Bóg nie działa szablonowo

O spotkaniu z żywym Bogiem, który przemienia życie i posłudze charyzmatem uzdrawiania opowiada Marcin Zieliński, lider wspólnoty „Głos Pana”

Rozmowa z Marcinem Zielińskim, 25-letnim charyzmatykiem, liderem wspólnoty uwielbienia „Głos Pana” ze Skierniewic.

Obecny rok duszpasterski mija pod hasłem: „Idźcie i głoście”. Od głoszenia wszystko się zaczyna?

Wszystko zaczyna się od doświadczenia spotkania z żywym Bogiem. Jose Prado Flores i abp Grzegorz Ryś często lubią powtarzać, że nie może ewangelizować ten, kto sam nie został zewangelizowany; nie może głosić ten, kto nie doświadczył żywego spotkania z Bogiem. Głoszenie zawsze dokonuje się w mocy Ducha Świętego. Kiedy mówimy o Chrystusie, nie robimy tego własnymi siłami, ale mocą Ducha. Wtedy mamy też prawo oczekiwać spełnienia wszystkich obietnic pozostawionych nam przez Pana Boga. One się spełnią, gdy będziemy szli i głosili Jego słowo.

Większość ludzi, słysząc zachętę do głoszenia, ma przed oczami księdza na ambonie... Nie czują, że ten apel skierowany jest także do nich.

To wynika z nieznajomości słowa Bożego i nauczania Kościoła. Jeżdżąc po Polsce i organizując warsztaty, staram się uświadamiać wierzącym, kim stali się przez sakrament chrztu. Przypominam, że wtedy otrzymaliśmy nowe życie, nowe dziedzictwo i tożsamość w Bogu. Poprzez sakrament bierzmowania jesteśmy namaszczeni Duchem Świętym i uzdolnieni to tego, by głosić słowo Boże. Musimy w to wierzyć! Pismo Święte mówi wręcz o obowiązku głoszenia Chrystusa w swoich środowiskach. Św. Paweł wołał: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!” (1 Kor 9,16). Głoszenie jest powołaniem wszystkich, którzy wierzą w Jezusa Chrystusa. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że świeccy wierzący stoją w pierwszej linii ewangelizacji. To zadanie dla każdego.

Co to znaczy: „doświadczyć żywego spotkania z Bogiem”? Kiedy się ono dokonuje?

Bóg nie działa szablonowo. Nie można „podłożyć” Go pod jakiś wzór i oczekiwać tych samych rezultatów, jakie pojawiły się u innych. Bóg działa, jak chce; Duch wieje, kędy chce, jak jest napisane w słowie Bożym. Znam ludzi, którzy doświadczyli Boga na różnych spotkaniach ewangelizacyjnych, np. przy okazji Przystanku Woodstock. Znam też takich, którzy wzrastali w rodzinie katolickiej, przystępowali do sakramentów i dopiero w pewnym momencie uświadomili sobie, że jest w nich Chrystus. Pan Bóg ma wiele różnych pomysłów na to, jak dotrzeć do człowieka, ponieważ każdy z nas jest inny. To wymaga także rozeznania. On w swoim przyjściu i działaniu przekracza nasze schematy myślenia. Dlatego musimy być ostrożni w ocenianiu czyjegoś sposobu dojścia do wiary i spotkania z Chrystusem.

Marcin, a jak było w Twoim życiu? Kiedy doświadczyłeś spotkania z żywym Jezusem?

Zostałem wychowany w tradycyjnej wierze katolickiej. Odkąd pamiętam, zawsze przystępowałem do sakramentów, chodziłem do kościoła, byłem osobą pobożną. Patrząc teoretycznie, wszystko OK, ale czułem, że w moim sercu nie ma Pana Boga. Taki stan świetnie został nazwany w Księdze Izajasza: „Ten lud zbliża się do Mnie tylko w słowach, i sławi Mnie tylko wargami, podczas gdy serce jego jest z dala ode Mnie” (Iz 29,13). Pan Bóg nie szuka ludzi, którzy jedynie na zewnątrz będą okazywać Mu cześć. On chce takich, którzy oddadzą Mu całe swoje serce i będą Mu poświęceni w pełni. W maju 2007 r. trafiłem na czuwanie przed Zesłaniem Ducha Świętego. Ksiądz, który je prowadził, powiedział: „Możesz całe życie chodzić do kościoła, być pobożnym człowiekiem i nie mieć osobistego doświadczenia spotkania z żywym Bogiem. Jeśli chcesz Go dziś spotkać, wyjdź na środek. Pomodlimy się o to”. Tamtego wieczoru oddałem swoje życie Jezusowi. W krótkiej modlitwie, w bardzo namacalny sposób doświadczyłem miłości Chrystusa do mnie. To było tak mocne, że ten moment uznaję za zwrot w moim życiu.

A skąd było w Tobie to wielkie zafascynowanie darem uzdrawiania?

Nie jestem zafascynowany uzdrawianiem, ale Chrystusem. On w swoim sercu ma mocne pragnienie uzdrawiania chorych. Widać to w Ewangelii. W ciągu trzyletniej posługi non stop uzdrawiał chorych. Ktoś kiedyś napisał, że zawsze było tak, iż Jezus przed chwilą kogoś uzdrowił albo właśnie uzdrawiał, albo szedł, by uzdrowić. Te wszystkie opisy pokazują współczujące serce, które Bóg ma dla chorych. Myślę, że w moim zakochaniu w Chrystusie Pan Bóg dał mi odczuć swoje współczujące serce. Pan postawił na mojej drodze świadków, m.in. księdza, dzięki któremu zobaczyłem, że On uzdrawia, i sięgnąłem po Biblię. Kiedy czytamy Pismo Święte, nie sposób nie dostrzec obietnic dotyczących uzdrowień i zapowiedzi, że znaki towarzyszyć będą tym, którzy wierzą. Wiara rodzi się ze słuchania i czytania, z tego, co wchodzi przez nasze oczy i uszy. Zacząłem karmić się świadectwami i Bożym słowem. Zapragnąłem tego, co w Biblii jest normalnością.

Jeździsz z posługą po Polsce i innych krajach. Widziałeś sporo zaskakujących zjawisk, ale chyba nie możesz powiedzieć, że Pan Bóg niczym Cię już nie zadziwi...

Nie, i myślę, że nigdy tak nie powiem, bo byłoby to „wsadzeniem” Boga do swojego pudełka. Za każdym razem dostrzegam wiele świadectw Jego łaski; każde z nich jest bardzo cenne, każde jest czyjąś indywidualną historią spotkania z Chrystusem. W ewangelizacji chodzi o to, by dać ludziom sposobność doświadczenia Boga. Robimy to przez kerygmat, który potem wiedzie do uzdrowienia i uwolnienia. Widzimy, jak Bóg prowadzi ludzi do głębszego, bardziej osobistego przeżywania wiary, jak zaprasza do włączenia się do wspólnoty Kościoła. Mamy wiele świadectw od młodych, którzy po doświadczeniu mocy Bożej wracają do sakramentów. Rzeczy, które Pan Bóg czyni, są naprawdę niezwykłe. Ostatnio pewna kobieta przesłała mi swoje skierowanie na wycinek złośliwej zmiany nowotworowej, którą miała na twarzy. Po modlitwie o uzdrowienie ta zmiana zaczęła znikać. Ostatecznie zabieg się nie odbył, bo nie było czego wycinać. Otrzymujemy świadectwa dotyczące uwolnienia z alkoholizmu i narkotyków. To wszystko zdumiewa i zadziwia. Owe znaki nie są jednak dla samych siebie, one mają prowadzić do Chrystusa, wskazują na ich Dawcę. Zawsze trzeba na nie patrzeć w takim kierunku.

Znaki potwierdzają to, co głosicie?

Tak, aczkolwiek są też wyrazem Ewangelii. Św. Paweł mówi, że „Ewangelia jest mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego wierzącego” (Rz 1,16), czyli że moc Boża objawia się po to, by zbawić człowieka. Znaki są potwierdzeniem głoszonego słowa, ale bywa i tak, że kiedy wychodzimy ewangelizować, to ludzie nie chcą nas słuchać. Wtedy modlimy się za nich, a Pan Bóg zabiera wieloletnie cierpienia, uzdrawia. Dzieje się tak nie tylko w kościołach, ale i na ulicach czy w innych miejscach. Po doświadczeniu uzdrowienia ludzie otwierają się na słuchanie. Czasem znak potwierdza słowo, a innym razem otwiera drzwi do jego głoszenia.

Marcin, w swoich konferencjach zachęcasz do modlitwy uwielbienia. Dlaczego jest ona tak ważna?

To wypływa z mojego doświadczenia. Gdy miałem 16 lat, założyliśmy wspólnotę uwielbienia „Głos Pana”. Nasze spotkania trwały po trzy godziny. Wypełnialiśmy je modlitwą uwielbienia. Stało się tak dzięki księdzu, przez którego się nawróciłem i spotkałem żywego Chrystusa. Pamiętam, jak mówił: „Jeśli chcesz znaleźć wspólnotę, w której działa z mocą Duch Święty, to szukaj takiej, w której jest uwielbiany Jezus”. Ta modlitwa stała się fundamentem, na którym wyrosła moja wspólnota i cała posługa. Cały czas kładziemy duży nacisk na modlitwę uwielbienia. Widzimy, że wszędzie, gdzie w centrum jest uwielbienie Boga, tam działają wspólnoty, które są pełne ognia Ducha Świętego, że Bóg działa wśród nich z wielką mocą.

Jakie jest miejsce Ducha Świętego w Twoim życiu?

Gdy oddałem swoje życie Jezusowi, doświadczyłem spotkania z żywym Bogiem. On pokazał mi, że osoba Ducha Świętego jest kluczowa dla każdego wierzącego. Dzięki Niemu doświadczamy spotkania z Jezusem i Bogiem Ojcem, bo On ożywia w nas wiarę; bez Niego wszystko jest suchą, pustą literą. On ożywia słowo Boże i liturgię. Każdą konferencję zaczynam od zaproszenia Ducha Świętego, codziennie rano oddaję Mu swój dzień, proszę, by mówił do mnie tak, abym mógł Go wyraźnie słyszeć. Nie wyobrażam sobie mojego chrześcijaństwa i przeżywania Eucharystii bez Ducha Świętego.

A Matka Boża?

Na warsztatach przypominam, że jest Ona wzorem osoby napełnionej Duchem Świętym; przykładem, jak daleko można pójść, gdy odda się Mu kontrolę nad całym swoim życiem. Przyzywam Jej wstawiennictwa, proszę, by wspierała mnie w posłudze i broniła, by modliła się, abym był wierny Chrystusowi i Jego Ewangelii, bym był napełniony Duchem Świętym.

Spotykasz się także z młodymi ludźmi. Można powiedzieć, że są bardziej wrażliwi na Boga niż dorośli?

Wierzę, że jesteśmy w takim czasie, kiedy Pan Bóg chce uczynić wspaniałe rzeczy z młodymi. Dostrzegam wielkie ożywienie wśród młodzieży; oni szybko wchodzą w bliską więź z Bogiem, zaczynają modlić się za innych. Widzę wielu młodych, którzy z wielką odwagą po raz pierwszy w życiu głoszą Chrystusa. Niektórzy przychodzą z ciekawości, a potem zakochują się w Jezusie, zaczynają poznawać Boże słowo, sakramenty. Wierzę, że Pan Bóg przygotował wielkie rzeczy dla tego pokolenia. Nie da się ukryć, że przeżywamy trudny czas. Jeśli Kościół nie zwróci uwagi na młodych, to za kilkanaście lat zobaczymy to, co dziś widać w Europie. Jeżdżąc po różnych krajach, widziałem katolickie kościoły, które dziś są muzeami. Nie ma w nich młodych. Kościół musi dać im przestrzeń do spełniania swego powołania, oni muszą poczuć wsparcie innych młodych, ale także kapłanów, duszpasterzy i biskupów. Sporo mówi o tym dokument „Iuvenescit Ecclesia”, który dotyczy współpracy świeckich i duchownych oraz charyzmatu z urzędem. Warto, by świeccy zobaczyli, że mają wsparcie w duchownych; warto, by duchowni zauważyli, że świeccy (w tym młodzież) nie są zagrożeniem dla Kościoła, ale jego nadzieją. Tak mówił sam Jan Paweł II. Musimy docenić nową falę Ducha Świętego, która teraz przychodzi.

Polska pod tym względem wyróżnia się na tle Europy?

Wystarczy spojrzeć statystycznie, ile ludzi w Polsce uczestniczy w niedzielnej Eucharystii i porównać to z innymi krajami. Różnica jest kolosalna. Kiedy Europa przeobraża się w pustynię, Polska staje się ostoją. Wierzę, że od tego, co u nas będzie się działo i na ile Polacy dadzą się poprowadzić Duchowi Świętemu, zależy przyszłość Europy, która albo się od nas zapali, albo całkowicie zgaśnie, bo już ledwie się tli. Żeby się zapalić, musi zobaczyć ludzi, którzy płoną ogniem Ducha Świętego. To wyzwanie i dla świeckich, i dla Kościoła hierarchicznego w Polsce.

W Piśmie Świętym czytamy: „Jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj duszę na doświadczenia” (Syr 2,1). Doświadczasz tego na sobie? Mówisz o tym osobom, które chcą ewangelizować?

To jeden z głównych tematów naszych warsztatów. Zacytowałaś Księgę Syracha, ale jest też inny fragment z Ewangelii według św. Mateusza, w którym Jezus mówi najpierw: „Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie». Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy!” (Mt 10,7-8), a kilka wersetów niżej: „Idźcie jak owce między wilki...” (Mt 10,16). To trudne słowa. Spotyka się z nimi każdy, kto głosi. Ja też doświadczam fali hejtu. Na wielu stronach internetowych pojawiają się komentarze z moimi wypowiedziami wyrwanymi z kontekstu. Internet jest pełen treści przeciwko mnie. Mimo wszystko staram się być posłuszny Kościołowi, mojemu proboszczowi i biskupowi. Cieszę się, że abp G. Ryś, obecnie mój metropolita, jest zaangażowany w nową ewangelizację i wspiera nowe ruchy w Kościele. Jest hejt, trud, krzyż, ale to oznacza, że idziemy w dobrą stronę.

Każdy z nas ma jakiś charyzmat?

Św. Paweł mówi, że charyzmaty są po to, by służyć nimi we wspólnocie Kościoła. Pierwszą rzeczą, której doświadczyłem po spotkaniu z żywym Bogiem, było to, iż trafiłem do wspólnoty. Wspólnota jest miejscem rozeznawania charyzmatów. Tam uczymy się nimi służyć. Nierzadko popełnimy błędy, bo nie da się wejść w posługę charyzmatyczną bez pomyłek. Kiedy posługa zaczyna wyglądać bardziej dojrzale, Kościół daje przestrzeń, by służyć na szerszych polach. Wszystko jednak zaczyna się od małej, lokalnej wspólnoty, w której dorastamy, poznajemy słowo Boże, liturgię i wszystko, co daje nam Kościół. Zawsze zachęcam do wstępowania do wspólnot, bo od nich wszystko się zaczyna.

Ja też przyłączam się do tej zachęty i dziękuję za rozmowę.

Dzięki! Mam nadzieję, że to się komuś przyda.

AGNIESZKA WAWRYNIUK
Echo Katolickie 44/2017

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama