Artykuł z tygodnika Echo katolickie 19 (723)
Pierwsza Komunia św. powinna być najważniejszym wydarzeniem w życiu dziecka, a przygotowania do uroczystości rekolekcjami eucharystycznymi dla całej rodziny. Niestety, dla wielu rodziców duchowe przeżycia schodzą na drugi plan. Liczą się pieniądze, drogie prezenty i wystawne przyjęcie w restauracji. To wszystko sprawia, że jeden z najważniejszych dni w życiu dziecka zamienia się w targowisko próżności i nowobogactwa.
Jeśli zapytamy naszych dziadków, a nawet rodziców, o ich Pierwsze Komunie św., to przekonamy się, że w latach 50. i 60. ubiegłego wieku komunijne uroczystości były niezwykle skromne. Często, szczególnie na wsi, nie towarzyszyło im żadne przyjęcie, a uroczystość ograniczała się do udziału całej rodziny we Mszy św. Ks. kan. Marian Daniluk, proboszcz parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Białej Podlaskiej, na pytanie, co pamięta ze swojej Pierwszej Komunii odpowiada, że wielką radość w sercu i łzy wzruszenia na twarzach rodziców. - To był rok 1963. Mały kościółek pw. św. Józefa w Międzyrzecu Podlaskim - wspomina ks. kanonik. - Po uroczystości mama zrobiła lepszy obiad. Przy stole spotkała się tylko najbliższa rodzina. W prezencie dostałem czekoladę i 10 zł - opowiada proboszcz.
Dwadzieścia lat temu taki podarunek był szczytem marzeń niejednego dziecka. Potem na liście komunijny prezentów pojawiły się zegarki, złote kolczyki i łańcuszki. Całkiem niedawno każde dziecko marzyło o „góralu”, a teraz już na pół roku przed uroczystością robi miejsce na biurku pod nowy komputer. W dobrym tonie jest sprezentować dziecku z okazji Pierwszej Komunii telefon komórkowy. Albo dać pieniądze. W rodzinnym gronie trwają narady, czy 200 zł wystarczy od matki chrzestnej? A może trzeba dać 500? Rodzice łamią sobie głowy tym, ile gości zaprosić i dokąd. Bo robienie w domu przyjęcia to już rzadkość. Teraz na komunijny obiad zaprasza się do restauracji. - Kiedyś Pierwsza Komunia miała rodzinny kameralny charakter. Dzisiaj, w wielu domach Bóg i dziecko schodzą na dalszy plan - mówi ks. Daniluk. Dlatego apeluje do rodziców o zachowanie zdrowego rozsądku w przygotowaniach do uroczystości, a także o umiar w obdarowywaniu. - Wręczajmy drobiazgi, a nie drogie prezenty, które coraz bardziej oddalają od uroczystości - podkreśla. - Elegancko wydana Biblia z dedykacją, różaniec, łańcuszek z Matką Boską to prezenty, które będą pamiątką na całe życie. Quad i pieniądze - nie - przekonuje.
Ośmioletnia Ania Krasuska z Siedlec nie dostanie od rodziców wymarzonego odtwarzacza mp4 ani laptopa. I nie martwi się, że być może jej koleżanki będą chwalić się najnowszymi modelami telefonów komórkowych. - Wytłumaczyłam jej, że Pierwsza Komunia powinna być przede wszystkim uroczystością religijną - mówi Bożena, mama dziewczynki. Jako jedna z nielicznych wśród dzieci z klasy córki zaprasza gości do domu, a nie do restauracji, jak to ostatnio jest w modzie. Przyjęcie będzie dla osiemnastu osób. Ale bez szaleństwa. Obliczyła, że obiad z deserem, może jeszcze kolacja, to koszt około tysiąca złotych. Pani Bożena nie zafunduje swoje córce wymyślnej fryzury czy makijażu, co dla niektórych rodziców jest czymś zupełnie normalnym. Potwierdzają to fryzjerki i kosmetyczki. - Mamy najczęściej życzą sobie, aby ich córki uczesać w wymyślne koczki lub loki, ale zdarzają się też prośby o zrobienie delikatnych pasemek - potwierdza właścicielka jednego z siedleckich salonów. - Często fryzury te zupełnie nie pasują do tych dziewczynek. Czasem matki chcą, by zrobić córkom trwałą ondulację, co jest szkodliwe dla delikatnych włosów ośmiolatek - dodaje.
