Dzień zmartwychwstania Jezusa był zarówno dla Jego przyjaciół, jak i wrogów, pełen niespodzianek
Dzień zmartwychwstania Jezusa był zarówno dla Jego przyjaciół, jak i wrogów, pełen niespodzianek. Ci, którzy Go ukrzyżowali, myśleli, że definitywnie pozbyli się problemu. Jak grom uderzyła w nich wieść o pustym grobie. Uczniowie Jezusa byli przekonani, że to koniec. Również i ich wiadomość, że grób jest pusty, bardzo zaskoczyła. Ale znaczenie tej wiadomości dla jednych i drugich było krańcowo inne.
Ewangeliczne opisy tego dnia są w jednej strony nieco chaotyczne, z drugiej jednak mają swoją dramaturgię. Sytuacja rozwija się bardzo dynamicznie: od pierwszej wiadomości, którą przyniosły wracające od grobu kobiety, poprzez kolejne spotkania uczniów z Jezusem, aż do utrwalenia w nich przekonania, że Jezus rzeczywiście zmartwychwstał.
Zauważmy, że z tych wszystkich opisów wyłania się obraz pewnego chaosu, który zapanował w Jerozolimie. Nie chodzi tu tylko o uczniów... Także dla faryzeuszów, Rzymian i wszystkich mieszkańców Jerozolimy wiadomość o pustym grobie stała się pretekstem do snucia różnego rodzaju domysłów i podejmowania różnych działań. Chaos jednak dotyczy wyłącznie świata ludzi, tego „po tej stronie”. Patrząc od strony Jezusa - to On jest Panem całej sytuacji. W Jego działaniach nie ma przypadkowości. Są one podporządkowane jednemu celowi: pocieszyć uczniów, umocnić ich serca, przywrócić im na nowo wiarę w moc ich Mistrza. Jego spotkania z uczniami mają swoją wewnętrzną logikę, pewne cechy wspólne. Po pierwsze, spotyka się On wyłącznie z uczniami. Nie poszedł straszyć Piłata, Heroda, Annasza czy Kajfasza. Nie wziął odwetu na żołdakach, którzy Go pojmali, biczowali czy przybili do krzyża. Tylko Jego przyjaciele mają możliwość dotknąć Go i z Nim rozmawiać (wyjątkiem - za jakiś czas - będzie młody faryzeusz Szaweł, prześladowca Kościoła. Wynikało to jednak nie z chęci zemsty na nim, ale z woli Jezusa, by tego właśnie człowieka uczynić również swoim świadkiem i uczniem).
Po drugie, inicjatywa spotkania zawsze należy do Jezusa. On daje się poznać komu zechce, kiedy zechce i gdzie chce. Uczniowie nie przywołują Go jakimiś magicznymi obrzędami. Są zaskakiwani spotkaniami, które dokonują się znienacka, bez uprzedzenia. Jednak Jezus pojawia się wszędzie tam, gdzie jest potrzebny. Przynajmniej na początku - przychodzi, gdy widzi smutek, zagubienie, bezradność uczniów. Maria Magdalena - jak relacjonuje Ewangelia - siedziała przy grobie i płakała. Płacz był wyrazem jej bezradności wobec nowej sytuacji. Nie dość, że Jezusa zabito, to nawet zniknęło Jego ciało. Jej bólu nie są w stanie ukoić aniołowie, którzy przekazują dobrą - choć początkowo niezrozumiałą, nie mieszczącą się w głowie nowinę. Zapatrzona w pusty grób, nie dostrzegła Pana. Nawet Jego pierwsze odezwanie się do niej nie spowodowało zmiany jej nastawienia. Dopiero, kiedy zawołał ją po imieniu, poznała Go. Dopiero, gdy odwróciła się od grobu, była w stanie zobaczyć Zmartwychwstałego. Dopiero, kiedy porzuciła kontemplację własnego żalu i smutku, była w stanie otworzyć się na nowość i wielkoduszność działania Boga.
Widzimy też, że Jezus jest z uczniami w nowy sposób. Jego przyjście jest zawsze wkomponowane w codzienność. Ma im to uświadomić, że On żyje i jest z nimi zawsze, niezależnie od tego, czy Go widzą, czy też nie. Uczniowie idący do Emaus przeszli razem z Jezusem szmat drogi i nie poznali Go. Nad jeziorem Genezaret Jezus stanął na brzegu i obserwował wysiłki apostołów, łowiących ryby. Jezus jest w tym całkowicie wolny: daje się poznać, kiedy zechce i odchodzi, kiedy chce. Ale uczniowie po tych spotkaniach zostają z przekonaniem, że On jest, że czuwa nad nimi, że nie są sami. Że odtąd On będzie z nimi na zawsze, ale inaczej, niż do tej pory. Że zaczyna się czas misji.
Podczas tych spotkań apostołowie zostają posłani. Mają iść na cały świat i głosić Ewangelię. Już rozumieją, że rozpadły się ich wyobrażenia o Królestwie Bożym, jako o przejęciu władzy politycznej w Izraelu, wypędzeniu Rzymian, Heroda i faryzeuszów i zaprowadzenia „nowych porządków”. Wiedzą, że czeka ich coś nowego. Jeszcze do końca nie rozumieją, co. Jezus podchodzi do tego ze spokojem - wie, że po zesłaniu Ducha Świętego wszystko się wyjaśni. Ale te 40 dni po zmartwychwstaniu jest dla apostołów czasem wielkiej zmiany myślenia, przyspieszonego dojrzewania, czasem zbierania sił do nowej misji i życiowej zmiany.
No właśnie, zmiana. Wydaje się, że to słowo jest jednym z kluczowych dla zrozumienia tajemnicy tamtego czasu. Widać to bardzo dobrze na przykładzie uczniów idących do Emaus. Nie wiemy, czy uciekali na zawsze, czy tylko chcieli przeczekać trudny czas poza Jerozolimą. Na pewno jednak idąc, nie mogą nie myśleć o tym wszystkim, co się stało. Próbują to sobie jakoś po ludzku wyjaśnić i poukładać... Rozmawiają. W pewnym momencie zdają sobie jednak sprawę, że nie idą sami - mają jeszcze jednego Towarzysza podróży, który nawiązuje z nimi dialog. Zadaje pytanie i pozwala, by uczniowie wypowiedzieli wobec Niego cały swój ból: swoje rozczarowanie, poczucie straty, porażki czy wręcz życiowej klęski. Pozwala im skonfrontować ich własne wizje i oczekiwania z rzeczywistością, która tak bardzo od nich odbiegła. „A myśmy się spodziewali...” - wypowiada jeden z uczniów słowa pełne rozgoryczenia. Rozgoryczenie powiększa fakt, że za śmierć Jezusa odpowiadają ludzie, którym dotąd uczniowie w jakiś sposób ufali, a przynajmniej powinni zaufać: arcykapłani i przywódcy ludu. Tymczasem to właśnie oni stali się przyczyną rozwiania nadziei, wydając niewinnego Człowieka na śmierć i oficjalnie, w imieniu narodu, mówiąc: „Poza Cezarem nie mamy króla”.
W pewnym momencie role się odwracają. Ten, który dotychczas słuchał, sam zaczyna przemawiać. Jego słowa są mocne i zdecydowane. Nie ma w nich nic z politycznej poprawności, ani lęku, by nie urazić słuchaczy. „O nierozumni, jakże nieskore są wasze serca do wierzenia!”. Uczniowie mieli prawo poczuć się trochę urażeni... Jednak nie obrażają się. Z zapartym tchem słuchają przemowy współtowarzysza podróży, ukazującego im zupełnie nową perspektywę wydarzeń, w których uczestniczyli. Co więcej, wiąże je ze Słowem Bożym, ukazując związek cierpienia Jezusa ze spełnieniem wszystkich obietnic, które Bóg dał swojemu ludowi. Obietnic, którymi uczniowie żyli i których spełnienie przez jakiś czas widzieli w Jezusie. Teraz odkrywają tę prawdę na nowo. Słowo Jezusa przenika i rozpala ich serca. Coś tajemniczego zaczyna się dziać w ich umysłach. Jeszcze nie umieją tego pojąć, jeszcze nie potrafią tego ogarnąć - ale już wiedzą: To wszystko ma sens! Finałowa scena, gdy przy łamaniu chleba poznają, kim był ich Rozmówca, wieńczy proces przemiany ich serc. Natychmiast wracają, by podzielić się z całą wspólnotą swoim doświadczeniem wiary i spotkania z Jezusem.
Wczytajmy się uważnie w ewangeliczne opisy zmartwychwstania. Chłońmy całym sercem zawartą w nich radość i nadzieję. Pozwólmy się pocieszyć i poprowadzić. Niech spotkanie ze zmartwychwstałym Panem ukształtuje na nowo także nasze myślenie. Jezus żyje i zawsze jest z nami!
ks. Andrzej Adamski
Echo Katolickie 13/2013
opr. ab/ab