Słyszy się w Kościele głosy niedowierzania, że zmiana na dobre mogłaby się udać, że możemy wrócić do życia bliższego Ewangelii. Może warto popatrzeć na przykład wielkich świętych Karmelu?
W Ávila, nieco poza zabytkowym centrum miasta, otoczonym imponującym murem, znajduje się karmelitański klasztor pw. Wcielenia. W pomieszczeniach muzealnych, wśród drogocennych szat, naczyń liturgicznych i innych eksponatów znajduje się niepozorny rysunek przedstawiający Chrystusa Ukrzyżowanego z nietypowej perspektywy. Pozwala nam spojrzeć na tę ofiarę z perspektywy Ojca.
Niewielki rysunek o wymiarach sześć na pięć centymetrów, umieszczony w ozdobnym relikwiarzu, to dzieło św. Jana od Krzyża. Narysował go podczas jednej z wizji i podarował jednej z karmelitanek. W Ávila pojawił się za sprawą św. Teresy od Jezusa. Byli różni, mieli różne doświadczenie wiary i życia zakonnego. Dzieliły ich ponad dwie dekady życia. Jan był tyle co wyświęconym księdzem, Teresa miała już ponad czterdzieści lat. Być może nie uświadamiali sobie wtedy, że wejdą razem, choć każdy na swój sposób, na wspólną drogę reformy Karmelu.
W życiu Teresy było kilka przełomowych momentów. Jednym z nich są jej zmagania z chorobą. Z powodu słabego zdrowia zmuszona była nawet opuścić klasztor. Była też bliska śmierci, a jednak — jak uważała: cudownie — powróciła do zdrowia. Była przekonana, że pomógł jej św. Józef. To jego opiece odda później zakładane przez siebie klasztory. Choroba nauczyła ją pokory, uświadomiła, jak kruche jest życie.
Drugim momentem było jej nawrócenie, które dokonało się po dwudziestu latach życia zakonnego, podczas modlitwy, gdy wpatrywała się w oblicze Chrystusa ubiczowanego. Teresa uznała, że powinna żyć Ewangelią bardziej radykalnie. Że po to właśnie została zakonnicą. Klasztor, jak uważała, nie powinien być azylem dla wygodnych pań, ale miejscem modlitwy, pokuty i pogłębiania więzi z Bogiem.
To właśnie z jej osobistego nawrócenia zrodził się trzeci przełomowy etap w jej życiu: reforma zakonu. Dziś, mówiąc, że była reformatorką, być może nie zdajemy sobie sprawy, z czym na drodze reformy musiała się zmierzyć. Napotkała ogromny opór, by w zakonie powrócić do ewangelicznego radykalizmu. Z jednej strony zainicjowane na początku dzieło odnowy, za którym opowiedziały się cztery siostry, szybki rozwój tej drogi, powstające nowe klasztory, a nawet polecenie reformy klasztoru męskiego. Z drugiej strony liczne trudności od pozostałych sióstr: bunt, zakaz opuszczania klasztoru, rewizja nauczania przez inkwizycję. Także św. Jana od Krzyża, który w ślad za Teresą podjął się reformy karmelitów, spotkały prześladowania, a nawet tortury. W końcu w spór o reformę włączył się sam król. Teresa i Jan odzyskali wolność. Teresa założyła 15 nowych żeńskich klasztorów, Jan zreformował 22 męskie klasztory. Grzegorz XIII zatwierdził nowe prowincje karmelitów i karmelitanek bosych.
Dziś, gdy myślimy o św. Teresie Wielkiej czy św. Janie od Krzyża, których koleje życia połączył ten sam cel: odnowa życia zakonnego w duchu Ewangelii, zapominamy często, jak wielkim trudem obarczona była ta droga. I jak wiele cierpliwości, uporu i konsekwencji wymagała.
Słyszę czasem w Kościele głosy zrezygnowania, rozgoryczenia, zniechęcenia albo niedowierzania, że zmiana na dobre może się udać. Że możemy przezwyciężyć złe przyzwyczajenia. Że możemy naprawić to, co nie funkcjonuje. Że możemy przywrócić w Kościele życie bliższe Ewangelii. Że możemy być ponad podziałami. Że lewa i prawa nawa w Kościele nie musi ze sobą walczyć. Że nie musimy się dzielić na katolików prawdziwych i nieprawdziwych. Że naprawdę możemy się słuchać. Że możemy razem iść drogą Ewangelii.
Teresa i Jan zaczęli najpierw od siebie. Przeżyli osobiste nawrócenie i podjęli się dzieła reformy z miłości do Chrystusa. Patrząc na Ukrzyżowanego, wiedzieli, że Bóg również „z góry” patrzy na tę ofiarę. Jeśli nasz wzrok „z dołu” i Jego „z góry” zbiegają się razem w Chrystusie, to znaczy, że jesteśmy na właściwej drodze. I owszem, na tej drodze czeka nas wiele trudu, przełamywania niechęci, oporu, przyzwyczajenia. Ale warto się tego trudu podjąć z taką samą cierpliwością, uporem i konsekwencją, jak Teresa i Jan. A przede wszystkim z taką samą miłością do Chrystusa, do którego upodobnić się to podstawowe powołanie każdego chrześcijanina i całego Kościoła.
opr. mg/mg