Nie wszystkie salony mają w swoich usługach fryzury komunijne. Dlatego rodzice, którzy chcieli zafundować swojemu dziecku wymyślne uczesanie, musieli zarezerwować termin już w lutym. O ile na wizytę dziewczynki u fryzjera można jakoś przymknąć oko, to opalanie w solarium jest grubą przesadą. A i takie przypadki też się zdarzają. Trzy lata temu w Mińsku Mazowieckim mama dziewięcioletniej dziewczynki chciała, aby jej córka skorzystała z solarium. Kobieta twierdziła, że opalenizna będzie pięknie harmonizowała z bielą komunijnej sukienki. Na szczęście, mama i córka musiały odejść z kwitkiem. Właścicielka solarium odmówiła im, bo takie opalanie mogłoby zaszkodzić dziecku. Są też i mamy, które nie mogąc sobie poradzić z problemem poobgryzanych paznokci, fundują dziewczynce tipsy. A wszystko po to, by - złożone do modlitwy- ładnie prezentowały się na zdjęciach. W całym spektaklu ważny jest także strój. I choć we wszystkich parafiach w regionie został on ujednolicony, to jednak rodzice umiejętnie omijają te zalecenia. Wprawdzie do kościoła przyprowadzają dziecko w albie, to na przyjęcie kupują mu inny strój. Wszystko przypomina bardziej ślub niż religijne wtajemniczenie ośmiolatki.
Dla Grażyny Romańczuk, babci dziewięcioletniej Natalii, wizyta dziecka u fryzjera czy u kosmetyczki jest po prostu czymś nienormalnym. Ona sama, jak wspomina, miała bardzo nietypową Pierwszą Komunię. - Był 1956 r. Mama pożyczyła dla mnie buty od sąsiadki. Niestety za ciasne. Ale bałam się przyznać, że mnie uwierają. Bo musiałabym iść do kościoła boso - opowiada. Pani Grażyna podkreśla, że o żadnych prezentach nie było nawet mowy. - Jednak czułam się wyróżniona, bo byłam tak blisko Pana Boga - wspomina. Niestety, jej wnuczka myśli inaczej. Ania ma bardzo długą listę komunijnych prezentów. I jednym ciągiem powtarza, że chce telefon komórkowy, odtwarzacz mp4 i rolki. Stanęło na tym, że dostanie telefon, rolki i specjalne wydanie Biblii. - To i tak wyjątek - twierdzi mama Natalii. Dodaje, że dzieci teraz mówią tylko o laptopie.
Jednak komputer to nic w porównaniu z operacją plastyczną uszu. Kilka lat temu opinię publiczną poruszyła wiadomość, iż przed okresem komunijnym kilkudziesięciu drugoklasistów z regionu łódzkiego poddano upiększającym zabiegom chirurgicznym. Poprawiano im odstające uszy, nie najładniejsze nosy, usuwano blizny i przebarwienia skóry. Podobno w kwietniu chirurdzy plastyczni wykonują dwa, trzy razy więcej operacji na małych pacjentach niż w pozostałych miesiącach roku. Nowe uszy na Komunię? Czemu nie. Taki prezent dostała dwa lata temu na komunię jedna z dziewczynek w Siedlcach. Jej mama twierdzi, że córka już w przedszkolu miała straszne kompleksy z powodu odstających uszu. Dlatego dziadkowie, chrzestni po prostu złożyli się na ich korektę. Resztę dołożyli rodzice. Musieli jednak wziąć kredyt. A wszystko po to, by córka ładnie wyglądała na zdjęciu albo żeby wianek dobrze leżał.
- Świat się przewraca do góry nogami - oburza się mama Ani Kraususkiej. - Po co operacje, kosmetyczki, przecież Bóg wszystkich traktuje jednakowo. Poza tym sam prymas Glemp ma odstające uszy i się nie wstydzi - dodaje.
Księżą przypominają, że nie o prezenty ani pieniądze i cały ten blichtr chodzi podczas Komunii. To uroczystość i przygotowania do niej powinny być rekolekcjami eucharystycznymi dla całej rodziny. Odpowiedzialność za właściwy wymiar tego dnia spoczywa na rodzicach. I choć zdecydowana większość z nich rozumie dobrze, co się tego dnia dzieje, podejmuje współpracę z księdzem, katechetą, współtworzy odpowiednią atmosferę, to jednak są i tacy, którzy uroczystość Pierwszej Komunii sprowadzają do absurdu, zatracając zupełnie duchowy wymiar tego wydarzenia. Dziecko przeżywa je po swojemu, bardzo intymnie i głęboko. Paradoksalnie, najczęściej rodzice są tymi, którzy mu w tym najskuteczniej mogą przeszkodzić. Może dlatego, że sami nie rozumieją, co się wtedy dzieje? Szkoda. Bo czasem wydaje się, że ten dzień jest bardziej potrzebny mamie, tacie, niż dziecku.
W 1905 r. papież Pius X dekretem „Quam singularis” wprowadził przygotowanie grupowe dzieci do Pierwszej Komunii oraz jej uroczyste przeżywanie po raz pierwszy. W Polsce - z powodu zawieruchy wojennej - Episkopat zainicjował Komunie grupowe dopiero po 1923 r. Kraje Europy Zachodniej wytyczne te zastosowały od razu. Podobnie było z wiekiem dzieci. Jeszcze przed I wojną światową w Kościele katolickim do Pierwszej Komunii przystępowało się, mając 13 - 15 lat. Pius X obniżył ten wiek do 8 - 9. U nas - zgodnie z postanowieniem Konferencji Episkopatu - byli to drugo- i trzecioklasiści. Dzieci w tym wieku są już ukształtowane i świadome czekających je wydarzeń.
Jak powinnyśmy właściwie rozumieć sakrament Eucharystii?
To nie tylko jakaś statyczna rzeczywistość, której dotykamy po wypełnieniu określonych prawem warunków. Jest to wejście w centrum dialogu, jaki dokonuje się pomiędzy Bogiem i człowiekiem, w tajemnicę miłości Boga, który „tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał”. Po co? Abyśmy mieli w sobie życie, a nie tylko jego namiastkę czy karykaturę. Eucharystia zatem to dynamizm, który ogarnia całego człowieka, wszystkie pola jego aktywności, wprowadza zupełnie nową jakość w życie.
Uczestnicząc w uroczystościach pierwszokomunijnych, miewamy czasem wątpliwości, czy rodzice i dzieci doceniają duchowe znaczenie tego dnia?
Uogólnienia są zawsze krzywdzące, zatem trudno o jednoznaczną odpowiedź. Jest to kolejny etap w procesie inicjacji chrześcijańskiej. Kto nie zrozumiał, jaką rolę w jego życiu pełni sakrament chrztu św., nie odczyta właściwe wydarzenia Pierwszej Komunii św. Jest to wejście - o ile tak można powiedzieć - na „wyższy stopień przyjaźni” z Jezusem Chrystusem, pogłębienie relacji, jaka została wcześniej nawiązana. Nie chodzi tylko o „odkreślenie” kolejnego etapu w życiu dziecka. Tak ten dzień, niestety, rozumie wielu rodziców - na szczęście są oni w zdecydowanej mniejszości. Przypominają bardziej kibiców niż uczestników wydarzenia, skupieni na tym, co ma w istocie znaczenie akcydentalne, nie są w stanie zrozumieć ważności tego, co się właśnie dokonuje. Gdy na nich patrzę, bardzo mi ich żal...
Jak sprawić, by Pierwsza Komunia św. była radosnym spotkaniem dziecka z Panem Jezusem, a nie paradą strojów i licytacją prezentów?
Potrzebna jest ścisła współpraca parafii ze szkołą, rodzicami i dziećmi. Kilka miesięcy czy nawet rok spotkań przed Pierwszą Komunią to za mało. Potrzebna jest stała formacja, która jako główne zadanie powinna postawić sobie zapobieganie wszelkiego rodzaju skostnieniom w przeżywaniu relacji z Panem Bogiem. Trzeba pomagać młodym ludziom zrozumieć, że sakrament małżeństwa, narodziny dziecka, pierwsze lata życia, nauka katechizmu itp. to dopiero początek drogi, a nie jej zwieńczenie. Warto byłoby zwrócić uwagę na rolę rodziców chrzestnych w procesie wychowania. Przygotowanie do tego dnia powinno obejmować równolegle dzieci i rodziców (także chrzestnych!), rodzeństwo. To święto całej rodziny - rekolekcje, które pozwolą zrozumieć, co się tak naprawdę dokonuje. „Biały tydzień” szybko się skończy, pozostaje pytanie: co dalej? Trzeba się z nim zmierzyć dużo wcześniej.
Jak wytłumaczyć dziecku, co powinno być tego dnia najważniejsze?
Żadne słowa nie zastąpią świadectwa życia. Jeśli widzi ono ojca, matkę, rodzeństwo klękających do sakramentu pokuty, Komunii św., głęboko przeżywających Eucharystię, kierujących się bardzo konkretną, ewangelijną logiką życia, żyjących na co dzień słowem Bożym - nie będzie problemu z wytłumaczeniem, co się tego dnia dokonuje. Trzeba pamiętać, że inicjacja chrześcijańska to stopniowe wprowadzanie dziecka w pewną określoną koncepcję życia zapoczątkowaną na Golgocie i w poranek Zmartwychwstania. Eucharystia to przecież uobecnienie tych wydarzeń na ołtarzu! Gdy się ma 9 lat, niewiele rozumie się jeszcze z tego, co się dzieje w świecie, co się stało dwa tysiące lat temu. Dziecko jest jednak bardzo wrażliwe na zło, cierpienie, niesprawiedliwość, boleśnie przeżywa zranienia, jest też skłonne do egocentryzmu. Mądry ojciec, mama wytłumaczą mu, że przyjęcie Jezusa do serca zobowiązuje, kształtuje określoną postawę, nie może to być epizod, który zakończy się z chwilą powieszenia w szafie białej sukienki czy alby.
Dziękuję za rozmowę.
opr. aw/aw