Z Ryszardem Stockim, doktorem psychologii rozmawia Cezary Sękalski
Model odpoczynku „na leżąco” jest modelem z dawnych czasów. Kiedy człowiek ciężko harował fizycznie, polując, biegał po lesie albo pracował na roli, to dla niego najlepszym odpoczynkiem był brak ruchu. Musiał regenerować siły. Ciekawe jednak jest to, że model odpoczynku „na leżąco” kulturowo funkcjonuje dalej, choć nie jest już adekwatny dla naszego życia — człowiek, który cały dzień siedział w pracy za biurkiem, przychodzi do domu i odpoczywa, leżąc. To oczywiście nie jest żaden odpoczynek!
Czy istnieje coś takiego, jak „psychologia odpoczynku”?
Na pewno zachowania i przekonania ludzi związane z odpoczynkiem to ciekawy temat. Nie jest to jednak tematyka zbyt popularna. Zwykle psychologowie zajmują się drugą stroną medalu, czyli stresem, i na ten temat jest rzeczywiście dużo prac. Jak pozbyć się stresu, jak się relaksować, jak żyć, aby stres jak najmniej nam zagrażał? Oto pytania, jakie stawia się w tej gałęzi psychologii. Zatem nie ma psychologii odpoczynku, ale jest bardzo rozbudowana psychologia zajmująca się stresem.
Jak zatem definiuje się stres w psychologii?
Pierwszą osobą, która odkryła zjawisko stresu i jego przystosowawczy charakter był Hans Selye (w Polsce znana jest jego książka „Stres okiełznany”). Stres jest jak najbardziej właściwą, przystosowawczą reakcją na występujące w otoczeniu zagrożenie. Problem polega na tym, że to mechanizm dość prymitywny i łatwo się uogólnia na nowe sytuacje.
Nasza cywilizacja w sposób niezamierzony wywołuje w organizmie reakcje nieadekwatne do naszego sposobu życia. Ponieważ napięcia te nie znajdują żadnego ujścia na zewnątrz, pozostają w organizmie i powodują negatywne skutki. Chodzi mi np. o zespół reakcji „ucieczki lub walki”, który dawniej ujawniał się w sytuacji stresującej. Fizjologicznie rzecz biorąc, w takiej sytuacji zaczynają nam się pocić ręce, żeby skóra była bardziej elastyczna, gdybyśmy się skaleczyli. Zaczynają pocić się nogi, serce zaczyna szybciej bić, krew zwiększa krzepliwość. Krew głównie jest kierowana do serca, mięśni i mózgu, a odprowadzana na przykład od narządów układu trawiennego. Wszystkie te reakcje dla dzisiejszego stresu są jednak nieadekwatne, bo dziś raczej nie walczymy i nigdzie pod wpływem stresu nie biegniemy. A zatem wszystko, co zostało wydzielone, pozostaje w organizmie, powodując różne zmiany chorobowe, np. choroby serca itp.
Jesteśmy skazani na wszystko, co ze stresem się łączy, i łatwo tego nie unikniemy. Te mechanizmy fizjologiczne tworzyły się bowiem ewolucyjnie przez wieki, a nasza cywilizacja (czy obecny sposób funkcjonowania) trwa może zaledwie setkę lat... Kiedyś tamte reakcje na zagrożenie były potrzebne, dziś natomiast już nie.
Jaka jest na to rada? Należałoby się stosować do potrzeb nasze wewnętrznej natury poprzez jak najbliższe naturze zachowania.
Można by zatem powiedzieć, że istotą odpoczynku jest jakaś forma rozładowywania stresu?
To byłoby pierwsze zadanie odpoczynku. Jeżeli nagromadziło się w nas wiele napięć, to jeżeli teraz zacznę biegać, będę zachowywał się w sposób adekwatny do potrzeb organizmu. Każde jak największe przybliżenie się do natury będzie tu procentować. Nasi przodkowie bardzo dużo chodzili, biegali, a nie jeździli samochodami czy windą. Stąd każda decyzja, żeby zamiast jechać samochodem przejść się lub wsiąść na rower, zawsze będzie bliższa naszej naturze. Każdy wysiłek fizyczny, aktywne spędzanie niedzieli czy nawet poranne ćwiczenie zbliżają nas do rozładowywania stresu i do natury.
To paradoks, bo jak wysiłek może przybliżać nas do odpoczynku?! Kiedy myślimy o odpoczynku, najczęściej wyobrażamy sobie jakąś leżankę i — najlepiej — telewizor.
Model odpoczynku „na leżąco” jest modelem z dawnych czasów. Kiedy człowiek ciężko harował fizycznie, polując, biegał po lesie albo pracował na roli, to dla niego najlepszym odpoczynkiem był brak ruchu. Musiał regenerować siły. Dlatego właśnie śpimy na leżąco. W ogóle sen jest królem wszystkich odpoczynków. To fizjologicznie tak głęboki odpoczynek, że snu niczym nie możemy zastąpić. Jest on najgłębiej wpisany w naszą naturę.
Ciekawe jednak jest to, że model odpoczynku „na leżąco” kulturowo funkcjonuje dalej, choć nie jest już adekwatny dla naszego życia — człowiek, który cały dzień siedział w pracy za biurkiem, przychodzi do domu i odpoczywa, leżąc. To oczywiście nie jest żaden odpoczynek!
Z drugiej strony istnieje też grupa pracowników fizycznych, dla których leżenie po pracy byłoby wskazane...
Jak najbardziej! Zależy to jednak od rodzaju wykonywanej pracy fizycznej. Poza tym często wysiłek fizyczny w pracy ma jednokierunkowe obciążenie. Widać to dobrze nawet w sporcie uprawianym zawodowo: kiedy ktoś gra w tenisa, najbardziej obciąża jedną rękę. Jego odpoczynek nie powinien zatem polegać na bierności, ale na ćwiczeniu drugiej ręki. A zatem odpoczynek sportowców polegałby na rozwijaniu całego organizmu, znajdowaniu w nim równowagi.
Podobnie jest w sferze intelektualno-duchowej. Można ogólnie powiedzieć, że skoro w człowieku funkcjonują trzy sfery: cielesna, psychiczno-intelektualna i duchowa, właściwy odpoczynek polegałby na znalezieniu właściwej równowagi między tymi sferami.
To bardzo ważna wskazówka! Oznacza, że właściwy odpoczynek polega na dowartościowaniu w naszym życiu tych sfer, które na co dzień są w jakiś sposób zaniedbywane. Jak można to przełożyć na nasz urlop?
Tu trzeba by fizjologa. Ja powiem tyle, że jeśli w swojej pracy podejmujemy jakieś zobowiązania, to one absorbują nas całych. Nie jest tak, że pewne procesy psychiczne wywołane przez naszą pracę trwają zaledwie godzinę czy dwie. Niektóre z nich trwają tygodniami, miesiącami. Jeżeli pracuję nad jakimś ważnym projektem, to myślę o nim całymi dniami, nawet jeśli mam jeden czy dwa dni odpoczynku.
Natomiast urlop, dłuższy okres odpoczynku sprawia, że można się całkowicie wyłączyć. Jeszcze pierwszy czy drugi dzień urlopu często nie wystarcza, myślami ciągle jesteśmy w pracy, ale jeśli podejmiemy jakieś atrakcyjne działania, konkurencyjne dla naszej aktywności zawodowej, w czwartym, piątym dniu naprawdę mamy szansę przestawić się na inne tory funkcjonowania. Zaczynamy wrastać w coś nowego. Możemy zostawić naszą pracę na boku i wtedy zaniedbane pokłady naszej psychiki mogą dojść do głosu. W tym kontekście praktyczna rada jest taka, aby broń Boże nie pozwolić sobie na kontakt e-mailowy albo telefoniczny z miejscem pracy. Jeśli bowiem jesteśmy na urlopie czwarty czy piąty dzień, jezioro albo morze już zaczyna nam się podobać, a tu nagle dzwoni telefon i zaczyna się wielka awantura, wtedy cały nasz dotychczasowy wysiłek odpoczywania idzie na marne. Znowu zaczynamy myśleć o pracy, a cały urlop mamy zepsuty.
Jeśli ktoś potrafi całkowicie się wyłączyć, pojechać gdzieś i odpoczywać na poważnie, na pewno lepiej zdecydować się na dłuższy urlop. Wtedy zupełnie inaczej zaczynamy postrzegać świat. Wszystko się przewartościowuje. Warto przyjąć, że od długości naszego urlopu zależy jakość perspektywy w spojrzeniu na nasze życie. Czasem po miesiącu przymusowego urlopu człowiek dochodzi do wniosku, że jego praca jest właściwie bez sensu. Nie ma sensu do niej wracać.
Dlatego jestem zdania, że długie urlopy mają sens, ale tylko wtedy, gdy potrafimy się oderwać od pracy. Nie może być tak, że wprawdzie jestem nad jeziorem, ale wieczorem szukam Internetu, aby posłać parę e-maili. Taki „wypoczynek” nie ma sensu. Bo to jest tak, jakbyśmy fizycznie nigdzie nie wyjechali. Przed pracą też można pójść sobie rano do klubu fitness albo do Aquaparku i mieć „urlop” codziennie. Ale to nie będzie pełny odpoczynek.
Czy lepiej planować urlop, czy powinien być czymś całkowicie spontanicznym?
Boże broń! Urlop powinien być jak najbardziej planowany. Również z tych względów, o których już powiedziałem. Nie może być tak, że wszystko się wali, tracimy klientów, pracodawców, współpracowników, bo rzuciliśmy wszystko i jesteśmy na urlopie. Musimy przygotować otoczenie. Ktoś musi przejąć nasze obowiązki, czasami musimy go przyuczyć. Kiedy to wszystko przygotujemy, wtedy nasz urlop też jest sensowniejszy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której w jednej chwili można wszystko rzucić i nagle wyjechać (chyba, że nie robimy nic ważnego i w pracy nie jesteśmy z nikim powiązani, pracujemy gdzieś na pustkowiu i nic od nas nie zależy; dzisiaj jednak chyba nie ma już takich etatów).
Twierdzisz zatem, że urlop wymaga najpierw dobrego przygotowania w pracy?...
To dotyczy również domu. Jeśli mamy żonę i dzieci, to nie wyobrażam sobie kogoś, kto pierwszego dnia urlopu obwieszcza wszystkim: Słuchajcie! Niespodzianka! Pakujemy się do samochodu i jedziemy na lotnisko! Nie wiem, czy taka „niespodzianka” wszystkich by zadowoliła...
Aby dobrze przeżyć wakacje w gronie rodzinnym, trzeba wszystkich zebrać i spytać: Słuchajcie! Co robimy i kiedy? Młodszych może nie potrzeba pytać, ale wiąże się z nimi inny problem — kwestia szybkiego zmęczenia czy dobrego wyżywienia — co musi zostać uwzględnione.
Jak Ty wypoczywasz?
Ponieważ pracuję „na siedząco”, staram się wypoczywać aktywnie fizycznie. Mieszkam na wsi i kiedy w niedzielę wyciągam kosiarkę do trawy, by poprawić stan trawnika (co jest dla mnie prawdziwym relaksem i odpoczynkiem), mogę spowodować zgorszenie u moich sąsiadów. Zawsze w takim przypadku przypominam sobie jedno z wydarzeń ewangelicznych. Kiedy zwrócono się do Jezusa, aby zapłacił podatek na świątynię, ten kazał Piotrowi wyłowić rybę, w jej pyszczku znalazł monetę i nią uiścił opłatę. Na dylemat moralny związany z niedzielnym koszeniem trawnika znalazłem podobne rozwiązanie: jeśli już pracować w ten sposób, to w takim końcu ogrodu, w którym nikt obcy mnie nie zobaczy (śmiech).
Ponadto staram się ruszać. Ruch to jedyny dla mnie sposób, aby dobrze wypocząć. Dla mnie na urlopie im więcej pływania kajakiem i jazdy na rowerze, tym lepiej. Choć muszę przyznać, że nie jestem zbytnio z siebie zadowolony.
Natomiast jeśli chodzi o urlop, to w zeszłym roku pierwszy raz zaeksperymentowałem, aby nie brać telefonu komórkowego. Na wszystkich moich kontach e-mailowych zainstalowałem autoresponder z podanym numerem do teściów i prośbą o pozostawianie u nich ważnych informacji. Muszę powiedzieć, że się udało: nikt nie odważył się zadzwonić...
A jakiś element duchowy?
Oczywiście, że tak. Nie traktuję jednak życia duchowego jako miejsca odpoczynku. To ciężka harówa — emocjonalna i intelektualna! Walka z Szatanem to przecież nie jest żaden relaks! Jasne, że element zachwytu nad stworzeniem towarzyszy mi na urlopie. Ale odbywanie np. rekolekcji ignacjańskich to osobna rzecz, którą w życiu trzeba robić, znaleźć na nie czas, ale nie można ich kojarzyć z wypoczynkiem.
dr hab. Ryszard Stocki, psycholog organizacji i zarządzania. Od kilku lat zajmuje się praktycznym zastosowaniem antropologii Karola Wojtyły w zarządzaniu. Mąż i ojciec siódemki dzieci. Więcej na stronie: www.stocki.org .
„Głos Ojca Pio” (nr 46/2007)
opr. mg/mg