Przez nawrócenie do piękna

Homilia na uroczystość poświęcenia własnego kościoła, rok A

Ewangelia na rocznicę poświęcenia kościoła nie mówi ani słowa o budowie czy budynku kościelnym, natomiast mówi o zbawieniu Zacheusza i całego domu

Ale domu w starożytnym znaczeniu, czyli domowników, mieszkańców, rodziny i służby. W Kościele najważniejsi są ludzie, a nie architektura i malarstwo, mury i rzeźby. Co nie znaczy, że architektura nie ma znaczenia; ma, ale jest wtórna wobec człowieka. To nawrócony, uduchowiony i wierzący człowiek tworzy piękną architekturę sakralną, dając w ten sposób naturalne, spontaniczne świadectwo swojej wiary. Świadectwo piękna oddziałuje później na innych, budząc zachwyt i tęsknotę za pięknem absolutnym, za Bogiem.

Ale to jest dopiero „produkt finalny". Zanim dokona się ten proces pomnażania wiary przez zachwyt nad pięknem, najpierw musi dokonać się trudny proces oczyszczenia i nawrócenia człowieka. To właśnie ten etap, tak przejmująco opisany w dzisiejszej Ewangelii, jest decydujący, a często spychamy go na drugi plan albo wręcz w ogóle pomijamy. Wiele razy w dziejach bywało, że autentyczną wiarę ludzi tworzących Kościół zastępowaliśmy pięknem kościołów. Wytworzyła się nawet pewna prawidłowość, że im większe grzechy, tym większe katedry - budowane oczywiście jako zadośćuczynienie za te grzechy.

Chociaż dobre i to. Wtedy człowiek miał przynajmniej poczucie grzechu, poczucie swojej małości - i majestatu Boga. Umiał się ukorzyć przed Bogiem, uznać swoją znikomość, a piękno tworzyć nie na własną chwałę, lecz na chwałę Boga. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że na zwieńczeniach wysokich na kilkadziesiąt metrów wież i iglic gotyckich katedr rzeźbiono kunsztowne kwiatony, maswerki i pinakle? Przecież nie było wtedy helikopterów, teleobiektywów ani nawet lornetek. Po rozebraniu rusztowań nikt - poza ptakami - nie miał żadnej możliwości, by podziwiać kunszt i precyzję rzeźby. Wieże wznosiły się w przestwór nieba tylko na chwałę Boga.

Tymczasem człowiek zostawał na ziemi, by borykać się ze swoją grzesznością, pokutować i ze skruchą i nadzieją wznosić oczy ku niebu. Nadzieję niosła mu Ewangelia i modlitwa, płomienne kazania i pobożna lektura-jeśli tylko umiał czytać i miał dostęp do pisanego czy drukowanego słowa.

Dziś mamy wszystko w zasięgu ręki, komórki i telewizyjnego pilota. A jednak nigdy chyba sztuka nie była tak zdegenerowana, a człowiek tak pusty, wyzuty z wartości, niewrażliwy i gruboskórny, jak właśnie we współczesnym, multimedialnym raju. Bo sztuka pozbawiona wyczucia transcendencji staje się sztuczna, a człowiek pozbawiony pokory, wiary i duchowości - pusty.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama