Kościół jest szczęśliwym domem

Kościół wierzy w ideały, wartości, jak miłość po grób, czy fundamentalne dobro w człowieku...

Recenzja książki: John L. Allen Jr., "Lud nadziei", Wydawnictwo Jedność

Myślą przewodnią książki jest słuszne spostrzeżenie, że katolicy nie trwają w Kościele dlatego, że stanowi on przewagę nad politycznymi czy konsumpcjonistycznymi alternatywami, ale dlatego, że widzą w tej wspólnocie coś więcej. Pociągają ich nie materialne korzyści czy jakieś wyróżnienia, ale Prawda. A tym, co ich łączy jest szczera wiara i świadomość, uczucie, że Kościół jest ich domem, że mimo wszelkich słabości, trudnych spraw czy konfliktów, jest to ich miejsce, w którym mogą wzrastać. I jest to wiara piękna, prawdziwa, pełna radości i nadziei. Bo Kościół to lud nadziei, nadziei, że właśnie tu, w tej wspólnocie ludzi i Boga jest sens życia.

I właśnie kardynał Timothy Dolan z Nowego Jorku (w książce jeszcze arcybiskup) jest przedstawicielem takiego Kościoła: radosnego, pełnego nadziei, afirmującego, pokazującego swoją prawdziwą twarz – tak inną niż ta ukazywana w mediach. Stanowisko to zostaje nazwane ortodoksją afirmatywną i przewija się przez wszystkie wątki rozmowy: o aferze seksualnej, polityce, kobietach, władzy, aborcji. Cechą charakterystyczną tej postawy jest konserwatyzm w poglądach, ale podkreślanie tego, wobec czego Kościół jest na tak, a nie czemu się sprzeciwia. Mamy tu na celu ukazanie piękna katolicyzmu, radości wiary jako tego wobec czego jesteśmy na „tak”, a nie tylko sprzeciwu wobec czegoś. Pięknie ujmuje to sam rozmówca, mówiąc, że katolicyzm nadaje jego życiu sens i cel. „Jest to skarb o wielkiej wartości. Stąd wypływa mój światopogląd, poczucie wartości i kierunku, i w ogóle ekscytacja życiem. Według mnie to najzdrowszy i najszczęśliwszy sposób życia, nie znajduję więc w nim niczego krępującego, opresyjnego, dławiącego.” Przypomina wielkie dzieła sztuki jako pokazanie piękna katolicyzmu. Jego słowa to płynąca z głębi pochwała katolicyzmu jako miejsca szczęśliwego, jako miejsca idealnego życia i wzrostu dla każdego człowieka.

„Kościół katolicki afirmuje, wzmacnia, głosi to, co najbardziej szlachetne, najpiękniejsze i najświętsze w ludzkiej działalności”.

Kardynał podczas lektury pokazuje nam też swoją postawę „otwierania drzwi” – nie oceniania motywów ludzkich działań, nie przekreślania drugiego. Wprost przeciwnie – postuluje stałą otwartość na rozmowę z każdym, szczególnie tym, który ma jakieś wątpliwości w wierze, spowodowane brakiem wiedzy lub postawą kapłanów. Jest to najlepsze wyjście, bo jak mówi kardynał Dolan – „Kościół jest ekspertem od ludzkości”.

Książka (co nie ujmuje jednak jej wartości jako całości) zawiera trochę drobnych błędów np. data 09.09.2011 (zamiast 11.09.2001) jako ataku na WTC oraz błędy stylistyczne i gramatyczne. Ma też kilka nie do końca trafnych sformułowań, jak np. „platoński ideał życia parafialnego”. Mieszane uczucia może budzić też porównanie arcybiskupa Nowego Jorku z Benedyktem XVI. Dziennikarz stwierdza, że nie odnaleźliby się oni na portalu randkowym. Podobnie stwierdza później, że mając na myśli samych biskupów, nikt nie pomyśli o puszystym Dolanie jako o potencjalnym autorze płyty DVD z ćwiczeniami fitness.

Poza tymi drobiazgami, książka jest naprawdę dobrze napisana, a właściwie skonstruowana; przeplatają się w niej refleksje autora i rozmowy z samym kardynałem. Kolejne stronice pobudzają entuzjazm wiary, radość z bycia katolikiem, trwania w tej jednej, wielkiej rodzinie, jaką jest Kościół. Sporo jest zachęt i argumentów, że warto trwać w tej wspólnocie, określonej przez arcybiskupa jako „romantyczna”. Dlaczego? Kościół jest romantyczny, bo wierzy w ideały, wartości, jak miłość po grób, czy fundamentalne dobro w człowieku.

Warto również wspomnieć o tytule książki „Lud nadziei”. Nadzieja jest tu ukazana jako nieodłączny element wiary, jako jej skarb, którego nie dają nam inne ideologie.

„Nadzieja musi wypływać z wiary, a wiara stanowi jej część. Jestem człowiekiem nadziei, a Kościół jest ludem nadziei dokładnie ze względu na wiarę. Wierzę, że istnieje Bóg, który nas kocha, który trzyma nas wszystkich w swej dłoni, który zesłał swego Jednorodzonego Syna dla naszego zbawienia i byśmy mogli żyć wiecznie, który zapewnił nas, iż będzie z nami po wszystkie dni aż do skończenia świata, i który natchnął św. Pawła do napisania, że ostatecznie wszystko istnieje dla dobra tych, którzy wierzą. To nasz wiara, prawda? A nadzieja wypływa właśnie z owej teologicznej wiary”. Bo chrześcijanin to ten, który mimo trudności, mimo cierpienia i grzechu – ma zawsze nadzieję. Nadzieję w Bogu. Bo „wiara mówi nam, że Bóg istnieje, nadzieja zaś – że Bóg ten dotrzymuje obietnic, które składa”.

Napełniwszy się tą nadzieją, zachęcam do lektury. Ale uwaga! Rozpoczynając książkę, naprawdę trudno się potem od niej oderwać.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama