Pół-chrześcijanin to cały heretyk. Tego uczy św. John Henry Newman

Św. John Henry Newman przypomina nam, że kompromis w fundamentalnych prawdach religii to po prostu bezbożność. Kiedy Jezus wzywa uczniów słowami „Pójdźcie za Mną”, jedynymi możliwymi odpowiedziami są „tak” lub „nie” – bez niczego pośrodku. Stwierdzenie, że 2+2=6 jest równie poprawne, jak stwierdzenie, że 2+2=8, mimo że liczba 6 to droga pośrednia między 4 a 8.

1 listopada św. Jan Henry Newman zostanie ogłoszony Doktorem Kościoła – decyzja ta może wydawać się nie na miejscu. Często mówi się, że pokolenie Z poszukuje „pełnego chrześcijaństwa”, bezkompromisowej wiary, która oferuje autentyczną alternatywę dla współczesnego społeczeństwa. Newman, przeciwnie, jest często przedstawiany jako główny prekursor afirmujących świat i ugodowych postaw Soboru Watykańskiego II. W przemówieniu wygłoszonym w przededniu kanonizacji Newmana w 2019 r., ówczesny książę Karol pochwalił rolę Newmana w przywracaniu katolikom miejsca w życiu Brytyjczyków, pokazując w ten sposób, że Wielka Brytania może być „wspólnotą wspólnot”.

Osiągnięciem Newmana było wskazanie drogi do pewnego rodzaju wielokulturowości. Czy ten obraz jest trafny?

Środek drogi

Po raz pierwszy zetknąłem się z Newmanem ponad dwie dekady temu, mając niewiele ponad dwadzieścia lat, jako świeżo nawrócony na chrześcijaństwo. Zostałem ochrzczony w jednym z anglokatolickich (katolicyzujący nurt w Kościele anglikańskim – red.) kościołów w Londynie – neogotyckim bogato zdobionym budynku z kolorowym neobizantyjskim wnętrzem i wszechobecnym zapachem kadzidła. Architektura anglokatolicka znaczyła dla mnie wówczas więcej niż anglokatolicka teologia; jednak poruszało mnie to, jak Newman określał Kościół Anglii jako dawną wersję powszechnej wiary katolickiej, pochodzącą z Wysp. W „Traktacie 12” Newman argumentował, że Kościół Anglii należy nazywać Kościołem w Anglii, czyli formą Kościoła powszechnego właściwą dla narodu angielskiego. Dla niego eklezjologia anglikanizmu była podążaniem środkiem drogi, via media, między nadużyciami i błędami katolicyzmu rzymskiego a protestantyzmem genewskim. Ta eklezjologia, jak czytałem we wczesnych anglikańskich pismach Newmana, odzwierciedlała „spokój i ostrożność” angielskiego umysłu, jego niechęć do fanatyzmu i skrajności oraz wyważony spokój angielskich manier.

Jednak Newman nie był kimś, kogo anglikanin mógłby czytać dosłownie. Jak zauważa historyk Frank M. Turner, jego zwrot ku Rzymowi w 1845 roku był w równym stopniu aktem „apostazji kulturowej”, co religijnej. Newman zawsze pachniał zdrajcą, znakiem odrzucenia.

Wyrazisty ton późniejszej rzymskiej religijności Newmana był dla mnie równie odpychający, jak traktariański Newman wydawał mi się znajomy: ostentacyjnie neoklasycystyczna założona przez niego wspólnota Birmingham Oratory, ludzie w biretach mamroczący po łacinie przy odległym głównym ołtarzu, wylewne i wywołujące dreszcze modlitwy do Maryi. Wszystko to przypominało trochę to, co Roger Scruton opisał jako podejście Anglika do „niemieckiej filozofii”: wszystko zbyt drastyczne, zbyt surowe.

Nieuniknione nawrócenie

Po przepłynięciu Tybru wiele lat później ponownie zapoznałem się z dziełami Newmana. Wtedy zrozumiałem jego relację o nawróceniu jako definitywne zerwanie z pojęciem kompromisu w religii, porzucenie jakiejkolwiek „via media” w odniesieniu do Boga. Z gęsią skórką czytałem relację Newmana o tym, jak odnajdywał się w zmaganiach Kościoła w IV w. W okresie poprzedzającym Sobór Konstantynopolitański w 381 r. działały trzy grupy. Po pierwsze, arianie, wciąż kwestionujący wyznanie wiary ustanowione w Nicei w 325 r. i argumentujący, że Syn nie jest w pełni boski. Po drugie, strona ortodoksyjna, Rzym, twardo trzymająca się nauki, że Syn jest Bogiem. Po trzecie, „półarianie”, którzy zyskiwali na sile i starali się znaleźć drogę pośrednią między dwoma skrajnościami – twierdząc, w starożytnej, „odchudzonej” wersji wiary, że Syn jest prawie Bogiem, ale nie do końca.

Jako anglikanin, Newman stracił zimną krew, gdy uświadomił sobie, że należy do współczesnych odpowiedników półarian. Jego nawrócenie było wówczas nieuniknione.

To jeden z powodów, dla których Newman przemawia dobitnie w dzisiejszej sytuacji – i nie tylko do katolików. Przypomina nam, że kompromis w fundamentalnych prawdach religii to po prostu bezbożność. Kiedy Jezus wzywa uczniów słowami „Pójdźcie za Mną”, jedynymi możliwymi odpowiedziami są „tak” lub „nie” – bez niczego pośrodku. Półarianie nie byli mniej heretyccy niż ich czysto ariańscy poprzednicy. Podstawowe prawdy wiary chrześcijańskiej są tak samo binarne, jak prawdy liczbowe, prawdy rodzajowe; nie są stopniowalne. Stwierdzenie, że 2+2=6 jest równie poprawne, jak stwierdzenie, że 2+2=8, mimo że liczba 6 to droga pośrednia między 4 a 8.

To prawda, bo tak jest użytecznie

Zanim Joseph Ratzinger został papieżem, który beatyfikował Newmana, pisał o półarianach jako mistrzach politycznego kompromisu. Starali się oni osłabić zuchwałość chrześcijańskiego roszczenia, niezręcznie podporządkowując je dominującemu sposobowi myślenia – greckiej filozofii, która głosiła, że ​​w pełni boski Syn nigdy nie może pochodzić od Boga.

Dzisiejsi „pełni” konwertyci nie szukają wiary dostosowanej do świeckiego status quo. Wyczuwają oni intuicję Newmana, że ​​doraźność i wiara to dwie zupełnie różne rzeczy.

Jeszcze przed nawróceniem na katolicyzm Newman zganił anglikańskiego biskupa Warburtona za stwierdzenie, że „użyteczność publiczna i prawda idą w parze”. Potępił wiarę urzędnika, którego „misją było łagodzenie przemocy polemik” i „niwelowanie różnic”. Nowa arcybiskup Canterbury, Sarah Mullally ma za sobą karierę w zarządzaniu opieką zdrowotną – dziedzinie podobnej do pracy urzędnika Newmana. Wydaje się, że doszła do wniosku, iż zezwalanie na aborcję i małżeństwa osób tej samej płci jest tak politycznie korzystne, że ich użyteczność publiczna może na nowo zdefiniować, co jest prawdą.

Pokój nie jest najważniejszy

Dziś ludzie coraz częściej dostrzegają ten podstęp, zdając sobie sprawę, że nie ma już drogi pośredniej między prawdziwym chrześcijaństwem a (jak ujął to jeden świecki dziennikarz) „trywialnością i banalnością świeckiego społeczeństwa”. Młodzi ludzie nie są już zaszczepiani rozwodnionymi wersjami wiary, które do niedawna trwały w powszechnej kulturze. Dla nich nawrócenie Newmana powinno być świętem – nie tylko dlatego, że pokazało, iż Wielka Brytania może być „wspólnotą wspólnot”, ale także dlatego, że przypomniało nam o korzyściach płynących z bycia zjednoczoną wspólnotą opartą na wspólnym kulcie chrześcijańskim; oraz za przesłanie, które Newman, jako młody człowiek, przyswoił sobie od Thomasa Scotta i którego nigdy nie zapomniał: „Świętość przed pokojem”.

Autor: Jacob Phillips

Źródło: firstthings.com

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama