Pokuta Oscara Wilde'a

Każdy może się nawrócić...

Oscar Wilde, główny męczennik homoseksualistów, więziony w wiktoriańskiej Anglii za swe niemoralne życie, autor cynicznych aforyzmów, doznał łaski nawrócenia. Przypomina o tym ojciec Leonardo Sapienza, członek prefektury Domu Papieskiego, w swojej najnowszej książce „Prowokacje: Aforyzmy dla niekonformistycznych chrześcijan".

Lewicowa „La Repubblica" nie kryje oburzenia, że Watykan przywłaszcza sobie ikonę ruchu gejowskiego, przy okazji wytykając Kościołowi katolickiemu niekonsekwencję, bo przecież „Benedykt XVI cały czas uważa homoseksualizm za chorobę". Fakt przemiany życia Wilde'a bywał w tych środowiskach przemilczany lub lekceważony. Często powtarzano, że Wilde umierając, był nieświadomy, a jego pogodzenie z Kościołem katolickim to manipulacja przyjaciela Roberta Rossa. Tymczasem o. Sapienza, znany dotychczas między innymi z publikacji cytatów Pawła VI i Jana Pawła II, w swojej nowej książce, nieprzetłumaczonej jeszcze na język polski, zamieścił kilka złotych myśli Oscara Wilde'a.

„Potrafię się oprzeć wszystkiemu prócz pokusy"

Oscar Wilde był człowiekiem w czepku urodzonym. Jego rodzice - wybitny okulista i laryngolog oraz poetka, która prowadziła znany salon literacki w Dublinie - zadbali o jak najlepsze wykształcenie syna. W dublińskim Trinity College Wilde uzyskał opinię niezwykle zdolnego, a studiując w Magdalen College w Oksfordzie, odbierał nagrody i brylował w towarzystwie. Był dowcipny, tryskał błyskotliwym humorem, elokwentny. Przy tym zaciekawiał ekstrawagancją w ubiorze i osądach. Wielki wpływ na poglądy Wilde'a na sztukę wywarły wykłady artysty i poety Johna Ruskina. Odtąd Wilde głosił hasła „sztuki dla sztuki", a jego religią stały się artyzm i estetyzm. W 1884 roku ożenił się z piękną i mądrą Constance Lloyd. Zamieszkali w eleganckiej dzielnicy Londynu i prowadzili otwarty salon, w którym bywała śmietanka artystyczna i arystokratyczna Londynu. Wkrótce szczęśliwemu małżeństwu urodzili się dwaj synowie: Cyril i Vyvyan. W 1890 roku Oscar opublikował powieść „Portret Doriana Graya", a później regularnie pisał satyryczne komedie, chętnie wystawiane w londyńskich teatrach. Miał wszystko: sukces, miłość, przyjaciół, poklask, rodzinę, pieniądze. Był osobą pożądaną w każdym towarzystwie, jego zdanie na temat sztuki stanowiło dla wielu prawdę absolutną, mógł sobie pozwolić na każdą zachciankę. A te przychodziły w formie pokus, którym nie potrafił się oprzeć. Jego lekko zniewieściała elegancja była oczywiście podejrzana, ale był przecież artystą. W wieku trzydziestu siedmiu lat poznał młodego lorda Alfreda Douglasa, studenta Oksfordu, w którym zakochał się bez opamiętania. „Pozwoliłem wciągnąć się i omamić przez długie okresy bezmyślnej, zmysłowej swobody. (...) Przestałem być panem samego siebie. Nie byłem już sternikiem swojej duszy i nie wiedziałem o tym. Pozwoliłem, aby przyjemności owładnęły mną. Skończyłem w wielkiej niesławie. Pozostała mi już tylko absolutna pokora". Te słowa napisał Wilde znacznie później.

Więzienie w Reading

W XIX wieku homoseksualizm był w Anglii karany więzieniem. O Wildzie i błękitnookim lordzie Douglasie mówiło się, że razem ucztują, spacerują, wyjeżdżają. Ojciec młodzieńca, markiz Queensberry, prześladował artystę, publicznie oskarżając go o „sodomię". Wilde, dając się wmanipulować w rozgrywki między ojcem a synem, oskarżył Queensberry'ego o zniesławienie i... przegrał proces. W 1895 roku został skazany na dwa lata ciężkich robót w więzieniu. W atmosferze skandalu Wilde w ciągu kilku dni stał się kompletnym bankrutem. Przedtem szanowanego i podziwianego teraz zaczęto obrzucać obelgami. Jego poniżona żona zmieniła nazwisko i wraz z synami wyjechała za granicę. Koszty procesu były tak wysokie, że Wilde stracił wszystkie pieniądze i dobra, komornicy zabrali mu cenny księgozbiór i dom. Załamany artysta spędził miesiące w obskurnej celi więzienia w Reading, będąc na samym dnie. W ciągu tych dwóch lat dotknęły go kolejne klęski: żona wniosła pozew rozwodowy, umarła mu matka, a w końcu został pozbawiony praw do swoich synów. Kompletnie zdruzgotany napisał w więzieniu takie słowa: „Nie wątpię ani przez moment, że najwznioślejszą chwilą w życiu człowieka jest ta, kiedy klęczy on w pyle, bije się w piersi i wyznaje grzechy całego swojego życia".

Z głębokości...

Pod koniec pobytu w Reading Wilde dostał pozwolenie na pisanie. Otrzymywał po jednym arkuszu papieru, który zapisany zabierano z celi. Oscar Wilde pisał na nich długi na kilkadziesiąt kartek list do swojego kochanka, list pełen pretensji i żalu, ale także głębokich rozmyślań nad swoim życiem. Jest to list człowieka, który z jednej strony twierdzi, że religia i wiara w niczym mu nie mogą pomóc, ale z drugiej strony z jego słów przebija jakaś zadziwiająca intuicja i łaska Boga. To dopiero był początek nowej drogi. Fragmenty listu ukazały się drukiem po jego śmierci i zostały zatytułowane przez jego przyjaciela Roberta Rossa „De profundis, czyli krzyk z otchłani". Po wyjściu z więzienia Oscar Wilde pod zmienionym nazwiskiem, jako Sebastian Melmoth, wyjechał do Francji. Zmarł w nędzy w podrzędnym hoteliku w Paryżu na zapalenie opon mózgowych. Był 30 listopada 1900 roku. Kilka dni przed śmiercią wyraził pragnienie powrotu na łono Kościoła, więc Robert Ross sprowadził angielskiego pasjonistę, ojca Cuthberta Dunne'a. Duchowny odwiedzał Wilde'a kilka razy.

 

„Odnajduję teraz gdzieś w głębi swego jestestwa ukryte «coś», mówiące mi, że nic na tym świecie nie jest pozbawione sensu, a już szczególnie cierpienie. To «coś», schowane w głębi mej natury na podobieństwo zakopanego w polu skarbu - to pokora. Pokora jest tym, co mi pozostało. Jest tym, co najlepszego posiadam: dokonanym przeze mnie samego odkryciem o wadze ostatecznej, punktem wyjścia dla dalszego rozwoju. Wychynęła z głębi mnie samego, wiem więc, że przyszła we właściwym czasie. Nie mogła przyjść ani wcześniej, ani później. Gdyby ktokolwiek opowiedział mi o niej - odrzuciłbym ją. Gdyby mi ją przyniesiono - nie przyjąłbym. Ale gdy ją sam znalazłem - zatrzymam. Muszę zatrzymać. Jest jedyną rzeczą, zawierającą w sobie pierwiastki życia, nowego życia, jakiejś Vita Nova dla mnie. Najdziwniejsze jest to, że nie można jej odrzucić i że nikt nie może jej dać drugiemu. Nie można jej zdobyć w inny sposób, jak tylko oddając wszystko, co się posiada. Tylko wtedy, kiedy się wszystko utraci, wie się, że się ją zdobyło".

„W Boże Narodzenie udało mi się otrzymać Nowy Testament po grecku i co ranka, po tym, jak posprzątam celę i wyczyszczę naczynia, czytam sobie fragmenty Ewangelii, po kilkanaście przypadkowo wybranych wersetów. Jest to wspaniały początek dnia".

„Oczywiście, grzesznik musi się pokajać. Dlaczego? Po prostu dlatego, że inaczej nie pojąłby, co uczynił. Moment skruchy jest momentem inicjacji. Więcej -jest sposobem, w jaki człowiek zmienia swoją przeszłość. Grecy uważali to za niemożliwe. W swoich gnomicznych aforyzmach często powtarzają, że „nawet bogowie nie mogą zmienić przeszłości". Chrystus pokazał, że może tego dokonać najpospolitszy grzesznik - że jest to jedyna rzecz, jaką może uczynić".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama