Nieskończoność Syberii

Nieskończoność Syberii jest ziemskim wyrazem nieskończoności Boga. I to fascynuje.

"Idziemy" nr 39/2010

NIESKOŃCZONOŚĆ SYBERII

Z Barbarą Ziębą, świecką misjonarką w Irkucku, rozmawia Małgorzata Glabisz-Pniewska

Misjonarz, misjonarka – określenia te kojarzą się zwykle z księdzem czy zakonnicą wyjeżdżającymi na misje do Afryki. Jak zostaje się misjonarką? Czy marzy się o tym od dziecka?

Akurat o Afryce nie myślałam nigdy. Rozważałam trzy inne kierunki: Amerykę Południową, Izrael i Syberię. Każdy był na swój sposób fascynujący. Nie miałam też jednoznacznego skojarzenia, że tylko ksiądz lub zakonnica mogą być misjonarzami, choć zgadzam się, że w Polsce jest taki stereotyp. Świeckim pozostawia się „misje” w rodzinie, w pracy, w polityce, w mediach... Mimo to jakimś cudem wcale nie było mi trudno wyobrazić sobie siebie w roli prawdziwej misjonarki. Wyjazd w daleki świat był dla mnie dość oczywisty. Trudniej było wyobrazić to sobie pewnym osobom, do których należało zaakceptowanie mnie w tej roli.

Kiedy pojawiła się ostateczna decyzja wyjazdu na misje?

Sama nie pamiętam dokładnie. Zawsze było pragnienie życia niebanalnego, twórczego, nieprzykrojonego do obowiązujących schematów. Zawsze była ogromna ciekawość dalekiego świata, innych ludzi i języków. Nie bez znaczenia były pierwsze podróże na Syberię i na Kamczatkę w 1991 i 1992 r. Z czasem nałożyły się na to poszukiwania duchowe oraz coraz bardziej pilne pytanie o miejsce i sposób realizacji mojego powołania. Było to pytanie o tożsamość, a nie o rodzaj zajęć, jakie się będzie w życiu podejmowało. Najpierw był trudny proces długiego rozeznawania. I w końcu przyszedł czas decyzji.

Dlaczego na miejsce misji wybrała Pani akurat Syberię?

Na pewnym etapie rozważań o przyszłości było to dla mnie czymś oczywistym. Siła pragnienia wyjazdu na Syberię zmiatała z drogi wszystkie trudności, przeszkody, ironiczne uśmieszki. Ale gdy patrzę z perspektywy na ten wybór, to widzę nieuświadomione wówczas motywacje: Syberia wydawała mi się kierunkiem najtrudniejszym! Ze względu na mroczną część swej historii jawiła mi się jako otchłań zła, grzechu, ciemności. „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20). Chęć doświadczenia tego zwycięstwa Boga nad szatanem – a nawet osobistego wzięcia w nim udziału – była przeogromna. Wciąż wywołuje to we mnie metafizyczny dreszcz. Zawsze fascynowała mnie ta duchowa rzeczywistość, dziejąca się równolegle do materialnej i widzialnej. Poza tym na Syberię prawie nikt nie chciał jechać. I to też był argument – wymiar niebanalności. Naprawdę miałam jednoznaczne poczucie, że Bóg posyła mnie właśnie tam i że tam czeka na mnie ze swymi darami!

Co jest najbardziej pociągającego w Syberii?

Nieogarnioność. Tak! Nieogarnioność przestrzeni, bezgraniczność przyrody, inny rytm upływającego czasu, mający w sobie coś z wieczności. Nieskończoność Syberii jest ziemskim wyrazem nieskończoności Boga. I to fascynuje. Proszę uświadomić sobie chociażby fakt, że nasza diecezja ma 10 mln kilometrów kwadratowych! Ale oczywiście wiele jest też rzeczy wcale niepociągających. Mam na myśli niektóre ze zjawisk tworzonych przez człowieka.

Jak wygląda zderzenie wyobrażeń o pracy na misji z codziennymi, realnymi problemami?

Moje wyobrażenia dotykały właśnie takiego widzenia Syberii. Miałam poczucie, że jadę wziąć udział w wielkiej misji i w wielkiej walce. Po stronie Tego, Który musi zwyciężyć. A więc jechałam po to, by triumfować. Codzienność okazała się zupełnie inna. Zapewne wciąż biorę udział w tej walce i triumfuję, ale aby to dostrzec duchowym wzrokiem, muszę się mocno starać. Realia są takie, że nikt tu nie czeka na misjonarzy, na Dobrą Nowinę, że mało kto szuka Boga i pragnie wiedzy na Jego temat. Oczywiście rozpaczliwie potrzebują Go wszyscy, ale jeszcze o tym nie wiedzą. Dlatego jest dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem bycie absolutną mniejszością (jako wspólnota chrześcijańska, a zwłaszcza katolicka) oraz nieustanne kołatanie do wciąż zamkniętych drzwi.

Na czym polega Pani praca w Irkucku?

Dużym wyzwaniem, zwłaszcza ze względów językowych, były dla mnie zajęcia z filozofii i teologii na kursach dla miejscowych katechistów. Jednak moim głównym zadaniem jest praca w dziedzinie uzależnień – z alkoholikami, narkomanami i ich rodzinami. Współpracuję z grupami samopomocowymi, z organizacjami pozarządowymi, organizuję szkolenia dla lekarzy, psychologów, pedagogów, pracowników socjalnych. Zabiegam o sprowadzanie odpowiedniej literatury. Mamy społeczne telefony zaufania w tej dziedzinie. To dotyczy całej naszej diecezji, a nie tylko Irkucka, więc wciąż podróżuję po bezkresach Syberii i rosyjskiego Dalekiego Wschodu.

Jak liczne są parafie katolickie w waszej diecezji?

Na tak ogromnym terenie jest tylko kilkadziesiąt parafii, bardzo rozległych, ale liczących zaledwie od kilkunastu do kilkuset wiernych. Są to osoby wielu narodowości: miejscowych (np. Buriaci, Jakuci, Czukcze) i przybyłych tu z różnych powodów. Najwięcej oczywiście mamy Rosjan, ale nie brak też Litwinów, Polaków, Ukraińców, Koreańczyków, Białorusinów, Ormian i wielu, wielu innych. Niekiedy samym tym ludziom trudno określić własną tożsamość ze względu na przodków różnych nacji. Często nazywają siebie po prostu Sybirakami, ale bardzo mocno identyfikują się z państwem rosyjskim i w zasadzie sami siebie uważają za Rosjan. Jednak muszę zaznaczyć, że moja działalność obejmuje nie tylko katolików. Wręcz przeciwnie – zdecydowana większość moich kontaktów to relacje z ludźmi niewierzącymi. A zatem w całej pełni jestem na misjach! Wiele mam też wspólnych przedsięwzięć z różnymi grupami protestanckimi oraz z osobami prawosławnymi. Jest to najprawdziwszy ekumenizm na najbardziej podstawowym poziomie. W ten oto sposób na Syberii spełniają się moje kolejne marzenia.

Co budzi największe zdziwienie w kontaktach z Rosjanami? Czy są rzeczy, które trudno, nawet po 10 latach życia tam, zaakceptować?

Zadziwia mnie zupełnie inna mentalność w porównaniu z polską, inne poczucie czasu i przestrzeni, inna hierarchia wartości, inny typ relacji międzyludzkich. Cóż, jesteśmy w Azji i rzeczywiście mam poczucie bardzo odległego wyjazdu na misje. Ale pomimo upływu 10 lat do dziś trudno mi zaakceptować to, co pogańskie (np. mnóstwo zabobonów nawet wśród osób ochrzczonych) i to, co sowieckie w myśleniu (np. dumę z Armii Czerwonej).

W swoich „Listach z Syberii” niejednokrotnie zachwyca się Pani tamtejszą przyrodą.

Tak, jest to niewyczerpane źródło zachwytu i oczarowania dziełem Stwórcy. Na Syberii wszystko jest „naj”: najgłębsze jezioro, najdziksze góry, największe lasy, najtęższe mrozy. Wszystko to jest oczywiście nie do ogarnięcia, można chwytać tylko pojedyncze odbłyski tego nieskończonego piękna. Trzeba próbować napełnić się harmonią śniegu skrzącego diamentami w niezmordowanym słonecznym blasku albo cichego szmeru bajkalskich lub morskich fal. Od dzieciństwa zachwycały mnie góry, zwłaszcza Tatry, i przewędrowałam je wzdłuż i wszerz. Tych syberyjskich nie przemierzę nigdy; nigdy nawet nie dotknę ich tajemnicy i nigdy nie zadepczą ich tłumy turystów. Do końca świata pozostaną dziewicze. Tak jak miliony kilometrów najczystszego, nietkniętego przez człowieka śniegu.

Jakie są minusy bycia na Syberii misjonarką świecką, a więc pozbawioną oparcia w zgromadzeniu?

Minusy są natury czysto przyziemnej: muszę sama w Polsce załatwiać pewne sprawy urzędowe oraz zabiegać o środki na swoje utrzymanie, bo przecież nie ma zgromadzenia, które by je zapewniało. Na szczęście Opatrzność troszczy się o mnie przez ludzi w Polsce, którzy chcą wesprzeć moją misję. Oczywiście pojawia się też pytanie o starość. Pozostaje powierzyć Bogu rozwiązanie tego problemu.

Jeśli zaś chodzi o plusy pobytu na Syberii – czy jest ich więcej niż ujemnych stron?

Oczywiście. Przede wszystkim możliwość dotarcia do środowisk władzy, polityki, nauki, prawosławia, które w żadnym wypadku nie są jeszcze gotowe na oficjalne kontakty z „umundurowanymi” katolikami. Ja dotrę prawie wszędzie, o ile wystarczy mi cierpliwości, bo jestem dla tych ludzi tylko cudzoziemką, a to w dalekim kraju zaciekawia. A kiedy już dotrę, to zawsze jakieś ziarno się zasieje. Wielkim dla mnie plusem jest też to, że mogę mieszkać sama, na co w zgromadzeniu nie ma szans. Zatem nie tracę energii i czasu na zbędne konflikty, rozmowy i emocjonalne zawirowania. Nie mam też trudności ze znalezieniem przestrzeni milczenia i samotności, czasu na modlitwę i duchową lekturę. Krótko mówiąc – mogę żyć swoim powołaniem, a nie wizjami przełożonych. Mój klasztor jest nieogarniony, a w jego granicach znajduje się oszałamiający ogród z Bajkałem, kamczackimi wulkanami i niezmierzoną tajgą. O wszystko troszczy się najlepszy Przeor i Ogrodnik.

Barbara Zięba – pochodzi z Puław, ukończyła filozofię na Akademii Teologii Katolickiej i teologię na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie. Od 2000 r. służy jako misjonarka w Irkucku. Autorka „Listów z Syberii” wydawanych przez Przyjaciół Kościoła na Syberii w Puławach oraz Wydawnictwo GAUDIUM w Lublinie.

Autorka wywiadu jest dziennikarką Polskiego Radia.

Nieskończoność Syberii jest ziemskim wyrazem nieskończoności Boga. I to fascynuje.

Na Syberii wszystko jest „naj”: najgłębsze jezioro, najdziksze góry, największe lasy, najtęższe mrozy.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama