Literatura i język polski a kultura zachodnia.
Polscy klasycy trochę się pomylili w ocenie romantyzmu, ale chcieli dobrze. Porządkowali język według prawideł powszechnie obowiązującego dobrego smaku i korzystali z wzorców literatury francuskiej. W pewnym sensie byli podobni do swoich poprzedników z epoki Renesansu, którzy wzory znajdowali w łacinie. I jedni, i drudzy to mieli poza tym wspólnego, że działali pośród takich jak oni wykształconych, bardzo nielicznych w kraju chłopów-analfabetów.
Krytyk również dzisiaj jest strażnikiem języka, jednak stoi wobec zupełnie innej sytuacji. Jakakolwiek jest zdolność rozumienia tekstu pisanego u obywateli Polski, technicznie są do tego zdolni, bo umieją czytać. Język, który zajął miejsce niegdyś przyznawane łacinie, później francuskiemu, angielski jako nowa lingua franca, nie służy jedynie do porozumiewania się klasie wykształconych, ale przenika wszędzie poprzez film, telewizję, komputery. Poza tym większość tak zwanej literatury pięknej składa się z przekładów i młode pokolenie, jeżeli coś czyta, to autorów obcych. Można nawet zadać pytanie, czy polska literatura przeszłości będzie dla nich w ogóle zrozumiała.
Literatura polska była zawsze naśladowcza. Nawet wiersz sylabiczny został zapożyczony ze średniowiecznej sylabicznej łaciny. Jak wszędzie w Europie, poezje pisano pod Horacego, Wergilisza albo Owidiusza. Oświecenie odkryło Boileau i Woltera, romantyzm przyszedł z Niemiec. Ale ta wędrówka form i stylów jest w Europie zjawiskiem normalnym i nie przesądza o gorszości lub lepszości danego piśmiennictwa. Są jednak, jak się zdaje, wskaźniki nietwórczego albo twórczego przyswojenia obcych wpływów. Terminowanie u Horacego nie przeszkodziło Kochanowskiemu stać się wielkim poetą. Zapożyczając się u Francuzów, Rosjanie stworzyli dzieła nieraz lepsze niż dzieła ich mistrzów. Czyż Puszkin nie uważał Parnyego za znakomitego poetę? Czyż Dostojewski nie uczył się czytając George Sand i Eugeniusza Sue, tłumacząc Eugenię Grandet Balzaka?
Klasycy ustawili polski język i korzystał z tego cały polski wiek dziewiętnasty, poczynając od Mickiewicza. Szczególną jednak cechą polskiej poezji i prozy, odróżniającą nas od innych literatur, była nieustanna obecność podtekstu, prawie niezrozumiałego dla cudzoziemców. Takie były koszty walki o niepodległość. Swoją tożsamość chroniono, zakreślając linię pomiędzy "my" i "obcy", ale to terytorium własne, tak wycięte, dzieliło słabe strony wszelkich wysp. Zresztą znaczna część literatury rosyjskiej też miała swój podtekst - zło ustroju, mogło to jednak być odczytywane jako badanie zła i cierpienia właściwego samej kondycji ludzkiej.
Na ile podtekst niepodległościowy cechuje literaturę PRL-u? W latach 1980-89 na pewno. Ale chyba i wcześniej dałoby się go znaleźć, może w postaci bardziej zamaskowanej, czy też jako przerzut w medytację nad historią, co stanowi siłę "szkoły polskiej" w poezji. Obecne odwrócenie się młodego pokolenia od ideologii i historii można interpretować jako chęć całkowitego pozbycia się podtekstu.
"Zdrajcy Słowiańszczyzny", zlatynizowani Słowianie, Polacy zawsze wpatrywali się w Zachód, również po Jałcie, i na przekór nakazanej z góry miłości do Rosji, łapali nowalie zachodniej mody, tłumaczyli zachodnich pisarzy i wystawiali zachodnie sztuki. Krytyk, który wtedy ośmieliłby się wydrwiwać to zbieranie błyskotek, naraziłby się na posądzenie o polityczną uległość, toteż rozmaite awangardowości korzystały ze szczególnej ochrony i na przykład bezstronna dyskusja o abstrakcji w malarstwie była niemożliwa. Tak więc wcześniej niż upadł komunizm, nastąpiło otwarcie bram dobrom i wartościom, czy raczej towarom światowego rynku. Obecnie jest dalszy ciąg i chcąc zachować wolność sądu, muszę się miarkować, bo tym razem podtekst niepodległościowy pojawia się u eurosceptyków, albo wręcz zwolenników zamknięcia się w swoim podwórku i nie chciałbym być do nich zaliczony.
Czy w ogóle ma istnieć literatura polska, jeżeli znikną specyficzne polskie problemy i zostaną jedynie ludzkie, takie jak wszędzie? Może i nie powinna, ale jest pisana po polsku, a język niesie ze sobą całą przeszłość ludzkiej wspólnoty. Poezję "szkoły polskiej" warto było tłumaczyć na obce języki, bo jej język dźwigał ciężar historycznego doświadczenia, dawnego i nowego, co przekształcało się w dystans i ironię, a nie wyłączam bynajmniej "lekkiej" Szymborskiej. Poezji doskonale uzachodnionej nie będzie warto tłumaczyć, bo nie ma sensu wozić samowarów do Tuły czy węgla do Newcastle. Krytyk dzisiejszy w niemałych jest więc opałach, bo musi sprostać wyzwaniu podobnie jak jego poprzednicy, tyle że w o wiele trudniejszych warunkach. Krótko mówiąc: jaka polszczyzna i co w niej trwałe?
Nie zamierzam układać szczegółowych wskazówek postępowania, ograniczam się do paru punktów.
1. "Pawiem narodów byłaś i papugą." Nie było to powiedziane bez powodu, a do tego można dodać opisane przez Stanisława Ignacego Witkiewicza "napuszenie się na wartość". I jedno, i drugie oznacza pustkę wewnętrzną, pokrywaną przez wzięte z zewnątrz tematy i stylistyczne chwyty, czyli nietwórcze zapożyczenie. Odbywa się to i w kulturze masowej, i w kulturze wysokiej. Krytyk powinien być bezlitosny w tropieniu i wyśmiewaniu tych objawów przebranej w obce stroje parafiańszczyzny.
2. Język polski ma niepokojącą skłonność do regresji, to znaczy łatwo spada poniżej raz osiągniętego poziomu. Tak zdarzyło się po krótkotrwałej równowadze osiągniętej dzięki Kochanowskiemu. Obyczajowe przyczyny pomijam, dość że siedemnasty wiek, aż po czasy saskie, cechuje stopniowa utrata energii języka, który coraz mniej ze spraw umysłu może objąć. Reforma języka w okresie Oświecenia, twórczość Krasickiego, Trembeckiego i nawet Koźmiana, jak też teoretyczne rozprawy klasyków, przywracają równowagę. Przebieg następnego stopniowego regresu powinien ktoś opisać. Około roku 1900 jest już znowu dno. Młoda Polska bardzo stara się nadążyć przewrotowi umysłowemu, który się w Europie odbywa, ale z powodów językowych jej nie wychodzi. Dlaczego Próchno i Ozimina Berenta nie są wielkimi powieściami? Dlaczego Żywe kamienie, dowód ogromnego oczytania i głębokiej myśli, są tak stylistycznie wykręcone? Dlaczego język Wyspiańskiego jest tak okropny? Dlaczego Tadeusz Miciński roztopił swoje dzieło w gadulstwie? Ostaje się zapewne tylko Leśmian, ale dzięki wynalezieniu własnego, trochę pseudoludowego, języka. Mimo pewnych złych pozostałości międzywojenne dwudziestolecie można znów uważać za okres reformy. W poezji zasługa "Skamandra". W prozie - już w 1918 Łuk Kadena-Bandrowskiego jest przykładem znakomitej, spokojnej i niehisterycznej narracji. A Berent dopiero w opowieściach historycznych pisanych w starości pokazuje, ile był wart jego umysł.
Dzieje polskiego piśmiennictwa po 1939 są wyjątkowo zawiłe, głównie chyba dlatego, że brak wtedy środków, żeby wyrazić i grozę, i ponowną walkę o niepodległość, następuje więc cofnięcie się do postaw odziedziczonych. Zaraz też ważnym czynnikiem staje się cenzura. Próby jej obejścia dają tak zwany język ezopowy, który, kiedy zostaje wydobyty na światło dzienne, traci swoje dawne powaby. Cenzura ponosi też odpowiedzialność za ucieczkę w górę, w sofistykacje, wygibasy i zachodnie smaczki, dlatego dozwolone, że zamykały literaturę w kręgu wąskiej elity i nie przeszkadzały rządzącym.
Krytyk powinien poddać refleksji obecną fazę polskiego języka i na przykład badać, jak wpływa na niego pisanie "pod" - pod rynek zagraniczny albo pod intelektualne mody.
3. Prawdopodobnie jesteśmy świadkami przemiany układu poziomego w pionowy, to znaczy zamiast geografii krajów (na wschodzie, na zachodzie) następuje wewnątrz każdego z krajów podział wedle egzystencjalnych, filozoficznych, religijnych wyborów. Trudno sobie wyobrazić, żeby Polska, kraj bądź co bądź katolicki, który wydał papieża-intelektualistę, nic nie miała do powiedzenia w światopoglądowej debacie u progu nowego tysiąclecia. Myślę, że przykładem owocnego sprzężenia ateizm-marksizm-katolicyzm jest dzieło Leszka Kołakowskiego. W innym kraju nie mogłoby się pojawić. Ciekawe zadanie dla krytyka: szukać podobnych objawów polskiej tożsamości i oryginalności, czyli naszego możliwego wkładu do literatury światowej.
CZESŁAW MIŁOSZ, ur. 1911, poeta, eseista, tłumacz, historyk literatury. W 1980 roku otrzymał literacką Nagrodę Nobla. Ostatnio ukazały się: Jakiegoż to gościa mieliśmy. O Annie Świrszczyńskiej (1996), Legendy nowoczesności (1996), Życie na wyspach (1997), Abecadło Miłosza (1997) oraz Piesek przydrożny (1997).