Rozmowa z dr Bronisławem Grabowskim, członkiem Rady Polityki Pieniężnej
— Koalicjanci zapowiedzieli, że jeśli Rada Polityki Pieniężnej szybko i radykalnie nie obniży stóp procentowych, może dojść do zmiany ustawy o NBP. Nowy rząd argumentuje, że RPP jest niewrażliwa na sytuację gospodarczą i nie można jej zmusić do obniżenia stóp procentowych, a wysokie stopy oznaczają niski wzrost gospodarczy i drogie kredyty. Co Pan myśli o zakusach ograniczenia niezależności Rady Polityki Pieniężnej i NBP?
Zasada niezależności Narodowego Banku Polskiego i RPP została ustanowiona konstytucją z 1997 r. i wpisana do ustawy o NBP. Szantaż koalicji SLD—UP—PSL jest więc próbą złamania prawa, i to prawa przez nich tworzonego. Czyżby więc przyznawali się do tego, że tworzą złe prawo? Niezależność NBP i Rady Polityki Pieniężnej jest konieczna. Wynika z teorii ekonomii i praktyki makroekonomicznej. Podstawowym zadaniem banku centralnego jest bowiem dostarczanie gospodarce stabilnego pieniądza, który nie powoduje poważnych wahań cen i nie przyczynia się do utraty jego wartości, czyli inflacji.
Podporządkowanie emisji pieniądza i polityki pieniężnej jakiejkolwiek sferze politycznej wprowadza pewien cykl polityczny, w którego takt podejmowane są wszystkie decyzje gospodarcze. Nieuchronnie prowadzi to do zaburzeń wartości pieniądza, przyspieszania inflacji dla krótkookresowego wzrostu gospodarczego, tylko po to, by to nietrwałe i szkodliwe z punktu widzenia długookresowego wzrostu gospodarczego ożywienie gospodarcze dało kolejny „sukces” ekipie rządzącej. Żądania zmniejszenia niezależności NBP mogą szkodzić polskiej gospodarce, tym bardziej że zaburzają proces wstępowania Polski do struktur Unii Europejskiej.
— To akurat mogłoby się podobać niektórym ugrupowaniom w nowym Sejmie... Tymczasem inflacja we wrześniu spadła — średnioroczna wyniosła 4,3 proc., wobec 5,1 proc. w sierpniu — i wielu analityków oczekuje rychłego i dużego cięcia stóp. Czy obniżenie ich o 4—5 pkt proc. jeszcze w tym roku, jak tego przed wyborami oczekiwał prof. Belka, byłoby dla polskich rodzin szkodliwe?
Podstawowa sprzeczność między interesem polskiej gospodarki i naciskami, które obserwujemy, wynika z faktu, że politycy przejmujący władzę chcieliby, żeby NBP zmienił politykę pieniężną, kierując ją na krótkookresowe ożywienie gospodarcze. Nawet gdyby doszło do obniżenia stóp procentowych o 400—500 punktów, to tylko jeśli nie spowoduje to takich skutków, o jakie chodzi politykom koalicji rządzącej. Na podstawie obecnych analiz można powiedzieć, że tak duża obniżka stóp procentowych zdestabilizowałaby gospodarkę: przyspieszyła inflację, osłabiła poważnie złotego, ożywiła produkcję, ale kosztem wzrostu deficytu w obrotach bieżących, przyspieszenia inflacji i konieczności ponownego stabilizowania gospodarki przez podwyższenie stóp procentowych. W efekcie w długim okresie dałoby to o wiele niższy wzrost gospodarczy, znacznie wyższy poziom bezrobocia, spadek poziomu życia.
Na początku tego roku nikt nie wyobrażał sobie, nawet rynki finansowe nie uwzględniały takiej perspektywy, że do sierpnia, czyli w ciągu ośmiu miesięcy, stopy procentowe spadną o 450 punktów. Ja również na początku roku mówiłem, że taka perspektywa jest mało prawdopodobna. Ale RPP — uwzględniając pogarszającą się sytuację finansową przedsiębiorstw, słabsze perspektywy wzrostu popytu w dłuższym okresie, spadającą dynamikę płac realnych i słabnięcie popytu konsumpcyjnego oraz rosnące bezrobocie — obniżała stopy, mimo że w tym czasie rósł deficyt finansów publicznych.
Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co dokładnie będzie działo się w procesach makroekonomicznych i w trendach inflacyjnych w ciągu najbliższego półrocza i o ile te stopy będą mogły być obniżone tak, żebyśmy byli w stanie realizować cel inflacyjny i równoważyć gospodarkę. Gdyby samą polityką pieniężną można było na trwałe przyspieszać wzrost gospodarczy i obniżać bezrobocie, żaden kraj nie miałby z tym problemów. Wystarczyłoby uruchomić matryce drukarskie.
Dzięki dotychczasowej polityce pieniężnej udało się odwrócić narastanie deficytu w obrotach bieżących. Dzięki restrykcyjnej polityce pieniężnej, deficyt w obrotach bieżących spadł z 8 proc. w ub.r. do poniżej 5 proc. w tym, a inflację udało się zbić z poziomu 11,6 proc. do nieco ponad 4 we wrześniu tego roku. Uchroniliśmy się prawdopodobnie przed kryzysem finansowym, który spowodowałby nie tylko spadek tempa wzrostu gospodarczego, ale być może recesję i jeszcze wyższe bezrobocie na wiele lat.
— Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał TOMASZ GOŁĄB
opr. mg/mg