Powołanie do niesienia zwycięstwa

Św. Weronikę znamy jedynie z Drogi Krzyżowej i apokryfów. Jej czyn był jednak na tyle ważny, że pamiętamy o nim do dziś. Kim była? Co oznaczał jej gest?

Nie piszą o niej ewangeliści i nie wspominają jej autorzy nowotestamentalnych listów. Św. Weronikę znamy jedynie z Drogi Krzyżowej i z apokryfów. Jej czyn był jednak na tyle ważny, że pamiętamy o nim do dziś.

Św. Weronika jest postacią legendarną. Obecnie widzi się w niej m.in. patronkę fotografów. To jedna z niewielu kobiet, które patrzyły z bliska na mękę Jezusa. Jako jedyna z nich wykazała też pewną aktywność. Maryja, widząc swego umęczonego Syna, cierpiała i cicho płakała. Patrzyła na Niego z wielką miłością i bólem. Być może podczas spotkania Matka i Syn wyszeptali do siebie kilka słów. Grupka kobiet, którą zauważył Chrystus przed swoim ostatnim upadkiem, głośno zawodziła i załamywała ręce. Z kolei Maria Magdalena i kilka jej towarzyszek pozostawały pewnie gdzieś w oddali, za kordonem żołnierzy.

Gest Weroniki był prawdziwie kobiecy. W mieszaninie upału, złości, drwin i śmiertelnego zmęczenia, podana chusta zdawała się być jak muśnięcie miękkiego skrzydła anioła. Ofiarowane z miłością czyste, białe płótno stało się po chwili autoportretem Boga.

Miłość nie szuka swego

Bohaterka VI stacji Drogi Krzyżowej wyszła na męczeński szlak Jezusa z własnej woli. Co sobie wtedy myślała? Zanim wybiegła z domu, być może stoczyła ze sobą walkę. Rozważała: „jestem kobietą, nie dopuszczą mnie do Niego, może zrobią mi coś złego?”. W jej sercu pojawił się także inny głos, który ostatecznie wygrał: „przecież nie mogę być obojętna, On nic nie widzi, oczy zalewa Mu krew i pot. Nie mogę na to patrzeć, muszę coś zrobić. Nie uratuję Go, ale chcę choć trochę Mu ulżyć...”. Nie szukała nagrody, nie myślała, co powiedzą inni. Liczyło się to, co teraz. Jedna odważna decyzja i w drogę... Miłości nic nie zatrzyma i nie pokona. Jest potężna, pali serce i nie pozwala trwać w bezczynności.

My, zanim zrobimy coś dobrego, długo się zastanawiamy i rozważamy wszystkie za i przeciw. Po co mam się angażować? Co powiedzą ludzie? Co z tego będę miał? Myślimy: „niech inni pomogą; dlaczego ja?” Tracimy czas na bezsensowne targowanie się ze sobą i... z Bogiem, bo tak naprawdę to On daje nam dobre natchnienia i zaprasza do wprowadzenia słowa w czyn.

Bóg hojnym Dawcą

Cierpiący Jezus na pewno podziękował Weronice za jej gest, obdarzył spojrzeniem pełnym miłości i podarował obraz swojego oblicza. Wynagrodził jej tak, jak może to zrobić tylko Bóg. W drodze na Golgotę potwierdził, że każdy uczynek miłosierdzia wyświadczany jest tak naprawdę Jemu samemu. Życie człowieka można porównać do płatu białego płótna. Każde uczynione dobro zaznacza się na nim odbiciem twarzy Jezusa. Nawet najmniejsze czyn miłości potwierdza się pieczęcią z twarzą Boga. Ten znak tworzony jest nie jakimś tuszem czy farbą, ale zbawczą Krwią, która obmywa z grzechów.

Bóg na kartach Pisma Świętego wielokrotnie przypomina nam, że żaden dobry uczynek ani czyn miłosierdzia względem naszego bliźniego nie zostanie zapominany. Co więcej - będzie wynagrodzony i przyczyni się do osiągnięcia zbawienia. Na co dzień często jednak zapominamy, że do nieba nie idzie się po stopniach ani po żadnej drodze. Królestwo Niebieskie zdobywa się tylko miłością.

Gest Weroniki

Podczas rozważania Drogi Krzyżowej warto zastanowić się, ile jest w nas św. Weroniki. Ile razy otarliśmy łzy z twarzy płaczącego człowieka? Nie chodzi tutaj tylko o ten fizyczny gest. Być Weroniką - oznacza pocieszać, dobrze radzić, ale przede wszystkim pomagać. Naśladowanie tej kobiety bardziej łączy się z konkretnymi czynami niż ze słowami. Temu, kto płacze, nie wystarczy podać chusteczkę, trzeba też spytać o powód łez. Nie jesteśmy w stanie naprawić zła całego świata. Możemy jednak sprawić, by niektórzy ludzie nie patrzyli nań wilgotnymi oczami. Greckie tłumaczenie imienia Weronika (pheronike) oznacza tą, która niesie zwycięstwo. Jestem pewna, że św. Weronikę na męczeński szlak Jezusa Ktoś zawołał, że nie była to tylko jej decyzja.

Ten cichy apel o pomoc trwa nadal. Jest słyszalny w sercu każdego człowieka. Nie warto tłumaczyć, że jesteśmy bezradni i nie możemy zrobić zbyt wiele. Skoro Ktoś woła, to znaczy, że ciągle nas potrzebuje...

AGNIESZKA WAWRYNIUK
Echo Katolickie 11/2012

Okiem duszpasterza

Popatrzcie, to przecież On!

Ks. Łukasz Kozak, wikariusz parafii Stanin

Niektórzy twierdzą, że św. Weronika nie istniała. Inni zapewniają, że nie tylko istniała, ale że nawet mają jej chustę - chustę Weroniki, tę „Vera Icon”, prawdziwą ikonę i obraz Jezusa. Weronice nie chodziło o to, aby zobaczyć znanego wszystkim Mistrza z Nazaretu, który zostaje publicznie poniżony. Ona nie stanęła jak ktoś z tłumu gapiów, nie chciała tylko wiedzieć, znać szczegóły i widzieć. Ona zrobiła o wiele więcej; ta kobieta całkowicie przekroczyła siebie tylko po to, by wejść w czyjąś sytuację.

W oczach Weroniki, Jezus nie był przedmiotem drwin i podziwu czy nawet wyśmiania tłumu! Ona zobaczyła człowieka i prawdę o Nim - potrzebował pomocy. Co zrobiła? Wszystko, co tylko mogła uczynić niewiasta. Przedarła się przez nienawiść, zamknięcie i skorupę gniewu, której na imię „ja” po to, aby wejść w „ty”, w sytuację Mistrza z Nazaretu. Uczyniła to (tylko) w pozornie błahym geście otarcia twarzy.

Dziś uczy, jak zobaczyć Jezusa w drugim człowieku. Wskazuje, jak otrzeć jego twarz z pyłu, brudu świata i kurzu ulicy, którym jest kłamliwa nagonka. Zobaczyć Jezusa w człowieku, który niejednokrotnie nie potrafi sam siebie zobaczyć w prawdzie; który nie potrafi wydobyć prawdy z rzeczywistości, jaką widzi dokoła. Dziś on sam nie wie już, co jest jego potem, a co błotem świata. Jak uleczyć fałszywy obraz siebie? Jest na to tylko jeden sposób: przedzierać się, walczyć z sobą samym, wychodzić przed szereg i przed tłum, który przyszedł tylko popatrzeć, nie dać się zatrzymać i zastraszyć.

Nie wiem do końca, kim była Weronika; wiem tylko jedno - ona już w czasie drogi Jezusa na Kalwarię zrobiła to samo, co On. Mistrz dźwigający krzyż dodał jej odwagi, osobiście pokazując, że trzeba i można się narażać. Naraziła się, bo bardzo pragnęła mieć prawdziwy obraz Jezusa... a może chciała Go pokazać tłumowi i światu? Zrobiła to w geście otarcia: „Popatrzcie, to przecież On!”

Módlmy się do Boga, abyśmy w czasie tego Wielkiego Postu odbyli podróż przez skorupę naszego lęku do odwagi Weroniki, byśmy nie oglądali ikony Jezusa, ale prawdziwie nią byli.

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama