Hasło "opodatkować Kościół" pojawiające się w antyklerykalnych kontekstach jest z zasady nieprawdziwe: Kościół jest opodatkowany. Kwestią do dyskusji są natomiast konkretne formy opodatkowania czy ubezpieczenia duchownych
Księża i siostry zakonne, wbrew temu co się mówi, płacą podatki. Rocznie z ich tytułu wpływa do budżetu państwa ponad 100 milionów złotych. Znaczna część z nich płaci też pełną składkę emerytalną.
Opodatkować Kościół — to jedno z najczęściej pojawiających się haseł w polskiej polityce i mediach w ostatnich miesiącach. Różnego rodzaju antyklerykałowie od Janusza Palikota po Joannę Senyszyn przekonują, że dzięki temu finanse państwa mogłyby zostać uzdrowione. Kościół i księża stają się dyżurnym chłopcem do bicia.
W związku z tym, że większość pojawiających się w mediach informacji ma niewiele wspólnego z prawdą i stanowi zbiór powtarzanych mitów, postanowiliśmy przybliżyć czytelnikom, w jaki sposób Kościół i księża płacą podatki oraz jak naprawdę finansowane są emerytury księży i sióstr zakonnych.
— Na początek warto wyraźnie podkreślić: nieprawdą jest, że Kościół i księża nie płacą podatków. Płacą i to całkiem sporo. Polski system podatkowy traktuje Kościół tak jak inne instytucje i osoby fizyczne — tłumaczy ks. kanonik Henryk Nowak, ekonom archidiecezji poznańskiej.
Ale po kolei. Duchowni płacą zarówno podatki dochodowe od wynagrodzenia, jak i podatek zryczałtowany. Podatki dochodowe na dokładnie tych samych zasadach co wszyscy pozostali podatnicy płacą księża, zakonnicy i siostry, którzy są zatrudnieni na etacie. Najczęściej wykonywane prace to: katecheta, nauczyciel, wykładowca, pomoc medyczna, kurialista.
W 2009 r. pracowało w Polsce 33 492 katechetów, w tym 18 348 katechetów świeckich, 11 382 księży diecezjalnych, 1 152 księży zakonnych i 2 610 sióstr zakonnych. Jak wynika z wyliczeń Katolickiej Agencji Informacyjnej, rocznie daje to 69 mln zł podatku PIT od pensji osób duchownych zatrudnionych w szkołach, nie licząc innych duchownych płacących tę formę podatku.
— Niezależnie od podatku dochodowego, który płaci część księży, wszyscy duchowni płacą tzw. podatek od posługi duszpasterskiej, czyli np. od ofiar za odprawiane Msze św. czy nabożeństwa pogrzebowe, a także otrzymywanych podczas odwiedzin kolędowych — mówi ks. Nowak. — Ponad połowa księży płaci więc państwu aż dwa podatki — dodaje.
Są oni płatnikami podatku zryczałtowanego (tzn. nie płacą go od dochodu, tylko co kwartał płacą stałą kwotę). Księża wikariusze i proboszczowie zostali potraktowani przez państwo podobnie jak osoby fizyczne, które prowadzą pozarolniczą działalność gospodarczą. Wysokość ryczałtu jest co roku ustalana przez urzędy skarbowe. Zależy od wielkości parafii i różni się w przypadku proboszczów i wikariuszy. W najmniejszych parafiach — do 1000 wiernych — kwartalna opłata w przypadku proboszcza wynosi 363 zł. W największych — powyżej 20 tys. — co trzy miesiące do kasy państwa wpływa nawet 1296 zł. Także wikariusze muszą uiszczać ten podatek. Zależy on nie tylko od wielkości parafii, ale też od wielkości miejscowości. Stawki wynoszą od 113 zł w parafiach do 1000 osób, znajdujących się na terenie gmin i miejscowości do 5 tys. mieszkańców, do 422 zł w parafiach powyżej 10 tys. wiernych znajdujących się w miastach powyżej 50 tys. mieszkańców. W sumie, jak wynika z wyliczeń KAI, z tego tytułu księża płacą co najmniej 35 mln zł podatku rocznie.
Warto podkreślić, że kapłani płacą podatek od liczby mieszkańców parafii, a nie od faktycznej liczby wiernych uczęszczających do kościoła. — Okazuje się więc, że Kościół płaci podatki również za pana Palikota — komentował ostatnio ten fakt abp Stanisław Budzik, metropolita lubelski.
Podatek ryczałtowy płacą również księża, którzy jedynie pomagają w posłudze duszpasterskiej i nie są na stałe przydzieleni do żadnej parafii. — Wówczas muszą sami zgłosić urzędowi skarbowemu wysokość swoich dochodów, a ten naliczy im ryczałt — wyjaśnia ks. Nowak.
Podatki płacone przez samych księży to nie wszystko. Miliony złotych rocznie z tytułu podatków wpłacają do budżetu również parafie i kościelne instytucje. Co prawda Ustawa o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego zwalnia kościelne osoby prawne od opodatkowania i od świadczeń na fundusz gminny oraz fundusz miejski z tytułu posiadanej nieruchomości, o ile są one przeznaczone na kult religijny lub cele edukacyjne (szkoły, seminaria), zwolnione są również klasztory, kurie i zabytki, jednak już za użytki rolne i lasy Kościół płaci takie same podatki jak każdy inny właściciel. — Podobnie jak od działalności gospodarczej prowadzonej przez zakony, parafie i instytucje kościelne. Muszą ją zarejestrować i płacą takie same podatki CIT i VAT jak wszystkie podmioty gospodarcze — zwraca uwagę ks. Nowak.
Ulgi i zwolnienia podatkowe względem Kościoła i jego instytucji mają przede wszystkim na celu wspieranie Kościoła w prowadzeniu przez niego różnych dzieł religijnych, charytatywno-opiekuńczych, oświatowych i wychowawczych, które służą szeroko pojętemu dobru człowieka. Warto przypomnieć, że sama Caritas przekazała w 2010 r. potrzebującym ponad 500 mln złotych. A w sumie działalność różnych kościelnych instytucji wypełniających zadania państwa, np. domów opieki, samotnej matki czy pomocy rodzinie oraz opieka nad zabytkami i ich remonty, których dokonuje Kościół, pozwala zaoszczędzić państwu kilka miliardów złotych rocznie.
Oprócz podatków najwięcej emocji wzbudzają emerytury księży, które są częściowo finansowane przez państwo. W tej sprawie w populistyczny ton uderzył również premier Donald Tusk w swoim exposé, w którym zapowiedział, że księża nie będą dłużej objęci szczególnymi przywilejami. „Uznajemy, że tak jak w przypadku Komisji Majątkowej, która przestała funkcjonować, ustały przesłanki właśnie dlatego, że majątek, o którym mówiono przed laty, wrócił do Kościołów, ustały też przesłanki dla tego dzisiejszego rozwiązania i duchowni powinni uczestniczyć w powszechnym systemie ubezpieczeń społecznych” — mówił Tusk.
Rada Ekonomiczna Diecezji Płockiej w specjalnym oświadczeniu napisała, że słowa premiera powodują zamęt w społeczeństwie, bo mogą „sugerować, że jako duchowni jesteśmy jakąś uprzywilejowaną grupą społeczną zwolnioną z płacenia składek emerytalnych”.
— Tak nie jest. Ponad połowa księży, która jest zatrudniona na umowach o pracę, płaci takie same składki emerytalne do ZUS jak wszyscy Polacy — mówi ks. Ireneusz Dosz, kanclerz poznańskiej kurii. — Pozostali pokrywają 20 proc. składki, a 80 proc. dopłaca im państwo w ramach Funduszu Kościelnego — dodaje. Zwraca uwagę, że księża płacą sobie również składkę zdrowotną w ramach rozliczeń za posługę duszpasterską. Wyjątkiem są misjonarze oraz członkowie zakonów kontemplacyjnych klauzurowych. W ich przypadku państwo opłaca 100 proc. emerytury. Łącznie z Funduszu Kościelnego finansowane są składki za 23 tys. duchownych różnych wyznań oraz 1500 alumnów, którzy mają finansowaną tylko składkę zdrowotną. W sumie na te świadczenie przekazano w ubiegłym roku niecałe 90 mln zł (co stanowi ok. 0,03 proc. budżetu państwa), jednak tylko część z nich trafiła do duchownych katolickich.
— Warto zaznaczyć, że składki te płacone są od najniższego ustawowo obowiązującego wymiaru wynagrodzenia. W wyniku tego duchowni, za których składki opłaca Fundusz, otrzymują najniższe możliwe emerytury, w wysokości zaledwie kilkuset złotych miesięcznie — podkreśla ks. Dosz.
Co to jest w ogóle Fundusz Kościelny? — Tego funduszu nie wymyślił Kościół, tylko samo państwo, chcąc mu w jakiś sposób zrekompensować to, co zabrały komunistyczne władze — tłumaczy ks. kanclerz. Został powołany na mocy art. 8 Ustawy z dnia 20 marca 1950 r. o przejęciu przez Państwo dóbr martwej ręki, poręczeniu proboszczom posiadania gospodarstw rolnych i utworzeniu Funduszu Kościelnego jako formy rekompensaty dla Kościołów za przejęte przez państwo nieruchomości ziemskie. Oficjalnie środki w nim zgromadzone miały być przeznaczone na udzielanie duchownym pomocy materialnej i lekarskiej oraz na konserwację i odbudowę miejsc kultu religijnego. Jednak przez 50 lat PRL miał on zupełnie inne przeznaczenie.— Mówi się, że to Fundusz Kościelny. Bzdura. Fakty pokazują, że to był fundusz antykościelny — komentuje ks. prof. Dariusz Walencik z Uniwersytetu Opolskiego. — Zamiast wspierać wspólnoty religijne, był wykorzystywany do walki z nimi.
Według dr. Michała Zawiślaka z KUL, z dokumentów wynika, że większość pieniędzy wypłacanych w PRL przez zarządzający funduszem Urząd ds. Wyznań przeznaczana była na cele antykościelne. Zasilały wspieranie ruchów i księży kolaborujących z komunistami, czyli tzw. księży patriotów, wydawane były na nagrody dla członków Zrzeszenia Katolików Caritas, które przejęło kościelny Caritas oraz na wynagrodzenie dla donosicieli na duchownych. Z tych pieniędzy wypłacano też nagrody dla urzędników Urzędu do spraw Wyznań czy ich podróże. Finansowano wydawanie książek i broszur szkalujących Kościół, prasę antykatolicką, honoraria dla naukowców, którzy teorią wspierali antykościelną politykę państwa, dotacje propagandowych wieców, materiały szkalujące biskupów, a także np. Związek Nauczycielstwa Polskiego.
Dopiero po 1989 r. Fundusz zaczął ponownie spełniać rolę, do której został powołany. Teraz premier Tusk twierdzi, że już ją wypełnił i może zostać rozwiązany, podobnie jak Komisja Majątkowa. Ks. prof. Walencik wykazuje jednak, że nieprawdą jest, jakoby Kościołowi został zwrócony cały majątek na skutek działalności Komisji Majątkowej. — Komisja ta zwracała wyłącznie nieruchomości, które zostały zabrane z pogwałceniem PRL-owskiego prawa. Natomiast Fundusz Kościelny był rekompensatą za dobra zabrane Kościołowi, które do niego nie wróciły. Nie oddał nawet części wartości tych dóbr — podkreśla.
Mimo to Kościół nie upiera się przy istnieniu Funduszu. Abp Stanisław Budzik, szef Kościelnej Komisji Konkordatowej, deklaruje, że Episkopat jest gotów do rozmów z rządem w sprawie przekształceń Funduszu. Podkreśla jednak, że w niemal każdym z demokratycznych krajów europejskich został przyjęty określony sposób finansowania Kościoła, umożliwiający realizację jego celów wobec społeczeństwa. Dlatego Kościół proponuje dobrowolny odpis od podatku 1 proc. na rzecz Kościołów i związków wyznaniowych. — Chodzi o to, by obywatel, a zarazem wierny Kościoła, mógł zadecydować o tej małej cząstce swego podatku, którą mógłby odpisać na rzecz wybranego związku wyznaniowego. Jest to rozwiązanie istniejące już w Europie i z tych dobrych doświadczeń można by skorzystać — mówi abp Budzik.
Propozycja ta już zdążyła zostać fałszywie przedstawiona w mediach jako próba wprowadzenia obowiązkowego podatku na Kościół. Sprzeciwia się jej też minister finansów Jacek Rostowski, który nie godzi się na żadne uszczuplenie wpływów do budżetu. Dyskusja o tym, jak finansować działalność Kościoła, jest więc dopiero przed nami. Ważne jednak, by przy jej okazji rozmawiać raczej o faktach, a nie o mitach dotyczących finansów Kościoła.
opr. mg/mg