie emocjonalne, czyli dosłowne dostrojenie się do stanu emocjonalnego drugiej osoby. Nazywamy to „wchodzeniem do kałuży”.

W rozdziale czwartym mówiliśmy o negatywnej sile nieświadomego dostosowania emocjonalnego i o tym, jak zapewne wypracowaliście mechanizmy obronne przeciwko negatywnym emocjom partnera. Być może, jeśli jesteś kobietą, próbowałaś pocieszyć swojego mężczyznę tak, jak pocieszasz koleżankę, która cierpi z powodu odrzucenia: „Wygląda na to, że denerwujesz się pracą, porozmawiajmy o tym”. Albo jeszcze gorzej! Być może byłaś tak dalece skoncentrowana na sobie, że nie chciałaś uznać jego lęku przed kompromitacją albo tego, że miał prawo czuć się tak, a nie inaczej. Być może niepokoiła cię myśl: „Jeśli on straci pracę, co z nami będzie?”. Jeśli jesteś mężczyzną, możliwe, że próbowałeś powiedzieć żonie, co powinna zrobić, żeby poczuć się lepiej, a ona tylko się na ciebie złościła. Albo – gorzej – powiedziałeś jej coś w stylu: „Sama sobie to zgotowałaś. Mogłaś przewidzieć, na co się zanosi”.

Zdrowe dostosowanie emocjonalne wymaga, abyśmy nauczyli się zarządzać naszym własnym strachem, lękami, brakiem wrażliwości i negatywnymi osądami, które im towarzyszą. Jeśli jesteś kobietą, trzeba abyś dostroiła się do lęku twojego mężczyzny przed kompromitacją. Kiedy to uczynisz, stanie się coś magicznego. Koncentrując się na jego obawie przed kompromitacją zamiast na swoim rozżaleniu, obniżysz swój własny poziom lęku i zwiększysz szansę na nawiązanie bliskiego kontaktu. Podobnie mężczyźni muszą się dostroić do lęku swoich partnerek. Drodzy mężczyźni, jeśli skupicie się na jej obawach zamiast na swojej chęci do wycofania, obniżycie u siebie poczucie dyskomfortu i zwiększycie prawdopodobieństwo bliskości.

To kałuża, nie ocean

Niektórzy martwią się, że jeśli rzeczywiście dostroją się emocjonalnie do drugiej strony i poczują jej dyskomfort, wpadną do oceanu bólu, z którego nigdy się nie wydostaną. Nie chcemy się uciekać do sarkazmu, ale zastanówcie się przez chwilę, czy to nie jest bezsensowne. Dostrojenie emocjonalne to mechanizm mający zwiększać szanse na przetrwanie. Nie byłoby żadnej korzyści z punktu widzenia ewolucji ani żadnego Bożego celu w topieniu nas w oceanie negatywnych zdarzeń i emocji. To nikomu nie pomogłoby przeżyć. Dostrojenie emocjonalne ma na celu was połączyć dla obopólnej korzyści.

Chcąc zrozumieć koncepcję wejścia w kałużę, musicie tylko przypomnieć sobie wczesne etapy waszego związku, zanim górę wzięły pretensje. Kiedy wasz współmałżonek czuł się rozdrażniony, zły, podłamany, zaniepokojony albo spięty, nie ignorowaliście tych odczuć ani nie braliście ich do siebie, ani też nie wsysały one was w otchłań rozpaczy emocjonalnej czy też jej zawirowań. Dawaliście drugiej stronie odczuć, że wam zależy, i prawdopodobnie mogliście liczyć na podobną troskę, kiedy sami byliście przygnębieni lub zdenerwowani. Wzajemne zainteresowanie samopoczuciem drugiej strony było tym, co sprawiało, że oboje czuliście się lepiej. Prawdopodobnie nasze czytelniczki nie wyrażały swojego zainteresowania, mówiąc: „Kochanie, co się stało?” ani: „Opowiedz mi, jak się czujesz”, ani też: „Musimy porozmawiać”. Odpowiedź wtedy byłaby taka sama jak teraz: „Nic się nie stało, wszystko w porządku” albo: „Jestem po prostu zmęczony”. Być może forma byłaby grzeczniejsza niż dzisiaj, ale i tak tego typu bezpośredniość byłaby zbywana. A wy, mężczyźni, też chyba nie wyrażaliście zainteresowania ani troski o uczucia waszych kobiet, zmieniając temat, udając, że niczego nie zauważyliście, czy też mamrocząc: „Dla niej zawsze coś jest nie tak”.

Zapewne wyrażaliście swoją troskę o jej dobre samopoczucie emocjonalne niebezpośrednio – nie rozmawiając o waszym związku – ale właśnie wchodząc do kałuży. Mogliście to robić na wiele sposobów – dotykiem dłoni, pomasowaniem ramion, współczuciem, wsparciem, wyrażeniem wiary w tę drugą osobę, uściskiem, postawieniem kwiatów na stole, włączeniem ulubionej muzyki żony lub męża i – co najważniejsze – pozwoleniem sobie samemu na czucie tego, co czuje druga strona. Kiedy to czyniliście, nie wpadaliście do bezdennego oceanu rozpaczy. Co bardziej prawdopodobne, odkrywaliście, że negatywne uczucia mają głębokość kałuży i że razem jesteście w stanie z niej wyjść. Oto przykład.

Brad był zbyt wyczerpany, by dać Krissy znać, że już wrócił do domu z pracy. Kiedy znalazła go w pokoju, rozłożonego bezładnie na kanapie, poczuła się odrobinę urażona, że nie zadał sobie trudu, by ją odnaleźć i choćby powiedzieć „cześć”. W pierwszym odruchu chciała mu wytknąć, jak ważne jest „odpowiednie komunikowanie się” i „praktykowanie wzajemnych uprzejmości” i tak dalej. Na szczęście słyszała o wkraczaniu do kałuży i w zaistniałej sytuacji dostrzegła szansę, by wcielić teorię w czyn. Usiadła obok swojego zmęczonego męża, delikatnie dotykając jego ramion swoimi. Dostosowała swój oddech do jego oddechu. Poczuła jego wyczerpanie. Po około trzech minutach ciszy zaczęła masować mu barki, na co przez chwilę jej pozwalał, aż – ku jej zaskoczeniu – zaczął sam masować jej plecy.

– Naprawdę tego potrzebowałem – powiedział. – Jak ci minął dzień?

Zgadza się. To on zapytał, jak jej minął dzień. Oto, co się dzieje, kiedy jest między wami bliskość.

Konkluzja jest następująca: bądźcie blisko odczuć partnera. Nie ignorujcie ich, nie próbujcie ich poprawiać, nie próbujcie o nich rozmawiać ani ich ze współmałżonka wyciągać. Wiele razy wchodzenie do kałuży ze swoim mężczyzną polega na zwykłym zauważeniu jego dyskomfortu i uznaniu jego prawa do własnej przestrzeni milczeniem i wsparciem. I wiele razy wystarczy tylko współczujący kontakt wzrokowy z ukochaną kobietą, by dać jej odczuć, że ją rozumiecie. Jakąkolwiek formę przybierze to waszym związku, jeśli dostosujecie wejście do kałuży do waszego współmałżonka, najpewniej otrzymacie to samo w zamian.

Dlaczego trzeba wejść do kałuży

Jest czymś zrozumiałym, że możecie podchodzić do wchodzenia do kałuży niechętnie. Nikt przecież nie chce się zbliżać do negatywnych emocji, nawet na krótką chwilę. Istnieją jednak trzy dobre powody, dla których musicie się do tego przekonać.

Po pierwsze, zabieg ten tworzy bliższą więź – zrobicie dużo więcej dla zbudowania bliskości i zaufania, pomagając sobie wzajemnie uporać się z negatywnymi emocjami, niż dzieląc się tylko tymi pozytywnymi.

Po drugie, nie łącząc się emocjonalnie ze swoim zasmuconym albo zestresowanym współmałżonkiem, utrudniacie mu przekształcenie tych emocji. W takim wypadku łatwiej byłoby jemu lub jej tego dokonać, gdyby wcale nie było was w pobliżu. Trudno przejść do emocji pozytywnych, reagując na to, że ktoś, kogo się kocha, nas ignoruje, odrzuca albo próbuje kontrolować, sugerując, że jesteśmy niekompetentni. To też ważna uwaga w kontekście rodzicielstwa. Nie pomożecie swoim synom i córkom, mówiąc im, że nie powinni się czuć tak, jak się czują. Pomożecie im natomiast, towarzysząc im przez parę chwil w przeżywanej przez nich emocji i pozwalając poradzić sobie z nią im samym.

Trzecim powodem, dla którego wejście do kałuży jest niezbędne w bliskich relacjach, jest fakt, że tak obiecywaliście! (Złożyliście sobie wyraźną obietnicę, że zawsze będziecie się o siebie troszczyć, kiedy drugiemu jest źle). Nigdy nie bylibyście w stanie stworzyć więzi, gdybyście oboje nie ufali, że wasza druga połowa się o was zatroszczy, kiedy będziecie w potrzebie. Kiedy tworzyliście waszą więź emocjonalną, nie mówiliście: „Będę się o ciebie troszczyć, kiedy mi będzie wygodnie i kiedy będę mieć na to ochotę”. Obiecywaliście, poprzez swoją opiekuńczość, troszczyć się zawsze, kiedy będzie to konieczne. Więc kiedy jedno z was teraz tego nie czyni, drugie czuje się zdradzone.

Nie próbujcie wchodzić do kałuży, by przepchnąć swoje własne cele. Nie wolno dostrajać się do stanu emocjonalnego swojego partnera tylko po to, by on lub ona wysłuchali tego, co macie im do powiedzenia – sama próba wytworzy wrażenie sztuczności. Do kałuży trzeba wejść bez kalkulowania i zapomnieć o swoich własnych celach, dopóki oboje w pełni z kałuży się nie wydostaniecie. Na początku będzie to wymagało wiele koncentracji, ale praktyka sprawi, że będzie coraz łatwiej. Będziecie oczarowani rezultatami.

Wchodzenie do kałuży z nim

Kiedy wchodzisz do kałuży z mężczyzną, upewnij się, że nie robisz tego tak, jak z przyjaciółkami. „Kochanie, co się stało? Porozmawiajmy!” – zda egzamin w przypadku koleżanki, która poczuje się lepiej z samego tylko powodu, że próbujesz się do niej zbliżyć. Mężczyzna, aby poczuć się lepiej, będzie potrzebować bliskości oraz czynów. Weźmy przykład Sherry, która zabrała swojego nastoletniego wnuka, Dereka, na wakacje do Europy. Pewnego wieczoru usłyszała, jak wnuk rozmawiał ze swoimi rodzicami o czymś ekscytującym, co rodzina w domu robiła właśnie razem. Kiedy Derek odłożył słuchawkę, Sherry widziała, że tęskni za domem i czuje się wyłączony z gry.

– Musisz się czuć rozczarowany, że omija cię taka frajda. Wiem, że się na to cieszyłeś. Wyobrażam sobie, że czujesz się naprawdę źle.

– Babciu – jęknął Derek – tylko pogarszasz sprawę!

Odruchową reakcją Sherry było poczucie odrzucenia i wykluczenia spowodowane oziębłą reakcją wnuka na jej szczere próby pocieszenia go. Wtedy jednak zdała sobie sprawę, że traktuje go jak małą dziewczynkę, dla której rozmowa o problemie byłaby bardzo pomocna. Uściskała więc szybko wnuka i zapytała, czy chciałby pograć w karty. Po paru minutach gry poczuł się dużo lepiej.

Ogólnie rzecz ujmując, zasady wkraczania do kałuży z mężczyzną są następujące:

• Wykonaj jakiś gest fizyczny świadczący o tym, że jesteś z nim.

• Bądź gotowa wziąć udział w czymś, w czym on jest dobry. To zastąpi jego poczucie porażki poczuciem kompetencji i mistrzostwa.

