Nadchodzący Wielki Post to dobry czas, aby zadać sobie pytanie: czy jestem wolnym człowiekiem?
Jeśli ktoś twierdzi, że procesje biczowników i restrykcyjne posty odeszły do lamusa i kojarzą się współczesnym wyłącznie z minionym (słusznie – jak sądzą niektórzy) średniowieczem, to jest w błędzie. W ostatnich latach pojawiła się na przykład moda na zdejmowanie butów po to, by złapać lepszy kontakt z ziemią, nawet jeśli skutkuje to poranieniem stóp. Inni startują w wyścigach na torach przeszkód pod drutami z wysokim napięciem, mdlejąc ze zmęczenia. I – jak to skomentował amerykański dziennikarz Scott Carney w swojej książce „Co nas nie zabije” – nie oczekują przy tym „radosnego podniecenia, lecz cierpienia”. Carney dodaje, że „ból jest w tym doświadczeniu najważniejszy”. Trudno to jakoś racjonalnie uzasadnić, poza modą na swoistą kontrkulturę, zwłaszcza w świecie zachodnim, zblazowanym bogactwem.
Carney zwraca się jednak do swojego czytelnika z pytaniem: „Zastanów się nad tym: istnieją firmy, które zbijają majątek na handlu cierpieniem. Jak to się stało, że ból znalazł się na półce towarów luksusowych?”. Z jednej strony jest to pytanie o poszukiwanie siebie przez tych, którzy chcą coś w życiu zmienić. Z drugiej – o sprawiedliwość. Co z tymi, którzy cierpią nie dlatego, że kupili sobie ten rodzaj luksusu za duże pieniądze i często trudno im zrozumieć, ba – uwierzyć, że cierpienie uszlachetnia? Że może być w nim coś wartościowego, co wewnętrznie przemienia?
W Środę Popielcową rozpoczyna się Wielki Post. O tym, jak bardzo zmieniły się przepisy kościelne dotyczące okresów pokuty i chrześcijańskich wyrzeczeń, przypominać nie trzeba. O tym, że z zewnętrznych obostrzeń i rytuałów trzeba przenieść uwagę na wewnętrzną przemianę i nawrócenie – również nie. Wszyscy już o tym wiemy, a praktyka piątkowej wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych jest bardzo wymiernym sprawdzianem właściwej pod tym względem mentalności (w końcu zjedzenie „wypasionego” jesiotra w sosie z krewetek nie jest przekroczeniem przepisów postnych, a chudej piersi z kurczaka już tak). Pora jednak u progu tego Wielkiego Postu Anno Domini 2022, kiedy poczucie bezpieczeństwa mamy mocno nadszarpnięte choćby ze względu na groźbę wojny, pandemię albo gospodarcze kryzysy, odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jestem wolnym człowiekiem? Ile z tych spraw, które zabierają mi czas każdego dnia, stanowiąc rodzaj antidotum na stres, to sprawy, które mnie budują, a ile z nich mnie zniewala? W tym numerze „Gościa Niedzielnego” prezentujemy świadectwa osób, które dzielą się tym, w jaki sposób podjęły wyzwanie: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych” („Bóg rzuca wyzwanie. Co ty na to?” – ss. 18–20). Warto się z nimi zapoznać. A może i samemu odpowiedzieć na pytanie: czy potrafię się umartwić? Jakiekolwiek by to umartwienie było i jakąkolwiek pokusę byśmy odrzucili, w kontekście Wielkiego Postu nie sprawdzają się słowa Scotta Carneya: „Ból jest w tym doświadczeniu najważniejszy”. Dla nas najważniejsza w tym doświadczeniu jest wiara, że ograniczając siebie, dajemy więcej przestrzeni Bogu.