Gwałtowna sekularyzacja, konieczność sprzedawania kościołów, do których nikt już nie chodzi. Duchowa pustynia bez Boga – taki jest obraz Holandii, który przedstawił kard. Eijk będąc w Polsce. Czy Kościół w naszym kraju będzie umiał oprzeć się błędom teologicznym i duszpasterskim, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy?
Ostatni tydzień styczniowy był pełen inspiracji i wrażeń za sprawą wizyty w naszym kraju prymasa Holandii, kardynała Willema Jacobusa Eijka, arcybiskupa Utrechtu. Niderlandzki kardynał pozostawił nam wiele bezcennych przemyśleń i świadectw, które razem złożyły się na małe narodowe rekolekcje.
Odważny pasterz
Obserwowałem go od dawna, podziwiając jego klarowność umysłu i odwagę wiary. Zwłaszcza to drugie przykuło moją uwagę, gdy w 2018 roku, przeciwstawiając się bezrefleksyjnemu i lekceważącemu podejściu do Eucharystii w wielu miejscach Kościoła — przeważnie w zachodniej Europie i na kontynencie północnoamerykańskim, w których domagano się swobodnego zastosowania postulatu interkomunii, dopuszczając do udziału w przyjmowaniu Ciała i Krwi Pańskiej osoby nienależące do Kościoła katolickiego, a więc protestantów i nie tylko, ponadto tolerując skandaliczne koncelebry katolickich kapłanów z pastorami i pastorkami z innych wspólnot wyznaniowych, niejednokrotnie pozwalając na wspólne odmawianie kanonu mszy świętej także świeckim działaczom religijnym — kardynał Eijk stwierdził, iż obecna sytuacja przywodzi na myśl to, co Katechizm pisze w punkcie 675 o końcowej próbie Kościoła, nazwanej próbą antychrysta, w której ludziom będą proponowane łatwe rozwiązania religijne, jednakże za cenę wyparcia się prawdy. Domagał się wówczas „jasnego wyjaśniania zasad katolickiej wiary”. Podobną postawę zajął holenderski hierarcha, domagając się od Ojca Świętego jednoznacznego stanowiska w sprawie podbijającej umysły milionów ludzi na świecie trującej ideologii, zwanej popularnie teorią gender. Także i w sprawie niejasności sformułowań obfitujących w adhortacji papieża Franciszka Amoris laetitia, kardynał nalegał, by wyjaśnić nauczanie katolickie na temat komunii dla katolików rozwiedzionych żyjących w nowych związkach, nazywając owe niejasności „źródłem zamieszania”.
W tym roku, 16 stycznia, biskupi holenderscy w niewielu, bo 292 słowach, zajęli stanowisko w odniesieniu do deklaracji Fiducia suplicans dopuszczającej możliwość błogosławienia tak zwanych par nieregularnych, czyli uprawiających nierząd, w tym par homoseksualnych. Nie ma w nim krytyki papieża Franciszka ani argentyńskiego kardynała Víctora Manuela Fernándeza, prefekta watykańskiej Dykasterii ds. Nauki Wiary, nie używa się też prowokacyjnych terminów, takich jak „herezja”, „błąd” czy „apostazja”. Biskupi zadają sobie trud, aby oświadczyć, że „wraz z papieżem Franciszkiem” chcą „podkreślić duszpasterskie znaczenie bliskości i towarzyszenia” względem osób przeżywających moralne rozterki związane z podejmowaniem życiowych decyzji. Przy czym holenderskie stwierdzenie odnosi się tylko do osób, nigdy do „par”. „To jasno pokazuje, że nie jest to żadne błogosławieństwo ani potwierdzenie nieregularnego związku, co pozwala uniknąć pomylenia go z małżeństwem, które według Kościoła katolickiego może być tylko między mężczyzną a kobietą” — czytamy w oświadczeniu.
Prymas Holandii, jako lekarz, bioetyk i teolog, odważnie angażuje się w spory cywilizacyjne, zwłaszcza w próbę wyhamowania ekspansji „cywilizacji śmierci” pod postacią przyzwolenia na eutanazję i wspomagane samobójstwo. Statystyki wskazują, że około 2028 r. roczna liczba przypadków eutanazji osiągnie w kraju tulipanów znacznie ponad 12 500, co stanowi ponad 8% rocznej liczby wszystkich zgonów. Od lat siedemdziesiątych XX wieku w Holandii kryteria zakończenia życia stają się coraz luźniejsze. W połowie lat 90. zaczęto przeprowadzać eutanazję nawet w przypadku chorób psychicznych i demencji. Po roku 2000 dopuszczono jej zastosowanie w odniesieniu do upośledzonych noworodków. Minister zdrowia i minister sprawiedliwości zapowiedzieli wprowadzenie projektu ustawy zezwalającej na wspomagane samobójstwo w przypadku, gdy osoba nie cierpi na chorobę, ale uważa swoje życie za „spełnione”, bowiem przekroczyła próg 75. roku życia. Zaprzestanie życia jest obecnie powszechnie akceptowane. Tymczasem kard. Eijk wyjaśnia: „Poddanie się eutanazji jest grzechem ciężkim i nieodwracalnym, popełnionym na krótko przed wiecznym spotkaniem ze Stwórcą”. I przytomnie wykazuje, że w społeczeństwie zindywidualizowanym i egoistycznym „prośba o eutanazję nierzadko jest wołaniem o pomoc”. „Kilka osób — jak dodaje — które wyraziły chęć eutanazji, po zaoferowaniu im odpowiedniej pomocy, nie upierało się już przy tej prośbie”.
Zsekularyzowany kraj
„To duża ryba w maleńkim stawie” — piszą o kardynale portale internetowe, mając na myśli aktualną sytuację wiary w jego ojczyźnie. W latach 1975—1990 liczba chrztów katolickich spadła w całej Europie o 34 procent, zaś ilość zawartych małżeństw o 41 procent. Tymczasem katolików holenderskich jest dziś aż 70 punktów procentowych mniej. Toteż wiele świątyń i obiektów sakralnych zostało wystawionych na sprzedaż. Niektóre z nich są zamieniane na biblioteki, sale koncertowe, baseny, targi owocowe czy centra kulturalne. Pomniejsze są przerabiane na prywatne apartamenty. W Arnhem w Holandii kościół św. Józefa, w swoim czasie zdolny przyjąć tysiąc wiernych, dziś służy do zawodów skateboarda. Słynny kościół Saint Vincentius z Amsterdamu został oddany na meczet. Dominikański klasztor z Nijmegen opustoszał w 2004 roku. Dziś mieści się tam hospicjum. Mansion Maria-Louise z Eversveg został przemieniony na garaże. Ponad 40 tysięcy zbiorów bibliotecznych monasteru pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP w Louiseweg zostało sprzedanych na wagę. Konfesjonały, ławki, krucyfiksy, świeczniki, figury i relikwiarze — wszystko to jest wystawiane na wyprzedaż w specjalnych sklepach. Holendrzy niemalże powszechnie zaakceptowali wiadomość o śmierci Boga: ponad połowa mieszkańców nie identyfikuje się już z żadnym wyznaniem religijnym.
Kardynał Eijk opowiadał podczas polskich spotkań o swych gorzkich powinnościach sprzedawania kościołów, których nikt już nie jest w stanie utrzymać. Zachowywanie stanu posiadania za wszelką cenę, jak tłumaczył, wystawiłoby żyjące jeszcze małe wspólnoty parafialne na ryzyko bankructwa. Dbają jedynie o to — jak mi wyjaśniał prywatnie — by obiekty te pozostały, o ile możności, w rękach chrześcijan. Toteż w pierwszym rzędzie przekazywane są wspólnotom protestanckim albo prawosławnym diasporom z Rosji albo Ukrainy. Podjęli też decyzję, by nie oddawać katolickich świątyń muzułmanom. Oczywiście, jak dodał, „nie mamy żadnej kontroli nad tym, gdzie nasze obiekty trafią w dalszej kolejności”. Niektórzy protestują, zbierając podpisy i przesyłając je do Watykanu przeciw decyzjom kardynała o redukowaniu miejsc kultu w jego diecezji. Oskarżają go o „postępowanie na wzór Państwa Islamskiego na Bliskim Wschodzie”. Problem — odpowiadają katolicy z Utrechtu — polega na tym, że w Holandii nikt już nie chodzi na mszę. Jeśli w latach pięćdziesiątych XX wieku frekwencja na niedzielnych mszach wynosiła 90 procent, obecnie liczba ta spadła do 5 procent, co i tak jest dobrym wynikiem. Koszty utrzymania świątyń, z jednym lub dwoma rzędami ławek zajętych przez osoby starsze, są zbyt wysokie. Poza tym nie ma już księży. Dlatego też przyświeca holenderskim katolikom idea koncentrowania sił.
