Zajrzyjmy w świat snów Ojca Pio, by je poznać. Jakie miewał sny? Czy miały dla niego jakieś znaczenie?
Wszyscy śnimy. Sny miewają tak ludzie zwyczajni, jak i święci. Często zdarza się, że sny wpływają na ich życie, kształtują wybory, a innym razem traktowane są z przymrużeniem oka. Czy podobnie było w życiu Ojca Pio? Jakie miewał sny? Czy miały dla niego jakieś znaczenie lub czy śnili o nim inni? Zajrzyjmy w świat snów Ojca Pio, by je poznać.
Ojciec Pio, podobnie jak wielu z nas, musiał miewać sny i zapewne niejednokrotnie śnił również o własnej przyszłości. Któregoś razu podzielił się treścią jednego z nich. Uczynił to w oryginalny sposób, biorąc go za temat swego szkolnego wypracowania, które napisał w Pietrelcinie 7 sierpnia 1902 roku. Zatytułował je „Ciekawy sen pastuszka”, a sam ukrył się za postacią Fernanda. Oto czego dowiadujemy się z jego wypracowania: „Fernando był ubogim pastuszkiem, którego poruszała myśl, by zostać zakonnikiem, lecz jego rodzice byli ubodzy i nie mogli spełnić jego zamiaru. Pewnej nocy, kiedy smacznie spał, przyśniło mu się, że przebywa w klasztorze, ubrany w strój zakonny. Zdawało mu się, że to jego pierwszy dzień tutaj i że po jego wyjściu z refektarza zszedł do ogrodu z innymi nowicjuszami w towarzystwie ojca magistra. Za pozwoleniem tegoż przełożonego jedni zaczęli grać w piłkę, inni podlewać kwiaty lub przekopywać ogródek; krótko mówiąc – każdy coś robił i nie było widać, by ktoś stał z założonymi rękami. Po około dwóch godzinach takich zajęć zabił dzwon na nieszpory i wezwał brata-pastuszka do pójścia do kościoła, gdzie na głos organów i na śpiew boskich psalmów wstępowała w jego serce niezmierna radość. Ach, jakże był szczęśliwy! Ostatecznie jego marzenie zostało spełnione! Niestety, to był tylko jego sen – o czym się aż nadto przekonał – bo kiedy się przebudził, leżał w swoim małym łóżku, tak jak w minione noce, gdy tymczasem serce waliło mu wciąż z radości”.
Nietrudno zauważyć, że „Ciekawy sen pastuszka” jest swoistą autobiografią Ojca Pio, który jako piętnastolatek opisał „profetyczny sen” na temat własnej, jak się wkrótce okazało, niedalekiej przyszłości. Francesco Forgione śnił bowiem o byciu zakonnikiem. Może zastanawiać, skąd nastolatek czerpał wiedzę na temat życia w klasztorze? Zapewne posiadał jakieś informacje z drugiej ręki, na przykład od brata Camilla, który odwiedził jego rodzinną Pietrelcinę, chodząc po kweście. Sen młodego Forgione zdradza wyidealizowany i dość idylliczny obraz życia w klasztorze, odsłaniając jednocześnie napięcie, jakie rodziło się w jego sercu pomiędzy światem ubogiego pastuszka a życiem zakonnym. Ta swoista autobiografia odsłania trudności, jakie faktycznie napotkał w związku z przyjęciem do nowicjatu kapucynów w Morcone. W rzeczywistości z pomocą księdza Salvatore napisał list do prowincjała kapucynów z prowincji Świętego Anioła w Foggii, ojca Pio z Benewentu, prosząc o przyjęcie go do zakonu. Odpowiedź była jednak negatywna z powodu braku miejsc. Francesco postanowił pokornie czekać. Po pięciu miesiącach sen się ziścił i 6 stycznia 1903 roku przekroczył bramy nowicjackiego klasztoru w Morcone, a wkrótce potem przyjął kapucyński habit i imię zakonne Pio.
O czym jeszcze śnił Ojciec Pio? Marzył, jak wielu chłopców w jego wieku, o byciu królem i wielkości swego królowania. Dowiadujemy się o tym również z wypracowania szkolnego. Z jego treści jasno wynika, że Francesco miał jasny cel i wizję swego panowania. Chciał być królem pobożnym, sprawiedliwym i przestrzegającym chrześcijańskich zasad moralnych.
