W jaki sposób rozmawiać z dzieckiem o śmierci?
Czy powinno się wprowadzać dzieci w tematykę śmierci? Zdaniem psycholog mają one prawo do prawdy o świecie, w jakim przyszło im żyć. Unikając zaś mówienia o starości czy cierpieniu, pokazujemy im świat wyidealizowany, a więc nieprawdziwy.
Mały Książę zasłynął m.in. z twierdzenia, że „gdy jest bardzo smutno, to kocha się zachody słońca...”. Dlaczego? Ośmioletni Jacek pomyślał chwilę, po czym oznajmił rezolutnie: - Bo po nocy wstaje nowy dzień. Chodzi o nadzieję!
Dzieci dojrzałością wykazywaną w najmniej oczekiwanych momentach życia potrafią szczerze zadziwić świat dorosłych. Tylko nam nieraz naiwnie wydaje się, że swoim małym rozumem nie ogarniają rzeczywistości z wpisanymi w nią smutkami, porażkami i nieuchronnością „ostatnich pożegnań”. W konsekwencji „pewnych” spraw wolimy przy nich nie poruszać. Czy słusznie?
- Mama umarła tuż po mojej Pierwszej Komunii św. Pamiętam zaabsorbowanie białą sukienką, przyjęciem i prezentami. Mamy z nami nie było, ponieważ od dłuższego czasu leżała już w szpitalu - wyjaśnia Anna, mama Jacka. - Kiedy odwiedziliśmy mamę w niedzielny wieczór, zasypywałam ją opowieściami, dzieląc się wrażeniami z tego wyjątkowego dnia. Ona uśmiechała się tylko i gładziła mnie po włosach. Były inne, niż nosiłam zazwyczaj, bo podkręcone lokówką. Chyba jej się podobały - wspomina. - Następnego dnia, pierwszego w oktawie „białego tygodnia”, po powrocie z kościoła tata przytulił mnie mocno i powiedział, że mamy już nieba i że spotkamy się w niebie...
Pytana o wspomnienia z czasu żałoby Anna mówi o syndromie wyparcia. - Może to wiek, a może wewnętrzna blokada sprawiły, że traumatyczne przeżycia nie zapisały się w mojej pamięci. Owszem, pamiętam płacz taty i babcię załamującą ręce, powtarzającą: „I co teraz z nią (czyli ze mną) będzie?”. Niemniej nie czułam się ani porzucona, ani osamotniona. Wręcz przeciwnie, było tak, jakby cała rodzina zmówiła się, żeby odciągnąć moje myśli od tego, co bolesne - opowiada. Dalej tłumaczy, że najbardziej tęskniła za mamą jako nastolatka. Tyle się wtedy zmieniało, a ja, mimo iż miałam najwspanialszego tatę na świecie, nie mogłam radzić się go w typowo „dziewczyńskich” sprawach. Babcia była z innej epoki, więc też by nie zrozumiała. Bardzo ich kochałam. Dziś oboje już nie żyją. Tata poszedł do swojej ukochanej żony, a mojej mamy, babcia spotkała się z swoją córką... I tak te zawiłości śmierci tłumaczę mojemu synowi. Jeśli idziemy na groby, on wie, że tu jest tylko ciało, a dusza z Bogiem albo w drodze do Niego. Stąd też modlimy się na cmentarzu, w kościele i domu, rodzinnie, o wieczny pokój dla tych, dzięki którym my możemy cieszyć się życiem - podsumowuje.
Czy powinno się wprowadzać dzieci w tematykę śmierci? - Skoro jest wpisana w życie i spotyka każdego, nie ma sensu udawać, że nie dotyczy nas czy naszych dzieci - wyjaśnia Elżbieta Trawkowska-Bryłka, psycholog. Zaznacza jednocześnie, że bez przybliżenia tematu śmierci nie zrozumieją one istoty życia i przemijania. - Mimo że są trudne - mówi o rozmowach - nie powinniśmy się ich bać. Dzieci mają prawo do prawdy o świecie, w jakim przyszło im żyć. Unikając zaś mówienia o starości czy cierpieniu, pokazujemy im świat wyidealizowany, a więc nieprawdziwy - przestrzega, uwrażliwiając, by - zaspokajając ciekawość dziecka - słownictwo i formę przekazu dostosować do jego wrażliwości oraz inteligencji.
Wiele kontrowersji wzbudza także kwestia uczestnictwa dzieci w uroczystościach żałobnych. Jednak - w opinii psycholog - większy stres wywołuje niewiedza i niezrozumienie tego, co dzieje się z nieobecną nagle osobą, niż uczestniczenie w pożegnaniu z nią, a przy tym szczere wyjaśnienie, że nie możemy się z nią teraz zobaczyć, ponieważ żyje w innym świecie. E. Trawkowska-Bryłka podkreśla, że to właśnie unikanie tematu albo okłamywanie dziecka, że „babcia wyjechała” czy wręcz lekceważenie pytań albo odkładanie rozmowy na później („jak podrośniesz, to zrozumiesz!”), stają się przyczyną występowania urazów psychicznych u najmłodszych. - Silny niepokój dziecka wzbudza zwłaszcza milczenie dorosłych w obliczu śmierci kogoś z najbliższej rodziny. Syn lub wnuk cierpi z powodu braku kontaktu z ojcem czy babcią, a jeśli nie zna prawdy, nie może przeżyć żałoby i pożegnać się ze zmarłym - tłumaczy z uwagą, iż tym samym zamiast chronić dzieci, szkodzimy im, zaszczepiając lęk przed życiem, które przecież... nieuchronnie kończy się śmiercią.
Dorośli, rodzice i opiekunowie, zastanawiają się niejednokrotnie, który moment w rozwoju dziecka jest właściwy na przeprowadzenie rozmowy o najistotniejszych życiowych kwestiach. Psycholog podpowiada, że należy wykorzystywać okazje, jakie niesie samo życie. - Dzieci są bardzo spostrzegawcze - przypomina, odwołując się do pytań, jakie stawiają, słysząc np. o śmierci babci kolegi z klasy czy ukochanego zwierzaka. Odpowiednią sposobnością do rozmowy - na co zwraca uwagę - staje się także każdorazowe odwiedzenie cmentarza. Wszystkie pytania należy potraktować z jednakową powagą i udzielić odpowiedzi (dostosowując formę przekazu do wieku i preferencji dziecka) zgodnie z prawdą.
E. Trawkowska-Bryłka obala jednocześnie stosowaną przez wielu dorosłych zasadę tzw. odkładania trudnych rozmów na bliżej nieokreśloną przyszłość. - Mija się to z celem, gdyż żadna nie będzie odpowiednia - prostuje, tłumacząc, iż brak uzyskania odpowiedzi na kluczową kwestię, np. „Gdzie jest babcia?”, rodzi kolejne: „Co będzie ze mną?”, „Czy ja też umrę?”. - Ważna jest nasza reakcja - podkreśla, sygnalizując, iż podczas gdy smutek jednego dziecka da się rozwiać przytuleniem i powiedzeniem „kocham”, z innym, bardziej dociekliwym, trzeba odbyć dłuższą rozmowę.
Pomocą w zmierzeniu się z trudnym tematem może być m.in. literatura dziecięca. Psycholog, powołując się na opinie naukowców, wyjaśnia, iż baśnie mają terapeutyczną moc. - Ich słuchanie pozwala dzieciom rozładować stres i znaleźć odpowiedzi na trudne pytania, także te dotyczące śmierci i przemijania - klaruje, wskazując na znane i lubiane bajki traktujące o sieroctwie: „O krasnoludkach i sierotce Marysi”, „Kopciuszek” czy „Królewna Śnieżka”. - Lęk dzieci dotyczący śmierci jest inny od tego, jaki trapi dorosłych - przyznaje z sugestią, iż sama śmierć czy wizja sądu Bożego nie przeraża dzieci, ponieważ mają one czyste serca. Ich strach bierze się raczej ze świadomości, że nie zobaczą już więcej rodziców czy dziadków albo refleksji na temat tego, jak będą żyli, gdy mama czy tata umrą... Stąd też - co akcentuje psycholog - omówieniu z dzieckiem tematyki śmierci powinna przyświecać perspektywa chrześcijańska. - A zatem, że śmierć nie jest końcem życia, ale przejściem do piękniejszego świata. Owszem, cierpimy z powodu odejścia tych, których kochamy, i przeżywamy żałobę. Jednak nadzieja nieba i zmartwychwstania osładzają tęsknotę, czyniąc smutek możliwym do udźwignięcia - puentuje.