„Wszystko zaszło w mgnieniu oka” — mówił kardynał, dodając, że Holendrzy w tym procesie galopującej sekularyzacji byli awangardą. W przeciągu jednego pokolenia z kraju bogatego w duchowość, powołania misyjne i liczne katolickie inicjatywy duszpasterskie Holandia przeobraziła się w duchową pustynię bez Boga. „Na was przyjdzie podobna próba — mówił nasz gość, licząc na to, iż w przypadku Polski, wzmocnionej prześladowaniami i cierpieniem zaznanym pod nazizmem i komunizmem, wydaniem takich gigantów wiary, jak kardynał prymas Stefan Wyszyński, św. papież Jan Paweł II, dręczony przez ubeków abp Antoni Baraniak, zamordowany ks. Jerzy Popiełuszko i wielu innych kapłanów, jej przebieg i niszcząca moc okaże się łagodniejsza. „Myśmy rozpoczęli ten drastyczny kryzys i jako pierwsi, wydaje się, z niego się powoli wyłaniamy”.
Ks. Karol Wojtyła, podczas studiów w Angelicum, odwiedził Holandię w 1947 roku. Jak opowiadał kard. Eijk, „pisał on listy do polskich przyjaciół w sprawie swojej wizyty w naszym kraju. Wyjawił w nich, że bardzo podziwia silną organizację i dyscyplinę Kościoła katolickiego w Holandii. Zauważył jednak, że holenderskim katolikom brakowało duchowości, życia w osobistej relacji z Chrystusem i osobistej modlitwy”. Zresztą, po powrocie do Polski w artykule Katolicyzm uporu, opublikowanym na łamach „Tygodnika Powszechnego”, opisał „pewne wykańczanie się, wygasanie złóż życia chrześcijańskiego, [...] katolicyzm oderwany od właściwych sobie źródeł życia nadprzyrodzonego”. Jan Paweł II wspominał też po latach flamandzkiego kolegę z okresu studiów rzymskich, ks. Josepha Cardijna, późniejszego kardynała, z którym prowadził liczne rozmowy o Kościele, o robotnikach porzucających życie chrześcijańskie, o wierze i o jej przyszłości. „Trzymaliśmy się przez pokolenia katolicyzmu obrzędowego, powiązanego z tradycją rodzinną i patriotyczną, która wówczas dominowała w naszym społeczeństwie i je organizowała — wyjaśniał kard. Eijk — Gdy nadeszły galopujące zmiany i społeczeństwo poczęło się sekularyzować, odpłynęli od kościołów Holendrzy, bowiem nie zdołali w sobie wytworzyć osobistej więzi z Chrystusem”.
Zatruta teologia
Dodatkowym czynnikiem napędzającym efekt „wypłukania” katolicyzmu ze świadomości Holendrów było poddanie ich Kościoła eksperymentom reformatorskim na poziomie teologii i katechezy. Nadzieja na wyzwolenie reformatorskich mocy chrześcijaństwa w postaci obyczajowych zmian, które Kościół winien zaakceptować w imię otwierania się na przeobrażający się świat, rozpierała umysły i wyobraźnię wielu tamtejszych teologów i pasterzy. W kraju Rembrandta popełniono wiele „błędów progresizmu”, przed którymi przestrzegał niejednokrotnie papież Benedykt XVI, twierdząc, iż są one z punktu widzenia nauczania Chrystusa raczej regresizmem . Postęp człowieka nigdy nie powinien odwoływać się do żądań rehabilitacji zła i grzechu lub przynajmniej cichego przyzwolenia na nie. Dla chrześcijanina „prawdziwym progresizmem jest zwycięstwo nad grzechem i złem, tajemnica trwającej męki i zmartwychwstania Chrystusa” . „Usiłowałem ze wszystkich sił przeciwstawić się duchowi liberalizmu w religii — pisał przed stu laty święty kardynał John Henry Newman — ponieważ chodzi o rozprzestrzeniający się po całej ziemi błąd będący śmiertelną pułapką. Liberalizm na polu religii to doktryna, według której nie ma żadnej pozytywnej prawdy w religii, a jedynie równoważne przekonania. To podejście z każdym dniem zdobywa sobie coraz więcej zwolenników. Religia objawiona nie stanowi prawdy, lecz uczucie, prywatne przekonania. Każdy więc ma prawo do wygłaszania tego, co mu bardziej przemawia do wyobraźni. A ponieważ religia jest z założenia czymś prywatnym i osobistym, można ją z całą pewnością pomijać w układaniu relacji międzyludzkich. Nawet gdybym każdego poranka zmieniał zdanie w jakiejś sprawie, co tobie do tego?” .
W latach pięćdziesiątych postawienie na tego typu myślenie doprowadziło do efektu, zwanego „paralelnym magisterium”. W zgodzie z nim katolicy mogą dowolnie odstępować od kościelnego nauczania, o ile istnieją ku temu przekonujące przesłanki. W lipcu 1957 roku redemptorysta Francis J. Connell przekonywał o dopuszczalności użycia pigułki dla celów terapeutycznych, rok później profesor Uniwersytetu Louvain, Louis Janssens proponował przemilczenie antykoncepcyjnego działania pigułki. To wywołało swoisty efekt domina: 21 marca 1963 roku holenderski biskup Willem Bekkers argumentował, że decyzja o liczbie i odstępie czasowym przyjmowanego potomstwa winna być oddana całkowitej autonomii sumienia rodziców. Z tej też przyczyny biskupi holenderscy domagali się usunięcia z obrad soborowych tematu płodności. Pasterze Kościoła holenderskiego oficjalnym dokumentem po raz pierwszy uczynili wyłom w dotychczasowym nauczaniu katolickim, powołując się na argument różnic w opinii teologów, które okazują się wystarczające, by poddać w wątpliwość obowiązującą normę. In dubiis libertas — gdy nie jest ona dla wszystkich oczywista, nie może obowiązywać w sumieniu wiernych.
W 1968 roku papież Paweł VI opublikował encyklikę Humanae vite, sprzeciwiając się powszechnie narastającemu, także wśród katolików, naporowi na pigułkę. Papież miał świadomość, że sięganie po antykoncepcję było od zawsze zakazane w Kościele, bowiem jej używanie nie jest uderzeniem w szóste przykazanie, ale w pierwsze, wydziera bowiem z przestrzeni działania i decydowania Boga obszar ludzkiego życia, w którym człowiek chce arbitralnie decydować o prawie dostępu do życia lub odmowie takiego dostępu. Mała pigułka jest w stanie dokonać o wiele więcej spustoszenia w relacji Bóg-człowiek, aniżeli były w stanie osiągnąć przemyślane plany ateistów.
Akty niechęci wobec encykliki Humanae vitae wybrzmiewały na synodzie szwajcarskim w 1972 roku, na synodzie niemieckim w Würzburgu oraz w postaci Deklaracji Biskupów Niemieckich z Königstein oraz Deklaracji Episkopatu Austrii z Maria Trost. Kard. Bernard J. Alfrink, arcybiskup Utrechtu i prymas Holandii twierdził wówczas, że ponieważ encyklika nie spełnia wymogów nieomylności, „najważniejszą normą pozostaje indywidualne sumienie”. Na początku stycznia 1969 roku w miasteczku Noordwijkerhout 109 członków Holenderskiej Rady Duszpasterskiej, wśród nich dziewięciu biskupów na czele ze wspomnianym kard. Alfrinkiem, ogłosiło Deklarację niepodległości, w której wezwano członków Kościoła holenderskiego do odrzucenia papieskiej encykliki. Przy okazji podniesiona została sprawa wypracowania postawy otwartości wobec „nowego radykalnego podejścia” do takich zagadnień moralnych, jak stosunki przedmałżeńskie, związki homoseksualne, aborcja i eutanazja (tej propozycji biskupi nie zdecydowali się poprzeć). Domagano się także dopuszczenia kobiet i żonatych mężczyzn do kapłaństwa. Kiedy obecny na posiedzeniu Rady bp Adrian Simonis zaprotestował przeciw twierdzeniu, że „Kościół katolicki stanowi jedynie cząstkę Kościoła Chrystusowego”, został zgromiony za „głoszenie nauki sprzecznej z nauczaniem Soboru Watykańskiego II”. W Holandii władza papieża była poddawana za każdym razem w wątpliwość w sytuacji, gdy — jak utrzymywano — nie liczy się on w decyzjach z zasadą kolegialności biskupów. Paweł VI napisał do katolików holenderskich własnoręczny list, w którym wyraził zakłopotanie i poważne zastrzeżenia, jakie budzą w nim niektóre projekty przyjmowane przez episkopat tamtego kraju.
Wcześniej, bo w 1966 roku, opracowano holenderski Katechizm dla dorosłych odbiegający w wielu miejscach od dotychczasowego nauczania katolickiego. Rozwijano postulat idei soborowości w Kościele jako nowej postaci katolicyzmu przeciwko rzymskiemu centralizmowi oraz podkreślano znaczenia teologów jako czołowych interpretatorów kościelnej odnowy. Holandia stała się krajem przodującym we wprowadzaniu reform na polach liturgii i ekumenizmu. Podbijało umysły przekonanie, że Kościół potrzebuje przeżyć swe nowe otwarcie na świat i że nie należy stawiać żadnych murów pomiędzy tymi dwoma porządkami. Wszelkie dualizmy: pomiędzy Kościołem a światem, duszą a ciałem, łaską a naturą, sacrum a profanum powinny zniknąć jako szkodliwe. Efektem tego stała się postępująca sekularyzacja myślenia, nauczania i działania katolików świata zachodniego. Okres posoborowy, nazywany „rewolucją kopernikańską w Kościele”, obfitował wieloma przejawami tego, co papież Benedykt XVI nazwał „przymuszaniem Oblubienicy Chrystusa do rezygnacji z dziewictwa wierności Tradycji wiary i płodzenia wspólnych dzieci z obcą Ewangelii mentalnością świata”. W niektórych miejscach aplikacja postanowień Soboru dokonywała się nazbyt pospiesznie, niejednokrotnie według wzorców zaczerpniętych ze świeckich społeczeństw. „Nasz Kościół jest już do tego stopnia zdemokratyzowany — ironizował holenderski kard. Adrian Simonis — że trzeba rozmawiać, organizować zebrania, spotykać się i dyskutować, a zapomina się o prawdziwym zadaniu Kościoła, czyli o misji”.
Wiara i priorytety
Kardynał Eijk na moje pytanie o aktualny stan świadomości teologicznej w Holandii, przyznał, iż fałszywa liberalna teologia jak fałszywa moneta puszczona w obieg przyczyniła się w dużym stopniu do dewastacji Kościoła i w konsekwencji do odpływu wiernych rozczarowanych rozwodnioną i zsekularyzowaną wersją Ewangelii. Dziś fakultety i seminaria oferują zdrową, zintegrowaną z Tradycją katolicką teologię. Sam zresztą gość z Holandii zaprezentował w Polsce swą książkę Więż miłości poświęconą etyce małżeństwa i seksualności, w genialny sposób łącząc w niej aktualną wiedzę lekarską i bioetyczną z czystej próby nauczaniem kościelnym, w tym z teologią ciała i personalizmem chrześcijańskim św. Jana Pawła II. Kardynał nie lęka się prezentować ściśle katolickiego depozytu wiary i konfrontować go z postnowoczesną mentalnością dominującą w aktualnej kulturze. Mówił nam: „Nie lękajcie się!”. Każda kultura, łącznie z tą dzisiejszą, panosząca się w przestrzeni publicznej, materialistyczną, indywidualistyczną i zsekularyzowaną, kiedyś upadnie. Jak wykazywał słynny filozof historii Arnold Toynbee, wszystkie kultury mają swój termin przydatności. Prędzej czy później upadną. Również i ta laicka oraz ateistyczna rozsypie się na naszych oczach. „Nie wolno nam się lękać i nie wolno nam się wycofywać z naszej misji”. Nawet jeśli dziś w wielu miejscach katolicy stanowią mniejszość i żyją w niewielkich skupiskach, przyszłość należy do małych wspólnot, kreatywnych mniejszości, które będą w stanie przeniknąć i zreformować dominującą myśl i obyczaj. „Nie jestem prorokiem — mówił podczas warszawskich spotkań — i nie potrafię wam precyzyjnie powiedzieć, kiedy to nastąpi”. Niemniej już dziś dostrzega on w swym zlaicyzowanym kraju przejawy nowego działania Boga. Podczas, gdy starsi Holendrzy pozostają nastawieni lewicowo-liberalnie do życia, młodzi kapłani preferują tradycyjne nauczanie katolickie i radykalną postać przeżywania Ewangelii. Wciąż w Holandii na pierwszy rzut oka widać pustynię duchową i zagubienie społeczeństwa, które uległo jawnej bądź „ukrytej” apostazji, niemniej tworzą się już coraz liczniejsze grupy przyciągające młodych ludzi, którzy coraz intensywniej żyją respektem wobec Najświętszego Sakramentu, miłością do Matki Bożej oraz praktyką comiesięcznej spowiedzi świętej. A to przecież jest „katolicyzm w najczystszej postaci” — konkluduje kardynał.
Podczas swego wykładu w ramach sympozjum zorganizowanego na Akademii Katolickiej w Warszawie kardynał Eijk podał priorytety, jakimi winien kierować się odnawiający się Kościół misyjny: Przede wszystkim, jak zauważył, należy skończyć z jakimikolwiek skandalami moralnymi i finansowymi. Teren Kościoła musi być oczyszczony do ostatka. Pasterze i wierni świeccy muszą sobie na dobre wziąć do serca ów imperatyw, by nigdy i dla nikogo nie być powodem zgorszenia; być aniołem, a nie demonem; pociągać do Boga, a nie odpychać od Niego. Po drugie: potrzeba głosić Chrystusa, zawsze Chrystusa i tylko Chrystusa. Musi wybrzmieć apostolski głos wieszczący ludziom z nowym przekonaniem kerygmat o miłości ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Zbawiciela potężniejszej od zła i śmierci. Aby ten głos mógł stać się mocny i wiarygodny, Kościół musi zgodzić się na nowo, by być ubogim. „Nikt nas nie sponsoruje ani nam nie płaci, ani państwo, ani organizacje wielkich tego świata — mówił kardynał. — Holendrzy są bogaci i dobrze się im powodzi, dlatego też zapominają o Bogu. My możemy głosić prawdę o życiu i o moralności, możemy brzmieć proroczo, bo nikt nam za to nie płaci”.
Gdy wracaliśmy na lotnisko, zapytałem kardynała, jak wielki ma dwór i zaplecze w Utrechcie. Uśmiechnął się i powiedział: „Mieszkam na drugim piętrze budynku, w którym są inne urzędy i mieszkania. I mam do pomocy kierowcę, który jest jednocześnie moim ceremoniarzem i liturgistą, oraz diakona, który jest moim sekretarzem, a zarazem zarządza kurią. Jest też pewna pani — dodał — która pomaga mi prowadzić korespondencję i rachunki”. Wracał do swej ojczyzny zmęczony, ale wyraźnie zadowolony. Mógł w naszym kraju oddychać powietrzem, którego w innych miejscach już nie ma: powietrzem wiary. Pewnie na długo pozostaną mu w pamięci spontaniczne oklaski, którymi był nagradzany za każdorazowe przyznawanie się do Chrystusa i dawanie jasnym językiem świadectwa swej wiary, oraz liczne prośby o modlitwę i błogosławieństwo.
Gdy w 1978 roku wybrano na Tron Piotrowy kardynała Karola Wojtyłę, komentatorzy podkreślali, iż jest to pierwszy papież od ponad czterystu lat wyniesiony do tej godności, który nie jest Włochem. Poprzednim obcokrajowcem był holenderski papież Adrian VI, Holender z Utrechtu. Gdy kard. Eijk rozpoczynał swą wizytę w Polsce, na portalu brytyjskiego „catholicherald.co.uk” ukazał się tekst Johna L. Allena, w którym dowodził, że „70-letni holenderski kardynał Wim Eijk mógł mieć «moment New Hampshire» — związany z reakcją na deklarację Fiducia suplicans holenderskich biskupów pod wodzą ich prymasa — nawiązując w przywołanej analogii do przystanku w ramach prawyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, w którym „lepszy niż oczekiwano występ może wypchnąć wcześniej drugorzędnego pretendenta na czoło stawki”. „Do tej pory większość obserwatorów Watykanu była zgodna co do tego, że faworytem konserwatystów na następnego papieża jest 71-letni kardynał Péter Erdő z Budapesztu. — pisał John L. Allen — Wydaje się jednak, że po oświadczeniu w sprawie Fiducia suplicans konserwatyści, którzy szukają kandydata, prawdopodobnie zaczną przyglądać się uważnie holenderskiemu hierarsze”.