Kiedy zmęczenie przekreśla radość macierzyństwa?
Proza życia rozwiała złudzenia. Pojawiło się „ono” - dziecko domagające się troski, miłości, poświęcenia... - Początkowy brak radości z macierzyństwa jest problemem o tyle, o ile człowiek boryka się z nim w pojedynkę - diagnozuje młoda mama. W tle jej wspomnień niczym widmo czai się hasło: poporodowa depresja.
Z myślą o posiadaniu potomka Milena i Andrzej nosili się dwa lata. Planowali, że zanim bez reszty oddadzą się rodzicielstwu, wcześniej nacieszą się sobą. Powrót z urlopu przekreślił ich zaprogramowane życie - testowe paski wskazywały jednoznacznie. „Zostanę ojcem!” - obwieszczał z dumą przyszły tata. Milena wykazywała daleko posuniętą wstrzemięźliwość. - Cieszyłam się, ale nie chciałam zapeszać. Tyle mówi się o chorobach i trudnych etapach ciąży - przyznaje mama trzyletniej dziś Wiktorii.
Kres lękom położyć miały systematyczne wizyty w przychodni. - Lekarz uspokajał, że dziecko rozwija się prawidłowo i że bez obaw powinniśmy oczekiwać rozwiązania - wspomina. Z nostalgią wraca też pamięcią do słodyczy kompletowania wyprawki i wyobrażeń na temat pierwszych dni życia nowego członka rodziny: wpatrywania się godzinami w śliczną twarzyczkę dziecka i dumy, że miłość jej i męża zaowocowała cudem narodzin. Rzeczywistość miała okazać się dużo bardziej prozaiczna...
Diagnozując problem, jaki pojawił się tuż po porodzie, Milena obarcza winą... własne uporządkowanie. - Lubiłam mieć dopięte wszystko na ostatni guzik. Tymczasem pojawienie się dziecka zawsze wywraca świat do góry nogami - ocenia. - Nad ranem odeszły mi wody. Zbudziłam męża. Andrzej złapał przygotowaną wcześniej torbę. Na oddziale okazało się jednak, że mojego lekarza nie ma na dyżurze... Przepraszam - usprawiedliwia własne wzruszenie, wyjawiając, że mimo upływu czasu nie do końca poradziła sobie z traumą. - Miałam bardzo ciężki poród. Kolejne etapy pamiętam jak przez mgłę. Tym, czego do dziś wstydzę się najbardziej, jest obarczenie córki odpowiedzialnością za moje cierpienie. Zupełnie, jakby to miała być jej wina... - przyznaje.
Zamiast radości był więc płacz. Zdezorientowanemu mężowi położna tłumaczyła, iż zachowanie żony wskazują na typowy baby blues: poporodowe przygnębienie i huśtawkę nastrojów. Uspokajała, że organizm potrzebuje czasu na obłaskawienie hormonów. I że okolicznością sprzyjającą dojściu do siebie będzie powrót do domu.
- Pierwsze dni? Uczucie otępienia i gapienie się w sufit. Andrzej musiał wrócić do pracy. Słyszałam płacz Wiktorii, ale nie umiałam jej utulić. Mój instynkt macierzyński był jakby zamrożony - ocenia z perspektywy czasu. - Mężowi nic nie mówiłam w przekonaniu, że i tak nie zrozumie. Matka, przed którą się otworzyłam, skrzyczała mnie, że dziecko to Boży dar, a ja zamiast być wdzięczna, grzeszę znieczulicą. Było mi wstyd, nie potrafiłam jednak zrobić kroku naprzód. Czułam się, jakby córka odarła mnie z godności, odebrała kobiecość, jakby macierzyństwo nie było łaską, ale karą - uściśla.
Cennym kołem ratunkowym w lekcji uczenia się sztuki bycia mamą okazała się wizyta ciotki. - Dziś myślę, że przywiódł ją do nas sam Bóg - kobieta nie kryje wdzięczności pod adresem siostry matki, której błyskawiczna diagnoza pozwoliła na wprowadzenie w życie planu awaryjnego. „Ona ma klasyczny baby blues” - orzekła zdumionej siostrze, tj. matce Mileny, i Andrzejowi. Wyjaśniła, że ofiarami poporodowej apatii są najczęściej kobiety żyjące aktywnie, którym czynne macierzyństwo „odbiera” wolność. - Uparła się, że nie wyjedzie, dopóki wszystko w naszej rodzinie nie wróci na właściwe tory. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Ona ocaliła mi życie - gloryfikuje wsparcie ciotki Milena.
Pod wprawnymi rządami kuzynki w domu młodych rodziców zaczęły obowiązywać nowe zasady. - Wieczorne kąpanie Wiktorii stało się rytuałem, przy którym asystowaliśmy oboje: mąż i ja. Codzienne spacery to była z kolei domena moja i ciotki. Przy każdej okazji powtarzała, że mamy zdrową i śliczną córeczkę, a kluczem do jej szczęścia jest nasze poświęcenie. Zachęcała, bym zaakceptowała swoje nowe życie, bo dziecko to największa radość i duma - wspomina.
Za namową „piastunki” - jak z czułością mówi o cioci - Milena umówiła się na wizytę u kosmetyczki i fryzjera. Odbyła też kilka sesji u psychologa, który pomógł jej okiełznać okołoporodowe wspomnienia i uporządkować chaos sprzecznych uczuć towarzyszących początkom macierzyństwa. - Może nie byłam supermamą, jednak z każdym kolejnym dniem czułam, że powoli budzę się do życia - uściśla.
Swoją opowieść mama trzylatki kończy apelem do kobiet borykających się z podobnymi problemami: - Nie bójcie się prosić o pomoc! W walce o życie swoje i dziecka nie ma miejsca na udawanie dobrego samopoczucia. Trzeba głośno wołać o wsparcie - podkreśla z uwagą, że przyznanie się do własnej niemocy to nie wstyd. Problemem jest natomiast zasklepienie się w cierpieniu skutecznie zamykającym na miłość.
WA
ROZMOWA
PYTAMY Elżbietę Trawkowską-Bryłkę, psychologa.
Według statystyk problem depresji poporodowej dotyczy nawet 20% kobiet. Można mówić o przesłankach wskazujących na zachorowanie?
Wystąpienie depresji poporodowej zależy od czynników psychologicznych, biologicznych i środowiskowych. Szacuje się, iż prawdopodobieństwo zachorowania jest wyższe w sytuacjach, gdy występują komplikacje okołoporodowe, a kobiecie brakuje wsparcia otoczenia; rodzice są młodociani i ciąża nie była planowana; matka samotnie wychowuje dziecko; urodziło się ono chore bądź jest wcześniakiem; kobieta późno zaszła w nieplanowaną ciążę (pojawienie się potomstwa zaburza uregulowany tryb życia). Depresja częściej występuje u kobiet nieradzących sobie ze stresem i nowymi sytuacjami albo będących w konflikcie z ojcem dziecka lub w trudnej relacji z matką. Istotnym czynnikiem zwiększającym ryzyko jej wystąpienia okazuje się też przebyty wcześniej epizod depresyjny bądź występowanie depresji poporodowej w przeszłości. Nie bez znaczenia jest także przebieg ciąży.
Milena, bohaterka artykułu, wspomina o bierności skutkującej brakiem zainteresowania córką, niechęcią do utulenia jej... Jakie zachowania powinny nas zaniepokoić?
Pamiętajmy, że depresja poporodowa jest poważną chorobą wymagającą leczenia farmaceutycznego i psychoterapii. Jednak większość kobiet, które rozpoznają u siebie jej objawy, tak naprawdę cierpi na apatię poporodową bądź stres pourazowy związany z traumą po przebytym porodzie. Te stany mijają zwykle same, chociaż mogą - gdy matka jest pozbawiona wsparcia najbliższych - doprowadzić do depresji. Objawami depresji poporodowej są: obniżony nastrój, zaburzenia snu, utrata apetytu, płacz bez wyraźnej przyczyny, brak zainteresowania dzieckiem. Symptomom tym może towarzyszyć nieustanny lęk o zdrowie swoje i dziecka, napady paniki, myśli samobójcze, a nawet nieuzasadnione bóle fizyczne.
Stan, w jakim znalazła się mama Wiktorii, jej ciotka określiła mianem apatii poporodowej. Co jest jej wyznacznikiem?
Apatia poporodowa, czyli tzw. baby blues, zdarza się o wiele częściej. Dotyczy ona 50-80% przypadków, podczas gdy depresja - ok. 10%. Ma też znacznie łagodniejszy przebieg - sprowadza się głównie do niepokoju matki o dziecko i niepewności, czy uda się jej sprostać nowej roli. Apatia występuje zaraz po porodzie i trwa do kilku tygodni, natomiast depresja zaczyna się zwykle około drugiego miesiąca i ciągnie się kilka kolejnych, a nieleczona nawet wiele lat. Apatia jest spowodowana przemęczeniem i wyczerpaniem organizmu matki porodem oraz stresem w związku z nową sytuacją. Kobiety dotknięte apatią są wprawdzie płaczliwe, smutne i zestresowane, ale nie towarzyszy temu bezsenność ani inne objawy fizjologiczne. Nie mają myśli samobójczych ani poczucia, że zrobią dziecku krzywdę. Apatia może przejść w depresję poporodową, jednak nie zdarza się to często.
Innym mylonym z depresją zaburzeniem jest PDST (z ang. posttraumatic stress disorder), czyli zespół pourazowy, szok wywołanym porodem i pobytem w szpitalu. Charakteryzuje się on tym, że nastrojom depresyjno-lękowym towarzyszy silny przymus odtwarzania w myślach porodu oraz opowiadania o jego przebiegu innym osobom. Kobieta może mieć też koszmarne sny związane z porodem, problem z oglądaniem zabiegów medycznych w filmach, silny opór przed przejściem obok szpitala, lęk przed konsultacją ginekologiczną.
Co jest warunkiem ochrony przed depresją poporodową?
Przyczyn depresji poporodowej jest wiele, dlatego nie sposób jej się ustrzec. Można natomiast - przez odpowiednie przygotowanie się na przyjęcie dziecka - zmniejszyć ryzyko jej wystąpienia, zaś wiedząc o pewnych czynnikach z grupy ryzyka - zatroszczyć się zawczasu o swój stan psychofizyczny. Już będąc w ciąży, kobieta może skorzystać z pomocy psychologa, zmierzyć się z lękiem o siebie i dziecko, nauczyć sposobów radzenia sobie ze stresem. Nie daje to wprawdzie gwarancji ochrony przed depresją, jednak rokuje szybszym powrotem do zdrowia.
Dziękuję za rozmowę.
NOT. WA
Echo Katolickie 24/2015
opr. ab/ab