AW
3 PYTANIA
„Zatrzymaj się, to przemijanie ma sens...” - przypomniał nam św. Jan Paweł w „Tryptyku Rzymskim”. Tymczasem człowiek XXI w. ma nie lada problem z przyswojeniem tej nauki. Dlaczego?
Innymi słowy można by zapytać, czy da się odnaleźć i wytłumaczyć sens przemijania, choroby czy cierpienia. Niezrozumiałe dla nas - z ludzkiej perspektywy - doświadczenia pokazują, jak kruche jest życie i jak szybko przemija. Czytając słowa Papieża Polaka, odnosi się wrażenie, że sam niejednokrotnie zadawał sobie to pytanie; pytanie, na które odpowiedź przynieść może jedynie wiara. Ufność, że wbrew wspomnianej logice świata śmierć, cierpienie i przemijanie mają sens.
Dlaczego zatem nawet wśród osób wierzących tak liczną grupę stanowią ci, którzy panicznie boją się śmierci lub są pogrążeni w rozpaczy po stracie bliskich? Sama wiara to za mało?
Psychologowie zastanawiali się, co powoduje, że tracimy sens życia i dlaczego wśród ludzi znajdujących się w podobnej sytuacji jedni załamują się, poddając rozpaczy, a inni nie... Okazało się, że w przeżywaniu traumatycznych wydarzeń najistotniejsze znaczenie ma właściwie ukształtowana hierarchia wartości. Zatem nie podświadomość, nie charakter, nie temperament, ale wartości, jakimi kierujemy się na co dzień, wywierają największy wpływ na zachowanie człowieka. Wiele zależy też od wsparcia bliskich, sposobu, w jaki przeżywamy ból po - bądź co bądź nieodwracalnej w skutkach - stracie, jaką jest śmierć, oraz tego, jak radziliśmy sobie w przeszłości w kryzysowych sytuacjach.
Niektórzy mówią, że czas leczy rany. Trzeba mieć jednak świadomość, że sam upływający czas nie zmieni naszego życia na lepsze. Zdarza się, że jest wręcz odwrotnie: z każdym dniem ból zdaje się wzrastać, zwłaszcza gdy popadamy w bezczynność. Pamiętajmy, że nie wszystko, z czym się mierzymy, da się zmienić, ale też że niczego nie zmienimy, nie mierząc się z tym.
Zatem, jak przywrócić życiu sens po stracie tych, którzy tak po ludzku byli jego sensem?
Wskazówką - w pierwszej kolejności - jest przyjrzenie się swojej hierarchii wartości. W tym miejscu psychologia spotyka się z wiarą. Viktor Frankl, austriacki psychiatra i psychoterapeuta, mówił, że prawidłowa hierarchia wartości wyraża się w postawie „nieprzywiązywania się sercem do niczego”, co jest względne i przemijające. Oznacza to, że życia nie powinno się uzależniać od niczego, co ma wartość względną, tylko odnosić je do Boga, który jest, był i będzie. Musimy też pogodzić się z tym, że nigdy nie znajdziemy satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego mnie to spotkało?”. Możemy jednak znaleźć pociechę w wierze, że... „to przemijanie ma sens...”.
NOT. AW
Echo Katolickie 44/2017
opr. ab/ab