Pierwszy sługa

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (47/99)

Chociaż współczesne państwo (także to, które my tworzymy, a przynajmniej chcemy tworzyć) jest demokratyczne, a nie monarchiczne, to traktujemy je nieraz tak, jakby nasze wyobrażenia o nim wywodziły się z czasów monarchii. Monarcha ówczesny nie tylko rządził, on panował, monarcha absolutny wręcz uosabiał państwo. Nie wszyscy monarchowie podkreślali utożsamianie państwa i siebie tak ostentacyjnie jak Ludwik XIV ("państwo to ja"), przeciwnie, wypracowana jeszcze we wczesnym średniowieczu etyka władców kazała im troszczyć się o poddanych, dbać o ich dobro, czuć się ich opiekunami i protektorami. Zadania państwa postrzegano jako tożsame z zadaniami księcia, on był podmiotem tych zadań, miał - jak to kapitalnie napisał św. Tomasz z Akwinu w swej definicji ustawy - "pieczę o społeczność". Książę to był "pierwszy sługa". Poddani dochowywali mu wierności i okazywali posłuszeństwo, a on lojalnie zapewniał im bezpieczeństwo i kierował nimi, aby mogli żyć szczęśliwie. Trudno nie zauważyć, że taki obraz państwa nadal funkcjonuje w wyobraźni wielu z nas. Nie ma już wprawdzie monarchów, państwo dziś to nie związki personalne pana i jego poddanych, lecz ustalona struktura prawna ("państwo prawne"), władzę w nim sprawują obywatele demokratycznie wybrani do konstytucyjnych organów, a jednak mówi się o nim i traktuje je tak, jakby państwo było jakimś żywym, osobowym podmiotem: księciem, dobrym wujaszkiem, bankierem o niewyczerpanej kiesie. Właśnie: państwo - pierwszy sługa, jak ongiś najjaśniejszy pan, którego portret wisiał w biurach urzędów i w klasach szkolnych. To pojmowanie państwa jako "pierwszego sługi" wcale nie jest błędne, państwo tworzy się po to, by służyło. Tyle tylko, że jest to sługa najęty przez obywateli. A skoro najęty, to i opłacany: robi to, za co mu płacą, i tyle, za ile mu zapłacą. Jeśli naród chce mieć swoje państwo, musi je utrzymać. Państwo nie jest darmowe. Wprawdzie wspólnota narodów powołuje do życia instytucje wspomagające słabsze państwa (międzynarodowe fundusze walutowe), ale nikt żadnemu narodowi nie zafunduje państwa. A ponieważ państwo - ów sługa - jest wspólną wartością, to trzeba je utrzymywać wspólnie. Gdy tym sługą-państwem był książę, można było domagać się odeń jak od dobrego wujaszka, nie troszcząc się o to, skąd on ma fundusze na pokrycie naszych potrzeb. Natomiast współczesne demokratyczne państwo może funkcjonować tylko przez swoich obywateli, aby mogło dawać, musi skądś wziąć. A wziąć może tylko od obywateli. Skoro od nich bierze i im daje, to warto czasem wsłuchać się w racje tych, co uważają, że im mniej państwo miesza się w to rozdawnictwo, tym lepiej. Zwłaszcza że to przecież kosztuje. Cokolwiek ów sługa - czyli państwo - czyni, za to trzeba zapłacić. Zdałoby się pamiętać o tym, kiedy tak zgłasza się coraz nowe żądania pod adresem państwa (dotarł do mnie taki głos, że państwo winno budować spichlerze; magazynować zboże, by nie brakowało go, gdy nadejdą chude lata. Nie przemyślał biedak, że tym samym domaga się jeszcze większego obciążenia wszystkich). Każde nowe zadanie przypisane państwu powiększa koszta jego funkcjonowania: rozrastają się agendy państwa, rośnie liczba urzędników, nie mówiąc już o tym, że im więcej zadań państwo ma do wykonania, tym bardziej zaniedbuje ono swe zadania podstawowe, ochronę bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego. Sługa się przecież nie rozerwie. Może też przemęczyć się, stać się niewydolnym, zniedołężnieć z niedożywienia, bo on sam się nie wyżywi. Nie przesadzajmy więc i żądajmy odeń tylko tyle, ile potrafimy opłacić.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama