W Boże Ciało Kościół otwiera przed nami najpiękniejsze stronice Biblii, które są zapowiedzią i wypełnieniem obietnicy Boga, dotyczącej Eucharystii
W Boże Ciało Kościół otwiera przed nami najpiękniejsze stronice Biblii, które są zapowiedzią i wypełnieniem obietnicy Boga, dotyczącej Eucharystii. I tak poznajemy pokarm Żydów na pustyni — mannę, ofiarne chleby pokładne, jesteśmy świadkami rozmnożenia chleba i ryb, by wreszcie wejść wraz z Jezusem i Apostołami do Wieczernika Wielkiego Czwartku, by uczestniczyć w pierwszej w dziejach człowieka Mszy Świętej, której istota została dopełniona w Wielki Piątek na krzyżu.
Czym jest Eucharystia? Katechizm uczy nas, że to niekrwawa ofiara Chrystusa i Kościoła, w której pod widzialnymi postaciami chleba i wina jest obecny żywy i prawdziwy Jezus Chrystus, który siebie daje na pokarm. Każda Msza Święta jest uobecnieniem tego, co stało się w Wielki Czwartek i w Wielki Piątek w Jerozolimie. Jest ucztą dwóch stołów: słowa, chleba i wina; jest ofiarą, tą samą, którą Jezus złożył na krzyżu za człowieka. Skoro Eucharystia jest ucztą, to także jest pokarmem. Przecież Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy wyraźnie powiedział: „bierzcie i jedzcie to jest Ciało moje” i „bierzcie i pijcie to jest moja Krew”. Po co mamy jeść Eucharystię? Po to, by nie ustać w drodze do Domu Ojca. „Kto spożywa Moje Ciało ma życie wieczne”. Jest więc ona źródłem chrześcijańskiego życia, życia w łasce, życia na wieczność. Łaska zakłada wiarę. Na łaskę się nie zasługuje. Jest ona darem Boga: „Nikt nie może przyjść do Mnie jeśli go nie pociągnie Ojciec”. Ci, którzy ją przyjęli są prawdziwie szczęśliwymi i dlatego przed przystąpieniem do komunii kapłan wypowiada słowa: „błogosławieni, którzy zostali wezwani na ucztę Baranka”. Często praktyki religijne traktujemy jak coś ofiarowanego przez nas Bogu. Podczas gdy jest na odwrót. Modlitwa, uczestnictwo w Mszy Świętej, post to nie dar człowieka dla Boga, ale dar Boga dla człowieka, poprzez który może on upodabniać się do swojego Stwórcy.
Czy można utracić łaskę Boga? Tak. Grzech niszczy w nas Boże życie. Są grzechy powszednie i grzechy ciężkie. Skutki tych pierwszych niszczy przeżegnanie się wodą święconą przy wejściu do świątyni, akt żalu na początku Mszy Świętej, wsłuchanie się w Ewangelię, znak pokoju i wreszcie przyjęcie Komunii Świętej. Inaczej jest z grzechem ciężkim. Co to jest grzech ciężki? To dobrowolne i świadomie wystąpienie przeciw przykazaniom Boga i Kościoła. Taki grzech niszczy w człowieku łaskę. Tam, gdzie jest grzech nie ma już miejsca na życie Boże. Przywrócić je może sakrament pokuty. Stąd często mówi się o jego związku z Eucharystią. Nieroztropnym jest strach przed przyjęciem komunii z grzechami powszednimi i z tego powodu rezygnowanie z niej. Grzechem świętokradztwa zaś jest świadome przystąpienie do komunii z grzechem ciężkim.
Czy możliwe jest dobre życie bez Eucharystii, bez udziału w łasce Bożej? Oczywiście. Dobro zawsze pozostaje dobrem, choć ten, kto je czyni nie jest w stanie łaski uświęcającej, to znaczy jest w stanie grzechu. Tylko że takie dobro nie punktuje na wieczność, pozostaje jedynie w doczesności. Eucharystia to życie. Ten, kto na serio przyjmuje Komunię, to znaczy Jezusa staje się coraz to bardziej do Niego podobny — staje się Tym, Kim się karmi, a więc staje się Miłością, która zawsze humanizuje człowieka. Ten więc, kto przyjmuje Ciało Chrystusa staje się też bardziej człowiekiem.
W Boże Ciało w procesji niesiemy Chrystusa w Eucharystii ulicami naszych miast. To zwyczaj, który wyrósł z potrzeby zaproszenia Boga do codzienności. Ulice, po których idziemy w procesji, ołtarze, które wznosimy są poza obrębem świątyni, właściwego miejsca na sprawowanie i przechowywanie Eucharystii. Jeśli więc Bóg staje się obecny w naszej codzienności to po to, by ją uświęcić, by jej pobłogosławić, to znaczy nadać jej charakteru sacrum. Co z tego wynika? Trzeba otworzyć się na działanie Boga. Trzeba przyzwolić, aby rzeczywiście stał się obecny w naszym życiu poprzez miłość. Wówczas rzeczywiście będziemy eucharystycznymi ludźmi. W przeciwnym razie procesja kolejny raz stanie się wiosennym spacerem z folklorystycznym tłem, a rodzice znów będą tłumaczyć zdezorientowanym dzieciom, wskazując na złotą monstrancję: „Tam niosą Jezusa”. A na pytanie „Po co?” odpowiedzą; „Robią tak co roku?”. I dziwić się będą, że jeszcze Mu się to nie znudziło.
opr. aw/aw