Wśród coraz większej liczby katolików rodzi się obawa, że różnego rodzaju dążenia do reformy w Kościele mogą doprowadzić do zmiany doktryny. Jedną z najbardziej kontrowersyjnych zmian jest postulat możliwości udzielania komunii świętej osobom żyjącym w niesakramentalnych związkach – pisze felietonista Opoki, o. Jan P. Strumiłowski OCist.
Najczęściej w odpowiedzi słyszy się, że w reformie nie chodzi o zmianę doktryny, ale zmianę stylu lub praktyk duszpasterskich. I rzeczywiście dokumenty, które mają wprowadzać pewne zmiany, nie dotykają bezpośrednio spraw doktrynalnych. Postuluje się zmianę postawy, zmianę praktyki lub zmiany dotyczące kwestii prawa kościelnego. Czy jednak rzeczywiście praktyka w Kościele może zachować tak daleko idącą autonomię?
Generalnie doktryna i praktyka życia duchowego w Kościele nie stanowią dwóch odrębnych elementów. Nie jest tak, że depozyt wiary to abstrakcyjny zespół prawd, które należy przyjąć rozumem, natomiast duchowość to odmienny zespół zasad, według których należy żyć. W istocie życie duchowe jest życiem według prawdy objawionej o Bogu, człowieku, zbawieniu, sensie i celu ludzkiego życia. I nawet na pozór abstrakcyjne prawdy wiary zawsze mają swoje uzasadnienie i przełożenie na życie duchowe. Podział na doktrynę i moralność czy duchowość jest zatem podziałem bardziej metodologicznym.
Duchowość i moralność zatem w sposób jednoznaczny mają wyrażać prawdy objawione. Ortodoksja zabezpiecza i rodzi ortopraksję. Zatem kierunek przeciwny również ma swoje znaczenie. Zmiana praktyki na taką, która nie jest zgodna z dogmatami, lub która zachowuje odrębność względem nich, zatraca swój katolicki charakter.
Możliwa jednak jest zmiana praktyk duszpasterskich, tak by nowe praktyki wyrażały tę samą doktrynę, albo nawet wyrażały ją lepiej. Możliwe jest wyrażanie tej samej prawdy o Mszy świętej poprzez różne formy rytu. Możliwe jest wyrażanie i życie dogmatami maryjnymi przy wykorzystaniu różnych praktyk pobożności maryjnej. Mamy w takich przypadkach jednak do czynienia z innymi praktykami, które rodzą się na kanwie tych samych prawd i które są podyktowane tymi samymi prawdami, a nie jedynie przygodnimi okolicznościami nowych czasów czy nowej wrażliwości. Aby więc taka zmiana była uzasadniona najpierw nowe czasy i nowa wrażliwość muszą być skonfrontowane i ocenione w świetle tej samej i niezmiennej doktryny.
Spróbujmy zatem przyjrzeć się niektórym zmianom duszpasterskim, zarówno tym wprowadzanym samowolnie przez duszpasterzy, na które słusznie reaguje Magisterium, jak i tym, które w ostatnich tygodniach zostały zaproponowane przez samo Magisterium.
Jedną ze zmian, a raczej z całym zespołem zmian duszpasterskich są różnego rodzaju eksperymenty liturgiczne, które podyktowane są właśnie nową wrażliwością ludzi współczesnych. W różnych wspólnotach duszpasterze na przykład wprowadzają instrumenty muzyczne, których Kościół jasno zabrania używać w liturgii. Części mszy bywają improwizowane. Sam styl celebracji zmienia się, by bardziej dowartościować otwartość celebransa na uczestniczącą wspólnotę. Długofalowość tych modyfikacji pozwala nam jasno zauważyć, że powodują one przemianę rozumienia istoty Mszy. Coraz częściej katolicy wydają się mniemać, że głównym celem Mszy jest budowanie wspólnoty, lub że względnie Msza jest co najwyżej miejscem wyjątkowego spotkania z Chrystusem Panem. I oczywiście takie cele czy owoce Mszy są w niej także obecne. Nie są one jednak pierwszorzędne. Jednakże zmiana formy skutecznie w niektórych przypadkach może przesłonić ofiarniczy charakter Mszy.
Inny przykład zmian duszpasterskich może stanowić przeakcentowanie kwestii związanych z dobroczynnością, co powoduje, że Ewangelię traktuje się jako pewien unikalny system uczący jak być dobrymi ludźmi. Nie przypadkowo coraz częściej padają pytania typu: „po co mam wierzyć, skoro jestem dobrym człowiekiem?”. Nieprzypadkowo także coraz częściej kapłani mają problem z odpowiedzią na takie pytanie. Sprowadzenie misji Kościoła do działalności charytatywnej zakłamuje nadprzyrodzoną jego misję. Wiara nie jest narzędziem doskonalenia moralności, ale jest początkiem zbawienia. W Kościele chodzi wszak w pierwszym rzędzie o pojednanie człowieka z Bogiem – i to nie tylko moralne pojednanie, ale egzystencjalne, któremu służyć ma właśnie życie sakramentalne. Dlatego w Kościele oprócz Słowa, centralne miejsce zajmują sakramenty. A co ze zmianami postulowanymi przez obecne Magisterium?
Jedną z najbardziej kontrowersyjnych zmian jest postulat możliwości udzielania komunii świętej osobom żyjącym w niesakramentalnych związkach. O tym dlaczego to jest błędne założenie, pisałem na innym miejscu. Spójrzmy jednak czy taka zmiana może obyć się bez zmian doktryny.
Żeby możliwe było udzielanie komunii osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych, w których prowadzi się aktywne życie seksualne, konieczna jest zmiana przynajmniej jednej z prawd objawionych. Za takim postulatem kryje się zatem albo:
1) zmiana doktryny o grzechu ciężkim – Kościół bowiem naucza, że Najświętszy Sakrament jest ostatnim sakramentem wtajemniczenia chrześcijańskiego. Aby do niego przystąpić, należy być już sakramentalnie wszczepionym w Chrystusa przez chrzest i pozostawać w jedności z Kościołem oraz w stanie łaski uświęcającej. Czy zatem ów postulat zmienia nauczanie co do grzechu ciężkiego, jakoby on już nie stanowił przeszkody do przystąpienia do komunii? Czy też zmieniło się nauczanie wedle którego zawsze akt płciowy poza sakramentem małżeństwa jest grzechem ciężkim?
Możliwe jednak jest, że zmianie uległa:
2) doktryna o sakramencie małżeństwa. Czy zatem małżeństwo sakramentalne stanowi jedyny w swoim rodzaju związek włączający dwojga ludzi w jedność znamionującą Chrystusa i Kościół, przez co w innych związkach także można korzystać z owoców tej nadrzędnej jedności, jaką jest Eucharystia? Czy może małżeństwo stało się czymś rozerwalnym i zależnym od ludzkich, życiowych uwarunkowań?
Być może jednak zmianie uległa:
3) doktryna Eucharystii? Czy zatem Eucharystia nie uobecnia rzeczywiście Chrystusa, Boga i człowieka, tak, że można jej przyjęcie pogodzić z pozostawaniem w stanie grzechu? Czy też nie jest to już ostatni sakrament wtajemniczenia, zespalający człowieka z Chrystusem, lecz jest to raczej sakrament stanowiący preludium do wejścia na drogę tego zjednoczenia? Coraz częściej wyrażane twierdzenia, jakoby Eucharystia nie była nagrodą dla doskonałych, ale lekarstwem dla chorych taką zmianę właśnie sugerują. I oczywiście Eucharystia nie jest nagrodą dla doskonałych. Niemniej jest najwspanialszym darem dla nawróconych. Nie jest jednak, ściśle rzecz ujmując, lekarstwem na grzech, lecz jest lekarstwem na grzeszność. Człowiek w stanie łaski nadal zmaga się ze słabością skłaniającą do grzechu. Kiedy jednak nawraca się, podejmuje decyzję zerwania z grzechem, przez co może otrzymać odpuszczenie grzechów i w komunii zjednoczyć się z Chrystusem. Zjednoczenie z Chrystusem w sakramencie zaś daje łaskę, aby w tej decyzji wytrwać, opierając się grzechowi. Komunia zatem nie może nastąpić przed pojednaniem i rozgrzeszeniem, by rzekomo służyć podjęciu decyzji o nawróceniu. Oponenci oczywiście powiedzą, że nie można nawrócić się uprzednio, nie spotykając Chrystusa. Ale komunia to zjednoczenie, a nie jedynie spotkanie. Nie może zaistnieć najpierw zjednoczenie, a następnie dopiero pojednanie.
Jeśli więc jesteśmy zapewniani o tym, że owa zmiana jest jedynie zmianą dyscypliny, podyktowaną większą wrażliwością, pozwalającą dostrzec naprawdę zawikłane sytuacje ludzi żyjących w takich związkach, to w jaki sposób można ową praktykę pogodzić ze wskazanymi wyżej prawdami głoszonym przez Kościół? Bo o ile samo pogłębianie wrażliwości i dostrzeżenie ludzkich dramatów jest słuszne, o tyle powinno ono prowadzić do duszpasterskiego prowadzenia w kierunku rzeczywistego pokonania przeszkód na drodze do zjednoczenia z Chrystusem. A przeszkodą jest przecież trwanie w grzechu. Zatem czy naprawdę mamy do czynienia jedynie ze zmianami duszpasterskimi?