Przemówienie Papieża Jana Pawła II do korpusu dyplomatycznego. 11 stycznia 1999
Zgodnie z tradycją sięgającą pierwszych lat pontyfikatu, na początku każdego roku Ojciec Święty spotyka się z członkami korpusu dyplomatycznego akredytowanego przy Stolicy Apostolskiej. W tym roku 11 stycznia przyjął w Sali Królewskiej przedstawicieli 169 państw. W ich imieniu przemówienie powitalne wygłosił dziekan korpusu, ambasador Republiki San Marino Giovanni Galassi, życząc Janowi Pawłowi II, aby wkrótce mógł odbyć pielgrzymkę do Jerozolimy i przekazać znak pokoju żydom, chrześcijanom i muzułmanom — dzieciom jednego Ojca. Papież w swoim wystąpieniu dokonał podsumowania i oceny najważniejszych wydarzeń minionego roku.
Ekscelencje, Panie i Panowie!
1. Jestem wam głęboko wdzięczny za życzenia, które złożyliście mi za pośrednictwem waszego dziekana, pana ambasadora Republiki San Marino Giovanniego Gallassi, na początku ostatniego roku dzielącego nas jeszcze od roku 2000. Dołączają się one do licznych wyrazów serdecznej życzliwości, jakie otrzymałem od władz waszych krajów oraz od waszych rodaków z okazji 20. rocznicy mego pontyfikatu i nowego roku. Wszystkim pragnę z całego serca raz jeszcze podziękować.
Ta doroczna uroczystość ma charakter rodzinnego spotkania i stąd jest mi szczególnie miła. Przede wszystkim dlatego, że w waszych osobach są tu obecne prawie wszystkie narody ziemi wraz ze swymi dokonaniami, nadziejami, ale także niepokojami. Z kolei dlatego, iż spotkanie to jest dla mnie dogodną sposobnością, aby przekazać serdeczne i wsparte modlitwą życzenia wam samym, waszym bliskim i waszym rodakom. Proszę Boga, aby każdego z was obdarzył zdrowiem, pomyślnością i pokojem. Możecie być pewni, że Papież i jego współpracownicy popierać będą wszelkie działania, w które wasze kraje angażują swoje najlepsze siły, dążąc do postępu duchowego, moralnego i kulturowego obywateli oraz do rozwoju wszystkiego, co przyczynia się do zgodnego współistnienia narodów w sprawiedliwości i pokoju.
2. Rodzina narodów, która niedawno uczestniczyła wspólnie w radości Bożego Narodzenia, a później powitała zgodnie nowy rok, ma z pewnością pewne powody do satysfakcji.
W Europie zwraca uwagę przede wszystkim Irlandia, gdzie umowa podpisana w Wielki Piątek ubiegłego roku otworzyła drogę do od dawna oczekiwanego pokoju, którego fundamentem musi być stabilne życie społeczne, oparte na wzajemnym zaufaniu i na zasadzie powszechnego równouprawnienia.
Innym źródłem satysfakcji jest dla nas wszystkich proces pokojowy w Hiszpanii, dzięki któremu mieszkańcy Kraju Basków po raz pierwszy zostali uwolnieni od widma ślepej przemocy i mogą myśleć poważnie o powrocie do normalnego życia.
Wprowadzenie wspólnej waluty oraz otwarcie się na Wschód z pewnością pozwoli Europie — a w każdym razie bardzo na to liczymy — stawać się coraz bardziej społecznością złączoną wspólnym przeznaczeniem, prawdziwą «wspólnotą europejską». Wymaga to oczywiście, aby narody wchodzące w jej skład potrafiły pogodzić swoją przeszłość ze wspólną wizją przyszłości, dzięki czemu wszyscy będą traktować się nawzajem jak równoprawnych partnerów, troszcząc się jedynie o wspólne dobro. Rodziny duchowe, które tak wiele wniosły w cywilizację tego kontynentu — mam oczywiście na myśli chrześcijaństwo — odgrywają moim zdaniem rolę coraz bardziej decydującą. Wobec problemów społecznych, które licznym grupom ludności nie pozwalają uwolnić się od ubóstwa, wobec nierówności społecznych, które są zaczynem stałych niepokojów, i wobec sytuacji młodych pokoleń, poszukujących punktów odniesienia w świecie często chaotycznym, ważne jest, aby Kościoły mogły głosić dobroć Boga oraz wezwanie do braterstwa, które podczas niedawnych świąt Bożego Narodzenia raz jeszcze zajaśniały całej ludzkości.
Kolejny motyw satysfakcji, na który chciałbym zwrócić uwagę państwa, jest związany z kontynentem amerykańskim. Mam na myśli umowę między Ekwadorem a Peru, zawartą w stolicy Brazylii 26 października ubiegłego roku. Dzięki konsekwentnym działaniom społeczności międzynarodowej — zwłaszcza krajów gwarantujących umowę — dwa bratnie narody potrafiły odważnie wyrzec się przemocy, zdobyć się na kompromis i rozstrzygnąć kwestie sporne w sposób pokojowy. Ten przykład warto wskazać wielu innym krajom, które nadal nie umieją przezwyciężyć wzajemnych podziałów i nieporozumień. Jestem głęboko przekonany, że te dwa narody, przede wszystkim dzięki wspólnie wyznawanej wierze chrześcijańskiej, zdołają sprostać wielkiemu wyzwaniu braterstwa i pokoju oraz odwrócić bolesną kartę swych dziejów, sięgającą zresztą samych początków ich niepodległego istnienia. Do katolików w Ekwadorze i Peru zwracam się z naglącym i ojcowskim wezwaniem, aby przez modlitwę i działanie dążyli świadomie do pojednania oraz starali się przenikać serce każdego człowieka pokojem, o którym mówią układy.
Należy się cieszyć także z wysiłków podejmowanych przez wielki naród chiński, który zdecydowanie wszedł na drogę dialogu między społecznościami zamieszkującymi przeciwległe brzegi Cieśniny. Społeczność międzynarodowa, a zwłaszcza Stolica Apostolska, z wielkim zainteresowaniem śledzi ten pomyślny rozwój sytuacji, oczekując widocznych postępów, które bez wątpienia przyniosą korzyść całemu światu.
3. Jednakże kultura pokoju nie została jeszcze powszechnie przyjęta i droga do tego celu pozostaje daleko, czego świadectwem są wciąż istniejące ogniska konfliktów.
Niedaleko nas region Bałkanów nadal przeżywa okres głębokiej destabilizacji. Nie można jeszcze mówić o normalizacji w Bośni i Hercegowinie, gdzie skutki wojny są nadal odczuwalne w relacjach między społecznościami etnicznymi, gdzie połowa ludności nie może powrócić do swoich domów i gdzie utrzymują się groźne napięcia społeczne. Jeszcze w ostatnim okresie region Kosowa był widownią śmiercionośnych starć, których motywy, zarazem etniczne i polityczne, uniemożliwiły spokojny dialog między stronami oraz wszelki rozwój ekonomiczny. Trzeba uczynić wszystko, aby dopomóc mieszkańcom Kosowa i Serbom spotkać się znów przy jednym stole, a przez to położyć niezwłocznie kres zbrojnej wrogości, która obezwładnia i zabija. Skorzystają na tym zwłaszcza Albania i Macedonia, wiadomo bowiem, że w regionie Bałkanów wszystko jest wzajemnie powiązane. Wiele innych krajów środkowej i wschodniej Europy, małych i dużych, również zmaga się z destabilizacją polityczną i społeczną, z trudem posuwa się naprzód drogą demokratyzacji i nadal nie potrafi zbudować gospodarki rynkowej, która pozwoli każdemu mieć należny udział w owocach dobrobytu i postępu.
Proces pokojowy podjęty na Bliskim Wschodzie w dalszym ciągu napotyka przeszkody i jak dotąd nie zapewnił mieszkańcom regionu spokoju i dobrobytu, do którego mają prawo. Nie można utrzymywać ich bez końca w stanie niepewności pomiędzy wojną a pokojem, grozi to bowiem niebezpiecznym wzrostem napięć i przemocy. Nie ma też żadnych racji po temu, aby wciąż odkładać na później określenie statusu świętego miasta Jerozolimy, ku któremu kierują wzrok wyznawcy trzech religii monoteistycznych. Zainteresowane strony winny podjąć te problemy z bardzo wyraźną świadomością swojej odpowiedzialności. Niedawny kryzys iracki ukazał po raz kolejny, że wojna nie rozwiązuje problemów. Sprawia jedynie, że stają się bardziej skomplikowane, a dramatyczne tego konsekwencje musi ponosić ludność cywilna. Tylko uczciwy dialog, autentyczna troska o dobro ludzi i szacunek dla ładu międzynarodowego może prowadzić do rozwiązań godnych tego regionu, w którym zakorzenione są nasze tradycje religijne. Skoro przemoc jest często «zaraźliwa», to również pokój może udzielać się innym: jestem zatem przekonany, że pokój na Bliskim Wschodzie przyczyniłby się wydatnie do odrodzenia nadziei w wielu narodach. Myślę tu na przykład o udręczonych mieszkańcach Algierii oraz Cypru, gdzie sytuacja pozostaje w impasie.
Kilka miesięcy temu w Sri Lance obchodzono 50-lecie niepodległości, ale niestety kraj ten jest do dziś nękany przez konflikty etniczne, co utrudnia podjęcie spokojnego dialogu, który jedynie jest w stanie doprowadzić do pokoju.
Afryka nadal jest kontynentem poważnie zagrożonym. Spośród 53 krajów, które ją tworzą, aż 17 przeżywa wewnętrzne konflikty zbrojne lub toczy wojny z innymi państwami. Myślę tu zwłaszcza o Sudanie, gdzie krwawym walkom towarzyszy straszliwy dramat ludności cywilnej; o znów skłóconych Erytrei i Etiopii; i o Sierra Leone, którego mieszkańcy znów wydani są na pastwę bezlitosnej przemocy. Oblicza się, że na tym wielkim kontynencie jest prawie osiem milionów uchodźców i wypędzonych, praktycznie pozostawionych własnemu losowi. Kraje regionu «Wielkich Jezior», w których nie zabliźniły się jeszcze rany zadane przez fanatyzm etniczny, nadal zmagają się z ubóstwem i destabilizacją; dzieje się tak w Ruandzie i w Burundi, gdzie sytuacja pogarsza się jeszcze na skutek embargo. Demokratyczna Republika Konga jest jeszcze daleka od zakończenia procesu transformacji i od ustanowienia trwałego ładu, jakiego słusznie pragną jej mieszkańcy; świadczą o tym masakry dokonane niedawno, na samym początku roku, w pobliżu miasta Uvira. Angola nadal bezskutecznie poszukuje pokoju, a w ostatnim okresie dokonują się tam bardzo niepokojące wydarzenia, których konsekwencje ponosi także Kościół katolicki. Wiadomości docierające do mnie regularnie z tego udręczonego regionu utwierdzają mnie w przekonaniu, że wojna zawsze pociąga za sobą okrucieństwa oraz że pokój jest bez wątpienia podstawowym warunkiem przestrzegania praw człowieka. Wszystkim mieszkańcom tych krajów, którzy często kierują do mnie apele o pomoc, pragnę powiedzieć, że jestem z nimi. Niech wiedzą też, że Stolica Apostolska nie szczędzi wysiłków, aby ulżyć ich cierpieniom oraz by znaleźć sprawiedliwe rozwiązania istniejących problemów, zarówno na płaszczyźnie politycznej, jak i humanitarnej.
Kultura pokoju jest też zagrożona przez próby usprawiedliwienia zbrojeń i wykorzystywania ich do celów politycznych. Próby jądrowe przeprowadzone niedawno w Azji oraz dążenia innych krajów, które potajemnie starają się zbudować własną potęgę atomową, mogą stopniowo prowadzić do banalizacji broni jądrowej, a w konsekwencji do nadmiernych zbrojeń, które mogłyby poważnie osłabić chwalebne działania na rzecz pokoju, a tym samym udaremnić wszelką politykę zapobiegania konfliktom.
Łączy się z tym problem produkcji tanich rodzajów broni, takich jak miny lądowe, na szczęście zakazane już przez konwencję podpisaną w Ottawie w grudniu 1997 r. (którą zresztą Stolica Apostolska niezwłocznie ratyfikowała w ubiegłym roku), oraz broń małego kalibru: wydaje mi się, że przywódcy polityczni powinni poświęcić im więcej uwagi, aby ograniczyć ich zgubne oddziaływanie. Konflikty regionalne, w których często zmusza się do walki zbrojnej dzieci, poddając je indoktrynacji i ucząc zabijania, wzywają wszystkich do poważnego rachunku sumienia oraz rzeczywistego współdziałania.
Nie wolno też lekceważyć zagrożeń dla pokoju, których przyczyną są nierówności społeczne i sztucznie napędzany wzrost gospodarczy. Kryzys finansowy, który wstrząsnął Azją, ukazał, że bezpieczeństwo ekonomiczne jest bardzo podobne do bezpieczeństwa politycznego i militarnego, również ono wymaga bowiem jawności, współdziałania i poszanowania pewnych zasad etycznych.
4. Panie i Panowie, w obliczu tych dobrze znanych wam problemów pragnę podzielić się z wami osobistym przekonaniem: rok bieżący, bezpośrednio poprzedzający Rok 2000, domaga się od nas mobilizacji sumień.
Jak nigdy w przeszłości, przywódcy społeczności międzynarodowej dysponują dzisiaj jasnym i kompletnym zbiorem przepisów prawnych i konwencji. Brakuje tylko woli ich przestrzegania i stosowania. Mówiłem o tym w moim orędziu na 1 stycznia, nawiązując do praw człowieka: «Kiedy godzimy się biernie z łamaniem któregokolwiek z podstawowych praw człowieka, zagrożone zostają wszystkie pozostałe» (n. 12). Zasadę tę można chyba odnieść do wszystkich norm prawnych. Prawo międzynarodowe nie może być prawem silniejszego ani też prawem narzuconym przez większość państw lub przez organizację międzynarodową; musi być zgodne z zasadami prawa naturalnego i prawa moralnego, które zawsze obowiązują strony zaangażowane w różne kwestie sporne.
Kościół katolicki, podobnie jak wszystkie wspólnoty wierzących, będzie zawsze wspomagał tych, którzy uważając prawo za cenne dobro dokładają starań, aby było ono respektowane w każdych okolicznościach. Potrzeba też, aby wierzący mogli się otwarcie wypowiadać i brać udział w publicznej debacie w społeczeństwach, których są pełnoprawnymi członkami. W tym kontekście pragnę podzielić się z wami, jako oficjalnymi przedstawicielami waszych krajów, smutkiem i niepokojem, jakich doznaję w obliczu licznych przypadków naruszania wolności religijnej w dzisiejszym świecie.
Na przykład w Azji w ostatnim okresie wspólnota katolicka została boleśnie dotknięta przez epizody przemocy: niszczono kościoły, bito, a nawet zabijano duchownych. Godne pożałowania fakty należałoby odnotować także w Afryce. Ubolewamy również nad tym, że w innych regionach, gdzie islam jest religią większości, wyznawcy innych religii nadal są dotkliwie dyskryminowani. Istnieje nawet kraj, gdzie kult chrześcijański jest całkowicie zakazany, a posiadanie Biblii to przestępstwo ścigane przez prawo. Jest to tym bardziej bolesne, że w wielu przypadkach chrześcijanie znacznie przyczynili się do rozwoju tych krajów, zwłaszcza w dziedzinie oświaty i ochrony zdrowia. W niektórych krajach zachodniej Europy obserwujemy równie niepokojące procesy: pod wpływem fałszywego rozumienia zasady rozdziału państwa od Kościoła lub radykalnego agnostycyzmu próbuje się zamknąć Kościoły wyłącznie w sferze kultowej i z trudem toleruje się ich wypowiedzi publiczne. Na koniec, niektóre kraje środkowej i wschodniej Europy nie potrafią pogodzić się z pluralizmem religijnym, właściwym dla społeczeństw demokratycznych, stwarzają zatem restrykcje i przeszkody administracyjne, aby ograniczyć wolność sumienia i religii, choć jest ona oficjalnie uznawana przez ich konstytucje.
Pamięć o prześladowaniach religijnych dawnych i współczesnych skłania mnie do wniosku, że u kresu obecnego stulecia nadszedł czas, aby zadbać o stworzenie w całym świecie właściwych warunków dla rzeczywistej wolności religijnej. Wymaga to z jednej strony, aby każdy wierzący potrafił dostrzec w drugim człowieku cząstkę owej powszechnej miłości, jaką Bóg darzy swe stworzenia, a z drugiej — aby również władze publiczne, których powołaniem jest myślenie w kategoriach uniwersalnych, umiały zaakceptować religijny wymiar życia obywateli wraz z jego nieodłącznym aspektem wspólnotowym. Może nam w tym pomóc nie tylko lekcja historii, ale także cenne narzędzia prawne, które trzeba jedynie wykorzystać. W pewnym sensie od tej nieusuwalnej więzi między Bogiem a ludzką wspólnotą zależy przyszłość społeczeństw, jak bowiem powiedziałem podczas mej wizyty w siedzibie Parlamentu Europejskiego, 11 października 1988 r., «człowiek tam, gdzie przestaje szukać oparcia w wartości wobec siebie transcendentnej, ponosi ryzyko, że stanie się ofiarą nieograniczonej samowoli władzy i pseudoabsolutów, które go niszczą» (n. 10: «LOsservatore Romano», wyd. polskie, n. 10-11/1988, s. 11).
5. Oto kilka myśli, które rodzą się w moim umyśle i sercu, gdy patrzę na świat u schyłku obecnego stulecia. Skoro Bóg, zsyłając nam swego Syna, okazał tak wielkie zainteresowanie losem człowieka, postarajmy się odwzajemnić tę wielką miłość! On, Ojciec wszechświata, zawarł z każdym z nas przymierze, którego nic nie zdoła rozerwać. Mówiąc nam i okazując, że nas kocha, daje nam zarazem nadzieję, że możemy żyć w pokoju; jest bowiem prawdą, że tylko ten, kto zaznaje miłości, może sam kochać innych. Oby wszyscy ludzie odkryli tę Miłość, która ich poprzedza i czeka na nich. Takie jest moje najgorętsze życzenie dla każdego z was i dla wszystkich narodów ziemi.
Copyright © by L'Osservatore Romano and Polish Bishops Conference