O samoświadomości i tożsamości w aspekcie psychologicznym i antropologicznym
Tożsamość to główny punkt odniesienia dla naszej samoświadomości oraz dla naszego sposobu istnienia i funkcjonowania. Zasadność tego twierdzenia weryfikuje się najbardziej wtedy, gdy ktoś traci poczucie tożsamości lub gdy redukuje bogactwo swego człowieczeństwa do jednego z jego wymiarów. Taka sytuacja prowadzi do bolesnego kryzysu w sferze myślenia i przeżywania, a także do poczucia zagubienia i bezradności.
W dominującej obecnie kulturze ponowoczesności problem tożsamości człowieka jawi się jako szczególnie ważny i aktualny. Różnorodność lansowanych obecnie stylów życia, norm etycznych, światopoglądów, jak również promowanie zawężonej i wypaczonej wizji człowieka sprawia, że kultura ponowoczesności okazuje się kulturą kryzysu ludzkiej tożsamości. Niepisanym ideałem tej kultury jest człowiek, który coraz lepiej rozumie świat wokół siebie, ale coraz mniej rozumie samego siebie. Takiemu człowiekowi łatwo wmówić to, że jest nieomylny jak Bóg i że w związku z tym powinien czynić to, co sam uważa za stosowne. Jednocześnie w kulturze ponowoczesności człowiekowi równie łatwo jest wmówić to, że zasadniczo nie różni się on od zwierząt i że nawet miłość nie jest jego świadomym i dobrowolnym zachowaniem a jedynie grą instynktów, popędów i biochemii.
Także alumni i kapłani „oddychają” tego typu toksyczną kulturą i dlatego w naszych czasach tym ważniejsza jest realistyczna oraz integralna świadomość własnej tożsamości. Celem niniejszej analizy jest opisanie podstawowych wymiarów takiej właśnie realistycznej i integralnej tożsamości kapłana jako człowieka i jako ucznia Chrystusa.
W naukach o wychowaniu tożsamość można określić jako sposób rozumienia przez danego człowieka samego siebie, czyli własnej natury oraz sensu własnego istnienia. Tak interpretowana tożsamość w sposób najbardziej czytelny wyraża się poprzez sposób bycia i działania danej osoby, a także poprzez sposób budowania więzi międzyosobowych. Tożsamość jest centralnym systemem zarządzania życiem i dlatego kształtowanie całościowego i realistycznego poczucia własnej tożsamości jest istotnym elementem kształtowania bogatego człowieczeństwa i wypływania na głębię. W chrześcijańskiej formacji obowiązuje bowiem zasada: być przed wiedzieć, być przed umieć oraz być przed działać.
Tożsamość człowieka kształtuje się przede wszystkim w rodzinie, a także w osobistym kontakcie z Bogiem, na którego obraz i podobieństwo każdy z nas został stworzony. Podstawowy mechanizm w odkrywaniu i formowaniu własnej tożsamości polega na naśladowaniu tych osób, które dla wychowanków stają się wzorcami, gdyż ich fascynują i pociągają własnym sposobem bycia i rozumienia tajemnicy człowieka. Współczesny człowiek potrzebuje kapłanów, którzy ukształtowali w sobie dojrzałą, ewangeliczną tożsamość i którzy przez to stają się świadkami chrześcijańskiej dojrzałości. W niskiej kulturze ponowoczesności alumni potrzebują kapłanów, którzy mają integralne poczucie własnej tożsamości w wymiarze ludzkim i nadprzyrodzonym, gdyż tylko u boku takich kapłanów mogą kształtować w sobie dojrzałą tożsamość mimo wyjątkowo negatywnego w tym względzie wpływu mediów oraz dominującej mentalności. Także w seminariach duchownych pierwszym i najważniejszym narzędziem wychowania nie jest program formacyjny ani pomoce dydaktyczne, lecz wychowawca: jego tożsamość i wynikająca z tejże tożsamości postawa wobec Boga, wobec samego siebie oraz wobec drugiego człowieka. Popatrzmy zatem na podstawowe wymiary tożsamości kapłanów w wymiarze ludzkim i chrześcijańskim.
Punktem wyjścia w kształtowaniu dojrzałej tożsamości kapłana powinna być antropologia biblijna, gdyż ukazuje ona człowieka w sposób realistyczny i całościowy. Realizm wynika z faktu, że Pismo Święte uwzględnia złożoność człowieka, który jest jednocześnie kimś wielkim i zagrożonym. Być człowiekiem to być kimś zdolnym do życia w miłości i świętości, a jednocześnie to być kimś zagrożonym przez innych ludzi i przez samego siebie. Tożsamość realistyczna oznacza świadomość tego, że nie jestem ani kimś tak wielkim, jak Bóg, ani kimś podobnym do zwierząt. Sytuację człowieka w życiu doczesnym czytelnie symbolizują dwie opowieści biblijne: historia Józefa, sprzedanego przez braci do Egiptu oraz historia syna marnotrawnego, który opuszcza kochającego go ojca. Józef - młody i szlachetny syn Jakuba - jest zagrożony z zewnątrz, ze strony swych najbliższych, którzy mu zazdroszczą i którzy chcą go skrzywdzić. Niektórzy z nich są naiwni i ulegają namowom gorszych od siebie. Inni okazują się okrutni i bezwzględni. Nie zabijają Józefa tylko dlatego, że mogą zarobić pieniądze, sprzedając go do niewoli.
Wiele osób, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży, znajduje się obecnie w podobnej sytuacji, gdyż są krzywdzeni przez innych ludzi. Bywają krzywdzeni przez niedojrzałych czy bezkrytycznych rodziców, którzy ulegają „poprawnemu” politycznie mitowi o wychowaniu bez stresów, o prawach bez obowiązków czy o wychowaniu neutralnym światopoglądowo. Młodzi ludzie są zagrożeni przez niekompetentnych nauczycieli, którzy tolerancję i akceptację stawiają ponad miłością i odpowiedzialnością. Dzieci i młodzież coraz częściej są ofiarami cynicznych dorosłych, którzy chcą nimi manipulować i pragną szybko wzbogacić się ich kosztem. Mamy wśród polskich dziewcząt i chłopców wielu Józefów sprzedanych w niewolę różnego rodzaju uzależnień, w niewolę popędów i agresji, w niewolę toksycznych mediów, w niewolę psychicznie trujących czasopism czy obyczajów.
Opowiedziana przez Jezusa przypowieść o mądrze kochającym ojcu i o jego marnotrawnym synu ukazuje drugą prawdę o człowieku. Historia odchodzącego syna uświadamia nam fakt, że człowiek zagrożony jest nie tylko z zewnątrz, ale także od wewnątrz. Jest zagrożony przez samego siebie. Potrafi kierować się iluzjami i fałszywymi wartościami. Potrafi oszukiwać samego siebie i samemu sobie wyrządzać dramatyczną krzywdę. Potrafi utracić wszystko: miłość, prawdę, zdrowie, radość życia, nadzieję na przyszłość. Potrafi chwilę przyjemności postawić ponad sumienie i własną godność. Syn marnotrawny nie został oszukany przez złych ludzi. Miał szczęście wzrastać u boku kochającego go ojca. Ale również w takiej sytuacji pozostaje kimś zagrożonym. Po grzechu pierworodnym każdy człowiek jest wewnętrznie zraniony. Łatwiej jest mu wybierać drogę przekleństwa i śmierci niż drogę błogosławieństwa i życia.
Pismo Święte ukazuje nam bolesną i niepokojącą prawdę o człowieku, który potrafi krzywdzić samego siebie i który — najczęściej nieświadomie - pozwala się krzywdzić przez innych ludzi. Z drugiej strony Biblia ukazuje niezwykłą wielkość i wyjątkowość człowieka pośród wszystkich bytów tej ziemi. Realistyczne spojrzenie na człowieka odsłania drugą, zdumiewającą prawdę o człowieku. Otóż człowiek - jako ktoś jedyny w widzialnym wszechświecie! — został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Jest kimś jedynym na ziemi, kogo Bóg zapragnął dla niego samego. Człowiek jest panem stworzenia. Jest kimś kochanym przez Boga bezwarunkowo i nieodwołalnie. Jest kimś niewyobrażalnie wielkim, gdyż może nauczyć się mądrze myśleć, dojrzale kochać i odpowiedzialnie decydować. Może dorastać do świętości, czyli stać się podobnym do Boga, który — przyjmując ludzką naturę — stał się podobny do człowieka. Człowiek może nauczyć się kochać w sposób podobny do miłości, jaką ukochał nas Jezus Chrystus. Człowiek święty potrafi wyrażać miłość całym sobą, czyli całym bogactwem swego człowieczeństwa, a zatem za pomocą swojej cielesności, płciowości, seksualności, za pomocą sfery intelektualnej, emocjonalnej, moralnej, duchowej, religijnej i społecznej.
Pierwszy poziom tożsamości obejmuje sferę fizyczną, a zatem cielesność, płciowość, seksualność, wygląd zewnętrzny, stan zdrowia, wiek i wszystko to, co wiąże się ze samoświadomością człowieka w aspekcie fizycznym. Oczywistym zagrożeniem jest redukcjonizm, czyli sytuacja, w której sfera fizyczna byłaby głównym, albo wręcz jedynym wymiarem tożsamości kapłana. W takiej sytuacji podstawowym dążeniem księdza stałaby się troska o ciało, o stan zdrowia i wygląd zewnętrzny. Kto redukuje swe człowieczeństwo do wymiaru cielesnego, ten staje się niewolnikiem własnego ciała. Drugim zagrożeniem jest sytuacja przeciwna, czyli wrogość wobec własnego ciała. Kto ulega tej skrajności, ten usiłuje wyłączyć ze swojej samoświadomości sferę cielesną, gdyż boi się wszystkiego, co wiąże się z ciałem, płciowością i seksualnością albo lekceważy tę sferę. W obu przypadkach — utożsamiania się z własną cielesnością lub ucieczki od cielesności - mamy do czynienia z człowiekiem, który posiada zawężoną i zniekształconą tożsamość i który w konsekwencji nie jest zdolny do pogodnej oraz harmonijnej realizacji swego powołania jako kapłana i wychowawcy.
Drugi poziom tożsamości obejmuje sferę psychiczną. Sfera ta to zespół cech, mechanizmów oraz kompetencji w sferze intelektualnej i emocjonalnej. Sfera psychiczna to także suma umiejętności i ról, podejmowanych w życiu społecznym. Można wyróżnić trzy poziomy tożsamości psychicznej: poziom psychofizjologiczny, psychospołeczny oraz racjonalno - duchowy. Pierwszy poziom określa głównie postawę wobec cielesności oraz samopoczucie fizyczne. Poziom drugi obejmuje procesy i potrzeby psychiczne, związane z kontaktami oraz więziami społecznymi danej osoby i potrzebą osiągnięcia pozytywnego statusu społecznego. Wreszcie poziom trzeci obejmuje procesy psychiczne związane z poszukiwaniem prawdy w sferze myślenia i działania, a także procesy związane z poszukiwaniem norm moralnych, hierarchii wartości oraz sensu ludzkiego życia. Jednak żaden z tych poziomów - ani nawet ich suma — nie wyczerpuje ludzkiej tożsamości. W swym ostatecznym znaczeniu sfera psychiczna to nie cały człowiek, lecz jedynie jego sposób przeżywania siebie oraz otaczającej rzeczywistości. To rodzaj racjonalno-emocjonalnego lustra, w którym przegląda się człowiek.
Zagrożeniem jest sytuacja, w której sfera psychiczna staje się głównym wyznacznikiem tożsamości kapłana. Ma on wtedy tendencję, by upatrywać sens swego istnienia w samorealizacji i w samoakceptacji. Tego typu tożsamość jest obecnie promowana w dominujących kierunkach psychologii i pedagogiki, jednak — ku zaskoczeniu wielu - w rzeczywistości blokuje rozwój człowieka. Patrzenie na siebie przez pryzmat samorealizacji prowadzi bowiem do egoistycznego skupienia się na sobie i na własnych potrzebach, czyli do narcyzmu. Tożsamość jest wtedy budowana wokół własnych cech i uzdolnień, a sukcesy w życiu osobistym i społecznym są traktowane jako podstawa szacunku do siebie oraz jako warunek zadowolenia. Samorealizacja oznacza, że na początku i na końcu rozwoju jest człowiek i jego psychiczne „ja”. Ktoś z taką tożsamością uważa siebie za stwórcę, a przynajmniej za twórcę własnego życia i rozwoju. Prowadzi to do stawiania siebie w miejsce Boga, a w konsekwencji do nieuchronnego rozczarowania.
Człowiek, który upatruje swoją tożsamość w psychospołecznej samorealizacji, stawia siebie pod ciągłym pręgierzem, jakim jest nieustanne osiąganie sukcesów. W konsekwencji traktuje swoją wartość i godność jako coś warunkowego, gdyż zależnego od osiągniętych rezultatów. Gdy realizuje wyznaczone przez siebie cele, wtedy w swej naiwności czuje się jak nadczłowiek. Z kolei w obliczu nieuchronnych przecież porażek czuje się kimś przegranym i pozbawionym wartości. Człowiek zdominowany mentalnością samorealizacji odczuwa nieustanną potrzebę sukcesów, a jednocześnie przeżywa bolesny lęk w obliczu każdego niepowodzenia.
Mentalność samorealizacji wiąże się z mentalnością samoakceptacji, uznawanej przez wielu ludzi za przejaw optymalnej postawy człowieka wobec samego siebie. Tymczasem rozumiana dosłownie samoakceptacja oznacza, że dany człowiek bezkrytyczne akceptuje wszystkie swoje cechy i sposoby postępowania. Samoakceptacja jest właściwą postawą w odniesieniu do Boga, ale nigdy w odniesieniu do człowieka. W sferze psychicznej trudno wznieść się ponad horyzont spontanicznej samorealizacji i bezkrytycznej samoakceptacji, która prowadzi zwykle do kształtowania egoistycznego indywidualizmu, czyli człowieka niezdolnego do podejmowania decyzji na całe życia i do stawania się bezinteresownym darem dla innych.
Kształtowanie w sobie bogatego człowieczeństwa, czyli dorastanie do świętości, możliwe jest dopiero wtedy, gdy docieramy do trzeciego poziomu tożsamości, jakim jest tożsamość chrześcijańska. Jest to tożsamość na poziomie ontologicznym, a zatem na poziomie istnienia. Fundamentem tej tożsamości nie są moje cechy fizyczne czy psychospołeczne, ani sukcesy, pełnione funkcje czy zajmowane stanowiska. Tożsamość w tym wymiarze to odkrywanie tego, kim ostatecznie jestem i dlaczego - a raczej - dla kogo istnieję? Człowiek dojrzale patrzący na własną rzeczywistość, rozumie, że nie jest w stanie stworzyć ani wymyślić samego siebie. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie samemu sobie zawdzięcza własne istnienie. Rozumie też, że jego tożsamość jest ukryta w Bogu, bez którego istnienie człowieka nie byłoby ani możliwe, ani sensowne. Wypływanie na głębię tożsamości to uświadamianie sobie faktu, że źródło mojej tożsamości znajduje się poza mną, czyli że nie mogę w pełni zrozumieć samego siebie bez Chrystusa.
Formowanie tożsamości na poziomie ontycznym, czyli na poziomie bycia a nie jedynie na poziomie doświadczania samego siebie, zaczyna się od pytania o to, od Kogo pochodzę i jakie ma propozycje wobec mnie Ten, który zapragnął mojego istnienia. Moje cechy fizyczne, psychiczne, moralne czy społeczne stanowią istotny element obrazu samego siebie, ale nie są podstawą mojej tożsamości. Tożsamość bowiem to odpowiedź na pytanie: kim jestem i po co żyję, niezależnie od moich aktualnych cech i kompetencji, a także niezależnie od moich ograniczeń i słabości. Kapłan o dojrzałej tożsamości rozumie, że został stworzony z Miłości i że jego życie jest darem, który darmo otrzymał po to, by ten dar dobrowolnie ofiarować Bogu i ludziom. Taki ksiądz ma świadomość nieodwołalnej godności dziecka Bożego i rozumie, że pełnia rozwoju to świętość, czyli uczynienie z samego siebie bezinteresownego daru dla innych.
Dojrzały kapłan nie poprzestaje zatem na poznaniu i zrozumieniu siebie z perspektywy własnej psychiki. Wie, że sfera psychiczna to rodzaj wewnętrznego lustra, które pokazuje mi (niektóre tylko!) aspekty tego, kim jestem, ale nie jest w stanie ukazać mi tego, kim mogę się stać, jeśli spojrzę na siebie z ponad-psychicznej perspektywy. Tę głębszą perspektywę zyskuję dopiero wtedy, gdy otwieram się na spotkanie ze Stwórcą: na Jego prawdę o mnie i na Jego miłość do mnie. Odkrywam tożsamość na miarę Bożych propozycji wobec mnie. Bez więzi z Bogiem człowiek nie może do końca zrozumieć samego siebie, ani nie wie, co powinien uczynić ze swoim życiem. Własną mocą nie potrafi określić genezy swego życia, a tym bardziej jego sensu i ostatecznego celu. Realistyczna i pełna tożsamość pojawia się wtedy, gdy już nie ja żyję, lecz gdy żyje we mnie Chrystus (por. Ga 2, 20). Dla kapłana - podobnie jak dla każdego chrześcijanina - drogą do osiągnięcia pełnej świadomości siebie - czyli dojrzałej tożsamości - jest sytuacja, gdy Chrystus we mnie rośnie, a ja maleję (por. J 3, 30), czyli gdy przekraczam granice mojej cielesności, płciowości i seksualności, a także mojego subiektywnego myślenia i emocjonalnego odczuwania po to, aby spojrzeć na siebie oczami Boga.
Sprawdzianem dojrzałej tożsamości ze strony kapłana jest uświadomienie sobie tego, że człowiek jest osobą. Bycie osobą to najbardziej niezwykły sposób istnienia na tej ziemi. To nie tylko bycie kimś, kto nie jest poddany determinizmowi działania instynktów i popędów. Być osobą to być kimś świadomym siebie oraz kimś zdolnym do podejmowania zobowiązań na zawsze. Właśnie dlatego osoba to nie to samo co osobowość. Osobowość oznacza specyficzny dla danego człowieka sposób przeżywania samego siebie oraz kontaktowania się ze światem zewnętrznym. Dojrzała osobowość wiąże się ze sprawnością myślenia, z równowagą emocjonalną, z odpornością na stresy i problemy, ze sprawnym funkcjonowaniem w życiu osobistym, rodzinnym, zawodowym i społecznym. Mimo to osobowość nie jest ostatecznym kryterium dojrzałości człowieka. Chodzi bowiem o to, by dojrzały był cały człowiek a nie jedynie jego osobowość, która jest tylko z jednym z przejawów człowieka jako osoby.
Własną tajemnicę odkrywa każdy z nas zwykle mozolnie i stopniowo, często w sposób zaskakujący, a czasem też bolesny. Niemowlę odkrywa najpierw własne ciało, jego właściwości, potrzeby i ograniczenia. Z większym jeszcze trudem wchodzi w kontakt z własną psychiką i stopniowo uczy się myśleć, planować, zapamiętywać, a także świadomie odczuwać i przeżywać określone potrzeby czy stany emocjonalne. W miarę rozwoju człowiek przekonuje się o tym, że jego rzeczywistość nie zamyka się jedynie w sferze ciała i psychiki. Odkrywa, że na jego człowieczeństwo składają się także określone wartości i ideały, zasady moralne i powinności. Sfera duchowa otwiera nowe możliwości i zadania, gdyż umożliwia człowiekowi odkrycie sensu życia oraz hierarchii wartości. Bez rozwoju duchowego człowiek nie jest w stanie zrozumieć samego siebie, ani zająć świadomej postawy wobec własnej egzystencji.
Jednak ciało, psychika i sfera duchowa nie odsłaniają do końca tajemnicy człowieka. W miarę doświadczania własnej złożoności, człowiek odkrywa, iż te wszystkie wymiary są ze sobą ściśle powiązane. Stanowią jedność, nierozerwalną całość. Na przykład, niedomaganie ciała wpływa niekorzystnie na nastrój psychiczny, a bolesne emocje prowadzą do niepokoju w sferze duchowej. Z drugiej strony pogoda ducha i równowaga psychiczna umacnia odporność fizyczną człowieka. Pojawia się zatem pytanie: jak jest możliwa tego typu jedność człowieka i gdzie tkwi jej ostateczne źródło?
Otóż tym, co łączy wszystkie wymiary ludzkiej rzeczywistości jest właśnie bycie osobą. Właśnie dlatego osoba to coś więcej niż tylko ciało, psychika i sfera duchowa. Osoba to coś więcej niż nawet suma tych wszystkich wymiarów. Poszczególne wymiary człowieka - bez odniesienia do jego bycia osobą — pozostają niezrozumiałe czy wieloznaczne. Dla przykładu ciało ludzkie szuka bliskości i czułości drugiego człowieka, ale jednocześnie może się zadowolić wygodnictwem i chwilową przyjemnością, która może być szkodliwa nie tylko dla człowieka w jego całościowym sposobie istnienia, ale nawet dla jego ciała. Z kolei ludzka psychika jest otwarta na kontakt z drugim człowiekiem w poszukiwaniu poczucia bezpieczeństwa, zrozumienia czy wsparcia. Mimo to człowiek poddany własnej psychice zaczyna skupiać się na swoich przeżyciach i potrzebach, izolując się od świata lub stając się niewolnikiem jakichś mechanizmów psychicznych.
Dopiero popatrzenie na człowieka poprzez pryzmat jego bycia osobą umożliwia właściwe określenie kryteriów jego rozwoju i dojrzałości. Osoba nadaje ostateczny sens ciału, psychice i wszystkim pozostałym wymiarom człowieczeństwa. Ustalenie ostatecznych kryteriów ludzkiej dojrzałości jest więc możliwe tylko na tyle, na ile potrafimy odkryć naturę i powołanie człowieka jako osoby. Do istoty osoby należy przekraczanie granic własnego ciała i psychiki. Osoba jest spotkaniem. Natury osoby nie można do końca zrozumieć i wyjaśnić bez odniesienia do Boga, a także bez odniesienia do społeczności ludzi, gdyż bycie osobą dokonuje się zarówno poprzez spotkanie z samym sobą jak też poprzez spotkanie z innymi osobami. Dojrzała osoba nie tyle składa się z ciała, psychiki i sfery duchowej, ile raczej wciela się w te sfery po to, by stać się niepowtarzalnym darem dla innych. Osoba potrafi w odpowiedzialny sposób służyć innym osobom swoim ciałem (siłą fizyczną, zdrowiem, czasem, pracą) a także swoją psychiką (myśleniem, przeżywaniem, osobowością), własną sferą duchową (odkrywaniem sensu istnienia i hierarchii wartości), a także własną wolnością, miłością i odpowiedzialnością.
Ostatecznym celem rozwoju i kryterium dojrzałości człowieka nie może być jedynie rozwój jego osobowości. Osobowość odnosi się do sfery psychicznej, a ta jest jednym tylko z wymiarów człowieka i staje się zrozumiała jedynie w odniesieniu do całego człowieka jako osoby. Z tych samych względów wystarczającym sprawdzianem dojrzałości nie może być zdrowie fizyczne ani nawet rozwój sfery duchowej. Wszystkie te wymiary są bowiem jedynie elementami ludzkiej rzeczywistości i w oderwaniu od natury i powołania człowieka pozostają wieloznaczne. W sposób spontaniczny dążą one do zaspokojenia cząstkowych jedynie potrzeb człowieka, kosztem pozostałych wymiarów jego człowieczeństwa. To nie poszczególne wymiary mego człowieczeństwa nadają sens memu istnieniu jako osobie lecz przeciwnie, to mój status bycia osobą sprawia, że mogą odkryć sens wszystkiego, co jest we mnie.
Ostatecznym celem rozwoju i formacji w perspektywie chrześcijańskiej jest kształtowanie osoby, która staje się zdolna do budowania więzi opartych na miłości i odpowiedzialności, czyli do uczynienia z siebie bezinteresownego daru dla innych. Sam rozwój fizyczny, psychiczny czy duchowy, w oderwaniu od dojrzałości człowieka jako osoby, nie gwarantuje jeszcze prawdziwego rozwoju. Może się przecież zdarzyć, że ktoś będzie dysponował silnym i zdrowym ciałem, a mimo to jego cielesność nie będzie darem dla innych, lecz raczej narzędziem przemocy czy krzywdzenia kogoś fizycznie słabszego. Może ktoś mieć sprawnie funkcjonującą psychikę i odporną na stresy osobowość, ale nie po to, by się dojrzale spotykać z Bogiem i ludźmi, lecz po to, by manipulować innymi i by wykorzystywać ich do zaspokojenia własnych egoistycznych potrzeb. Dzięki inteligencji, wykształceniu i refleksji może ktoś rozwinąć w sobie sferę duchową, ale posługiwać się nią po to, by zamykać się - jak faryzeusz - w naiwnym poczuciu wyższości i samozadowolenia oraz w błędnym poczuciu własnej doskonałości. Z drugiej strony może ktoś mieć poważne problemy ze zdrowiem czy doświadczać nadwrażliwości albo kruchości własnej psychiki, a mimo to może stać się dojrzałym i radosnym darem, który umacnia i ubogaca innych ludzi. Człowiek, który w dojrzały sposób odkrywa pełnię swej tożsamości, uświadamia sobie, że ma nieskończoną godność dziecka Bożego i że życie zgodne z tą godnością polega na stawaniu się bezinteresownym darem dla innych. Także wtedy, gdy jego ciało, psychika, a także jego duchowość i wolność pozostaje ograniczona i niedoskonała.
opr. mg/mg