Czy grozi nam ponowne wprowadzenie ustawy umożliwiającej aborcję na życzenie?
Na pierwszym posiedzeniu Sejmu po referendum unijnym grupa posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej zamierza wnieść pod obrady parlamentu projekt ustawy legalizującej aborcję na życzenie. Zapowiedziała to posłanka SLD Joanna Sosnowska, dla której dopuszczalność zabijania dzieci nie narodzonych jest fundamentalnym elementem tożsamości obozu lewicowego.
Pierwszym krajem na świecie, który zalegalizował zabijanie dzieci poczętych, był w 1920 roku Związek Sowiecki. Znana jest rola ZSRR jako pioniera światowego ludobójstwa, który ma na swoim koncie kilkadziesiąt milionów śmiertelnych ofiar; należałoby jednak do tej ponurej statystyki doliczyć kolejne dziesiątki milionów, tym razem w łonach matek.
W tym samym roku, kiedy bolszewicy przejmowali władzę w Rosji, w portugalskiej Fatimie miały miejsce słynne objawienia maryjne. Matka Boża zapowiedziała w nich, że Rosja rozprzestrzeni swe błędy na cały świat. Jednym z owych błędów, który przetrwał nawet upadek komunizmu, jest właśnie legalizacja aborcji.
Drugim przywódcą po Leninie, który poszedł w jego ślady, był Adolf Hitler. Z jednej strony chronił on bezwzględnie życie płodowe „czystych rasowo, aryjskich jednostek”, z drugiej zalecał zabijanie nie narodzonych dzieci, co do których istniało podejrzenie, że mogą być chore. W krajach okupowanych Niemcy propagowali aborcję i antykoncepcję w celu wyniszczenia podbitych narodów. Jeden z przywódców Trzeciej Rzeszy, Martin Borman powiedział wprost: „obowiązkiem Słowian jest pracować dla nas. Płodność Słowian jest niepożądana. Niech używają prezerwatyw albo robią skrobanki - im więcej, tym lepiej.”
Na ziemiach polskich aborcja została więc prawnie zalegalizowana przez okupantów - w części wschodniej II Rzeczpospolitej w 1939 roku przez Sowietów, a w części zachodniej w 1943 roku przez hitlerowców. Po II wojnie światowej powrócono do przedwojennego prawodawstwa, chroniącego życie poczęte, ale już w kwietniu 1956 roku komunistyczne władze PRL znów zalegalizowały dzieciobójstwo.
Marek Hłasko, wówczas 22-letni pisarz, tak uchwycił ten moment w jednym ze swych opowiadań drukowanych na łamach tygodnika „Świat”:
„W ogrodzie Saskim siedziały dwie bikiniary, dwie zdziry, dwie dziewczyny po 16 lat, nie więcej, dobrze ubrane, uczennice, ładne, mocna rzecz. Jedna powiada do drugiej:
- Już można, czy wiesz ile teraz będzie kosztować skrobanka? Cztery i pół złotego, pół cytryny.
- Tyle co dwa ciacha, lipa - odpowiedziała druga.
- Wszystko się robi lipa - dodała pierwsza.”
Dopiero po upadku komunizmu stało się możliwe uchylenie prawodawstwa z 1956 roku. W styczniu 1993 roku zdominowany przez stronę solidarnościową Sejm przyjął ustawę o planowaniu rodziny i ochronie płodu ludzkiego. Tym samym Polska stała się pierwszym krajem, który w warunkach demokratycznych doprowadził do przejścia od ustawodawstwa proaborcyjnego do chroniącego życie poczęte.
W międzyczasie bowiem status prawny aborcji w wielu krajach świata zmienił się, gdyż legalizacja owego procederu rozpowszechniła się z krajów komunistycznych na inne państwa świata. Obecnie na naszej planecie zabijanie dzieci nie narodzonych jest całkowicie zabronione w 16 krajach (m.in. Irlandia, Malta, Filipiny, Chile). W 81 państwach dopuszcza się aborcję tylko w przypadku, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub kazirodztwa, w 55 krajach, gdy stwierdzona została deformacja płodu, zaś w kilkunastu, jeżeli zagrożone jest życie matki. W 41 państwach natomiast aborcja jest dozwolona z powodu trudnych warunków socjalnych matki.
Polska ustawa z 1993 roku była skutkiem sejmowego kompromisu i nie chroni każdego życia nie narodzonego. Dopuszcza wyjątki w przypadku gwałtu i kazirodztwa, choroby płodu lub niebezpieczeństwa dla życia matki. Mimo to postkomuniści po swoim wyborczym zwycięstwie parlamentarnym (1993) i prezydenckim (1995) próbowali zmienić ustawę, dążąc do wprowadzenia aborcji na życzenie. Już w pierwszym roku swojego urzędowania prezydent Aleksander Kwaśniewski podpisał, uchwaloną wspólnie przez postkomunistów i liberałów, nowelizację ustawy. Marek Borowski oświadczył wówczas triumfalnie przed kamerami telewizyjnymi: „Nareszcie wróciliśmy do Europy”.
Jeżeli aborcja na życzenie oznacza europejskość, to najbardziej europejskie muszą być takie kraje postkomunistyczne, jak Rosja, Ukraina czy Białoruś, nie mówiąc już o Chinach. Aż 79 proc. państw na świecie nie zezwala na aborcję na życzenie, a znajdują się wśród nich również wszystkie kraje Unii Europejskiej.
Przeforsowana przez lewicę i podpisana przez prezydenta Kwaśniewskiego nowelizacja ustawy antyaborcyjnej została jednak w 1997 roku uznana przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodną z konstytucją. Sędziowie trybunału stwierdzili, że narusza ona konstytucyjną gwarancję ochrony ludzkiego życia (mimo że w ustawie zasadniczej nie było precyzyjnego sformułowania o ochronie życia od momentu poczęcia).
Politycy lewicowi stwierdzili jednak, że przegrali tylko bitwę, natomiast wojnę o legalizację aborcji toczyć będą dalej. Ponieważ w ostatnim czasie najważniejszym zadaniem SLD było wygranie referendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej, działacze Sojuszu starali się nie rozdrażniać Kościoła, który traktowali jako sprzymierzeńca w kampanii prounijnej. Z obozu lewicowego dochodziły jednak sygnały, że natychmiast po referendum „zawieszenie broni” z Kościołem zostanie zerwane i walka o aborcję wybuchnie na nowo.
Jest to tym bardziej prawdopodobne, że na skutek swoich nieudolnych rządów SLD traci gwałtownie popularność w społeczeństwie i aby zmobilizować swój twardy elektorat, odwołuje się coraz częściej do haseł antyklerykalnych czy proaborcyjnych. Taki charakter mają m.in. wystąpienia Marka Dyducha, który twierdzi, że Kościół ma zbyt wiele przywilejów w państwie i tłamsi Polaków. Ten sam polityk jako pierwszy z liderów SLD złamał w grudniu 2002 roku „zmowę milczenia” wokół kwestii aborcji i zapowiedział otwarcie, że jego ugrupowanie będzie dążyć do zmiany obecnej ustawy.
Jako krytyk prawnej ochrony dzieci poczętych dał się poznać również marszałek Sejmu Marek Borowski. Stwierdził, że nie zgadza się z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 1997 roku i zarówno on, jak i SLD nie zrezygnują z prób nowelizacji obowiązującej dziś ustawy. Borowski proponuje przeprowadzenie tych zmian w drodze referendum.
Pomysł marszałka Sejmu podchwyciła Izabela Jaruga-Nowacka z Unii Pracy, pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Zaznaczyła tylko, że referendum w sprawie aborcji powinno się odbyć po referendum unijnym. Poparł ją wicepremier Marek Pol.
Od pomysłów tych publicznie odcięli się dwaj najważniejsi ludzie obozu lewicy: prezydent Aleksander Kwaśniewski i premier Leszek Miller. Pierwszy stwierdził, że ustawa z 1993 roku spełnia swoje zadania, drugi natomiast zapewnił, że nawet po referendum unijnym SLD nie powróci do prób zalegalizowania aborcji. Można byłoby brać te wypowiedzi za dobrą monetę, gdyby nie fakt, że politycy zapowiadający nowelizację ustawy nie są jakimiś drugorzędnymi działaczami - Marek Dyduch to sekretarz generalny SLD, Marek Borowski - wiceprzewodniczący Sojuszu, a Marek Pol - szef Unii Pracy.
Ponieważ głosowanie w sprawie akcesji Polski do Unii już się odbyło, nadchodzi czas weryfikacji, czyje wypowiedzi okażą się prawdziwe. Zbiega się to z okresem najniższej jak dotąd popularności SLD w społeczeństwie. Już najbliższe tygodnie pokażą, jak politycy lewicy reagują na spadek poparcia dla siebie - mobilizowaniem wiernego sobie aparatu kosztem wywołania „zimnej wojny religijnej”, czy też unikaniem zadrażnień z innymi środowiskami kosztem frustracji we własnym „twardym” elektoracie.
opr. mg/mg