Internetowi giganci – jak Facebook, Amazon, YouTube czy Twitter – cenzurują zwłaszcza treści grup religijnych, dotyczące kwestii takich jak aborcja, małżeństwo czy seksualność. „Możesz nie znać godziny ani dnia, w którym zostaniesz ocenzurowany” – uważa Joshua D. Holdenreid.
Wiceprezes i dyrektor wykonawczy Napa Legal Institute, oferującego edukację prawną i finansową organizacjom wyznaniowym, był jednym z uczestników spotkania online, poświęconego właśnie cenzurze treści religijnych w Internecie. Jak mówił, osoby zaangażowane w debaty publiczne „muszą planować z wyprzedzeniem i zakładać, że jeśli są organizacją religijną lub wyznaniową, działającą na forum publicznym i koncentrującą się na kwestiach związanych z pro-life, małżeństwem, seksualnością, antropologią chrześcijańską, to w końcu popadną w konflikt z niejasnymi i arbitralnymi warunkami, obowiązującymi na platformach «Big Tech»”.
Ryan T. Anderson, którego książka „Kiedy Harry stał się Sally” w lutym 2021 roku została usunięta ze sklepu Amazona (znajdująca się na listach bestsellerów i sprzedawana od trzech lat), podkreślał, że firma nie zastosowała własnych procedur. M.in. nie skontaktowano się z autorem. Jego zdaniem „nadużywaniem dominacji na rynku jest próba kontrolowania wypowiedzi publicznych, w szczególności w sprawie o ogromnym znaczeniu publicznym”. Podkreślił, że firmy takie jak Amazon i YouTube stały się dziś „tak dominujące w swoich sferach, że tak naprawdę nie ma alternatywnych opcji”.
Sprawa usunięcia jego książki została medialnie nagłośniona i publikacja wróciła do sklepu. Jednak, jak zaznaczył Ryan T. Anderson, zdarzenie może się odbić na całym rynku księgarskim, zwłaszcza w USA. Wydawcy nie będą chętni, by wydawać książki, których dystrybucji może odmówić gigant, mający 70-80 proc. udziału w rynku. „Nie dowiemy się nawet, jakie książki nigdy nie zostaną opublikowane, którzy autorzy sami się cenzurują, którzy wydawcy odrzucają propozycje, a wszystko to w obawie, że Amazon ich nie sprzeda” – mówił autor książki.
Eksperci komentowali także usuwanie nagrań przez serwis YouTube i zawieszanie kont organizacji w serwisach społecznościowych – przez co grupy te mogą stracić ważne dane oraz kontakty, efekty ciężkiej pracy. Joshua D. Holdenreid powiedział, że to zaskakujące, jak niewiele osób tworzy kopie zapasowe swoich kontaktów i filmów. Osoby i organizacje zależne od YouTube mogą stracić „setki lub tysiące godzin treści”, jeśli zostaną zablokowane za domniemane naruszenia treści.
Jego zdaniem grupy, które są narażone na cenzurę, zawieszenie lub usunięcie kont w poszczególnych serwisach powinny zidentyfikować działania, w których są zależne od firm „Big Tech” i opracować podwójny plan działania. Krótkoterminowy – jak reagować w przypadku przerwy w świadczeniu usług oraz długoterminowy – jak zmniejszyć zależnoć od platform, które, jak mówił, zachowywały się „szczególnie skandalicznie wobec głosów opartych na wierze”.
Liderzy grup religijnych powinni także „rozwijać relacje z mediami” i mieć listę reporterów, którzy mogą rozpowszechniać informacje o każdej próbie „de-platformingu” czy odmowy świadczenia usług.
Dlaczego internetowe korporacje podejmują takie działania? Jak sugerował Carl R. Trueman, „Big Tech” działa dzisiaj jako „rodzaj gigantycznego terapeuty”, którego celem jest sprawienie, by ludzie byli szczęśliwi i czuli się komfortowo. Tymczasem religia taka jak chrześcijaństwo „rzuca ludziom wyzwanie”.
Źródło: catholicnewsagency.com