Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (39/2001)
Pierwsze komentarze po barbarzyńskim ataku na Amerykę nawoływały do szybkiego i zdecydowanego działania, także z użyciem sił militarnych. Wygłoszenie przez prezydenta Busha formuły, że USA są w stanie wojny, uznano za zapowiedź rychłego i zdecydowanego uderzenia. Niemniej, sam Bush nie ukrywał kłopotów z określeniem celu tych działań. Wprawdzie wskazano podejrzanych i zapowiedziano szybkie rozprawienie się także z krajami ochraniającymi terrorystów, ale pozostały wątpliwości: czy chodzi jedynie o odwet czy też o wojnę sprawiedliwą. Nauka Kościoła zna pojęcie "wojny sprawiedliwej" już od czasów św. Augustyna i w Katechizmie Kościoła Katolickiego (KKK) kilkakrotnie przypomina się nie tylko o uprawnionej obronie wobec zła i napaści (a czymś takim była akcja wymierzona w Amerykę), ale również o obowiązku państwa usprawiedliwiającym w pewnych okolicznościach użycie siły militarnej. "Obrona dobra wspólnego wymaga, aby napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody" - uczy KKK. Nie oznacza to więc aprobaty zemsty czy odwetu, gdyż takie postawy nie tylko stoją w sprzeczności z nauką Kościoła, ale i godnością człowieka, ale mówi o "unieszkodliwieniu" przeciwnika, w tym przypadku terrorystów. Teoria wojny sprawiedliwej, działanie z użyciem siły określa jako ostateczność, która następuje dopiero wówczas, kiedy inne środki okazują się nierealne lub nieskuteczne. I właśnie tu pojawia się pytanie o rolę chrześcijan w takich sytuacjach. Dobrym przykładem są sami nowojorczycy, którzy od razu zaczęli masowo wspierać ekipy niosące pomoc, z jednej strony, a z drugiej wypełniali po brzegi kościoły i miejsca modlitwy, tam szukając wsparcia i odpowiedzi na pytanie, co robić. Nawet francuska prasa, nienależąca przecież do najpobożniejszych, zwraca uwagę na modlitwę, która stała się powszechną reakcją w obliczu zamachów terrorystycznych z 11 września. Postawę chrześcijan, żydów i muzułmanów we Francji paryski dziennik "La Croix" nazywa "bronią modlitwy" i odpowiedzią na potrzebę szukania sensu życia, które może być zagrożone przez grupkę szaleńców. Czymś fascynującym i pięknym były inicjatywy pojawiające się w naszym kraju: Msze w intencji ofiar czy zapalenie symbolicznych świec. Kiedy dzięki Internetowi zaczęły napływać listy od rodaków zza Wielkiej Wody, uzmysłowiłem sobie, że świat i chrześcijanie mogą dać wspaniałe świadectwo miłości bliźniego. Mam nadzieję, że prezydent Bush, człowiek wrażliwy religijnie i podkreślający sens wiary, uczyni wszystko, żeby zamiast odwetu, doszło jedynie do unieszkodliwienia i rozbicia siatki terrorystów.
opr. mg/mg