Swój „sen o wielkości”, która wypływa nie tyle z piastowanej funkcji, co wartości, jakimi kieruje się człowiek w życiu codziennym, wyraził w następujący sposób: „Ach, gdybym był królem! Ile pięknych rzeczy chciałbym dokonać. Ponad wszystko chciałbym być zawsze królem pobożnym […]. Przede wszystkim zwalczałbym rozwody, tak upragnione przez wielu złych ludzi, i sprawiłbym, że sakrament małżeństwa byłby szanowany. […] Rzeczywiście starałbym się prezentować jako ten, kto zawsze przemierza drogi na sposób prawdziwego chrześcijanina […]. Prezentowałbym się jako uprzejmy, ludzki, przestrzegający prawa […]. Podczas mego królowania nie czyniłbym nic innego, jak tylko wizytował prowincje dla poprawienia ich zarządu i pozostawiał wszędzie tam dla upamiętnienia znakomite monumenty, takie jak: bramy, drogi, cyrki, biblioteki, posągi, teatry itd.”.
Konkluzją tego sennego marzenia niech pozostanie osobiste życzenie Francesca, by zawsze być pobożnym, umieszczone w tekście wypracowania: „tak jak obecnie jestem i mam nadzieję, że takim pozostanę zawsze”. Dla Ojca Pio właśnie pobożność była królewską cnotą, która pozwala lepiej naśladować Chrystusa Króla.
Ojciec Pio w swym życiu duchowym doświadczał tego, co teologowie z dziedziny mistyki nazywają „nocą duszy”. Przeżywał ją jako bolesny proces duchowego oczyszczenia, który poprzez oświecenie prowadził do pełnego zjednoczenia z Bogiem. Zakonnik w tym czasie błądził w mrokach własnej duszy, terroryzowany przez ataki złych duchów. Oto jego relacje z tego okresu: „W ciemności nie mogłem dostrzec nic innego, jak tylko poruszenia bestii pragnących uczynić mnie swoją zdobyczą; nie słyszałem niczego innego, tylko ryki owych bestii, które sprawiały, że w każdej chwili umierałem z przerażenia”. […] „Jestem sam we dnie, jestem sam nocą i nie dochodzi do mnie ani jeden promień światła, aby mnie oświecić”. […] „Lecz mroki stają się coraz gęstsze, burze wybuchają w sercu innych burz, a we wnętrzu mnie samego tworzy się coraz bardziej przerażająca pustka, która sprawia, że w każdej sekundzie umieram z przerażenia”.
Temu bolesnemu procesowi „nocy duszy” towarzyszyło wzmożone działanie złego ducha. Ojciec Pio, będąc jeszcze małym dzieckiem, miewał we śnie wizje demonów, które ukazywały mu się pod przerażającymi postaciami, uniemożliwiając zaśnięcie. Bał się ciemności, bał się diabła, który przychodził do niego nocą i czynił sen niemożliwym lub przerażającym. Po latach tak to wyjaśniał: „Kiedy moja mama gasiła światło, pojawiało się wokół mnie mnóstwo potworów i wtedy płakałem”, a innym razem mówił już wprost: „Mamusiu, tamtej nocy to diabeł tak mnie męczył”.
Zachowało się wiele relacji mówiących o tym mrocznym stanie ducha, jaki Ojciec Pio przeżywał nie tylko przed zakonem, ale także przez kolejne lata pobytu w klasztorze. Oto jedna z nich, która może pomóc zrozumieć, jak wyglądał wówczas „sen człowieka sprawiedliwego”. Brat Francesco z Torremaggiore, mieszkający na stałe w klasztorze św. Anny, opowiadał, że pewnego wieczoru zatrzymał się w celi u Ojca Pio. Zmęczony, postanowił wcześniej udać się na nocny odpoczynek, lecz został zatrzymany usilnymi prośbami współbrata, by jeszcze pozostał. Kiedy jednak odkrył, że zasypia, siedząc na skrzyni Ojca Pio, powiedział do niego: „Widzisz, Piuccio? Ogarnia mnie senność. Lepiej już sobie pójdę”. Pio próbował go wciąż zatrzymywać: „Zostań tu jeszcze troszkę, w przeciwnym razie przyjdą «tamci»”, a mówił w ten sposób o złych duchach. Francesco pozostał przez chwilę i w końcu opuścił celę swego współbrata. Nie uszedł nawet czterech metrów, gdy rozległ się przerażający hałas. „Wróciłem natychmiast, wszedłem do pokoju Ojca Pio i zobaczyłem go powalonego na ziemię i zlanego potem. Złe duchy przyszły bić naszego współbrata” – relacjonował to mroczne przeżycie zachowane w pamięci przed laty. Ojciec Pio przeżył niejedną taką bezsenną i przerażającą noc.
Biograf Stygmatyka, o. Alberto d’Apolito, podobnie wspominał tamte wydarzenia, opisując je z jeszcze większym realizmem: „My, braciszkowie, bywaliśmy często budzeni ze snu w środku nocy przerażającym odgłosem rzucanych mocno łańcuchów, zgrzytem żelaza, krzykami i jękami dochodzącymi z celi numer 5, w której przebywał Ojciec Pio. Chłopcy naciągali kołdry na głowy, drżąc ze strachu. Ojciec Pio, pragnąc ich uspokoić, zapewniał, że demon nie będzie ich dręczył ani nie zrobi im nic złego, że całą złość i nienawiść kieruje ku niemu. Raz jeden z chłopców rzekł, chcąc uchodzić za śmiałka: «Gdyby mi się ukazał, przegoniłbym go precz». Na to Ojciec Pio odrzekł: «Nie wiesz, co mówisz. Gdybyś ujrzał demona, umarłbyś z przerażenia»”.
Tak bezsenne i demoniczne noce Ojca Pio widzieli jego współbracia, a czym były one dla niego samego? Klarownej odpowiedzi na ten temat dostarcza jego korespondencja z kierownikami duchowymi. Odnajdujemy w niej sens i cel nocnych zmagań zakonnika, rozumianych przez niego jako próby wiary i duchowa walka. Zadaniem duchowych pojedynków było nauczenie Ojca Pio, jak pokonywać zło osobowe oraz powstałe na skutek grzechu. Równolegle kształtowały one w nim bezgraniczne zaufanie w moc Bożej łaski.
Listy są zatem poruszającym świadectwem prawości jego sumienia, wiernego łasce Pana, które zdecydowanie sprzeciwiało się zasadzkom szatana oraz uspakajało duszę również wtedy, kiedy nie udawało mu się uniknąć nawracających ataków wroga: „W tych dniach moja dusza jeszcze raz zeszła do piekła; Pan jeszcze raz wystawił mnie na furię szatana. Jego ataki są gwałtowne i ciągłe. Chodzi mianowicie o to, że ten nikczemny odstępca chce wyrwać z mego serca to, co w nim jest najświętsze – wiarę. W dzień napada na mnie w każdej godzinie. A w godzinach nocnych uprzykrza mi sen. Aż do tej chwili, w której piszę, jestem w pełni świadomy, że nigdy mu nie uległem” (26 listopada 1917). W innym liście Ojciec Pio tak o tym napisze: „Moja dusza musi znosić ciągły bój. Nie widzę innego wyjścia, niż rzucić się w ramiona Pana Jezusa, w których bardzo często pozwala mi zasnąć. Błogosławione sny! Są one radosną nagrodą dla duszy za zwycięsko stoczone walki” (10 lipca 1914).
Po nocnych zmaganiach z diabłem przychodził wreszcie czas na upragniony sen, który Ojciec Pio rozumiał jako „radosną nagrodę” za zwycięski bój z wrogami swej duszy.
Kiedy demony uprzykrzają sny, to Bóg poprzez nie objawia swoją wolę. W ten sposób komunikuje się z człowiekiem. Wystarczy wspomnieć sny Abrahama, Jakuba, Józefa czy Daniela. Pierwszym powodem, dla którego Bóg poprzez nie przemawia, jest ochrona człowieka przed grzechem, drugim, nie mniej ważnym, objawienie mu życiowej misji.
Podobnie było z Ojcem Pio. Bóg również do niego przychodził w sennych wizjach. Warto przypomnieć choćby, wszystkim dobrze znane, wydarzenie stygmatyzacji z 20 września 1918 roku, która nastąpiła podczas modlitwy zakonnika na chórze zakonnym. Ojciec Pio bardzo sugestywnie relacjonuje tę Boską interwencję w jednym ze swoich listów: „[…] jak się dokonało moje krzyżowanie? […] Rano, 20 zeszłego miesiąca, na chórze, po odprawieniu mszy świętej uległem senności podobnej do słodkiego snu. Wszystkie zewnętrzne i wewnętrzne zmysły, a nawet same władze duszy były pogrążone w niebywałym spokoju. Absolutna cisza otoczyła mnie i ogarnęła. Nagle zostałem napełniony wielkim pokojem i przyzwoleniem na zupełne pozbawienie wszystkiego i uśpienie w tej katastrofie. Wszystko zdarzyło się błyskawicznie. Podczas gdy to się odbywało, zobaczyłem przed sobą tajemniczą osobistość podobną do tej, którą widziałem wieczorem 5 sierpnia. Jedyna różnica polegała na tym, że jej ręce i stopy oraz bok ociekały krwią. Ten widok mnie przeraził, to, co odczułem w tamtej chwili jest nie do opisania. Czułem, że umieram i umarłbym, gdyby Pan nie wkroczył i nie wzmocnił mego serca, które wyrywało się z piersi. Wizja owej osobistości zniknęła, a ja zobaczyłem, że moje ręce, nogi i bok zostały przebite i ociekały krwią”.
Podczas „słodkiego snu” dokonała się stygmatyzacja Ojca Pio. W ten sposób Bóg objawił Kościołowi i światu misję swego wiernego sługi. Odtąd będzie nią unaocznianie wielkiej tajemnicy miłości Boga do człowieka, która dokonała się poprzez odkupieńczą ofiarę Jezusa na drzewie krzyża. Ojciec Pio będzie ją realizował poprzez męczeństwo konfesjonału i kierownictwo duchowe, troskę o chorych i cierpiących oraz modlitwę za będących w potrzebie.
Zastanawiające jest, że od lat Ojciec Pio pojawia się różnym osobom w snach. Gdy prześledzimy korespondencję, która przychodzi do sanktuarium w San Giovanni Rotondo lub porozmawiamy z pielgrzymami, którzy do niego przybywają, napotkamy na ten powtarzający się fenomen.
Wiele osób usilnie twierdzi, że przyśnił im się Ojciec Pio. Potwierdza to między innymi świadectwo jednego z kapucynów, który w 2001 roku odbywał praktyki w tym włoskim sanktuarium. Oto zapis jego przeżyć: „Przywitało mnie gorące powietrze i jeszcze bardziej gorący tłum tłoczący się przed bazyliką w San Giovanni. Od samego początku musiałem przemodelować swoje «teologiczne spojrzenie» na świat. Tłumy ludzi przychodziły bowiem i mówiły, że śnił im się Ojciec Pio, że przyszedł do nich w nocy i coś im mówił, że spotkali go na jawie w ciągu dnia, że im pomógł”. Nie jest naszym celem rozstrzyganie o wiarygodności tychże snów lub potwierdzanie ich nadprzyrodzonego charakteru, a jedynie zwrócenie uwagi na ich imponującą częstotliwość występowania.
Pierwsze świadectwa na ten temat odnajdujemy już we wczesnych listach Ojca Pio. Jeszcze za życia śnił się swoim współbraciom. Jednym z nich był jego kierownik duchowy, o. Agostino z San Maro in Lamis. W liście z października 1915 roku informuje, że jest poruszony treścią snu o śmierci swego podopiecznego, na pogrzebie którego nie mógł być obecny. Pisał wtedy: „W związku z tym chcę opowiedzieć Ci sen, który miałem poprzedniej nocy. Sen naprawdę bolesny! Wydawało mi się, że otrzymałem wiadomość o Twojej śmierci, która nastąpiła tam, gdzie jesteś, lecz asystowało Ci czterech braci. Wiadomość zimna i naga. Płakałem, ponieważ nie byłem obecny, a kiedy się obudziłem, dziękowałem Jezusowi, że to był tylko sen!…”. Reakcją Ojca Pio na „bolesny sen” kierownika duchowego było, jak się wydaje, dość niezrozumiałe życzenie wyrażone w kolejnym liście: „Oby spodobało się Panu wysłuchać naszych wspólnych pragnień i sprawić, by wypełnił się sen, który miałeś o mnie!”.
Nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, że sen o śmierci własnej lub kogoś bliskiego jest dość powszechnym zjawiskiem. Mimo że zdajemy sobie sprawę z faktu przemijalności życia, to prawdę o nieuniknionej konieczności śmierci próbujemy od siebie oddalić i o niej zapomnieć. Święci uczą nas czegoś zupełnie odwrotnego. Przypominają, że nie można od śmierci uciekać, poddawać się lękowi wywołanemu choćby tylko przez sen, ale być do niej dobrze przygotowanym, by, gdy nadejdzie, nie zaskoczyła duszy.
Sen o. Agostino o śmierci swego współbrata był zapewne podyktowany, jak to zazwyczaj bywa, wielką tęsknotą za kimś, kto jest bardzo bliski, a kogo w danym momencie brakuje. Wydłużający się czas oczekiwania na spotkanie prowadzi do tego, co nazywamy umieraniem z tęsknoty, które może przerodzić się w projekcję śmierci bliskiej osoby, ukrywającej się właśnie pod postacią „bolesnego snu”.
Kolejnym bratem, któremu przyśnił się Ojciec Pio, był o. Basilio z Mirabello Sanntico, doktor filozofii, profesor i dyrektor kapucyńskich kleryków oraz nauczyciel w wyższym gimnazjum. Jego sen o świątobliwym współbracie był szczególny. Śnił on o procesie beatyfikacyjnym Ojca Pio, który obserwował w taki sposób, jakby oglądał film. Nie znamy okoliczności, w jakich o. Basilio przekazał treść proroczego snu, natomiast posiadamy odpowiedź Ojca Pio, który, żartując z brata-wykładowcy filozofii, napisał do niego list, datowany na 8 stycznia 1918 roku. Możemy w nim przeczytać: „Czy wiesz Basilio, że Twój sen zrobił na mnie ogromne wrażenie? Bo gdybyś to Ty był Pontifex in temporibus illis w moim procesie beatyfikacyjnym, nie miałyby prawa pojawić się żadne trudności, ponieważ byłyby Ci znane cnoty i cuda. Pozostałoby tylko rozstrzygnąć sprawę oprawy muzycznej, nieprawdaż? Bawi mnie, za każdym razem coraz bardziej, gdy zastanawiam się nad imieniem, jakie byś przyjął”. Ojciec Basilio, znając niezwykłe walory duchowe i moralne swego współbrata, przeczuwał intuicyjnie jego świętość. Z kolei Ojciec Pio widział w nim człowieka pobożnego i dobrze wyedukowanego. Nie żartuje ze świętości, która jest darem Bożym, ale ironię umiejętnie kieruje w stronę współbrata.
W kolejnym liście kontynuuje swoje rozważania na temat snu o beatyfikacji i zastanawia się nad tym, czy wybór filozofa na papieża byłby rzeczywiście właściwy. I z przekąsem konkluduje, że jeśli się nie myli, to miłośnicy filozofii rzadko zostają prawdziwymi ascetami, a jeszcze rzadziej mistykami, dlatego ma wątpliwości, co do wymaganych od nich kwalifikacji nie tyle intelektualnych, co duchowych, potrzebnych do poprawnego przeprowadzenia procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Żartując, Ojciec Pio zastanawia się, czy zatem nie musiałby zaskarżyć swej beatyfikacji i sam stanąć w obronie własnej świętości.
Ojciec Basilio umarł 13 stycznia 1965 roku, nie doczekawszy się beatyfikacji swego współbrata, jednak po ponad osiemdziesięciu latach jego sen okazał się proroczy, bowiem 2 maja 1999 roku papież Jan Paweł II ogłosił Ojca Pio błogosławionym, a trzy lata później świętym. Jak na ironię beatyfikuje go papież, filozof-etyk, z tym tylko, że jest on równie prawdziwym ascetą i mistykiem, który dziś odbiera chwałę ołtarzy.
Trudno powiedzieć, czy sny Ojca Pio zmieniły świat, jednak z całą pewnością można stwierdzić, że zmieniały jego samego. Bóg, który komunikował się z nim także poprzez senne wizje, pozwolił mu przekroczyć horyzonty nie tylko cierpienia, ale i duchowego geniuszu. Wyniósł go bowiem na szczyty świętości, upodobniając go do swego Syna, tak w męce, jak i chwale. Co więcej, Ojciec Pio nie tylko żył pełnią chrześcijańskiego życia, ale także pozostał żywy w snach wielu ludzi. Jego życie jest jak piękny sen, o którym nie potrafimy zapomnieć.
Błażej Strzechmiński – kapucyn. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu „Antonianum” w Rzymie. Autor wielu artykułów poświęconych osobie i duchowości Ojca Pio. Wykłada teologię duchowości, teologię życia konsekrowanego oraz teologię duchowości kapłańskiej w WSD Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie.
„Głos Ojca Pio” [109/1/2018], www.glosojcapio.pl
opr. ac/ac