Źle się dzieje w Polsce - czy jednak jest jakieś prawo, które może przywrócić ład społeczny i moralny?
Powszechnie stwierdza się, iż źle się dzieje w naszym kraju.
Władze nie mają zaufania. Raz po raz ludzie pytają: Co należy uczynić, aby to zaufanie przywrócić? Zmienić prawo, struktury, wymienić ludzi?
Prof. Mirosław Stec z UJ napisał: „To nie kwestia struktur, przepisów. Nie chodzi też o jakąś konkretną grupę, której odsunięcie od władzy wszystko załatwi. Istotą kryzysu jest erozja zasad, brak moralnego kręgosłupa, dotykający wszystkich, zarówno radnych, jak i urzędników, czy przedsiębiorców. Okazuje się, że nie mamy busoli, która mówiłaby nam, co wynika z pełnienia określonej roli społecznej: w samorządzie, prokuraturze, policji czy biznesie...”.
Nazywając sprawy bardzo po ludzku i po katolicku musimy powiedzieć, że dzisiejszemu człowiekowi bardzo często brak jest sumienia. Czym jest to sumienie? Jest to głos rozumu, głos Boży o moralności naszych czynów. Jest to głos, który nam mówi, co jest dobre, a co złe. Sumienie jednak może być delikatne, subtelne, prawdziwe, albo też szerokie lub faryzejskie, czyli nieczułe, niewrażliwe, złe, zepsute przez ateizm, niewiarę, przez lekceważenie popełnianych grzechów. Dobre, prawdziwe sumienie trzeba sobie wychować, uformować. Katechizm mówi, że „wychowanie sumienia jest zadaniem całego życia” (KKK 1784). Najcenniejszą pomocą w formowaniu sumienia jest codzienna modlitwa oraz słowo Boże zawarte w Piśmie świętym; to jest dla nas światło i drogowskaz. Sumienie dobre, to sumienie wierne Bogu. Ideałem jest, by każdy z ludzi miał dobre sumienie, sumienie dobrze uformowane poprzez odpowiednie wychowanie w atmosferze wartości ludzkich i chrześcijańskich przekazywanych przez religijną rodzinę, Kościół, szkołę i przez osobistą pracę nad wyrobieniem charakteru. Nieszczęściem dla człowieka, dla rodziny, dla narodu jest brak sumienia, czyli sumienie złe, szerokie, faryzejskie.
Nieszczęściem dla społeczeństwa, dla Narodu jest, gdy do władzy, do rządzenia, do wychowywania, do środków masowego przekazu dostają się jednostki bez sumienia, o zdeprawowanym sumieniu, osoby, które Boga się nie boją, ani ludzi się nie wstydzą. Od takich ludzi nie można spodziewać się budowania dobra wspólnego, poszanowania godności drugiego człowieka, równości i sprawiedliwości społecznej, lecz jedynie szybkiego bogacenia się, oszukiwania, okradania społeczeństwa, jego laicyzowania i demoralizowania: przyzwalania na rozpijanie, na sprzyjanie najniższym ludzkim instynktom. To zaś prowadzi do zniszczenia etosu Narodu.
W jednej rodzinie przyszło na świat dziewczynka z uszkodzonym systemem nerwowym: nie odczuwała bólu. Kiedy dostała pierwsze ząbki, zaczęła gryźć własny paluszek. Nie czuła bólu. Na ten widok matce popłynęły z oczu łzy. Nie odczuwać bólu to wielkie kalectwo, to wielkie zagrożenie. Podobnie trzeba powiedzieć o ludziach, którzy nie mają sumienia, nie czują, że dopuszczają się zła. Oni to zło czynią i nic sobie z tego nie robią. Nad takimi ludźmi trzeba by zapłakać. Są oni bardzo niebezpieczni dla siebie i dla drugich. To tacy ludzie mordowali naszych rodaków w obozach koncentracyjnych i więzieniach, to tacy ludzie należeli do UB i im podobnych formacji. To oni, ludzie bez sumienia, torturowali i skazywali na śmieć lub sami rozstrzeliwali naszych rodaków, np. za przynależność do AK. I dzisiaj podobnych im nie brakuje, chociaż posługują się innymi metodami. Nie zawsze zabijają ciało, zadawalają się zatruwaniem ducha. A przecież poeta mówi, iż niczym Sybir, niczym knuty, lecz narodu duch zatruty, to dopiero bólów ból.
O tym zatruciu ducha mogliśmy się przekonać w poniedziałek (19 V 2003) po kanonizacji dwojga Polaków: św. bpa Józefa S. Pelczara i s. Urszuli Ledóchowskiej, w dzienniku wieczornym tvp. Najpierw pokazano nam entuzjazm Polaków ze spotkania z Ojcem świętym, a zaraz potem ten sam program podał wiadomość o zamiarze polskich feministek podjęcia starań o zalegalizowanie mordowania nienarodzonych dzieci za pomocą tabletek. Trzeba być człowiekiem bez sumienia, żeby w tak wielkiej chwili ujawnić takie okrutne zamiary, trzeba nie mieć sumienia, by domagać się legalizacji zbrodniczych praktyk. Osoby bez sumienia stają się straszliwym zagrożeniem dla całego polskiego społeczeństwa, dla bytu naszego Narodu.
Dlatego jakże aktualne są słowa Ojca Świętego Jana Pawła II wypowiedziane w homilii wygłoszonej na Śląsku w Skoczowie (22 V 1995): „Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia”.
Zwróćmy również uwagę na wcześniejszą wywiedź Sługi Bożego, Prymasa Polski, kard. Stefana Wyszyńskiego. Oto jego słowa: „W naszej Ojczyźnie najważniejszym czynnikiem ładu i pokoju, owocności i skuteczności pracy, a nawet pomyślności społecznej i gospodarczej, jest SUMIENIE obywateli. Bo cóż z tego, że będziemy bez końca wyliczali najrozmaitszych winowajców, że będą oni nawet ukarani zgodnie ze swoimi uczynkami, jeśli życie całego Narodu, a więc każdego obywatela — pozostanie bez zmian?”(Ożarów, 2 X 1980).
W naszym rozważaniu o sumieniu zatrzymajmy się na chwilę przy innej równie ważnej wypowiedzi Sługi Bożego Stefana: „Widzimy winowajców wokół siebie, tylko «ja jestem niewinny»... Jeżeli będziemy się zajmowali tylko wyrokowaniem, a nie odnową naszego życia osobistego, popełnimy ciężki błąd i pogłębimy schorzenia naszego społeczeństwa. Nie przerzucajmy odpowiedzialności na innych. I w nasze życie osobiste wdarło się mnóstwo zniekształceń moralnych, duchowych... Olbrzymia rzesza ludzi jest odpowiedzialna za stan, w jakim się obecnie znajdujemy. To nie jest tylko problem polityczny, chociaż jest on ważki i doniosły. Wiemy, że ci >potężni” ponoszą najcięższą odpowiedzialność. Ale też w należytej proporcji odpowiedzialność ta jest „kolektywna”... Musimy więc dobrze zbadać nasze sumienia, w czym myśmy zawinili... Stąd nakaz walki z wadami osobistymi, rodzinnymi, narodowymi. Ale z tym wszystkim wiąże się nadzieja. Boimy się wysiłku, to jest rzecz zrozumiała. Boimy się nawet oskarżenia...”. Może „wypadnie trochę ucierpieć, przyznać się do winy, powiedzieć: «mea maxima culpa»” (Warszawa, 28 III 1981).
Maryja jest obecna w życiu Kościoła i wszystkich dzieci Chrystusa. Jest świadoma naszych losów, spraw i potrzeb. Jej macierzyńskie serce nie może być i nie jest obojętne na nasze rozliczne problemy. Nam wszystkim potrzebna jest matka. Potrzeba nam jej macierzyńskiej delikatności, wrażliwej czułości, obecności i gotowości pomocy. Każdemu z nas, chociażby uchodził za najmocniejszego, potrzeba coś z delikatności duszy kobiecej, ubogaconej przez macierzyństwo. I to my — tak bardzo uczuciowi Polacy - znajdujemy od wieków u Bogurodzicy Dziewicy, Bogiem sławionej Maryi.
Całe nasze życie rodzinne i domowe bardzo wiele czerpie z dostojeństwa Matki Bożej. O, jak wiele zawdzięcza Jej Naród polski w kształtowaniu swego narodowego obyczaju. W poczucie wielkiej wdzięczności za macierzyńską troskę Maryi o nasz Naród, o nasze rodziny, o każdego i każdą z nas z osobna, co roku pielgrzymujemy do Jej jasnogórskiego sanktuarium, aby naszej Matce i Królowej przedstawić ciężką dolę polską, ten ciężki polski znój i całą mękę narodową, która niekiedy sprawia, że załamujemy się, opuszczając w zwątpieniu omdlałe ręce. U Matki Bożej szukajmy wsparcia i otuchy, z ufnością wołajmy do Niej, jak dzieci:
Matko Pocieszenia, szczerą daj nam skruchę,
Uproś nam u Syna łaskę i otuchę!
Ucz nas szukać Bożej woli
W każdej sprawie, w każdej doli
I na straży stój sumienia!
Święta Matko Pocieszenia,
Nie opuszczaj nas!
Matka Boża w żadnej trudności i w żadnym bólu swego macierzyńskiego serca nie załamała się, nawet pod krzyżem Jedynego Umiłowanego Syna. Innym radziła to, co sama praktykowała, by zawsze pełnić wolę Bożą, by pozostać wierną Bogu i Jego przykazaniom do końca. Ufała, że Bóg Jej nie opuści. I my ufajmy, jak nas zachęcał Kardynał S. Wyszyński, że skoro Maryja zwyciężyła głowę węża-szatana, to przy Jej pomocy zdołamy odnowić nasze dusze i oblicze polskiej ziemi.
Ks. Piotr-M. Gajda
opr. mg/mg