Tęcza nad Auschwitz-Birkenau

O nadziei wśród powszechnego pesymizmu

„«Dlaczego stoicie?» - Dlaczego stoicie na ziemi? Odpowiadamy: Stoimy na ziemi, bo tu postawił nas Stwórca.”
Benedykt XVI

O, Boże! Ani się obejrzałem, a już jestem emerytem. Zgiąć się jeszcze potrafię, ale wyprostować? Kręgosłup rozjechał się mi, wątroba prawie martwa, pamięć nie ta i słońce nie to, co dawniej. Po co mi takie życie? A młodość? Młodość też nie była lepsza. Najpierw wojna, potem komuna. Nawet jak człowiek miał trochę pieniędzy, to i tak nie było nic do kupienia. Co to za młodość, nawet jednego języka obcego człowieka nie nauczyli i teraz, gdy już można pojechać zagranicę, jest się niemową. Pół wieku stracone, całe życie stracone, bo niby, co nam zostało? Archiwa pełne papierowych teczek z plugastwem wszelkiego rodzaju i tyle. W gospodarce ruina, w polityce masakra, a i w Kościele dzieje się nie za dobrze. Tym czasem ojciec święty Benedykt XVI na pytanie, dlaczego Kościół żyje w takim strasznym świecie, odpowiada — bo Bóg, który jest miłością, nas tutaj właśnie powołał do istnienia, tu nam dał miejsce do życia, mało tego, posyła nas często tam, gdzie nam wcale nie pilno, gdzie możemy stracić nie tylko pieniądze i zdrowie, ale i życie. Historia chrześcijaństwa, ale i innych religii i światopoglądów, aż nadto dobitnie świadczy o tym, że męczeństwo nie należy do rzadkości.

A zatem, skoro Bóg dał nam miejsce na ziemi to znaczy, że trzeba w tym miejscu żyć, a bywa, że tego miejsca trzeba bronić i to za cenę życia. Dlatego Benedykt XVI wpisał do planu wizyty apostolskiej w Polsce nazwę niemieckiego byłego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Dlatego odwiedził Centrum Dialogu i Modlitwy w Oświęcimiu. Od dnia jego tam wizyty, ilekroć ktokolwiek będzie przeglądał dokumentację filmową i fotograficzną tamtych wydarzeń, niechybnie natknie się na logo Centrum. Zobaczy na pierwszym planie napis Auschwitz, nad nim, w tle, kolczaste druty i ponad drutami słońce. Ponad drutami ogradzającymi piekło, które ludzie ludziom zgotowali, słońce. Niby nic nadzwyczajnego, tak przecież było. Każdego ranka słońce wstawało i wieczorem zachodziło bez względu na to, co działo się w obozie. Podobnie bywało z tęczą. Burze nie omijały obozu śmierci i nie raz nad obozem słońce rozpinało tęczę. Tak też się stało podczas wizyty Ojca Świętego. Deszcz, słońce i tęcza. Zjawiska przyrodnicze, nasze, pośród nich stoimy, to znaczy istniejemy, ale też usiłujemy je odczytać. Przeczuwamy, że jest coś jeszcze, niż tylko przypadek, zbieg okoliczności.

Papież, przyjeżdżając do Polski wiedział, że przyjdzie mu stanąć oko w oko z jednej strony z faktem, z historią, a z drugiej strony z symbolem najstraszniejszych zbrodni XX wieku, które zrodziły się z fałszywego przekonania, z fałszywej wiary w prawo jednego człowieka, jednej grupy ludzi, do panowania nad innymi ludźmi, do zabijania innych, czyli wyrzucania, eksmitowania, wywłaszczania drugiego człowieka z tego miejsca, które, jak powiedział Ojciec Święty, dał mu Stwórca.

Papież, stojąc pośród prochów ponad miliona ludzi pytał jak starotestamentalny prorok: „Panie, dlaczego milczałeś? Dlaczego na to przyzwoliłeś?” To samo pytanie stawiali Bogu więzieni i zabijani, ich rodziny i my, ich dzieci i wnukowie. Różne też słyszeliśmy odpowiedzi, które bez względu na to jak je oceniamy, trzeba uszanować, bo nawet te, wydające się bluźnierstwem, zrodziło nieopisane cierpienie, ból ponad ludzką miarę. Benedykt XVI, stawiając pytanie, dlaczego w Auschwitz Bóg milczał, radzi nam, byśmy w poszukiwaniu odpowiedzi nie bagatelizowali tych kart historii, które opisują nasze ciemne myśli, słowa i uczynki, a zwłaszcza zaniedbania. Chcąc zrozumieć ten świat, tę ziemię, na której Bóg nas postawił, czyli, na której żyjemy, trzeba mocno zakorzenić się w historię. Parafrazując słowa papieża, można powiedzieć, że trzeba mocno stać w historii.

To jednak nie wystarczy. Samo patrzenie na ogrom cierpienia, samo analizowanie zbrodni, szukanie przyczyn społecznych, politycznych, ekonomicznych czy psychologicznych, może trochę ten straszny świat rozświetlić, ale nie wyprowadzi nas z bezradności.

W Krakowie Ojciec Święty mówił: „Dlaczego stoicie na ziemi? Odpowiadamy: Stoimy na ziemi, bo tu postawił nas Stwórca (...) „Dlaczego wpatrujecie się w niebo?” (bo) Jesteśmy wezwani, by stojąc na ziemi, wpatrywać się w niebo — kierować uwagę, myśl i serce w stronę niepojętej tajemnicy Boga. By patrzeć w kierunku rzeczywistości Bożej, do której od stworzenia powołany jest człowiek. W niej kryje się ostateczny sens naszego życia.” Jeśli tak, to znaczy, że Bóg nie milczy, odpowiada, a jego odpowiedź usłyszy każdy, kto drży ze strachu, upada, wątpi, grzeszy, ale jednocześnie kurczowo trzyma się tego miejsca, w którym Bóg go postawi. To znaczy ten, kto podnosi się z upadku, bo przecież chce być wierny tym, których Bóg mu dał i to bez względu na to, czy go ktoś kocha, czy nienawidzi. Tak właśnie postępowali Maksymilian Kolbe i Edyta Stein, jasne gwiazdy Auschwitz Birkenau, podobnie jak Janusz Korczak i zapewne wielu, wielu innych, których imiona, no właśnie, Ktoś zna. Ktoś musi znać.

„Ja, Benedykt XVI, następca Papieża Jana Pawła II, proszę was: — byście stojąc na ziemi, wpatrywali się w niebo — w Tego, za którym od dwóch tysięcy lat podążają kolejne pokolenia żyjące na naszej ziemi, odnajdując w Nim ostateczny sens istnienia.” Wpatrywać się w nieba, jak się okazuje, nie oznacza podnoszenia głowy i zaglądanie poza chmury, czy poza horyzont. Przeciwnie, wpatrywanie się w niebo oznacza poszukiwanie Boga tutaj gdzie jesteśmy, gdzie stoimy. Być może takie rozumienie poszukiwania Boga, a więc takie rozumienie wiary, bo o nią tu chodzi, może kogoś zdziwić. Jak kto, przecież Bóg mieszka w niebie, tak nas uczono. To prawda, tyle tylko, że to niebo, chrześcijańskie niebo, jest nie gdzieś tam, ale tu gdzie jest Chrystus, a on jest „we wszystkim i ponad wszystkim”. Czyli, wszędzie.

Ojciec Święty powiedział: ”Wiara nie oznacza jedynie przyjęcia określonego zbioru prawd dotyczących tajemnic Boga, człowieka, życia i śmierci oraz rzeczy przyszłych. Wiara polega na głębokiej, osobistej relacji z Chrystusem, relacji opartej na miłości Tego, który nas pierwszy umiłował (por. 1 J 4, 11), aż do całkowitej ofiary z siebie.” Jaka jest więc nasza wiara, łatwo sprawdzić. Trzeba sprawdzić, bo przecież Benedykt XVI o wiarę, o jej chrześcijanką jakość nas pytał podczas tej pielgrzymki. Ot, choćby stawiając sobie pytanie o tak zwane chodzenie i nie chodzenie na mszę. Chodzić? Nie chodzić? Przykazania, obowiązek, na wszelki wypadek, bo lepiej z Bogiem nie zaczynać, może się Bóg przydać, i tak dalej. A przecież „Wiara polega na głębokiej, osobistej relacji z Chrystusem, relacji opartej na miłości”.

# # #

Idą wakacje, podczas naszych wędrówek z miejsca na miejsce, od zabytku do zabytku, od morza do gór, staniemy twarzą w twarz z dziedzictwem, bogactwem, jakim obdarzyły, wzbogaciły nas poprzednie pokolenia. Łatwo też dostrzeżemy, że te skarby naszej kultury wyrosły w cieniu ołtarza i dla ołtarza, a więc zrodziła je wiara. O niej mówił przede wszystkim Benedykt XVI podczas pobytu w Polsce. Warto więc w te wakacje popatrzeć na naszą wiarę, ale nie przez nasze osobiste przekonania o jej mocy i prawdziwości, lecz przez owoce, jakie ta nasza wiara rodzi.

Tekst ukazał się na łamach "Sanktuarium Świętego Andrzeja Boboli" nr 6/7 (210/211).

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama