O zastosowaniu zasad biblijnych do spraw gospodarczych i społecznych
Ocenianie z punktu widzenia wiary chrześcijańskiej współczesnego życia społecznego, politycznego i gospodarczego, napotyka na sprzeciwy. Ich źródłem jest często mentalność laicka i dążenie do wypchnięcia Kościoła z życia publicznego. Nie jest to jednak przyczyna jedyna. Chrześcijańskie wypowiedzi na temat życia dzisiejszego miewają bowiem istotne, rzeczywiste słabości. Skąd się one biorą?
Zacznijmy od przypomnienia, że Pismo Święte i nauczanie Kościoła mają za zadanie nauczyć nas „mądrości prowadzącej do zbawienia przez wiarę” (2 Tm 3, 15). Główną treścią wiary jest więź człowieka z Bogiem, a nie wskazówki co do urządzania spraw ziemskich. Jak zauważył św. Augustyn, Bóg chce z nas uczynić chrześcijan, a nie uczonych (Przeciw Feliksowi 10, 13). Nie ma zatem w Objawieniu Bożym bezpośrednich instrukcji politycznych i ekonomicznych.
Z drugiej strony zasady wiary i moralności wymagają oczywiście zastosowania do życia dzisiejszego. Taka aktualizacja nauk Pisma Świętego czy orzeczeń Kościoła dokonuje się jednak na zasadzie rozumowania opartego o dwie przesłanki. Jedną z nich jest Boża prawda, której wierzący może być pewny. Drugą jest obecna sytuacja, którą rozumiemy z pomocą wiedzy politycznej, ekonomicznej itd., a więc w sposób niedoskonały. Częścią tej konstrukcji jest ludzkie rozumowanie. Dlatego właśnie tradycyjne zasady wyjaśniania Pisma Świętego rozróżniały jego sens dosłowny, od tego, co nazwać można sensem moralnym, sensem wywnioskowanym lub aktualizacją orędzia biblijnego. Błędy na tym poziomie występują i są skutkiem niepełnej wiedzy o zjawiskach tego świata.
Niektórym się wydaje, że katolicka nauka społeczna jest w całości niezawodną teologią, a teologia moralna życia społecznego opiera się tylko na nieomylnych prawdach wiary i moralności. Jest to jednak jedynie pewien ideał. W praktyce interwencje chrześcijan w życie społeczne opierają się jakby na dwóch nogach, z których jedna daje oparcie pewne, a druga jest mniej lub bardziej kulawa, gdyż nasza wiedza o świecie nigdy nie jest pełna i często towarzyszą jej ukryte założenia, nietrafne koncepcje itd. Gdyby zresztą ograniczyć się do tego, co jest czystą teologią, styk z konkretnym życiem dzisiaj nie byłby dość widoczny. Dlatego i papież, i biskupi, i teologowie stosując zasady wiary do życia odwołują się do wiedzy o zjawiskach doczesnych. Przystępując do tematów gospodarczych i politycznych w oparciu o wiarę chrześcijańską i teologię, musimy dobrze zdawać sobie sprawę z tego problemu i rozróżniać obie płaszczyzny od siebie.
Nie należy też sobie wyobrażać, że prawidła produkcji dóbr materialnych w ludzkim społeczeństwie można dowolnie naginać; nie może być „chrześcijańskiej” ekonomii, która im przeczy, tak jak nie ma chrześcijańskiej geografii, w której by rzeki płynęły ku górze. Następnie, trzeba dbać o rzetelną wiedzę świecką oraz przedstawiać nasze propozycje z należytą skromnością, a za to z mocnym uzasadnieniem moralnym. (Wprawdzie świeccy ideolodzy głoszą z wielką pewnością siebie rozmaite głupstwa, ale nie na tej płaszczyźnie należy z nimi rywalizować.)
Jeśli więc pytamy o takie rzeczy jak rola państwa w gospodarce i jego stosunek do przedsiębiorczości, powinniśmy sobie zdać sprawę, że choć w Piśmie Świętym mowa o państwach i o zjawiskach gospodarczych, to nie są tam one zestawiane, nie padają też słowa „gospodarka” ani „przedsiębiorstwo”. Zapytanie o relację między nimi wynika z obecnego ustroju i jest sformułowane w obecnych kategoriach pojęciowych. Wnioski na ten temat możemy wyprowadzić tylko ze zdań biblijnych o sprawach pokrewnych. Ogólne zasady moralne zastosować do konkretnych sytuacji dzisiejszych.
Dość często spotyka się przekonanie, że posiadanie jest czymś brudnym. Rzutuje to na ocenę przedsiębiorczości. Owo przekonanie bierze się z wiedzy, że bogactwo bywa zdobyte nieuczciwie. Tak jednak być nie musi! Pismo Święte nigdzie nie potępia majątku jako takiego, lecz dochodzenie do niego przez kradzież oraz jego niewłaściwe wykorzystanie.
Oczywistą jest rzeczą, że wytwarzanie dóbr materialnych jest dla ludzi koniecznym warunkiem przetrwania i normalnego życia. Działania gospodarcze są więc z założenia czymś godnym i służą bliźnim. Dzieje się tak dlatego, że ich celem jest dobrobyt ludzi, a nie samo pomnażanie zysków; zysk jest tylko środkiem i wskaźnikiem, że gospodarka czy przedsiębiorstwa pracują należycie (por. Centesimus annus 35). Tym samym zły się okazuje taki system, który mnoży dobra, depcząc ludzi. Cel nie uświęca środków.
Praca na utrzymanie jest w Piśmie Świętym obowiązkiem (zob. np. 1 Tes 4,11; 2 Tes 3,10n), korzystanie z jej owoców jest czymś słusznym (Koh 2,24; 5,17), zaś lenistwo jawi się jako godny pogardy grzech (np. Prz 12,24; Syr 22,2). Należy więc cenić różne rodzaje ludzkiej pracy, nie pomijając pracy przedsiębiorcy, która wymaga dużego wysiłku, pomysłowości i ryzyka — a przy tym przysparza korzyści bliźnim, pracownikom i klientom. Powinna więc być szanowana i odpowiednio wynagradzana.
Sprawy te nie są, jak wskazano, głównym tematem Biblii, ale bywają w niej wspominane. I tak Mądrość Syracha stwierdza: „Nie wstydź się (...) zarobku wielkiego lub małego, korzyści kupca ze sprzedaży” (Syr 42,1.4.5). Pochwalny portret kobiety, która pracowitość łączy z rozmaitymi dochodowymi przedsięwzięciami, zawiera Księga Przysłów (Prz 31,10-31). W przypowieści o talentach (Mt 25,14-30) przykładem do naśladowania są ci, którzy otrzymawszy duże pieniądze (talent odpowiada w dzisiejszym języku milionowi), podwoili majątek. Dobra materialne, uzdolnienia i łaski Boże należy wykorzystywać.
Co Biblia mówi o państwie i władzy? Uznaje ich potrzebę, ale każe je podporządkować Bogu. Autorytet władzy może pochodzić tylko od Boga, nie od narodu ani od niej samej (Rz 13,1 — zdanie często źle rozumiane; por. Pwt 17,15). Władza jest podporządkowana Prawu Bożemu. W prawie Starego Testamentu czytamy o władcy: „Gdy zasiądzie na królewskim swym tronie, sporządzi sobie na zwoju odpis tego Prawa. (...) Będzie strzegł wszystkich słów tego Prawa, stosując jego postanowienia” (Pwt 17,18n).
Co z tego wynika? Po pierwsze, że prawo jest potrzebne. Wprawdzie izraelskie prawo karne i cywilne już nie obowiązuje, ale skoro znalazło się kiedyś w księgach natchnionych, oznacza to, że Bóg aprobuje porządkowanie życia społeczeństw ludzkich przez prawo. Konkretne przepisy się zmieniają, ale potrzeba i autorytet prawa są czymś trwałym. Stosując to do życia gospodarczego, oznacza to, że państwo jak najbardziej powinno tworzyć dla niego ramy prawne i prawo egzekwować. W tym sensie potrzeba interwencji państwa jest właściwie poza dyskusją.
Po drugie, władza nie jest nad prawem, lecz powinna mu służyć. Bogu nie zależy na demokracji ani na monarchii, lecz na praworządności, na „nomokracji”. Można stąd wywnioskować, że dowolne stanowienie i ciągłe zmienianie prawa przez parlamenty jest samowolą. Tym bardziej jest nią ogłaszanie praw niezgodnym z prawem Bożym (Iz 10,1: „Biada tym, co bezbożne wydają ustawy”). Zatem dbałość państwa o prawo jest nie tyle uprawnieniem władczym, co pewną funkcją służebną. Przez prawo państwo służy osobom, rodzinom, różnym wspólnotom oraz gospodarce, która polega na tworzeniu i wymianie dóbr przez pracę w przedsiębiorstwach.
Jakimi zasadami powinno się to prawo kierować? Najzwięźlej przedstawiła klucz do rządzenia Księga Przysłów: „Król umacnia kraj sprawiedliwością, a niszczy go uciskiem podatkowym” (Prz 29,4). Sprawiedliwość może się wydać zasadą zbyt ogólną, ale niesłusznie. Nie tak trudno odróżnić sprawiedliwość od jej braku.
I tak sprawiedliwość wymaga równego traktowania. Zasadę tę Pismo Święte zresztą podaje, np. w słowach: „Jednakowo będziecie sądzić obcych i swoich” (Kpł 24,22). Od razu widać, że wszelkie przywileje dla obcych inwestorów, ulgi podatkowe i zezwolenia, których nie daje się Polakom, są jaskrawo niesprawiedliwe. Jeśli brak nam kapitału, każdemu inwestorowi trzeba stworzyć warunki, by budował i dawał pracę!
Zasadę równości wyraża też zdanie: „Nie będziesz stronniczy na korzyść ubogiego, ani nie będziesz miał względów dla bogatego” (Kpł 19, 15). W odniesieniu do sytuacji przedsiębiorstw pierwsza anomalia oznacza, że państwo potrafi chronić nieuczciwego pracownika, klienta, najemcę; druga, że firmy drobne i nowo zakładane bywają dyskryminowane na rzecz większych, zaś bogatych nie pyta się o źródło majątku.
Nietrudno wskazać przykłady naruszania tej zasady w obu punktach (w pierwszym pod hasłem wrażliwości społecznej lub solidarności, w drugim pod hasłem liberalizmu). I tak sądy pracy uchodzą za stronnicze na korzyść pracowników, a prawo pracy nadaje im wiele kosztownych dla pracodawców przywilejów; pod pretekstem ochrony lokatorów oszuści mieszkają za pół darmo w cudzych domach, uważając to za swoje święte prawo; sprytne osoby spędzają połowę czasu na zwolnieniach (na siebie i dzieci). Te i inne nadużycia noszą oszukańczą nazwę sprawiedliwości „społecznej”.
Z drugiej strony, im kto bogatszy, tym łatwiej przebija się przez gąszcz przepisów prawnych, znajduje sobie politycznych opiekunów, otrzymuje ułatwienia (chyba że jest uczciwy — wtedy bywa niszczony...). Rządzący Polską zbyt długo tolerowali gromadzenie majątku przez przekręty i polityczne koneksje, aprobując po cichu zasadę, że pierwszy milion trzeba ukraść. (Nazywano to kapitalizmem i liberalizmem gospodarczym, kompromitując dość skutecznie te koncepcje).
W kraju o wysokim bezrobociu o pomiatanie pracownikiem łatwo. Bezrobocie ogranicza wolność gospodarczą, gdyż nie daje swobody podejmowania i zmieniania pracy — biedny musi godzić się na złe warunki pracy u bogatego. W tej sytuacji prawo powinno chronić jego wolność, wyrównując dysproporcję sił. Naprawdę sprawiedliwie jest wtedy, gdy i pracodawca, i pracownik zawierają umowę swobodnie.
Związki zawodowe mogą tu odgrywać rolę pozytywną, broniąc pracowników przed nieuczciwym pracodawcą. Mogą też szkodzić: trudno uznać za słuszne, że leń i partacz jako działacz związkowy jest nietykalny. Że związki hamują reorganizację słabych przedsiębiorstw. Że zniechęcają do inwestowania. Że w pewnych branżach wymuszają haracz na całym społeczeństwie. Np. gigantyczne odprawy górników oznaczają dla każdego robotnika i przedsiębiorcy wzrost kosztów energii i większe opodatkowanie.
W zacytowanym wyżej zdaniu z Pisma Świętego potępiony został ucisk podatkowy. Podtrzymuje to Kościół; np. papież Leon XIII pod koniec encykliki Rerum Novarum stwierdził, że wysokie podatki stanowią zamach na święte prawo własności (a trzeba wiedzieć, że w czasach tej encykliki, ogłoszonej w 1893 r., podatki i tak były w Europie sporo niższe niż obecnie). W Piśmie Świętym znajdziemy też barwne ostrzeżenie przed zdzierstwem podatkowym i poddaństwem narzuconym przez władzę, wygłoszone przez proroka Samuela wobec ludu pragnącego mocnej władzy królewskiej (1 Sm 8, 11-18).
Jezus polecił płacić podatki w słowach „cesarzowi co cesarskie” (Mk 13,17 i par.) i podobnie św. Paweł (Rz 13,6n). Trzeba tu pamiętać, że ówczesne cesarstwo rzymskie traktowało poddanych sprawiedliwie, a podatki były bardzo umiarkowane.
Jak z tego wynika, zbyt wysokie podatki są same przez się czymś niemoralnym i szkodliwym. Rządy utrzymują, że zabieranie pracującym i przedsiębiorstwom połowy lub większości dochodów przez rozmaite podatki, akcyzy, składki itp. służy słusznym celom. Nawet gdyby to było prawdą, musimy stwierdzić, że nie wolno dążyć do dobrych celów przez złe środki.
W zamian za podatki państwo obiecuje rozmaite świadczenia. W praktyce okazuje się jednak, że podatki i składki są dotkliwie wysokie, a owe świadczenia niewystarczające. Nic dziwnego — urzędnicy gospodarujący środkami budżetowymi są kosztowni i niesprawni. Jan Paweł II podsumował te doświadczenia tak: „Interweniując bezpośrednio i pozbawiając społeczeństwo odpowiedzialności, państwo opiekuńcze powoduje utratę ludzkich energii i przesadny wzrost publicznych struktur, w których - przy ogromnych kosztach - raczej dominuje logika biurokratyczna” (Centesimus annus 48).
Wydaje się więc słuszne, że władza publiczna powinna jak najwięcej zostawiać pracującemu i przedsiębiorstwu, a jak najmniej pobierać. Wynika to również z centralnej dla katolickiej nauki społecznej zasady pomocniczości. Głosi ona, że wszystkie zadania, jakie może wypełnić osoba, rodzina czy mała społeczność, powinny zostać w ich rękach, a państwo winno im pomagać w ich realizacji — a nie zabierać im zadania i majątek!
W poprzednim punkcie powołałem się na stwierdzenie, że prawo własności jest święte. Dziś katolicy niechętnie o tym mówią, co jak sądzę wynika z pewnego nieporozumienia co do znaczenia słowa „święty”. Powinno oznaczać ono bowiem przede wszystkim to, co jest Boże i bliskie Bogu. Nie chodzi więc o to, że posiadanie majątku jest czymś z założenia zbożnym i moralnym, lecz o to, że prawo do własności zostało ustanowione przez Boga. Bóg potwierdził to przez przykazanie siódme, „nie kradnij!”.
Prawo do własności, jak i inne prawa, osadzone jest w uwarunkowaniach natury ludzkiej. Bez dóbr materialnych człowiek nie może przetrwać, traci życie — a gdy jest na łasce innych lub starcza mu tylko na przetrwanie, traci wolność. Dlatego potrzebna jest, konkretnie, własność prywatna. Nietrudno też zauważyć, że gdyby kradzież była dozwolona, wszelka praca i gospodarowanie straciłyby sens i wartość.
Obowiązkiem wszystkich, a szczególnie władzy państwowej, jest więc ochrona własności i zwalczanie kradzieży. Niestety, w tej dziedzinie stan rzeczy w Polsce jest bardzo niezadowalający. Patrząc z punktu widzenia przedsiębiorstwa, za słaba jest ochrona przed nieuczciwymi kontrahentami i w ogóle przed naruszaniem umów. Procesy wloką się w nieskończoność, komornicy są nieskuteczni, ściąganie mniejszych sum za drogo kosztuje. Jeśli złodziej został złapany, nie zapłaci za szkody. Równie poważnym utrudnieniem dla przedsiębiorstw jest znaczna korupcja.
Co gorsza, samo państwo narusza na różne sposoby własność. O zbyt wysokich podatkach była już mowa. Nie było reprywatyzacji, właściciele okradzeni po wojnie przez komunistów odzyskali bardzo niewiele; tymczasem majątek ten mógłby stać się podstawą dla licznych polskich przedsięwzięć gospodarczych; zamiast tego przejada go i wyprzedaje biurokracja. Powolność działań administracji, w której języku „zaraz” oznacza co najmniej dwa tygodnie, unieruchamia pieniądze i inne środki. System koncesji i zezwoleń utrudnia dobre wykorzystanie majątku. Zaniedbania władz w sferze planów zagospodarowania przestrzennego oraz dyktatura urzędników w sprawach budowlanych pozbawiają wartości wiele terenów i zwiększają koszty budownictwa.
* * *
Podsumowując: podstawą polityki gospodarczej powinno być uznanie łącznie pracy i przedsiębiorczości za jedyne źródło nowych dóbr materialnych. Władza polityczna służy gospodarce tworząc jej sprawiedliwe ramy prawne, obniżając podatki, respektując prawo własności i tępiąc kradzieże. Nie są to zasady specyficznie „katolickie”, ani też „konserwatywne”, „wolnorynkowe”, „kapitalistyczne”, czy jeszcze inne. Nie chodzi też przede wszystkim o to, że są to zasady gospodarczo korzystne. Są zgodne z prawem Bożym i uczciwe — dlatego są też owocne.
Michał Wojciechowski
Nota końcowa. Moje artykuły na podobne tematy: Zastosowanie Dekalogu do dzisiejszego życia społecznego, w: Kościół w życiu publicznym. Teologia polska i europejska wobec wyzwań, t. 2, Lublin 2004, s. 71-87 = Zeszyty Naukowe Stowarzyszenia Biblistów Polskich 1(2004)1, s. 243-258; Polityczne, społeczne i gospodarcze zastosowania VII i X przykazania Dekalogu, w: Etyka a rozwój gospodarczy, pr. zbior., Warszawa 2006, 15-29; Biblia o własności prywatnej, w: Kradzież a rozwój gospodarczy, pr. zbior., Warszawa 2006, s. 107-118; Krytyka państwa i władzy w Biblii. Więź 2004 nr 5, s. 76-84; także w: Państwo i jego problemy, Olsztyn 2004, s. 9-16. Są one dostępne w Internecie na stronie www.opoka.org.pl.
Źródło: kwartalnik „Cywilizacja”, nr 20 (2007).
opr. mg/mg