Katolicy w Polsce nie umieją bronić swej wiary i przekonań - dlaczego?
Miałem ostatnio możliwość dyskusji o sytuacji w polskim Kościele z kolegą, który pewien czas spędził w Stanach Zjednoczonych. Porównywał on postawę polskich katolików z amerykańskimi protestantami. Niestety porównanie to wyszło bardzo na naszą niekorzyść, wyłonił się z niego obraz nas, jako takich „Bożych fajtłap” — osób biernych, wstydzących się swojej wiary i jeszcze gaszących innych, bardziej gorliwych wiernych.
„Katolicy w Polsce powszechnie kojarzą się z ludźmi w starszym wieku lub niepijącymi studentami. Rzadko kiedy można spotkać odważnego człowieka w wieku 30-50, który z dumą głosi swoje przekonania, a jednocześnie odniósł sukces zawodowy. Nie ma w nas genu działania, nie jesteśmy radykalni w tym co robimy, nie walczymy o swoje, wszystko jest dla nas obojętne i nieistotne. Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja w USA u protestantów. Nie boją się być wyszydzonymi i wyśmianymi, gdy chodzą po ulicy głosząc Ewangelie, nosząc krzyż, protestując przy klinikach aborcyjnych. Widać w nich ten zapał i świadomość, że Bóg wymaga od nich zaangażowania. Po wylądowaniu w Bostonie szokiem było dla mnie swoboda z jak można mówić tam o Jezusie i zainteresowanie jakie on wzbudza. „God bless you” to normlna rzecz. U nas zostaniesz zgaszony przez katolika-praktykującego, że jesteś fanatykiem.”
Niestety w dużej mierze muszę się zgodzić z tym opisem polskiej rzeczywistości przedstawionym przez mojego kolegę. Jesteśmy bierni, milcząco akceptujemy to co serwuje nam współczesny świat. Przyzwyczajamy się do kolejnych wynaturzeń i przyjmujemy, że tak już musi być. Czy, na przykład, komuś przeszkadza jeszcze epatowanie seksem, przemocą i wulgarnością w telewizji albo choć wierzy, że możliwe jest by było inaczej?
Choć stanowimy większość społeczeństwa, a pośród nas jest bardzo duża grupa osób zaangażowanych w życie Kościoła, to daliśmy sobie wmówić, że jesteśmy jakimś marginesem. Boimy się publicznie przyznawać do swojej wiary i wyznawanych wartości, nawet jeśli działamy gdzieś w jakimś ruchu przykościelnym, wspólnocie czy stowarzyszeniu katolickim.
Sami siebie ograniczamy. Ile razy słyszałem ze strony poważnie praktykujących katolików, że to nie po chrześcijańsku się spierać z lewicą (czyt. bronić chrześcijańskich wartości). Sami stajemy się też największymi rzecznikami „neutralności światopoglądowej”, bo to nie wypada narzucać naszych poglądów innym (a to, że ustępując, pozwalamy, by inni narzucają nam swoje poglądy, to nie ważne). Niedawno od osoby mocno zaangażowanej „kościelnie” usłyszałem, że jestem radykałem w negatywnym znaczeniu tego słowa, tylko dlatego, że nie traktuję wiary jako półki z supermarketu z której mogę sobie wybrać to co mi odpowiada, a opowiadam się w całości za nauczaniem Kościoła. A tak przecież nowoczesny katolik nie postępuje!
Jest źle.
Ale mimo wszystko nie zgodzę się z twierdzeniem, że katolicy to z założenia „Boże fajtłapy”. Taka postawa nie jest bowiem zgodna z naszą religią, tylko jest jej wypaczeniem! Jezus nie nauczał gdzieś po cichu nocą garstek ludzi, ale przemawiał do tłumów, wjeżdżał przy aplauzie ludzi do Jerozolimy. Nie zgadzał się na wypaczanie wiary - ośmieszał faryzeuszy; wyrzucał kupców z świątyni. Niektórzy mogliby powiedzieć, że po ludzku przegrał — zginął na krzyżu. Ale po pierwsze tak się stało dlatego, że do końca bronił prawdy. Przecież gdyby powiedział, że on tylko sobie żartował, że jest Bogiem, może darowano by mu życie, uznając go za nieszkodliwego wariata. A po drugie Jego śmierć była tylko pewnym etapem. Nie można zapominać, że po trzech dniach Zmartwychwstał. To największe zwycięstwo w dziejach ludzkości!
Nie możemy być bierni! Nie możemy bać się stawać odważnie w obronie prawdy, brać odpowiedzialności za Kościół, Państwo, wartości chrześcijańskie! Nie możemy dać sobie wmówić, że osoby mocno wierzące, poważnie traktujące wszystkie wartości to jacyś fanatycy. Jeśli czyjaś postawa w Kościele pozostawia coś do życzenia, to tzw. „katolików otwartych” ( otwartych chyba na zło ). Na tej drodze z pewnością będzie towarzyszył i dodawał nam odwagi Bóg. Jeśli ja mogłem zostać działaczem katolickim, choć z natury jestem nieśmiałą osobą, to w większym lub mniejszym stopniu, na swój własny sposób, świadectwo może dawać każdy z nas!
Chyba nie chcemy być takimi katolikami jak z opisu mojego kolegi?
opr. mg/mg