Każdy człowiek może odczytać swe powołanie w swoich zdolnościach, w swoich zamiłowaniach, w tym, co w sobie odkrywa, w tym, co odkrywa wokół siebie, w znakach czasu i głosie Kościoła
Fragment pochodzi z książki będącej pierwszym tomem zapisu homilii wygłaszanych zasadniczo w każdą niedzielę i święta obowiązujące, o ile nie zachodziła jakaś przeszkoda, na Mszy świętej w Kaplicy Loretańskiej przy kościele Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie o godzinie 10:15. Ze względu na miejsce wygłaszania nazwane zostały Homiliami Loretańskimi |
Przepiękna jest ta scena, opisana dzisiaj w pierwszym czytaniu z Księgi Samuela, scena powołania Samuela przez Boga. Bóg woła Samuela, a Samuel nie może rozpoznać głosu Boga i myśli, że to kapłan Heli, u którego służył, go woła, i dlatego trzykrotnie udaje się do tego kapłana i pyta się, o co chodzi, dlaczego zastał zawołany? A po trzecim razie kapłan zorientował się, że to Pan woła Samuela, i nauczył go, jak ma Panu odpowiedzieć.
Oczywiście jest to obraz, który ma nam przedstawić bardzo głębokie myśli. Pan Bóg w swoim planie stwórczym, który dotyczył całego świata, ale także każdego bytu pojedynczego, każdemu człowiekowi wyznaczył jego drogę życiową, jego powołanie. Ta droga życiowa każdego człowieka została zakodowana w jego genach; jak wyrazi się jeden z odkrywców tego przedziwnego kodu: to jest mowa Boga. Mowa Boga, który przemawia do każdego człowieka, bo każdemu wybrał to, co dla niego może być najlepsze. Nie zawsze to rozumiemy i nie zawsze jesteśmy przekonani, że to, co nam Pan Bóg zsyła, jest dla nas najlepsze, ale powinniśmy w to uwierzyć. Wybrał Pan Bóg drogę dla każdego. Dlatego ten przepiękny skądinąd obraz, który mamy na samym początku ksiąg świętych, w Księdze Rodzaju — obraz, jak Pan Bóg bierze glinę i lepi człowieka — jest, oczywiście w innym języku, ale wyrażeniem tej samej prawdy, że Pan Bóg zaangażował się bardzo w życie każdego człowieka i każdego ulepił. Nie z gliny, ale w każdym razie to lepienie z gliny ma bardzo piękny wyraz, bo cóż może być bardziej osobistego, bardziej wchodzącego w ścisły związek z tym, co się tworzy, niż produkt garncarza, który bierze glinę, bezkształtną zupełnie glinę, i nadaje jej kształt, jaki sobie zaplanował.
Ta rzeczywistość, opisana tam językiem mitycznym, jest bardzo bliska tej, którą opisujemy już innymi językami — językiem teologii, filozofii — czy ta rzeczywistość, którą rozpoznajemy badaniami przyrodniczymi, które głęboko wnikają w naturę ludzką, w naturę stworzonego świata i stają oczarowane tą głębią, stają oczarowane tą myślą, która jest zawarta w całym stworzeniu. Nauka przyrodnicza, która z założenia jest ukierunkowaniem poznawczych zdolności człowieka ku materii, ku temu, co jest materialne, oczywiście nie może dać odpowiedzi na pytanie, które się samo w człowieku rodzi, bo człowiek nie jest ograniczony do poznania tylko przyrodniczego. Tak się wydawało pozytywistom; ale człowiek ma o wiele większe możliwości poznawcze, wspaniałe możliwości na terenie nauk przyrodniczych, gdzie ma odpowiednie narzędzia, ale oprócz tego ma jeszcze możność poznawania filozoficznego przez przyczyny i poznawania mitycznego poprzez obrazy, poprzez symbole.
Wszystkie te trzy poziomy poznania człowieka skupiają się w jednym i tym samym człowieku. Człowiek bardzo często przechodzi z jednego poziomu na drugi, nie bardzo uświadamiając to sobie. Dlatego bardzo często przyrodnicy wypowiadają tezy, które w zasadzie są już filozoficzne, tylko bardzo często nie mają filozoficznego przygotowania i ich filozoficzne tezy są, niestety, ale na pewno nie na tym poziomie, na którym są ich wspaniałe badania naukowe. A często się tak mówi, że jeżeli przyrodnik powie, że nie ma Boga, to się uważa, że jak on jest taki wielki przyrodnik, to wszystko może mądrze powiedzieć; natomiast przeszedł na teren filozofii w swoim poznawaniu i mówieniu, no i tu się czuje bardzo słaby. On nie wie tego, wypowiada zdanie z taką samą pewnością, jakby je kto wyliczył i szkiełkiem i okiem zbadał, a tymczasem jego poglądy są błędne, bo nie jest przygotowany do tego myślenia. To myślenie jest jakoś bardzo automatycznie związane z poznawaniem świata, zwłaszcza kiedy poznajemy tę wspaniałą złożoność świata, to rodzi się pytanie: a skąd? a kto? — i dochodzimy do stwierdzenia istnienia Boga, który wszystko przedziwnie stworzył, nie tylko cały świat, nie tylko w tej skali makro, ale także w tej skali osobistej każdego człowieka.
Każdy człowiek został przez Boga powołany i powinien ten głos odczytać, powinien odczytać w swoich zdolnościach, w swoich zamiłowaniach, w tym, co w sobie odkrywa, w tym, co odkrywa wokół siebie, w znakach czasu, które Pan Bóg stawia mu na drodze, i w końcu w głosie Kościoła i w głosie Objawienia Bożego, które pomaga mu odkryć to jego osobiste poznanie. A jak widzimy z opowiadania o Samuelu, potrzeba czasem pomóc człowiekowi, ażeby zwrócił swoje myśli właśnie ku wołającemu go Bogu, a nie zagubił się gdzieś indziej. Bo człowiek się bardzo często zagubi w tym pięknie, w tej wspaniałości, w tych dobrych rzeczach, w których jakoś uczestniczy. Tak jak Samuel biegł do Helego, tak on biegnie do tych rzeczy, które są blisko niego, i tych rzeczy pyta się: wołałeś mnie, co chcesz ode mnie? jak mam się z tym wszystkim zidentyfikować? A tymczasem przez to wszystko woła Pan Bóg i czasem trzeba człowiekowi właśnie takiego roztropnego przewodnika, jak Samuel znalazł w Helim, który mu pokazał: to wszystko, co w tobie woła, to wszystko, co mówi o czymś większym i przyciąga — to wszystko pochodzi od Boga i wobec tego trzeba temu Bogu powiedzieć: mów, Panie, bo sługa Twój słucha, i pójść za tym głosem.
Bardzo konkretnie wygląda to w dzisiejszej Ewangelii, gdzie Jezus powołuje swoich pierwszych uczniów. I znowu trzeba kogoś, kto by wskazał. Jan Chrzciciel powiedział swoim dwóm uczniom: oto Baranek Boży, wskazując na Jezusa, i poszli. Trzeba właśnie bardzo często tego kogoś, kto wskaże wołającego Boga. Poszli i, jak pisze św. Jan, zostali u Niego na noc. A tak bardzo było to wielkie przeżycie dla św. Jana, że pisząc po jakichś siedemdziesięciu latach, pamięta jeszcze, o której to było godzinie. Takie wypadki, kiedy spotkamy się w sposób szczególny z Bogiem, pozostają gdzieś w naszej świadomości i powinny pozostawać, ażeby w tym, co się potem staje takie szare i codzienne, prowadzić nas tą drogą, którą rozpoznajemy jako drogę prowadzącą do Boga.
A Pan Bóg ma dla ludzi bardzo wiele różnych powołań, i tych, które się odnoszą do całej formy życia, jak życie konsekrowane, życie małżeńskie, życie w samotności — jak i do konkretnych jakichś zadań, także i społecznych. Ale Pan Bóg ma dla nas także czasem takie, powiedziałbym, codzienne wezwania, które gdzieś tam do nas dochodzą, jakiś znak postawi Pan Bóg: ktoś o coś prosi, znajdujemy się w jakiejś sytuacji pewnej konieczności, dostrzegamy pewne dobro, które możemy zrobić — to wszystko są znaki, które Pan Bóg daje, że nie tylko powołał nas raz na zawsze gdzieś tam na początku naszego życia, ale idzie z nami, obok nas i powołuje nas bardzo często do różnych rzeczy. Otrzymujemy jakieś natchnienia, rozumiemy, że gdzieś jesteśmy potrzebni, że komuś powinniśmy posłużyć, bo w tym naszym zadaniu najczęściej będzie to jakiś rodzaj służby. Pan Jezus wyraźnie powiedział: nie przyszedłem, aby Mnie służono, ale aby służyć, i pokazał ten ideał swojego ucznia jako tego, który służy, nie który panuje. W nas jest zawsze ta dążność do panowania, ponieważ grzech pierworodny zrobił bałagan w naszych myślach, w naszym wnętrzu i wyzwolił to, co powinno być w jakiś sposób podporządkowane. I dlatego budzi się w nas często taka żądza panowania. Im mniejsze to panowanie, tym bardziej jest egzekwowane, tym bardziej chcemy je jakoś pokazać i wymusić na innych: że my tu jednak mamy coś do powiedzenia, my tutaj rządzimy! zapominając, że Pan Jezus powiedział, że chrześcijanin powinien mówić: ja tu służę. Ja tu służę, jestem jako sługa! Powołanie każdy ma swoje i trzeba nam się modlić o to, ażebyśmy to powołanie zawsze rozpoznawali, bo ono w jakiś sposób za nami idzie czy przed nami idzie i Pan Bóg nam je stopniowo objawia, żebyśmy je poznawali, żebyśmy mieli siłę do tego, żeby to powołanie wypełnić.
Św. Paweł natomiast dzisiaj ustosunkowuje się do innego znowu nieporządku, który zapanował w naszym wnętrzu przez grzech pierworodny: to jest nieporządek w sferze ciała. Ciało, które także ma służyć — ma służyć nam i ma służyć Bogu. To św. Paweł wyraźnie mówi: ciało jest dla Pana i wskazuje na to, że to ciało, które nam służy i które stanowi o naszej istocie, kiedyś ma zmartwychwstać. Dlatego temu ciału należy się cześć i szacunek, tego ciała nie można brać i czynić narzędziem grzechu, nie można tego ciała przeciwstawiać Panu Bogu. Św. Paweł zaznacza, że właśnie te grzechy, które dotyczą ciała, tak bardzo wchodzą w całe jestestwo człowieka, bo wszystko inne jest gdzieś na zewnątrz, a grzech cielesny dotyka samego człowieka i jego tej integralnej części.
|
Fragment pochodzi z książki:
ks. Tomasz Jelonek
Homilie Loretańskie |
Właściwie nie bardzo to poprawnie jest, kiedy mówimy, że my „mamy ciało”. My „jesteśmy ciałem”; mieć to można marynarkę, którą się wkłada i zdejmuje i można na haku powiesić. A ciało — jesteśmy ciałem; ale nie tylko ciałem, bo jesteśmy także i duchem, duszą. Ten dualizm w nas jest z Bożego ustanowienia, ale ten dualizm mówi właśnie o naszej naturze i o naszej powinności, że i ciało, i dusza stanowią nas i ciało i dusza ma być podporządkowana Bogu. Ciało nie zawsze się chce dać podporządkować, właśnie wychodzi tutaj ten już dzisiaj dwa razy wspominany bezład, który wszedł w ludzką naturę. Ale nie jesteśmy wobec tego zupełnie bezsilni, gdyż mocą Bożą możemy niejedno uporządkować i ustawić na swoim miejscu. A zawsze powinniśmy pamiętać cenę, za którą zostaliśmy nabyci, jak mówi św. Paweł — cenę, którą Jezusa kosztowało to, że może nam udzielić mocy do przezwyciężania skutków grzechu i porządkowania tego wszystkiego, co jest w nas, abyśmy w pełni mogli odpowiadać na ten głos wołającego nas Boga, na głos Bożego powołania, które do nas dociera i chce, abyśmy byli coraz bardziej zorganizowani, ułożeni, ujednoliceni, żebyśmy stanowili jedno w ciele i w duszy, jedno dla Pana Boga, dla wypełniania Jego woli, która bardzo często będzie nas prowadziła poprzez służbę dla drugiego człowieka.
*Tytuły poszczególnych rozważań pochodzą od Redakcji. AB
opr. ab/ab