Czy stwierdzenie: „to działa” w odniesieniu do leków homeopatycznych usprawiedliwia korzystanie z nich?
Wielkimi krokami zbliża się do nas jesień, a wraz z nią sezon na prychanie, kichanie, przeziębienia itp. Zapewne wraz z zapotrzebowaniem na medykamenty powróci dyskusja dotycząca stosowania, jak też ordynowania przez lekarzy leków homeopatycznych. Od lat mają one swoich zagorzałych zwolenników, jak też przeciwników, zarówno w gronie potencjalnych pacjentów, jak i niemałej rzeszy lekarzy.
W ostatnim dziesięcioleciu spór przyjął formy instytucjonalne. Statystyki pokazują, że z roku na rok spada odsetek osób stosujących leki homeopatyczne. Brakuje też oficjalnego rozstrzygnięcia Kościoła co do praktyki ich przyjmowania. Sporo za to przybyło wypowiedzi teologów czy egzorcystów oceniających je krytycznie. Ale po kolei.
Za twórcę homeopatii uznaje się niemieckiego lekarza Samuela Hahnemanna (1755-1843). Jako pierwszy użył tego terminu na określenie opracowanej przez siebie metody leczenia polegającej na stymulowaniu organizmu pacjenta w taki sposób, aby to on sam zwalczył chorobę. W tym celu podaje się określony specyfik.
Jak powstają i czym są leki homeopatyczne? Najpierw wyodrębnia się określony składnik organiczny (może to być minerał, pierwiastek, związek chemiczny pochodzący z organizmu roślinnego bądź zwierzęcego), a następnie rozcieńcza w takim stopniu, że w produkcie końcowym praktycznie nie ma po nim śladu. Co zatem sprawia, że nabywa właściwości leczniczych? Jako odpowiedź pojawia się zagadkowe stwierdzenie: pamięć wody. „Zyskuje ona określoną energię, jak też przejmuje «informacje» zawarte w aktywnej substancji tak powstającego leku” - tłumaczą teoretycy metody. Sam proces leczenia polega na wyzwalaniu w organizmie pacjenta pozytywnej energii mobilizującej go do walki z chorobą, działając wedle zasady: „podobne leczy podobne” (substancja, która u osoby zdrowej wywołuje ból głowy, u osoby chorej będzie ten sam ból zwalczać). Tyle teoria.
Kilka lat temu na łamach „Rzeczypospolitej” ukazał się obszerny artykuł („Homeopatia, nauka i wiara”, RP 15.04.2009 r.), w którym autor odwołuje się do badań naukowych dopuszczających - jak pisze - „nowy paradygmat nauki” (informacyjny), rewolucyjny w stosunku do tego, co medycyna może zaproponować dzisiaj (paradygmat molekularny). Z grubsza rzecz ujmując, chodzi o to, że nasze organizmy to nie tylko materia, procesy chemiczne, ale też szalenie skomplikowany, nieustanny transfer informacji dokonujący się na wielu poziomach funkcjonowania. Informacje te są przetwarzane, modyfikowane, organizowane w hierarchie, sterowane „kwantowymi sprzężeniami” z materią. Kiedy ich transfer zostanie zaburzony, pojawia się choroba. Leczenie homeopatią polega na dostarczeniu nowych informacji, które pozwalają zainicjować procesy zmierzające do samouzdrowienia, czyli „pokonania zaburzeń wewnętrznych mechanizmów regulujących działanie i powrót do stanu normalnego”. Bardzo to tajemnicze. I póki co, nieweryfikowalne naukowo. Autorzy opracowań sami przyznają, że większość stawianych przez nich tez nie została na razie udowodniona, ale... może kiedyś będzie.
Sporo zamieszania wywołało orzeczenie Naczelnej Rady Lekarskiej (NRL) z 4 kwietnia 2008 r. w sprawie stosowania homeopatii i pokrewnych metod pracy lekarzy i lekarzy dentystów oraz organizowania szkoleń w tych dziedzinach, które przypominało lekarzom i lekarzom dentystom o ciążącym na nich obowiązku kierowania się w postępowaniu zawodowym wskazaniami aktualnej wiedzy medycznej. W związku z brakiem wiarygodnych dowodów potwierdzających terapeutyczną skuteczność homeopatii i metod pokrewnych Naczelna Rada Lekarska oceniła, że stosowanie ich „nie mieści się w kanonie działań znajdujących oparcie w aktualnej wiedzy medycznej”.
W odpowiedzi na oświadczenie potężne lobby farmaceutyczne zaskarżyło NRL. W konsekwencji prezes UOKiK decyzją z 25 lipca 2011 r. uznał stanowisko za „porozumienie ograniczające konkurencję na krajowych rynkach sprzedaży produktów leczniczych homeopatycznych wydawanych z przepisu lekarza”. Została nałożona kara pieniężna w wysokości blisko 50 tys. zł. NRL zaskarżyła tę decyzję do Sądu Okręgowego w Warszawie. Ten, wyrokiem z 30 grudnia 2014 r., uchylił decyzję UOKiK, wskazując, że samorząd lekarski działał w interesie publicznym, który „definiowany jest prawem pacjenta do bycia leczonym zgodnie z aktualną wiedzą medyczną oraz obowiązkiem lekarza do udzielania świadczeń tym wymogom odpowiadających”. Sąd Apelacyjny w Warszawie 1 kwietnia 2016 r. podtrzymał wyrok.
Aktualnie, wedle przepisów prawa (rozporządzenie Ministra Zdrowia z 2015 r.) leki homeopatyczne, przepisywane dotąd tylko przez lekarzy, są dostępne bez recepty. Bardzo zabiegali o to farmaceuci i, rzecz jasna, ich producenci.
Sytuacja jest kuriozalna, ale pokazuje, jak potężne w Polsce jest lobby zwolenników homeopatii. I o jak wielkie pieniądze chodzi! Przykładowo: jeden z najpopularniejszych leków homeopatycznych Oscillococcinum (produkowany przez laboratoria Boiron, przeznaczony do stosowania w „stanach grypowych”) kosztuje 15-20 zł (sześć dawek). Granulki leku składają się wyłącznie z wody, cukru spożywczego (sacharozy) oraz laktozy (cukru zawartego w mleku) i nie zawierają żadnych innych składników. Skuteczność uzasadnia się ...zmianami, jakim uległy właściwości cząsteczek wody.
Brakuje oficjalnego stanowiska Kościoła na temat homeopatii. We wspomnianym wyżej artykule zamieszczonym w „Rzeczypospolitej” autor przytacza wyniki analizy wykładowcy uniwersytetu w Mediolanie F. Pitery, pokazującego poparcie Stolicy Apostolskiej dla tej metody leczenia sięgające praktycznie jej początków, czyli od 1827 r. Ponoć leczył się tą metodą także papież Benedykt XVI. Ma to stanowić, w opinii autora, dowód na naukowość homeopatii i jej niesprzeczność z nauczaniem Kościoła. Gorącym zwolennikiem homeopatii jest w Polsce dominikanin o. Jacek Norkowski.
W 2004 r. kilku polskich lekarzy napisało list do Jana Pawła II z prośbą o oficjalne stanowisko w tej materii. W imieniu papieża odpowiedzi udzielił ks. Paweł Ptasznik, ówczesny kierownik sekcji polskiej watykańskiego sekretariatu stanu, tłumacząc m.in., iż Kościół nie zabrania stosowania homeopatii w leczeniu, „o ile nie wiąże się to z magią bądź akceptacją idei religii wschodnich, szczególnie buddyzmu”. Ostrzega też przed stosowaniem naturalnych metod leczenia, które odrzucałoby metody naukowe.
O. Norkowski, przytaczając słowa ks. Ptasznika, zbagatelizował istotną kwestię, mianowicie dokument papieskiej rady ds. kultury i papieskiej rady ds. dialogu z religiami pt. „Jesus Christ the bearer of the water of Life. A Christian reflection on the New Age”, w którym porusza się temat leczenia naturalnego z homeopatią włącznie, ukazując ją jednoznacznie negatywnie.
Nie brakuje świadectw egzorcystów (potwierdzonych konkretnymi przykładami), że homeopatia może otwierać na działanie złego ducha - tym bardziej, im większa towarzyszy wiara w jej skuteczność. Przy czym podkreślają, że najczęściej jej ofiarami padają dzieci. Zagadkowy jest też sposób ekstrahowania składników leku (podlegających później rozcieńczaniu). Ciekawe, że panuje tutaj zmowa milczenia - nie mówi się o tym na konwencjach zwolenników leczenia homeopatycznego. Najprawdopodobniej są one dobierane wg klucza opierającego się na astrologii i okultyzmie. Na oficjalnych stronach internetowych, dedykowanych tej metodzie leczenia, pojawiają się stwierdzenia o prawach natury, kosmicznej energii, czerpaniu z energii wszechświata. Wskazuje się też bliskość homeopatii z energoterapią. Jest to ewidentnie terminologia właściwa dla nurtu New Age.
Czy stwierdzenie: „to działa” w pełni usprawiedliwia korzystanie z leków homeopatycznych? A może lepiej zapytać: dlaczego „to” działa? Co (kto?) sprawia, że „działa”, pomimo tego, że rozum podpowiada co innego?
Czy brak oficjalnego stanowiska Kościoła (wypowiedzi kilku duchownych sugerujących duchową neutralność homeopatii, np. o. Nurkowskiego, ostatnio też o. Adama Szustaka) może stanowić argument „za” jej stosowaniem, skoro istnieje tak wiele znaków zapytania? Mamy działać z sumieniem pewnym, a liczne wątpliwości tej pewności nie dają. Warto się mocno zastanowić, zanim popełni się błąd.
Czy fakt (pod warunkiem, że opracowanie F. Pitery jest wiarygodne) akceptacji papieży XIX w. dla homeopatii są wystarczającym dowodem braku jej szkodliwości? Nie. Inny był stan badań 150 lat temu niż to, co wiemy dzisiaj.
Ks. Pawel Siedlanowski
Echo Katolickie 35/2018
opr. ab/ab