Wchodzenie do kałuży z nią

Ponad siedemdziesiąt procent rozwodów inicjują kobiety, które uważają, że ich mężowie nie dbają o ich uczucia. To wyjątkowo smutne, bo spotkaliśmy bardzo niewielu mężczyzn, którzy – pod warunkiem, że w danej chwili nie byli rozzłoszczeni – nie dbali zbytnio o to, jak czuły się ich żony. Prawda jest taka, że to niezadowolenie żon sprawiało, że czuli się nieudacznikami i wycofywali się albo wpadali w gniew. Jesteśmy przekonani, że większość mężczyzn chce okazać, że im zależy – potrzebują tylko umiejętności, która pozwoli im zrobić to w taki sposób, żeby nie czuli się zniewieściali. Umiejętność ta polega na wkroczeniu do kałuży, przy czym kałuża oznacza wszelkie negatywne emocje, których żona doświadcza w danej chwili. Nie mamy na myśli powierzchownych negatywnych uczuć, które same przejdą za kilka minut. Mamy na myśli raczej zły nastrój, kiedy kobieta czuje się zdenerwowana, zestresowana, wytrącona z równowagi albo przygnębiona – sama może to nazwać parszywym humorem.

Instynktownie odczuwana opiekuńczość może ci nakazywać jak najszybsze wydostanie jej z kałuży poprzez rzucenie w jej stronę koła ratunkowego albo próbę wyciągnięcia jej na brzeg, co oznacza rozwiązanie problemu albo powiedzenie jej, jak ma go rozwiązać. Bez wątpienia próbowałeś tych metod w przeszłości tylko po to, by napotkać na pretensje, złość albo oskarżenie, że po prostu tego nie rozumiesz. W takiej sytuacji większość mężczyzn zaczyna się wycofywać albo próbuje ignorować kałużę, co wyolbrzymia jeszcze bardziej lęk kobiety przed izolacją. Śmiertelny cios spotyka większość małżeństw wtedy, gdy kobieta przechodzi przez „rozszerzoną kałużę” na przykład w postaci choroby, zaburzeń emocjonalnych, śmierci w rodzinie, a jej mąż oddala się od niej, aby nie zostać „wciągniętym przez jej negatywność”, jak ujmowało to wielu naszych pacjentów. Kiedy już kobieta wydostanie się z takiej kałuży, czuje, że nie może liczyć na swojego mężczyznę, kiedy go naprawdę potrzebuje. Czuje się samotna i odizolowana, często jak matka samotnie wychowująca dziecko. W rezultacie kończy związek.

Szczególne ważne jest towarzyszenie jej w kałuży w czasie małych kryzysów. To nie tylko przekona ją, że tak samo będzie w większych sprawach, ale też pozwoli zapobiec większości poważniejszych problemów. Oto przykład.

Becky popadała w przygnębienie, ilekroć musiała rozmawiać ze swoim byłym mężem o ich wspólnych dzieciach. Mimo że od rozwodu upłynęło pięć lat, mąż ciągle potrafił uderzać w najczulsze punkty. Kenny, obecny partner Becky, wpadał w taką złość na jej byłego męża za to, że ten wyprowadzał ją z równowagi, iż Becky zaczęła się wahać, czy mu mówić o tym, że coś ją trapi. Wiedziała, że wszystko, co by zrobił, to powiedział, jak powinna reagować na zadręczanie przez eksmęża i jego negatywną postawę.

– Powinnaś mu powiedzieć, że pozywasz go do sądu i nie tolerować tego bagna dłużej – zwykł mawiać Kenny, co było dodatkową cegiełką do poczucia lęku, z jakim zmagała się Becky.

W końcu Kenny denerwował się, że Becky nie chce stosować się do jego rad i zazwyczaj nie odzywali się do siebie przez resztę wieczoru. Zamiast wesprzeć żonę w stresie towarzyszącym załatwianiu spraw z jej byłym mężem, Kenny tylko znacząco się do niego dokładał. Jednakże po pracy z nami Kenny zmienił podejście. Wyczuwając zdenerwowanie, które Becky próbowała przed nim ukryć, objął ją i powiedział, jak bardzo ją podziwia za to, że znosi wszystkie manipulacje swojego byłego męża ze względu na dobro dzieci. Becky przez chwilę skarżyła się na oburzające rzeczy, które jej eks powiedział do niej przez telefon, na przykład, by zmieniła rezerwację biletów lotniczych na powrót dziewczynek do domu, co oznaczało dodatkową opłatę. Becky dała upust swojemu oburzeniu na to, jak nierozsądnie i nieczysto gra jej mąż. Kenny zamiast go przekląć i powiedzieć żonie, co ma o nim myśleć – na co miał ochotę – zgodził się jedynie z jej oceną. Wczuł się w jej lęk i frustrację. Poczuł jej lęk o to, że dzieci ucierpią, jeśli relacje między rodzicami się jeszcze pogorszą. Zwrócił uwagę, jakimi szczęściarami są dziewczynki, mając taką troskliwą matkę. Becky od razu poczuła się lepiej. Zadzwoniła do byłego męża i renegocjowała kwestię biletów, za co odebrała od Kenny’ego gratulacje. Spędzili przyjemny wieczór, czując się bliżej siebie niż kiedykolwiek wcześniej.

Oto podsumowanie: Bądź przy niej. Nie ignoruj jej uczuć, nie naprawiaj ich, nie mów jej, co ma robić, ani nie próbuj na siłę wyciągnąć ją z nieszczęścia. Jeśli tylko będziesz przy niej przez krótki czas, oboje powinniście być w stanie wyjść z kałuży wspólnie.

Więcej niż przetrwanie

W części pierwszej omówiliśmy korzyści, jakie ma dla przetrwania dostosowanie emocjonalne. Dostosowanie to ma naturalne inklinacje w stronę emocji negatywnych. Z punktu widzenia przetrwania ważniejsze jest zwracanie uwagi na złość i agresję niż na nadzieję i wdzięczność, gdyż złość i agresja mogą sygnalizować zagrożenie życia. Ta negatywna skłonność tłumaczy, dlaczego łatwiej jest pamiętać złe czasy niż dobre. Niemniej jednak nauczenie się dostrajania do dobrych momentów jest warte zachodu, ponieważ dostosowanie się emocjonalne do współmałżonka może dostarczyć najpiękniejszych doświadczeń. Niżej przedstawiona autentyczna historia Rosy i Kevina ilustruje tę prawdę we wzruszający sposób.

Camille i Rosa były przyjaciółkami od czasów szkoły średniej. Razem przechodziły przez różne życiowe problemy i radości. Tych doświadczeń było mnóstwo. W roku, w którym skończyły pięćdziesiąt lat, nawet razem dołączyły do Stowarzyszenia Czerwonych Kapeluszy . Kiedy zmarła Camille, świat Rosy legł w gruzach. Jej mąż Kevin dobrze rozumiał znaczenie tej straty dla żony i codziennie z miłością towarzyszył jej w żałobie. Dziesięć miesięcy po śmierci Camille, gdy zbliżało się Święto Dziękczynienia, strata wydawała się jeszcze dotkliwsza, bo Rosa i Camille zawsze razem tego dnia robiły tamales . Każdego roku tradycyjnie w salonie królował telewizor i futbol, a w kuchni tamales. Rosa nie mogła się zdecydować, czy tego roku przyrządzać to danie, ale w końcu zdecydowała, że to zrobi. Kiedy jednak obudziła się rano w Święto Dziękczynienia, nie wiedziała, jak ma przez niego przebrnąć. Naciągnęła na siebie szlafrok i szurając nogami, udała się do kuchni, by sama zacząć przyrządzać tamales. Kiedy tylko weszła do kuchni, zobaczyła, że wcale nie jest sama. Na blacie Kevin przygotował już wszystkie składniki: mąkę kukurydzianą, jajka, papryczki chili, łupiny z kolb kukurydzy oraz jej czerwony kapelusz.

Kevin wstąpił do kałuży wraz z Rosą i pomógł jej poprzez swój prosty, ale piękny gest świadczący o dostrojeniu, miłości i współczuciu. (...)

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama