In vitro to nie tylko problemy bioetyczne, ale także czysto medyczne. Jednym z nich jest niska skuteczność - średnio ok. 35 procent
Problematyka zabiegów wspomaganego rozrodu od kilku ostatnich lat jest szeroko komentowana przez krajowe media. Co pewien czas dziennikarze zapraszają do debaty osoby, które zajmują się ww. zagadnieniem wspomagając niepłodne pary w procesie starania się o dziecko. Najczęściej jednak w omawianym kontekście słyszymy informację dotyczącą niegasnących sporów światopoglądowych, odnoszących się do takich tematów, jak: status prawny ludzkiego zarodka, problem kriokonserwacji, czy też adopcji prenatalnej. Jak się jednak okazuje, co pewien czas media informują opinię publiczną o konkretnych odkryciach związanych ze skutecznym odkrywaniem tajemnicy ludzkiej płodności. W ostatnich dniach sukcesy w powyższej tematyce osiągnęli polscy naukowcy, którzy przyjrzeli się dokładnie problemowi transferu ludzkich zarodków. Czy polskie odkrycie wpłynie pozytywnie na skuteczność metody in vitro? Czy badacze podjęli poszukiwania we „właściwym” miejscu?
W połowie grudnia minionego roku lekarze związani z Kliniką Leczenia Niepłodności „Bocian” w Białymstoku wraz z badaczami z Polskiej Akademii Nauk przedstawili informacje wskazujące, iż transfer zapłodnionych zarodków do macicy posiada kluczowe znaczenie dla powodzenia zabiegu in vitro. W opinii wspomnianych naukowców udoskonalenie owego procesu jest w stanie zwiększyć jego skuteczność nawet o 15%.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę, iż przywołany transfer zarodków (ET — embryo transfer) jest w istocie kluczowym elementem procedury in vitro. Podstawowym celem ww. działania jest bezpieczne umieszczenie zapłodnionej komórki jajowej w macicy przyszłej mamy. Interesujący, a zarazem naukowo „tajemniczy” jest stosunek liczby powstałych w laboratorium zarodków oraz uzyskanych ciąż klinicznych. Laboratoryjny wskaźnik zapłodnienia jest w opinii ekspertów wysoki. Niestety skuteczność in vitro (średnio ok 35%.) rozumiana jako liczba narodzonych dzięki ww. procedurze w dalszym ciągu znajduje się na niezadowalającym badaczy poziomie. W tym miejscu warto zwrócić uwagę, iż podobne wyniki nie posiadają bezdyskusyjnego charakteru. Sami embriolodzy zwracają bowiem uwagę, iż podejmowanie podobnych działań u kobiet powyżej 35 r. ż. znacznie obniża ich skuteczność. W naszym kraju pierwsze oficjalne statystyki dotyczące in vitro pojawiły się dopiero w ostatnich miesiącach, w związku z trwaniem rządowego programu leczenia niepłodności. W wyniku powyższych działań nie narodziło się jeszcze ani jedno dziecko stąd też trudno podać w tym miejscu jakiekolwiek rzetelne oraz sprawdzalne dane.
Wracając jednak do problemu transferu zarodków okazuje się, iż charakter wspomnianej „drogi” może mieć kluczowe znaczenie dla całej procedury. Jak wskazuje dr Grzegorz Mrugacz z Kliniki Leczenia Niepłodności w Białymstoku, „W wyniku przeprowadzonych badań jesteśmy w stanie stwierdzić, że udoskonalenie metod transferu zarodków może zwiększyć liczbę ciąż klinicznych nawet o 15 %. Zaobserwowaliśmy, że na ich uzyskanie wpływają takie czynniki jak czas procedury, materiał z którego wykonany jest cewnik, a nawet tempo wstrzykiwania zarodków”. Praktycznie rzecz ujmując wskazuje się, że procedura transferu powinna odbywać się w sposób delikatny. Zwraca się szczególnie uwagę na dynamikę owego działania sugerując by odbywało się ono w sposób wolny, umożliwiając tym samym „ułożenie się” zarodka na dnie macicy. Podobne działanie w opinii polskich naukowców w mniejszym stopniu oddziałuje na jego potencjał rozwojowy. Na skuteczność omawianych działań, mają mieć również szczególny wpływ ogólne warunki przeprowadzania zabiegów. W komentarzach do powyższej informacji wskazywano dodawano iż w tzw. transferach łatwych (odbywających się w sposób zaplanowany, bez komplikacji) o 1,7 razy zwiększyła się liczba ciąż klinicznych.
Oceniając znaczenie podobnych obserwacji dojść można do wniosku, iż powoli zbliża się moment, w którym to wszelkie negatywne skutki pojawiające się w trakcie zapłodnienia pozaustrojowego zostaną w sposób istotny zminimalizowane. W tym miejscu pojawia się jednak pewna wątpliwość. Uczeni z Białegostoku oraz PANu skupili się na problemie drogi, jaką odbywa ludzki zarodek przenoszony z konkretnego miejsca w laboratorium do macicy. W doniesieniach odnoszących się do przywołanych obserwacji nie zwrócono jednak uwagi, iż pojawienie się sukcesu (oraz radości), jaką jest ciąża kliniczna, a nade wszystko dobrze zakończony poród nie zmniejsza znacznie większej liczby wad rozwojowych jakie obserwuje się u dzieci poczętych dzięki metodzie zapłodnienia pozaustrojowego. Z całą pewnością zagadnienie skutecznego „powstania” ciąży klinicznej posiada kluczowy charakter. Nie można jednak zapomnieć, że niedoskonałość metody in vitro polega nie tylko na niskiej skuteczności, ale również objawia się we wspomnianym powstawaniu wad rozwojowych. Prof. Maciej Krupisz biorący udział w programie in vitro, ukazując charakter ww. wad podkreśla, że związane są one z „nieprawidłową liczbą chromosomów determinujących płeć, czyli m.in. zespół Klinefeltera czy Turnera. To częsty skutek mikromanipulacji, związany z wciskaniem "na siłę" plemnika do komórki jajowej.” Podobnego zdania jest prof. Aldona Midro z Białegostoku, która powyższe zjawisko ukazała w następujący sposób „Kiedy przy zapłodnieniu pozaustrojowym wpychamy plemnik do komórki jajowej, nie wiemy, czy jest ona dojrzała i przeprogramowana w zakresie tzw. procesów epigenetycznych, i tak dochodzi do zaburzeń (...) Przy in vitro, kiedy brak tzw. matczynego zabezpieczenia, czyli odpowiedniego ciepła, ciemności, a do zapłodnienia dochodzi przy świetle, energii, która zmienia niektóre procesy biochemiczne, ryzyko zmian genetycznych jest duże”.
Błażej Kmieciak
Cały tekst dostępny na stronie: http://biotechnologia.pl/bioetyka/aktualnosci/niska-skutecznosc-zabiegow-in-vitro-czy-znamy-jej-przyczyne,13554?
opr. mg/mg