Trwa Nadzwyczajny Miesiąc Misyjny. Jak rozumieć słowa papieża, że „każdy z nas jest misją”? W jaki sposób możemy wspierać naszych misjonarzy?
Z ks. Kazimierzem Jóźwikiem, proboszczem parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Wierzbnie, diecezjalnym referentem ds. misyjnych, rozmawia Agnieszka Warecka.
„Każdy z nas jest misją w świecie, ponieważ jest owocem Bożej miłości” - napisał papież Franciszek w orędziu na Nadzwyczajny Miesiąc Misyjny. „Każdy z nas jest misją!” - uwrażliwia Ojciec Święty. Jak my, ludzie XXI w., mamy odkrywać swoje powołanie do bycia misjonarzami?
Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani do bycia czytelnym znakiem przynależności do Chrystusa. Papież Franciszek w przywołanym orędziu przypomina, że „ten, kto miłuje, wyrusza w drogę”. W tym kontekście błędne jest postrzeganie misji wyłącznie z perspektywy posługi w krajach „ad gentes”.
Odpowiadając na wezwanie Ojca Świętego, wraz z uczniami - wolontariuszami podjęliśmy akcję odwiedzenia seniorów mieszkających na terenie naszej parafii. Przy okazji wizyt w domach ludzi starszych i schorowanych młodzi odkrywają, że ich misją jest okazanie im zainteresowania - uśmiech i życzliwość towarzyszące spotkaniom. Seniorom proponujemy z kolei, by „wylosowali” sobie misjonarza, za którego będą modlić się i ofiarować swoje cierpienie. „Wy też jesteście misjonarzami” - mówię im. Bo bycie misjonarzem to niesienie Ewangelii i lekcja miłosierdzia w praktyce - także w środowisku, w którym żyjemy na co dzień.
„Odkrycie powołania w powołaniu” - mówi Ksiądz o swojej 19-letniej pracy misyjnej na Wschodzie. Co zadecydowało o wyjeździe?
Z mojej rodzinnej parafii na misje do Zambii wyjechał ks. Jan Deptuła. Z kolei do Brazylii udał się mój kolega kursowy ks. Mieczysław Kłak. I kiedy z myślą, by do niego dołączyć, poszedłem do ks. Zbigniewa Tonkiela, spowiednik przekonał mnie, że bardziej potrzebny będę na Syberii. Jak widać, Pan Bóg miał inny plan... W marcu 1992 r. - w liście przesłanym do biskupa diecezji nowosybirskiej Józefa Werthy - wyraziłem prośbę o przyjęcie do pracy, a już w czerwcu uzyskałem zgodę bp. Jana Mazura. Wyjeżdżając, nie wiedziałem, kiedy wrócę. Zaufałem jednak Panu Bogu, że skoro mnie powołuje i posyła, to będzie prowadził…
Pamięta Ksiądz początki? Co było największym zaskoczeniem?
Moje pierwsze wrażenie: komu tak naprawdę jestem tam potrzebny? Nie znałem języka rosyjskiego. Od Uralu do Władywostoku, tj. na terenie, który dzieli odległość 5055 km, było tylko dziesięciu księży katolickich wraz z biskupem. Po dwóch tygodniach spędzonych w Nowosybirsku bp J. Werth wysłał mnie do Tomska w azjatyckiej części Rosji. W liczącym 500 tys. mieszkańców mieście katolików było ok. 300 i jedna parafia, ale „oblast”, czyli obwód tomski, terytorialnie był większy od Polski. Do niektórych miejscowości - np. Aleksandrowska oddalonego o 1,2 tys. km trzeba było płynąć dwa dni wodolotem albo lecieć i samolotem, i helikopterem.
W ciągu czterech lat mojej posługi w obwodzie tomskim powstało ok. 20 tzw. punktów dojazdowych służących sprawowaniu Mszy św. i udzielaniu sakramentów. Był to piękny czas odkrywania mocy Pana Boga! Następną placówką pracy misyjnej, do której zostałem skierowany, był Tiumeń - miasto oddalone o 2,5 tys. km od Moskwy. Kolejnych 11 lat spędziłem w Iszymie. Zaczynaliśmy „od zera”, jednak Pan Bóg hojnie błogosławił. W mieście powstała parafia katolicka licząca 300 wiernych i kilkanaście wspólnot wokół miejscowości w promieniu 200 km.
Misjonarze posługujący na Syberii dzielą się świadectwami ludzi, którzy na księdza czekają nieraz kilkadziesiąt lat. Dla nas - katolików mających kościoły „na wyciągnięcie ręki” - jest to absolutnie niezrozumiałe. Nie doceniamy „skarbu Kościoła”, jakim jest codzienna Eucharystia.
Takich sytuacji było bardzo dużo. Podczas pracy w Tomsku naszym zadaniem jako księży było docieranie do ludzi mających katolickie korzenie. W Aleksandrowsku zaprowadzono mnie do Fridricha - 80-letniego Niemca, który czekał na spowiedź kilkadziesiąt lat. Udzieliłem mu również sakramentu namaszczenia chorych. „Teraz mogę już spokojnie umrzeć” - mówił wzruszony. Pod koniec mojego pobytu w Iszymie spotkałem też Polkę - panią Emilię. Przewidując zsyłkę na Syberię, ksiądz udzielił jej Pierwszej Komunii św., gdy miała siedem lat. Kiedy przygotowywałem ją do drugiej spowiedzi w życiu - po 70 latach i zaproponowałem, że odtąd będą przywoził ją codziennie na Mszę św., odpowiedziała: „Ksiądz będzie po mnie przyjeżdżał? Ja na kolanach powinnam przychodzić do kościoła!”.
Doświadczenie pracy misyjnej ubogaciło mnie. Widok ludzi, których Boża łaska przemienia i którzy czują się posłani, by głosić Chrystusa w swoich rodzinach i miejscach pracy, to namacalny dowód żywotności Kościoła. Jako misjonarze jesteśmy tylko słabym narzędziem w rękach Pana Boga…
„Narzędziem” słabym, ale też koniecznym. Papież Franciszek nieustannie apeluje, że tylu naszych braci żyje jeszcze bez Chrystusa.
Polskich misjonarzy, tj. świeckich, zakonnych i kapłanów, posługujących w 99 krajach na pięciu kontynentach jest ok. 2 tys. Z naszej diecezji na misjach przebywa obecnie 18 księży; mamy też trzy misjonarki świeckie. Określenie misje „ad gentes” odnosi się do posługi wśród narodów pogańskich, które dotąd nie słyszały o Chrystusie. Przykładowo ks. Tomasz Denicki pracuje na Jamajce, gdzie katolicy stanowią 2%, a większość to albo poganie, albo protestanci. W Kazachstanie Kościół katolicki liczy 6% wyznawców, zaś 60% to muzułmanie - i również jest to misja „ad gentes”. Tymczasem np. Ukraina, Estonia czy Łotwa nie są krajami „ad gentes”, a przecież posługa księży, którzy w poszukiwaniu ludzi o katolickich korzeniach są zmuszeni pokonywać nieraz wielkie odległości, także ma charakter ściśle misyjny.
Proszę Księdza, coraz więcej głosów, że i Europa wkrótce stanie się, o ile już nie jest, terenem misyjnym…
Kościół będzie się rozwijał, kiedy będzie miał misjonarzy gotowych dzielić się Dobrą Nowiną. Podczas wyjazdu księży naszej diecezji z bp. Kazimierzem Gurdą do Kazachstanu, w Karagandzie spotkaliśmy kleryków z Indonezji. W państwie położonym w Azji Południowo-Wschodniej - kraju „ad gentes”, gdzie katolicy stanowią niewielki procent wszystkich mieszkańców - w seminarium kształci się ponad tysiąc kleryków. Przyszli księża uczą się języka kazachskiego, by móc pracować w Kazachstanie. Niektóre kraje Afryki nie są już w stanie wykształcić wszystkich seminarzystów. To owoc pracy wielu pokoleń misjonarzy m.in. z Europy i kto wie, czy ich świadectwo nie przyczyni się w przyszłości do przebudzenia duchowego naszego kontynentu. Jestem przekonany, że Europę Zachodnią czeka nowa fala ewangelizacji. W jaki sposób? Duch Święty jest mocą i siłą, która ożywia Kościół. Trzeba się modlić i być do dyspozycji…
A skoro o modlitwie mowa… Jak - oprócz duchowego wsparcia - możemy pomóc misjonarzom?
Ważna jest pamięć modlitewna. Wiem, jak wielką wartość w pracy misyjnej miała dla mnie świadomość, że moi starsi i schorowani rodzice modlą się za mnie. Misjonarze potrzebują zapewnienia o naszej pamięci i modlitwie, ale też niezwykle istotne jest dla nich wsparcie materialne. Moja parafia od 2013 r. podjęła dzieło duchowej adopcji ks. Jarosława Dziedzica, który pracuje w Boliwii. W intencji misjonarza z naszej diecezji modlą się kółka różańcowe, pamiętamy o nim także w każdą pierwszą niedzielę miesiąca. Tego dnia zbierane są ofiary do puszek na jego cele misyjne.
Możliwości, by poczuć się współpracownikami misjonarzy, jest bardzo dużo. Można wspierać ich posługę poprzez dobrowolne wpłaty na konto albo zamawianie intencji mszalnych. Celom misyjnym służą również comiesięczne ofiary składane przez członków Kół Żywego Różańca. Z każdej wpłaconej złotówki 50 gr przekazywanych jest na konto Papieskich Dzieł Misyjnych, a drugie 50 gr - na fundusz misyjny naszej diecezji, co daje księdzu biskupowi możliwość wspierania różnych dzieł podejmowanych przez misjonarzy. Troskę o misje przejawiają również proboszczowie, którzy zapraszają księży do parafii, by podzielili się świadectwem swojej pracy, a przy okazji mogli zebrać ofiary na cele misyjne. Cenną cegiełkę na rzecz promowania misji dokładają także nasze diecezjalne media, w tym „Echo Katolickie”, które regularnie zamieszcza artykuły o posłudze misjonarzy.
Proszę Księdza, my tylko wypełniamy swoją misję - zgodnie z hasłem papieskiego orędzia: „Ochrzczeni i posłani: «Kościół Chrystusa w misji na świecie»”…
Pięknie powiedziane! A skoro o zadaniach mowa, chciałbym, aby w tym roku jak najwięcej parafii włączyło się w akcję „Kolędnicy Misyjni” wpisującą się w Papieskie Dzieło Misyjne Dzieci. Będziemy zbierać ofiary na Kościół w Amazonii, gdzie pracujący w Peru nasi księża: ks. Jan Miedzianowski i ks. Grzegorz Sagan muszą szukać dróg - w dosłownym znaczeniu tego słowa - dotarcia z Dobrą Nowiną do Indian. Część środków zostałaby przekazana również ks. Wojciechowi Matuszewskiemu, który podjął trud remontu domu pielgrzyma w Oziornoje w Kazachstanie.
Sposobów pomocy misjonarzom - jak widać - jest wiele, ale też i potrzeb nie brakuje! Nie wszystko jednak da się zrobić od razu. Wskazana jest zasada tzw. małych kroków - w myśl rosyjskiego powiedzenia: „Tisze jediesz, dalsze budiesz”. Ludzi, którzy pragną odnaleźć Chrystusa, jest bardzo dużo - na misjach w dalekich krajach, ale także najbliższym środowisku. Wszystkim nam potrzeba misyjnego przebudzenia! Naszą podstawową misją jest kroczenie przez życie w duchu Ewangelii, by dotrzeć do nieba.
I to jest puenta! Bardzo dziękuję za rozmowę.
opr. nc/nc